Teologia ciała Jana Pawła II jest ogromnym osiągnięciem Kościoła. Ale, moim zdaniem, to wyższa szkoła jazdy, póki co dla nielicznych, a na pewno dla chrześcijan dojrzałych w wierze.
Czytamy z różnych powodów. Dla rozrywki, dla zabicia czasu, by zdobyć wiedzę, by przenieść się na chwilę do innego świata, by zapomnieć o codzienności, by przejrzeć się w życiu innych jak w lustrze. Czy to samo dotyczy książek religijnych?
W naszych czasach niektórzy ludzie zadają sobie ogromne cierpienia, aby upiększyć swoje ciało i bardziej się sobie podobać. Wyszukują więc najwymyślniejsze diety i głodzą się niemal na śmierć. Inni z pobudek religijnych, umęczają swoje ciało nadmiernymi wyrzeczeniami. gdyż rzekomo wymaga tego od nich Bóg. Jeszcze inni stronią od postu jak od bazyliszka. Często motorem takich praktyk jest głęboko skrywana pogarda wobec ciała lub wykrzywiony model postu.
„Pan trzeciego dnia nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności” (Oz 6,2). Któż z nas odważyłby się życzyć swoim rodzicom śmierci, by jak najszybciej cieszyli się szczęściem nieba? Byli tacy, co się odważyli.
W polskiej praktyce duszpasterskiej pojęcie świętości jakby ciągle jeszcze nie wyzwoliło się z drogiego konserwatyzmowi czaru lukrowanych hagiografii. Nawet najdelikatniejsza próba krytycznego spojrzenia uznana jest za niewłaściwość, niedyskrecję, dyskredytację.
Jak tu opisać pośmiertne życie świętych, skoro oddziela nas od nich otchłań ciszy? Tylko Apokalipsa św. Jana waży się uchylić rąbka tej tajemnicy. Właśnie z tej księgi pochodzi pierwsze czytanie obrane na Uroczystość Wszystkich Świętych.
Nieraz się zastanawiam, dlaczego polityka budzi wielkie emocje, polaryzuje i dzieli ludzi. I myślę, że dzieje się tak dlatego, ponieważ zbyt wiele od niej oczekujemy i de facto ją ubóstwiamy. Jedni lamentują, że władza daje im za mało. Inni, że zabiera zbyt dużo. W dzisiejszej Ewangelii (Mt 22, 15-22) Jezus w pewnym sensie studzi te nasze polityczne niepokoje i poucza, że kto oddaje się całkowicie Bogu, będzie miał zrównoważony stosunek do życia politycznego oraz takiej czy nie innej władzy.
W życiu istnieją sprawy błahe, ważne i pilne. Nie każda sprawa ważna jest pilna i nie każda pilna ważna. O ile jeszcze jako tako potrafimy je rozróżnić w głowie, o tyle często nie radzimy sobie z tym, którą z nich w danym momencie się zająć.
Przyznam, że bardzo intryguje mnie to zdanie z przypowieści o przewrotnych rolnikach (Mt 21, 33-46). Na pierwszy rzut oka wydaje się, jakby przeczyło wielkoduszności i hojności Boga. Czy rzeczywiście?
Komuż z nas nie przydarzyło się chlapnięcie językiem do kogoś bliskiego, czy powiedzenie o jedno słowo za dużo? Czy nie dopuściliśmy się pochopnego osądu, drobnego kłamstewka, by ocalić własną twarz, ale po chwili poczuliśmy się winni? Czy ani razu nie poniosły nas nerwy, ale gdy tylko ostygnęliśmy w zapalczywości, zaczęliśmy wyrzucać sobie impulsywność? Jeśli znamy takie doświadczenia, to w pewnym sensie łatwiej będzie nam zrozumieć przypowieść o dwóch synach (Mt 21, 28-31).
Często mam wrażenie, że paradoksalnie łatwiej nam pogodzić się z obrazem surowego, wymagającego i chłostającego Boga, zwłaszcza względem innych, niż uznać, że Bóg daje za darmo, że okazuje miłosierdzie. Czasem i my musimy najpierw przebaczyć Bogu, że jest dobry dla wszystkich, by potem przyjąć Jego miłosierdzie.
Trzeba uważać, by nie potraktować słów Chrystusa o traceniu życia dla Niego w takim duchu, że im w życiu gorzej, tym lepiej i jak nie będzie bolało to znak, iż staczamy się w przepaść.
W ubiegłych tygodniach świat obiegły szokujące zdjęcia ludzi dziesiątkowanych kolejną plagą głodu we wschodniej Afryce. Przyznam, że należę do tych osób, które czują się zakłopotane i nie mają zbyt jasnego pojęcia, co wobec tego począć.
W Lourdes człowiek przekonuje się, że tak naprawdę to nic nie ma, a wszystko jest mu podarowane. To jest klucz do tego niesamowitego miejsca.
Wniebowstąpienie opisane na początku Dziejów Apostolskich jest ostatnim „wstąpieniem” Chrystusa do nieba. I różni się od poprzednich. Czym? Tym, że do tej pory Chrystus starał się pokazać uczniom, czym jest zmartwychwstanie i co ono oznacza, ożywiał ich wiarę. Podczas ostatniego „wstąpienia” apostołowie otrzymują dodatkowo specjalne zadanie: Mają być świadkami Chrystusa na całej ziemi.
Autor „Alkoholika” ze swojej perspektywy stara się przekonać, że matecznikiem uzależnień jest przede wszystkim nie do końca dająca się uchwycić mieszanina własnych emocjonalnych braków, lęków, rozczarowań z nieudolną próbą „zalepienia” dziur i ubytków w osobowości. To wentyl bezpieczeństwa, którego poszukuje człowiek zakleszczony w szczelnym kotle kipiących negatywnych uczuć.
Chrześcijaństwo to bycie zakochanym w kimś, kogo się nie widzi. Jak mąż lub żona, która nadal, a może wtedy jeszcze bardziej, kocha swojego współmałżonka, kiedy on wyjechał na dłużej. Uczniowie wracają do Jerozolimy już nie rozczarowani, ale pełni radości, wigoru i zapału. Zmartwychstanie wydarza się wówczas, kiedy już nie oczekujemy wszystkiego od innych, ale, przyjąwszy Chrystusa w Jego słowie i sakramentach, zakasujemy rękawy i bierzemy się do roboty.
Jeśli człowiek nie zauważa darów, to znaczy, że jego uwaga biegnie gdzie indziej, w rejony nadętej niezależności i urojonej autonomii. Człowiek niewdzięczny ostrym cięciem przecina pępowinę zależności, łudząc się, że właściwie to już niewiele go łączy z Bogiem i ludźmi, a przy tym zazwyczaj czuje się niewiarygodnie pewny siebie.
We współczesnej kulturze masowej króluje pewna tendencja, która stawia seks na piedestale, sprowadzając go do rzędu rekreacji i zabawy. Seksualność kojarzy się niemal wyłącznie ze współżyciem, czyli, by odwołać się do eufemizmu, z namiętnym „kochaniem się”. I w ten sposób, z ludzkiej seksualności żywcem wyrywa się serce, którym jest jej zdolność do wyrażania całej osoby i ludzkiej miłości.
