www.mateusz.pl/mt/dp

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

„Wy zabiliście Jezusa z Nazaretu”

 

 

„Mężowie izraelscy, posłuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci” (Dz 2, 22-24).

Na początku naszych spotkań musimy postawić sobie pytanie: Co my tutaj właściwie robimy? Po co przyszliśmy na Gorzkie Żale? Żeby trochę się powzruszać nad losem Chrystusa? Żeby nad Nim polamentować? Wiemy z Ewangelii, że On tego nie oczekuje. Jeśli już mamy płakać, to raczej nad sobą i naszymi bliskimi. Takie jest życzenie Jezusa. Ale dlaczego mamy płakać nad sobą?

Usłyszeliśmy przed chwilą fragment mowy św. Piotra do Żydów, tuż po Zesłaniu Ducha Świętego. Jego słowa są wstrząsające. Mówi do zgromadzonych: „Przybiliście i zabiliście Jezusa z Nazaretu”. Być może niektórzy z tam obecnych nie byli w czasie męki w Jerozolimie, może nikt nie wołał „Ukrzyżuj Go”. Dlaczego więc taki zarzut? Bo należą do narodu, który odrzucił Jezusa.

Ale co to ma wspólnego z nami? Przecież to odległa historia. Słowo Boże zostało spisane dla nas. Jest żywe, skuteczne i ponadczasowe. Dlatego odnosi się również do nas. Jeśli się pytamy, kto jest winien śmierci Jezusa, odpowiedź jest tylko jedna: ja, ty, my wszyscy. Św. Paweł mówi: „wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3, 23). Dlatego Chrystus „umarł za nasze grzechy” (1 Kor 15, 3).

Gorzkie żale mają być w Wielkim Poście pomocą do tego, abyśmy w końcu przerazili się tą cząstką Dobrej Nowiny: „ I ty zabiłeś Dawcę życia. Nie jesteś lepszy ani od tłumu, ani od Piłata, od zapierającego się Piotra czy zdradzającego Judasza. Ty byłeś z żołnierzami przy biczowaniu, ty włożyłeś swój kolec do korony cierniowej”. Jezus umarł za wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli, żyją i będą żyć na ziemi. Umarł nawet za te grzechy, które dopiero będą popełnione, bo zrobił to Syn Boży, który jest ponad czasem i materią.

Na czym jednak polega nasza wina? Na odrzucaniu Boga jako kogoś, kto w gruncie rzeczy jest nam najbliższy. Jezus przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli. Ten dramat powtarza się ciągle na naszych oczach. Bóg jest odrzucany przez nas w naszej codzienności, podobnie jak był odrzucony przez Żydów na placu namiestnika Piłata.

Dlatego nasze żale, śpiewy, łzy będą puste i daremne, jeśli jeszcze nie dotarła do nas prawda, że wszyscy maczaliśmy palce w śmierci Chrystusa. I to ja, a nie Chrystus, „jestem nieszczęsny, godzien litości, biedny, ślepy i nagi” – jak pisze św. Jan Apostoł.

Z kolei Autor Listu do Hebrajczyków pisze, że ci, którzy po chrzcie, po usłyszeniu Słowa Bożego, zakosztowaniu darów Ducha Świętego, po przyjęciu sakramentów, grzeszą, „krzyżują w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko” (Hbr 6, 6). Zwróćmy uwagę na słowa „krzyżują w sobie”. Co za dziwne wyrażenie? Nie chodzi o tego Jezusa, który cierpiał 2000 lat temu, ale o Syna Bożego mieszkającego w nas teraz. Dlaczego? Św. Paweł Apostoł pisze: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). Ta prawda dotyczy każdego ochrzczonego, a nie tylko apostoła. W każdym z nas w tajemniczy i duchowy sposób mieszka Chrystus. „Wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa” (Ga 3, 27). Cały Wielki Post ma służyć temu, abyśmy na nowo zdali sobie sprawę, z tej intymnej i głębokiej więzi z Chrystusem, abyśmy wyciągnęli z tego właściwe wnioski. Cały Wielki Post, Słowo Boże, które będziemy słyszeli, będzie nam zwracało uwagę na naszą chrześcijańską godność, abyśmy ją odnowili, abyśmy po nawróceniu mogli w Wielkanoc z podniesioną głową wyznać: „Tak, chcemy być chrześcijanami nie tylko na papierze, ale w życiu codziennym”

Istnieje ścisły związek między nami ochrzczonymi, a Chrystusem. Cokolwiek dotyka nas, dotyka i jego. Cokolwiek dobrego czynimy bliźnim, czynimy Jezusowi. Cokolwiek złego czynimy, krzyżujemy Syna Bożego.