Dyskusje o stylu kaznodziejstwa w Polsce co rusz powracają jak bumerang. Podczas towarzyskich spotkań, na imprezach, w pociągu, po wyjściu z kościoła i w mediach.
Któż z nas nie marzył chociaż przez chwilę, aby dokonać czegoś wielkiego, założyć firmę, która podbije rynek, wspiąć się po szczeblach kariery, zachwycić rzesze i znaleźć się na okładkach najbardziej poczytnych magazynów. Wyobraźnia to jednak nie rzeczywistość. Szybko schodzimy na ziemię, patrzymy trzeźwo na siebie i mówimy: Gdybyśmy tylko mieli wystarczające środki, gdybyśmy wygrali milion w totolotka, gdybyśmy żyli w lepszych czasach... I wracamy do prozy życia.
Powszechna opinia niesie, że księdzu, a zwłaszcza zakonnikowi, modlitwa przychodzi bez trudu. Jak bułka z masłem. Bo przecież to jego robota. Nie ma rodziny. Dzieci nie płaczą i nie otwierają głodnych gębek, więc może sobie pozwolić na luksus spędzania dłuższego czasu na rozmowę z Bogiem.
Wielu wierzących często postrzega chrzest i bierzmowanie tak, jakby to były jedynie bilety wstępu do kościoła lub zdobycie legitymacji członkowskiej do klubu miłośników brydża. Ale Bóg oczekuje od chrześcijan większego zaangażowania.
Czy my chrześcijanie XXI wieku przeżywamy radość z tego, że Bóg przyszedł do nas? Czy doceniamy to, że tej łaski nie zaskarbiliśmy sobie? Czy dostrzegamy ów prosty fakt, że bycie chrześcijaninem to wielka godność i wybranie?
Próbując spojrzeć na mijający rok w Kościele na świecie i w Polsce, chciałbym zwrócić uwagę na kilka znaków czasu, które wydają mi się szczególnie ważne. Z pewnością jest ich o wiele więcej, ale niepodobna tutaj skoncentrować się na wszystkich.
Jeśli Niepokalanego Poczęcia Maryi nie oderwiemy od każdego chrześcijanina, jeśli jej przywileju nie będziemy postrzegać wyłącznie jako osobistego wyróżnienia w izolacji od całego Kościoła, wtedy odkryjemy, że w tym wydarzeniu Bóg objął nas wszystkich.
Myślę, że dobrze jest mieć przyjaciół wśród świętych. Dobrze jest o nich pamiętać, posłuchać, co mają do powiedzenia, pozwolić się pouczyć, ucieszyć się z ich obecności. Dlaczego? Pewnego razu uderzyła mnie uwaga bł. Johna H. Newmana, który powiedział w kazaniu, że św. Filip Neri nauczył się od „św. Benedykta kim być w życiu, od św. Dominika co robić, a od św. Ignacego Loyoli jak to robić”. Każdy święty wnosi do Kościoła coś jedynego w swoim rodzaju.
Mam nieodparte wrażenie, że w naszych czasach coraz więcej ludzi ucieka od ciszy. Nie twierdzę, że kiedyś było nieporównanie lepiej. Tyle że dzisiaj dzięki dostępowi do różnych rozpraszających środków łatwiej nam to robić. Jedni gonią od jednego zajęcia do drugiego, bo uważają, że taki rytm życia wymusza na nich konieczność troski o rodzinę oraz wymagania związane z pracą. Inni po prostu nie wiedzą dlaczego ciągle pędzą.
Jezusowe przypowieści poruszają wyobraźnię. Intrygują, zmuszają do myślenia i wybudzają z poczucia oczywistości. Co więcej, Jezus tak konstruuje przypowieści, że często pozostawia nas z otwartymi pytaniami, z urwanym zakończeniem lub dziwacznym splotem wypadków.
Wielu filozofów nowożytnych odsyła Boga w zaświaty, widząc w nim co najwyżej Pierwszą Przyczynę, Stwórcę, ale nie Ojca i osobę, z którą można rozmawiać i kochać ją. Na różne sposoby wieszczą, że Bóg jako doskonały byt wycofał się z naszego świata, gdy tymczasem prawda jest taka, że to oni odsunęli Go na boczny tor. Czy czasem nie jesteśmy do nich podobni? To nie Bóg ma powrócić do nas, ale to my mamy powrócić do Niego.
Gdyby tak przeprowadzić sondaż wśród osób wierzących i zapytać, co ich zdaniem jest najważniejsze w życiu, przypuszczam, że na pierwszym miejscu uplasowałoby się zdrowie, potem rodzina i stabilność finansowa. Chrystus chyba musiałby się zadowolić dalszymi pozycjami.
Zmartwychwstanie jest nowym sposobem życia, w którym przyjęcie darów przeplata się ze służbą. To życie jest ciągle podtrzymywane w nas przez Boga. Św. Jan Ewangelista ma rację. Zmartwychwstanie to nic innego jak kochanie Boga w drugim człowieku, ponieważ tędy wiedzie najpewniejsza droga do szczęścia.
Według ewangelicznych relacji o Zmartwychwstaniu, Chrystus ukazuje się najpierw kobietom, a dopiero potem mężczyznom. W każdym przypadku kobiety wyznają wiarę, chociaż czasami widzą tylko aniołów, a nie samego Jezusa. Świadectwo niebieskich posłańców wystarcza im, aby uwierzyć. Następnie zostają posłane do apostołów, którzy, w przeciwieństwie do niewiast, powątpiewają i uznają ich opowieści za „czczą gadaninę”.
Jezus po raz kolejny zadaje kłam powszechnemu przeświadczeniu, że grzech polega jedynie na złamaniu prawa lub naruszeniu religijnych reguł. Tymczasem grzech może się w nas objawić w zupełnie niespodziewany sposób.
W modlitwie chodzi przede wszystkim o to, aby bardziej świadomie być dla Boga. To doświadczenie sprawia, że nasze drogi się „wyprostowują”, a skłębione emocje, przypominające czasem burzę w szklance wody, uspokajają się. Spotkanie z Bogiem pozwala nam ujrzeć z większą jasnością, co tak naprawdę liczy się w życiu.
Już w Środę Popielcową jesteśmy zaproszeni do tego, aby wraz z przyjęciem popiołu na nasze głowy, spojrzeć na chrzcielnicę. Jesteśmy bowiem prochem, w którym Pan znajduje upodobanie, ponieważ wybrał nas przed założeniem świata.
Dobrze jest doświadczyć pewnych braków w życiu. Gdybyśmy ciągle opływali we wszystko, gdybyśmy, porównani przez św. Pawła do glinianych naczyń, byli napełnieni po same brzegi rozmaitymi rzeczami, nie moglibyśmy przyjąć więcej darów. Zatrzymalibyśmy się w pół drogi.
Zadziwiająca postawa i słowa Jezusa podczas Jego procesu przed Piłatem zaniepokoiły rzymskiego namiestnika. Cieśla z Nazaretu królem Izraela? My również możemy czuć się z lekka zdezorientowani, przeżywając dzisiejszą uroczystość. Czy święto Chrystusa Króla nie jest pozostałością monarchicznej wizji świata?
Tęsknimy za nieśmiertelnością, a zarazem robimy wszystko, aby o niej nie myśleć. Ten paradoks można dostrzec szczególnie w polskiej tradycji przeżywania Wszystkich Świętych i Zaduszków. Można bowiem odnieść wrażenie, że pospiesznie omijamy dzielenie radości ze świętymi, koncentrując się na grobach, zniczach i wieńcach.
„Dzisiaj można odnieść wrażenie, że ludzie często stają się nieszczęśliwi, ponieważ pragną być szczęśliwi za wszelką cenę”. Tę paradoksalną opinię wyraził przed laty Karl Rahner SJ, mając na myśli ludzką bezradność wobec niemożności doświadczenia wszystkiego w jednej chwili.
Chrystus nie powierza swoich darów ludziom doskonałym, lecz takim, jakimi oni rzeczywiście są. W przeciwnym wypadku Bóg musiałby czekać ze swoim gestem miłości w nieskończoność.
WIELKA ŚRODA, 8.04.2009
Bóg nie usuwa cierpienia z naszego życia, ani nie znajduje w nim żadnego upodobania. Wszystkich dotyka bezradność wobec zagadki cierpienia. Jedyną odpowiedzią, jaką daje nam Pismo jest to, że z Bogiem możemy je znieść.
WIELKI WTOREK, 7.04.2009
Pomimo naszych zdrad i zaprzeczania chrześcijańskiej tożsamości, Chrystus myje nasze nogi, objawia nam najgłębsze tajemnice, nie odrzuca nas, wydaje za nas samego siebie, co chwila podaje nam kawałek chleba, wyróżnia nas, ostrzega i wyciąga dłoń. Czy my to zauważamy?
WIELKI PONIEDZIAŁEK, 6.04.2009
W Wielki Czwartek, Jezus symbolicznym znakiem obmycia stóp zaprosi apostołów do naśladowania Go w podobnych gestach miłości względem siebie nawzajem. Maria poprzedziła Chrystusa innym znaczącym znakiem. Dom Łazarza napełnił się wonią olejku.
NIEDZIELA PALMOWA, 5.04.2009
Bezbronny Chrystus odsłania również pokorną potęgę Boga, której często nie rozumiemy. Ta postawa Jezusa prowokuje nas do głębi: Zejdź z krzyża, wybaw sam siebie, walcz, wezwij aniołów, aby Cię uratowali. Nam Bóg kojarzy się z miażdżącą mocą.
V TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, SOBOTA, 4.04.2009
Wieża Babel jest naszym pomysłem na jedność, zakorzenionym jednak w nieposłuszeństwie, izolacjonizmie, kurczowym trzymaniu się tego, co uważamy za cenne. Tymczasem krzyż Chrystusa jednoczy w diametralnie różny sposób. Przez posłuszeństwo, przekroczenie lęku o siebie i moc Ducha.
V TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PIĄTEK, 3.04.2009
Nasza wiedza i doświadczenie to nie wszystko. Musimy być gotowi na zaskoczenie, jeśli chcemy przyjąć tajemnicę, która przychodzi do nas w zwykłości, chociaż jest nie-zwykła.
V TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, CZWARTEK, 2.04.2009
Biblijne relacje o piekle i potępieniu są zachętą do wzięcia obecnego życia na serio, ponieważ jest ono jedyną sposobnością, w czasie której rozpoczyna się nasza wewnętrzna przemiana. Jest to sprawa o tyle poważna, że człowiek w swojej wolności może nie rozpoznać znaczenia swego życia i ponieść porażkę.
V TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, ŚRODA, 1.04.2009
Naśladowanie Chrystusa zaowocuje poznaniem prawdy. Istnieje związek między jakością życia człowieka, a zrozumieniem. Wzrastająca miłość do Boga i człowieka otwiera nas na przyjęcie prawdy. Czym ona jest?
V TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, WTOREK, 31.03.2009
Jeśli ktoś co dzień wstaje skwaszony, prędzej czy później, jego życie stanie się nieznośnym pasmem nieszczęść. Zacznie się sączyć zgorzknienie, które zatruwa życie i relacje z innymi. Nic dziwnego, że stronimy od zrzędzących ludzi, bo wprowadzają nas w zły nastrój i podcinają nam skrzydła.
V TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PONIEDZIAŁEK, 30.03.2009
Wiodącym tematem w czytaniach obecnego tygodnia jest ocalające działanie Boga, który wybawia człowieka od destrukcyjnych sił grzechu i zła. Ewangeliczna historia o cudzołożnej kobiecie, wraz z opowieścią o Zuzannie uratowanej od śmierci przez Daniela, to pierwszy rozdział sagi o Bożym miłosierdziu.
V NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, 29.03.2009
Każdy człowiek bezdyskusyjnie zgodziłby się ze zdroworozsądkową obserwacją Chrystusa, iż nie będzie czego zbierać podczas żniw, jeśli ziarno nie zostanie wsiane i nie zmieni swojej postaci. Chociaż bardzo małe i niepozorne, ma w sobie ogromny potencjał.
IV TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, SOBOTA, 28.03.2009
Człowiek powołany przez Jahwe, jeśli w ogóle odnosi sukces, zazwyczaj po drodze zalicza sromotną klęskę. Mojżesz wyprowadził Izraelitów z Egiptu, jednak następne etapy tej “wygranej” wiążą się z pasmem porażek.
IV TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PIĄTEK, 27.03.2009
Być może główną przyczyną niewierności wobec powziętych zobowiązań i przyrzeczeń jest właśnie nieświadomość własnych pragnień. Tę postawę często reprezentuje w Ewangeliach bliżej nieokreślony tłum. Najpierw chce okrzyknąć Jezusa królem, a podczas procesu, podburzony przez arcykapłanów, domaga się uwolnienia Barabasza, skazując niedoszłego „króla” na śmierć.
IV TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, CZWARTEK, 26.03.2009
Bóg Biblii ma wiele wspólnego ze światem. Stwórca nie tylko podtrzymuje wszystko w istnieniu, począwszy od kwantów i gronkowców, na galaktykach i słoniu kończąc, ale przejmuje się losem tego, co powołał do życia. Do tego stopnia, że chaos zaprowadzony na ziemi przez człowieka skłania Go do nadzwyczajnego działania.
ZWIASTOWANIE PAŃSKIE, ŚRODA, 25.03.2009
Na wydarzenie zwiastowania możemy spojrzeć rozmaicie. Św. Łukasz przedstawia w nim Maryję jako modelowego ucznia Chrystusa oraz wzór modlitwy. Matka Jezusa słucha, rozważa, stawia pytania, czuwa razem z apostołami w Wieczerniku, oczekując Ducha Świętego.