Kiedy Żydzi usłyszeli te ostre słowa od św. Piotra, przejęli się tym do głębi i powiedzieli: „Co mamy robić bracia”. Na co apostoł: „Nawróćcie się”. Nawrócenie w pierwszym rzędzie polega na usłyszeniu słowa, na przejęciu się nim, na zmianie naszego myślenia. Początkowo nawrócenie musi wywołać w nas katastrofę. Musi się zawalić nasz pięknie umeblowany i wygodny światek. Bronimy się usilnie przed zwróceniem się do Boga. Mówimy, nie, my nie jesteśmy winni. Zwalamy ją na innych, tak jak to było już na początku w raju. Bóg się pyta: „Dlaczego zjadłeś? A bo niewiasta dała mi owoc? A ty dlaczego to zrobiłaś? Wąż mnie oszukał – odpowiedziała. Sądzimy często, że właściwie nic złego w życiu nie czynimy. Takie błahostki. Do kościoła chodzimy, nie kradniemy, nie zabijamy, z czego tu się nawracać?

W chrześcijaństwie nie chodzi o to tylko, żeby nie popełniać ciężkich grzechów, ale żeby przynosić dobre owoce. Najcięższym naszym wykroczeniem, które uniemożliwia nasze nawrócenie jest niedostrzeganie grzechu albo banalizowanie go. „Przecież jestem w porządku”. Dajemy się wodzić za nos różnym pokusom. O jakie grzechy może tutaj chodzić? Parę przykładów.

1. Jestem wierzącym, ale przecież nie można w życiu kierować się wszystkim, czego uczy Ewangelia i Kościół. Trzeba się jakoś ustawić. Często bywamy wybiórczy. Wybieramy sobie to, co nam pasuje. Idziemy na różne kompromisy.

2. Porównywanie się z innymi. Może czasem zrobię jakiś przekręt, jakieś drobne kłamstewko, ale przecież wszyscy tak robią. I nic strasznego się nie dzieje.

3. Formalizm. W religijności nie tyle chodzi o relację z Bogiem, ale o święty spokój. Trzeba iść do kościoła, żeby nie czuć niepotrzebnych wyrzutów sumienia, żeby sąsiedzi mnie nie obgadywali.

4. Zaniedbane dobro. Chrześcijanin jest tym, który ma przynosić owoce, a nie tylko unikać złego. Każde zaniedbane dobro wzmacnia rozwój zła w świecie.

5. Marnotrawienie czasu lub brak odpoczynku, harowanie nie z konieczności, ale żeby się dorobić kosztem rodziny i swojego zdrowia.

6. Dzielenie i jątrzenie. Wiele zła i dramatów w naszych rodzinach, wspólnotach parafialnych bierze się stąd, że każdy ma skłonność, aby najpierw oskarżać innych niż siebie. Jest w nas taki mechanizm obronny..

Można by tak jeszcze długo wyliczać. Zachęcam do tego, żeby każdy zrobił sobie taki rachunek sumienia. Pojawia się jednak pytanie, co z tym wszystkim zrobić? Co z tego, że te grzechy zauważymy? Pamiętajmy, że Jezus obarczył się naszym grzechem. Chce, abyśmy przybili ten grzech do krzyża, czyli wyznali mu Go. I wtedy dopiero doświadczymy prawdziwego wyzwolenia i pokoju. Pamiętajmy, że „Bóg okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8). Nie jesteśmy bezradni i sami ze swoim grzechem. Jeśli Apostoł Piotr wytyka nam tak poważny grzech, zabicia Syna Bożego, to nie dlatego, żeby nas pogrążyć w smutku i rozpaczy. To jest pierwszy krok do naszego uzdrowienia – uznanie swojej winy, i co jeszcze ważniejsze – wzmocnienia więzi między Chrystusem a każdym z nas. Przybijamy Chrystusa do krzyża, a z tego krzyża płynie dla nas przebaczenie i nowe życie. Żeby stało się ono naszym udziałem, musimy na krzyżu razem z Chrystusem umieścić nasze grzechy.

Św. Ignacy Loyola zachęca w swoich rekolekcjach do tego, abyśmy często robili sobie takie ćwiczenie, może właśnie szczególnie w Wielkim Poście czy na Gorzkich Żalach. Wyobraźmy sobie Chrystusa na krzyżu. Patrzmy na Niego i pytajmy siebie: „Co uczyniłem dla Jezusa? Co czynię dla Niego? Co będę czynił dla Niego?” Jeśli szczerze odpowiemy sobie na te pytanie, wejdziemy na drogę nawrócenia. Nie będziemy już tak boleśnie – jako ochrzczeni- krzyżować Chrystusa w sobie, ale z większą radością przylgniemy do Niego, rzeczywiście ulżymy Mu w cierpieniu i będziemy coraz bardziej do Niego podobni.

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski SJ, obecnie pracuje jako duszpasterz akademicki w DA „Xaverianum” w Opolu

 

 

 

© 1996–2007 www.mateusz.pl