IV TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, WTOREK, 24.03.2009
Wszyscy potrzebujemy wizji. Fascynują nas ludzie, którzy roztaczają nowe plany, tworzą projekty, wytyczają nowe szlaki. Dlatego przysłuchujemy się politycznym obietnicom, nawet jeśli w wielu wypadkach kończy się na życzeniowym myśleniu lub ideach, które niełatwo wcielić w życie.
IV TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PONIEDZIAŁEK, 23.03.2009
Czy “pójście do nieba” pociągnie za sobą zrelatywizowanie tego, co materialne? Czy nasz świat to tymczasowy namiot, który po spełnieniu swej funkcji zostanie zwinięty, znikając raz na zawsze? Czy nieogarniony kosmos istnieje tylko przejściowo, by powrócić kiedyś do początku, czyli pierwotnej nicości?
IV NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, 22.03.2009
Św. Paweł, zwracając się do dorosłych Efezjan, twierdzi, że spotkanie z Chrystusem wydobyło ich z grobu. To szokujący paradoks. Jak można mówić o kimś, kto żyje, że jest martwy?
III TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, SOBOTA, 21.03.2009
Zasiadanie do stołu jest znakiem wspólnoty. Jezus nie unika ani celników, ani faryzeuszów. Poświęca im sporo uwagi i troski. Czasem odpowiada na ich prowokujące pytania. W sumie bardzo zależy Mu na obu grupach, gdyż reprezentują one dwóch synów kochającego ojca. W każdym z nich jest ziarno dobra wymieszane z plewami.
III TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PIĄTEK, 20.03.2009
Metafory pustyni i drogi dobrze opisują kondycję człowieka. Z tego powodu te dwa obrazy, szczególnie droga, często pojawiają się w literaturze, czy w pismach wielu religii. Ich zadaniem jest próba rozwikłania zagadki człowieka i jego roli w tym świecie, a przynajmniej częściowe zrozumienie jego przeznaczenia.
UROCZYSTOŚĆ ŚW. JÓZEFA, MĘŻA MARYI, 19.03.2009
W Ewangeliach Bóg przygotowuje człowieka do misji i ważnych wydarzeń. Drobne wydarzenia, znaki, spotkania, mogą być pierwiosnkiem tego, co nadchodzi. Zazwyczaj zdajemy sobie z tego sprawę dopiero po fakcie.
III TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, ŚRODA, 18.03.2009
Niektórzy czują się przerażeni myślą, że Bóg z góry przygotował projekt i oczekuje od nas jego wdrożenia. Od razu pojawia się krzyk: A gdzie wolność? Co z naszą autonomią?
III TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, WTOREK, 17.03.2009
Bóg wyposaża nas w swoje dary, nie konsultując się uprzednio z żadnym człowiekiem. Otrzymaliśmy je w darze, abyśmy stali się lepszymi ludźmi. Dlaczego jednak chce nas rozliczać, skoro dał wszystko za darmo, bez pytania się o nasze zdanie?
III TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PONIEDZIAŁEK, 16.03.2009
Dla mieszkańców Nazaretu Jezus nie był kimś niezwykłym. Syn cieśli Józefa. Przywyknęli do Niego. Nie mogli pojąć, że ten prosty rzemieślnik, z którym tyle lat wspólnie żyli, może być Mesjaszem. Bóg objawiający się w ubóstwie, podobny do nich, nie pasował do ich wyobrażeń.
III TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, NIEDZIELA, 15.03.2009
Jeżeli chcemy zrozumieć działanie Boga w naszym życiu oraz Jego sposób objawiania, nie możemy domagać się specjalnych znaków. Nie uchwycimy również znaczenia tego, co nas spotyka, jeśli jak uczeni w Piśmie zatrzymamy się na zewnętrznym wymiarze rzeczy.
II TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, SOBOTA, 14.03.2009
W każdym z nas mieszka celnik i faryzeusz. Są okresy w naszym życiu, kiedy jesteśmy owcą błąkającą się po bezdrożach, a innym razem drachmą, która wpada pod szafę, by ukryć się przed innymi. Czasem zachowujemy się jak młodszy syn, ale nieobcy jest nam również wewnętrzny bunt „posłusznego” niewolnika.
II TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PIĄTEK, 13.03.2009
Zdarzenie z Józefem i jego braćmi barwnie odsłania prawdziwy kogel-mogel międzyosobowych więzi: tęsknoty wymieszane z namiętnościami, konflikt pokoleń, ukryta wewnątrzrodzinna hierarchia, rywalizacja, zazdrość, nienawiść, złowrogie milczenie, obsesyjna i zaborcza miłość, egocentryzm, zdrada, wyrachowanie, lęk, oszustwo.
II TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, CZWARTEK, 12.03.2009
Każdy z nas jest sam dla siebie zagadką. Żywimy pragnienie kontroli nad wszystkim. Równocześnie zdajemy sobie sprawę, że mieszkają w nas siły, którym nie potrafimy nakazać posłuszeństwa. Wystarczy, że noga nam się powinie, a okazuje się, że nie wszystko leży w naszej mocy.
II TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, ŚRODA, 11.03.2009
Intrygujące jest to, że Bóg porównuje siebie do garncarza, który nie jest w stanie na poczekaniu ulepić czegoś wartościowego. Wiele zależy przecież od umiejętności rzemieślnika. Po drodze musi liczyć się z niepowodzeniami. Chwila nieuwagi, jeden fałszywy ruch i forma ulega zniekształceniu.
II TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, WTOREK, 10.03.2009
Grzech jest rzeczywistością, która przysparza nam wiele problemów. Oprócz opieszałości w przyznaniu się do winy, nie jest również łatwo jednoznacznie określić, w którym momencie przekraczamy granicę właściwego postępowania i myślenia. Obecna terminologia Kościoła, chociaż uświęcona tradycją, nie ułatwia nam zadania.
II TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PONIEDZIAŁEK, 9.03.2009
Biblia często powtarza, że korzeń wielu naszych grzechów tkwi w nieprawidłowym słuchaniu. Trudności powoduje treść przesłania, ale chyba jeszcze bardziej nasza naturalna tendencja do koncentrowania się na sobie, a nie na osobie mówiącej.
II TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, NIEDZIELA, 8.03.2009
Chyba żadna inna scena w Starym Testamencie nie doczekała się tylu interpretacji, co ofiara Izaaka. Dlaczego ojciec Izaaka bez najmniejszej zwłoki odpowiada na wezwanie Jahwe. Zadziwiające jest również to, że autor nie wspomina ani słowem o uczuciowym stanie Abrahama. Dlaczego się nie burzy, nie interweniuje, nie spiera z Bogiem, jak uczynił to wcześniej błagając śmiało o ocalenie Sodomy i Gomory?
I TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, SOBOTA, 7.03.2009
„Miłujcie waszych nieprzyjaciół” (Mt 5,44)! Cóż miałoby mnie skłonić do poświęcenia się dla kogoś, kto mnie nie znosi lub czyha na moje życie? Wszystko to wydaje się jakieś nienaturalne.
I TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PIĄTEK, 6.03.2009
Do nieba wchodzi się przez ciasną bramę. Trzeba jednak uprzednio nabyć odpowiednią przepustkę. W Ewangelii św. Mateusza Jezus mówi, że mogą ją otrzymać ci, którzy będą „bardziej” sprawiedliwi niż faryzeusze i uczeni w Piśmie oraz ci, którzy staną się jak dzieci.
I TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, CZWARTEK, 5.03.2009
Czy to nie dziwne, że modlimy się ciągle o pokój, chociaż w tylu miejscach na świecie toczą się konflikty zbrojne i wojny? Błagamy Boga o zdrowie dla naszych bliskich i innych chorych, chociaż równocześnie widzimy, że ich stan wcale się nie poprawia, a niektórzy z nich umierają. Prosimy o uwolnienie z dokuczającej nam słabości, chociaż po latach zdajemy sobie sprawę, że w zasadzie niewiele się zmienia.
I TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, ŚRODA, 4.03.2009
Wszyscy prorocy sądzili, że nie dorastają do powierzonej im misji. Dlatego w pierwszym momencie opierali się Bożemu wezwaniu. Mojżesz przekonywał Boga, że nie potrafi przemawiać. Izajasz uważał się za nieczystego, a Jeremiasz za zbyt młodego. Eliasz rzucił się do ucieczki, gdyż obawiał się o swoje życie, a Amosowi słowa z trudem przechodziły przez gardło.
I TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, WTOREK, 3.03.2009
Nawet Bóg szanuje czas. Co to konkretnie oznacza, możemy zrozumieć dzięki porównaniu działania słowa Bożego do procesu powstawania chleba. Rolnik doskonale zna etapy drogi, które trzeba przejść od przygotowania gleby pod zasiew do skosztowania pachnącego bochenka.
I TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU, PONIEDZIAŁEK, 2.03.2009
Każdy zajmuje jakieś stanowisko wobec cierpiącego. Albo przechodzi wobec niego obojętnie, albo stara się, tak jak potrafi, pospieszyć z pomocą. Jedno jest pewne: człowiek w pełni władz nie może zaprzeczyć, że nie widzi i nie słyszy kogoś, kto cierpi.
I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, 01.03.2009
Chętnie chcielibyśmy uniknąć wpływu dzikich zwierząt, czyli pokus i walki oraz przejść ponad nimi do porządku dziennego. Ale Markowa Ewangelia sugeruje, że zbawienie, czyli powrót do jedności, dokonuje się wówczas, kiedy we wspólnocie z Bogiem i przy Jego pomocy, stawiamy czoła temu, co nas nęka, co nam przeszkadza, co sprawia, że czujemy się osaczeni.
SOBOTA PO POPIELCU, 28.02.2009
Niewiele zrozumiemy ze sporej części Ewangelii, jeśli uznamy faryzeuszy i uczonych w Piśmie za wymarłe dinozaury. Po drugie, jeśli nie dostrzeżemy w nich cech każdego z nas. Pamiętajmy, że Biblia nie jest jedynie księgą historyczną opisującą zamierzchłe czasy. To żywe słowo, które pod osłoną znaków, obrazów i wydarzeń chce poruszyć ludzi każdej epoki.
PIĄTEK PO POPIELCU, 27.02.2009
W czasie święta trudno „pościć”, czyli nie jeść, nie pić, nie cieszyć się, nie spędzać czasu z innymi. Ale owocem świętowania, bo przecież nie wszystko kręci się wokół jedzenia i picia, ma być naśladowanie Boga w jego łaskawości, hojności, gościnności i bezinteresowności.
CZWARTEK PO POPIELCU, 26.02.2009
Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu pragniemy wiedzieć dokąd zmierzamy. W głębi serca chcemy mieć pewność, że nasze wysiłki nie idą na marne, że w sumie w życiu nie chodzi jedynie o jedzenie, picie i pracę.
ŚRODA POPIELCOWA, 25.02.2009
Jednym z zasadniczych celów nauczania Jezusa jest zachwianie naszego przesadnego zaabsorbowania zewnętrzną stroną życia i skierowanie uwagi ku jego wewnętrznemu wymiarowi, który wcale nie narzuca nam się z siłą wodospadu. Niestety, często po uszy tkwimy w zewnętrzności, to znaczy w tym, co można dotknąć, poczuć, zbadać, posmakować, zdobyć, posiąść. Budowanie relacji z ludźmi i z Bogiem chroni nas przed przytłaczającą presją zewnętrzności.
Duchowa wędrówka przez pustynię, różne formy niewoli czy bolesny ogień, który trawi nas od wewnątrz to integralne części naszego codziennego życia. Obrazują one pewien wewnętrzny dynamizm i niepokój związany z naszym wzrostem.
Człowiek pogrążony w duchowym śnie jest ślepy, nie potrafi rozpoznać, co właściwie się dzieje wokół niego. Żyje w innym świecie. Sen to jedno z imion niewidzialnej śmierci.
Po co obstawać niewzruszenie przy jednej decyzji do końca naszych dni? Pytanie to staje się palące, kiedy w naszym powołaniu doświadczamy kończącego się “miesiąca miodowego”, by rozpocząć czas pustyni.
W poprzedniej części starałem się pokrótce ukazać, iż masturbacja jest złożonym fenomenem, zarówno pod względem przyczyn jak i intensywności. Podobnie jak wiele innych ludzkich problemów ukrywa w sobie ważką prawdę: człowiek to istota skomplikowana, której nie da się zawrzeć w prostych definicjach. W tej części spróbuję odpowiedzieć na pytanie, jak wyjść naprzeciw kompulsywnej masturbacji, mając na myśli głównie osoby wierzące. Zanim to nastąpi, chciałbym najpierw rozwinąć kilka ogólnych refleksji, które, jak sądzę, sytuują problem autoerotyzmu w szerszym kontekście.
Masturbacja to temat wstydliwy. Niechętnie się go porusza. Często z uśmieszkiem lub zażenowaniem. Kultura masowa również nie sprzyja głębszej refleksji, promując raczej „luźne” podejście do autoerotyzmu, jako naturalnego zachowania, którym nie należy się zbytnio przejmować.
Kiedyś być może usłyszymy z ust Chrystusa zaskakujące słowa: „Nie oczekiwałem od ciebie tak wielkich owoców; któż ci powiedział, że masz przynieść aż taki plon? Jedni wydają plon trzydziestokrotny, inni sześćdziesięciokrotny, jeszcze inni stokrotny. Nie czytałeś tego”?
Uważny obserwator liturgii Kościoła mógłby zapytać, po co dodatkowa Uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej, skoro w Wielki Czwartek obchodzi się pamiątkę ustanowienia Eucharystii?
Oto wspaniała nowina dzisiejszej nocy, godna niekończącego się Alleluja: Syn, Ojciec i Duch Św. wyrywają nas ze szponów śmierci, tak że nikt z nas nie będzie już od nich odłączony.
Czy spotkały nas głupie uśmieszki, podrwiwanie, wyśmiewanie z powodu naszej wiary, bo się modlimy, bo chodzimy do kościoła, bo obchodzi nas jeszcze moralne życie, bo nie oddzielamy religii od naszej pracy, studiów, życia małżeńskiego? Czy ktoś uznał nas za głupich, kiedy zauważył, że pragniemy być uczciwi, prawdomówni, sumienni, wierni danemu słowu?
Chrystus patrzy na rzeczywistość inaczej niż my. Kiedy widzi ptaki fruwające, to od razu zauważa Ojca, który się o nie troszczy. Kiedy przychodzi do niego grzesznik, dostrzega w Nim zabłąkaną owcę, w cudzołożnicy kobietę.
Ludzkie spojrzenie pragnie dosięgnąć tego co, niewidzialne. Zresztą takie jest nasze przeznaczenie: „oglądać Boga twarzą w twarz”. W Piśmie św. spotkanie twarzą w twarz jest symbolem wewnętrznego poznania dwu serc. A twarz jest zwierciadłem naszego wnętrza.
W pielgrzymce do Boga idziemy w konkretnym czasie i epoce. Właśnie połączenie tych trzech elementów: wiary, historii i miejsca tworzy labirynt, w którym musimy nauczyć się poruszać.
Różnie można interpretować religijne postawy i ryty. Karol Marks twierdził, że jest ona narkotykiem wytwarzanym przez biednych ludzi.
Bóg liczy na nas, nie dlatego, że jesteśmy doskonali, ale dlatego, że dzięki Niemu żyjemy i jesteśmy zdolni do wielkich czynów.
Często szukamy jasnych, prostych i jednoznacznych odpowiedzi na trudne pytania. Ale ich nie znajdujemy. Tak jest również z cierpieniem, o którym jednak Biblia mówi wiele.
Jako chrześcijanie mamy do czynienia z Bogiem, który chce dzielić się sobą, swoją radością i miłością. A nas postrzega nie jako intruzów, którzy Mu przeszkadzają, ale przeciwnie, jako członków swojej rodziny. Bóg się nami cieszy. I do tego w pierwszym rzędzie zaprasza nas Jezus na krzyżu.
Pomimo zbrukania grzechem człowiek dalej jest człowiekiem, bo Bóg nie odwraca się nigdy od niego. Nigdy nie jest tylko cudzołożnikiem, alkoholikiem, narkomanem, złodziejem, oszustem. I to nastawienie Boga jest najgłębszym fundamentem każdego powrotu do Niego.
Bóg przeżywa zawód jak mąż czy żona zdradzona przez współmałżonka. Wyobraźmy sobie ten ból. Kochamy jakąś bliską osobę, ufamy jej, jesteśmy dobrzy dla niej. A ona uśmiecha się przy nas, a z boku robi swoje. Grzech jest zniszczeniem relacji między mną a Bogiem. Relacji miłości, a nie tylko uchybieniem prawu czy przepisom.
Co my tutaj właściwie robimy? Po co przyszliśmy na Gorzkie Żale? Żeby trochę się powzruszać nad losem Chrystusa? Żeby nad Nim polamentować? Wiemy z Ewangelii, że On tego nie oczekuje. Jeśli już mamy płakać, to raczej nad sobą i naszymi bliskimi. Takie jest życzenie Jezusa. Ale dlaczego mamy płakać nad sobą?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Jezus mówi do nas rzeczy przeczące naszemu codziennemu doświadczeniu. Wydaje się, że pochwala biedowanie, głodowanie, płacz, bycie znienawidzonym i pogardzanym. A przecież na ogół staramy się uniknąć tych trudnych sytuacji, a gdy już na nas spadną, wcale się z nich nie cieszymy.
Niedziela, którą co tydzień przeżywamy, ma chronić nas przed spłyceniem życia. Dzięki niej mamy poczuć wielobarwność, złożoność i bogactwo życia. I bynajmniej nie chodzi tutaj jedynie o spełnienie obowiązku uczestnictwa we mszy św.
Dziwnie brzmi początek Ewangelii św. Jana, zwłaszcza dzisiaj (J 1). Świętujemy narodzenie Chrystusa, a tu ani słowa o poczęciu, o szopce, aniołach i sianku, o ojcu i matce. Św. Jan pisze tajemniczo o jakimś Słowie, o świetle i ciemności, mając na myśli tego samego Jezusa z Nazaretu, o którym opowiada św. Łukasz. Podaje nam najgłębszy i zarazem najbardziej szokujący powód naszego świętowania: ten Jezus z Nazaretu nie jest zwykłym dzieckiem – jest Stwórcą świata, tym, przez kogo wszystko się stało, który wszystko podtrzymuje w istnieniu.
Kto z nas nie chce mieć udanego życia? Któryż zdrowo myślący człowiek chciałby kiedyś usłyszeć, że zmarnotrawił swoje życie, że rozminął się ze swoim przeznaczeniem? Pewnie nikt. To znak, że nadal tęsknimy.
Na co my dzisiaj czekamy? Na podwyżkę, lepszą pracę, dyplom magistra, na święta? Czy w naszym życiu jest jeszcze miejsce na nieprzewidywalność? A może myślimy, że wszystko da się zaplanować i zabezpieczyć? Czy na co dzień z utęsknieniem wypatrujemy przyjścia Chrystusa? Jakie uczucia budzi w nas myśl o naszej śmierci? Czy rodzi w nas tęsknotę za Bogiem?
Św. Jakub apostoł pisze, że „wiara bez uczynków martwa jest”. Co to znaczy? Że jeśli to, w co lub kogo wierzymy, nie ma żadnego wpływu na nasze postępowanie, jeśli nie zachęca nas do czynów, to w gruncie rzeczy jest to pozór wiary. Wiara jest takim poznaniem, które pobudza do działania.
Nie wystarczy jakoś wierzyć w Boga. Nie wystarczy być przekonanym, że Bóg istnieje. To zdecydowanie za mało. Ważne jest także, w jakiego Boga wierzymy.
Pragnienia mają wiele wspólnego z wiarą. Nie wiemy, dokąd nas zaprowadzą. Nie wiadomo, czy uda się je spełnić. Trudno przewidzieć, na jakie natrafimy przeciwności. Wzywają nas do ufności.
Ufność polega na tym, abyśmy w każdej sytuacji robili, co w naszej mocy, ale też wiedzieli, że nie jesteśmy zdani wyłącznie na siebie. Ufny człowiek wie, że cokolwiek by się z Nim nie działo, Bóg czuwa nad nim, Bóg jest obok niego.
Pewnie wszyscy doświadczyliśmy, co znaczy nieprzespana noc, i to z różnych powodów: choroba, praca, płaczące dziecko, troska o dom, stresy, niepokój. Ale czy kiedykolwiek nie przespaliśmy nocy, bo martwiliśmy się o Kościół i stan naszej wiary? Czy Kościół jest w naszym życiu tak ważny, żeby się nim przejmować aż do tego stopnia?
Nieraz możemy mieć pretensje do Boga, że nie spełnia naszych próśb, nawet najszczerszych, jak w przypadku Jana i Jakuba z dzisiejszej Ewangelii. Jezus mówi, że problem tkwi w nas, a nie w Bogu i Jego rzekomej nieprzychylności. Nie zdajemy sobie sprawy, o co prosimy. A Bóg nie poda nam skorpiona zamiast jajka, czy kamienia zamiast chleba.
Prorok Eliasz ucieka na pustynię przed zemstą królowej Izebel. Z kolei Jezus zostaje wyprowadzony na pustynię przez Ducha Świętego. Obie historie pokazują, że pustynia nie jest jakimś miejscem, lecz raczej sytuacją egzystencjalną. Na pustyni działa zarówno Bóg jak i zły duch. Pobyt Eliasza i Jezusa na pustkowiu ma ich przygotować i wzmocnić do dalszego pełnienia życiowych zadań. Wbrew pozorom pustynia nie jest ucieczką od życia i cywilizacji. Staje się ona integralną częścią naszej egzystencji.
Jeśli ktoś twierdzi, że nie wierzy w Boga, albo Go nie zna, ale kocha człowieka i służy mu, to de facto, działa w nim sam Bóg. Może on być bardziej gorliwy niż niejeden katolik. Dlatego nie wystarczy formalna przynależność do Kościoła, aby mieć pewność, że kiedyś będziemy oglądać Boga twarzą w twarz.
Być może Papież będzie zwracał uwagę na to, że obecna sytuacja duchowo-polityczna w Europie stawia Polaków przed nowym wyzwaniem dla wiary, które domaga się rozbudzenia w wierzących ducha misyjności. Ta misyjność polega najpierw na świadectwie życia chrześcijańskiego, wiernego Chrystusowi i Kościołowi. Z kolei wierność zakłada dążenie do dojrzałości wiary.
Nigdy w ciągu roku nie rozpoczynamy naszego spotkania z Bogiem w Kościele od milczenia i głębokiego pokłonu. Tylko ten jeden raz, w Wielki Piątek. To milczenie ma nam zamknąć usta, wprawić nas w niepokój, abyśmy przynajmniej na chwilę przerwali nasze mędrkowanie, naszą gadaninę i nasz święty spokój. Po co? Abyśmy posłuchali najbardziej dramatycznej mowy Boga, jaką kiedykolwiek do nas wypowiedział. Tą mową jest Jego Syn, który kończy swoje życie na krzyżu jak pospolity przestępca.
Potocznie słowo „ofiara” kojarzy nam się bardzo negatywnie: z traceniem, z niechętnym rezygnowaniem z czegoś, co lubimy; z oddawaniem czegoś, co jest nam drogie. Jednak rozumienie ofiary jako daru, za który nie otrzymuje się nic w zamian, kompletnie mija się z biblijnym pojęciem ofiary.
Będąc wolnymi, możemy dostrzegać światło, ale niekoniecznie musi nas ciągnąć w jego stronę. Możemy odczuwać głód i równocześnie szukać pseudopokarmu, który ów głód uczyni jeszcze bardziej nieznośnym. Nie ma w nas automatyzmu w korzystaniu z dóbr kultury, w oddawaniu się modlitwie czy w ogóle dbałości o życie duchowe.
Chrześcijańskie rozumienie doświadczenia duchowego, które nie rozmija się z klasycznym pojęciem doświadczenia religijnego, bazuje na integralnej wizji człowieczeństwa. Nie dzieli świata na sferę świecką i religijną. Nie popada w pokusę dualizmu, przynajmniej w swoim oficjalnym nauczaniu, bo w praktyce różnie bywa.
Żyjąc w tak różnobarwnej rzeczywistości gubimy się nieraz w mnogości poruszeń, tracimy duchową orientację w jak nigdy dotąd rozległej palecie recept na życie. Sami często bezwiednie ulegamy takim przekonaniom i trendom, które sprawiają, że co rusz stajemy na rozstaju dróg, jesteśmy pełni niepewności i niepokoju. Co robić? Uciekać przed światem? Zamykać się na zawsze w pustelni? Załamywać ręce?
Miłość nie jest tylko jedną z wielu ludzkich cnót, lecz raczej ich fundamentem. Jest źródłem praufności, dzięki której przyjmujemy życie i swoją obecność na świecie. Jest budulcem ludzkiej tożsamości, „pradarem, którego przyjęcie umożliwia wszystkie inne dary”.
Teksty soborowe są niczym innym jak szerszą wykładnią Ewangelii, interpretacją Słowa Bożego i historii zbawienia uwzględniającą specyfikę i kulturę czasów, w których żyjemy. W istocie stanowią więc pomoc do lepszego rozumienia Ewangelii i przekładania jej na konkretne postawy, czyny i działania. W ten sposób Duch Święty doprowadza nas do całej prawdy, zmienia nasze myślenie, uświęca, tworzy z nas wspólnotę i autentycznych świadków Ewangelii.
Jeśli człowiek w tak wielu dziedzinach życia niejako stwarza sam siebie, samodzielnie tworzy swoje człowieczeństwo (często tak mu się niestety wydaje), to czy modlitwa może mieć dla niego jeszcze jakieś decydujące znaczenie? Czy nowy model budowania świata nie przeniknął tak dalece do naszych serc i umysłów, iż modlitwa zdaje się być bezużyteczną aktywnością, formą „wygodnego” odrywania się od konkretnych obowiązków czy złudną rekompensatą frustracji życia codziennego?
Rachunek sumienia podobnie jak medytacja jest modlitwą. To dość zasadnicze stwierdzenie, bo od razu odnosi nas do relacji międzyosobowej, do dialogu, do nieskończonego i niewypowiedzianego boskiego Ty, które staje naprzeciw nas. Istnieje jednak znamienna różnica pomiędzy obiema formami modlitwy. Podczas gdy medytacja bardziej skoncentrowana jest na słuchaniu i rozważaniu Słowa Bożego, zasadniczą treścią rachunku sumienia jest nasze codzienne, często prozaiczne życie. Nasze doświadczenia stają się swoistą membraną, przez którą dociera do nas tajemniczy głos Boga.
Tragedia XX-wiecznego nacjonalizmu pokazuje, że wolność człowieka do dzisiaj nie utraciła niczego ze swej dramatyczności. Za każdy nasz wybór, stosownie do jego wagi i przedmiotu, ponosimy odpowiedzialność, która nie wyklucza znoszenia również bolesnych konsekwencji naszego postępowania lub jego zaniechania.
Żyje nie ten, kto je, pije i oddycha, ale ten, kto kocha. Życie to egzystencjalne uprzytomnienie sobie, że dzięki łasce i miłości Boga jesteśmy kimś wielkim, a ta wielkość zobowiązuje.
Kontrowersje i spory, jakie na polskim gruncie wzbudza sprawa komunii św. na rękę, w ostatecznym rozrachunku wiążą się z trudnością w rzeczywistym, a nie tylko deklarowanym przyjęciu prawdy, że „Syn Boży, przez Wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”. Umyka gdzieś radosna nowina, że Chrystus obalił mur nieufności i niedostępności, który od zarania dziejów powstrzymywał człowieka przed zbliżeniem się bez lęku do Boga.
Ponieważ żyjemy w czasie, Bóg dociera do nas idąc niejako po śladach naszych przeżyć, ale też wzbudzając różne stany ducha, dzięki którym próbuje przekazać swoją wolę lub dokonać naszego wewnętrznego udoskonalenia. Co więcej stany duchowe odzwierciedlają trwającą w człowieku walkę dobra ze złem, która nie zawsze musi przybierać dramatyczny charakter i niebotyczne rozmiary.
Przyjście Boga w Jezusie z Nazaretu przekonuje nas, że nie jesteśmy sierotami, mieszkającymi na „malutkiej gwieździe zawieszonej w pustce” (Miłosz). Nie jesteśmy produktem ubocznym ewolucji ani wykwitem zagadki życia. Nie jesteśmy zdani wyłącznie na siebie samych. Nie błąkamy się bez celu w przerażających i nieogarnionych przestworzach kosmosu. Nie zmagamy się z siłami ślepego przeznaczenia.
Do serca wierzącego wkrada się nieraz pokusa, ażeby radosną uroczystość Wszystkich Świętych zamienić w dzień smutnej zadumy i swoistej bezradności. Ulegając jej wpływowi, nie wiadomo, co począć ze świętością, czy i gdzie przydzielić jej należne miejsce w pstrokatej mozaice życia. Gdzieś na głębiach duszy pojawia się pełne obawy i powątpiewania pytanie, czy ta oferta rzeczywiście stoi dla mnie otworem?
Według Ojców Kościoła trzej apostołowie zakosztowali na górze Tabor smaku boskości – najbardziej upragnionego z ludzkich doświadczeń. Ta odsłona nieba na ziemi dokonała się przez człowieczeństwo, które Bóg przyjął za swoje, czyniąc je jakby „częścią” swojej istoty. W ten sposób tajemnica Boga, pod każdym względem przekraczająca stworzoną naturę, stała się dla nas dostępna.
Są takie chwile w życiu, kiedy szczególnie pragniemy ciszy i wewnętrznego pokoju. Oznacza to, że wbrew pozorom nie potrafimy się odnaleźć jedynie w zewnętrznej aktywności. Chcemy przenikać przez”powierzchnię rzeczy” i wychodzić poza ramy codzienności, rutyny i obowiązków. Tęsknimy za głębią. Pragniemy kontaktu z rzeczywistością, z sobą, z Bogiem w najbardziej fundamentalny sposób – poprzez kontemplację.
Życie ludzkie przypomina cykl następujących po sobie przeciwieństw. Troski i niepokoje przeplatają się w nim z radościami i sukcesami. Trud i pracę przerywają okresy odpoczynku i relaksu. Współgranie tych elementów jest jednak konieczne, aby życie zachowało właściwą sobie równowagę.
Wejście Polski do Unii Europejskiej można uznać za kamień milowy naszej najnowszej historii. Bo jeśli wierzymy w Opatrzność, która w niepojęty sposób prowadzi jednostki, narody i cywilizacje, aczkolwiek nieraz po krętych drogach burzliwych dziejów, to każde doniosłe wydarzenie kryje w sobie sens, który przekracza historyczne fakty. Co więcej, jeśli tak spojrzymy na naszą przeszłość i teraźniejszość, to dojdziemy do wniosku, że historia nie jest jedynie wypadkową ekonomiczno–politycznych zmagań ludzkości. Historia zmierza do ukrytego pod jej powierzchnią celu, a jej najgłębszą „tkankę” tworzą kultura i duchowość. Dzięki takiemu kluczowi możemy wyraźniej odczytać przesłanie, jakie Bóg kieruje do nas poprzez poszczególne zdarzenia.
Sprawa głoszenia Ewangelii oraz szukania nowego języka religijnego w świecie, a zwłaszcza w Polsce, i to w zmieniającej się w oszałamiającym tempie rzeczywistości, intryguje mnie od kilku lat. Jedno jest pewne: trzeba podjąć to wyzwanie, bo wydaje się, że tego pragnie od nas i Bóg, i Kościół, i świat.
Świętość nie zaczyna się od wielkich, spektakularnych czynów. Świętość dlatego jest trudna, bo jest prosta, a wielu myśli, że jest zbyt skomplikowana i nieosiągalna.
Człowiek tęskni za miłosierdziem i potrzebuje jego kojącego działania. Nic dziwnego, ponieważ ów najgłębszy przejaw miłości Boga wydobywa spod gruzów zła i grzechów samą perłę człowieczeństwa: wypływającą z nieodwołalnego wybrania Stwórcy godność dziecka Bożego.
Czasami może się w nas zrodzić wrażenie, że jakakolwiek forma powrotu do przeszłości to marnotrawienie czasu. Lepiej skoncentrować się na chwili obecnej i wpatrywać się w przyszłość, niż wciąż odwracać się za siebie. Tymczasem, w życiu zdarzają się takie momenty, które mają decydujące znaczenie dla całokształtu rozwoju człowieka. Bez ich stałego uobecniania i realizowania pośród zmiennych kolei losu, nie ma również mowy o autentycznym postępie na drodze do Boga.
W kwestiach wiary nie sposób wszystkiego wyrazić za pomocą słów. Dlatego Kościół od początków swego istnienia chętnie używa materialnych symboli jako przekaźników niebieskich tajemnic i „kanałów” Bożej łaski. Czy jednak wymowa i ukryty sens prostych symboli jest dla nas żyjących w stechnicyzowanych społeczeństwach wciąż czytelny? Czy nasza symboliczna wyobraźnia nie potrzebuje niezbędnego odświeżenia?
Perspektywa życia wiecznego wydaje się nieraz wielu ludziom tak odległa lub niewiarygodna, iż w ogóle nie zaprzątają sobie nią głowy. Podobnie dzieje się ze zmartwychwstaniem, które albo odkładane bywa do lamusa historii albo uważane jest za wątpliwą zapowiedż przyszłego szczęścia. Żródła biblijne dowodzą jednak, iż zmartwychwstanie jest zarówno obietnicą jak i wydarzeniem dokonującym się już dzisiaj.
Jedną z największych przeszkód w rozwoju ludzkiej osobowości są nieuzasadnione lęki. Pełne zaangażowanie w życie staje się jednak możliwe dopiero w momencie przekroczenia paraliżujących nas wewnętrznych obaw i niepewności. Podobnie nie sposób owocnie odpowiedzieć na wezwanie Zmartwychwstałego, bez otwarcia się na dar pokoju, zaofiarowanego nam w doświadczeniu Bożego miłosierdzia.
© 1996–2024 www.mateusz.pl