www.mateusz.pl/mt/dp

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Nie wypada spać chrześcijanom

 

 

Człowiek pogrążony w duchowym śnie jest ślepy, nie potrafi rozpoznać, co właściwie się dzieje wokół niego. Żyje w innym świecie. Sen to jedno z imion niewidzialnej śmierci.

„Jezus powiedział do swoich uczniów: Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie!” (Mk 13, 33-37)

Przypowieści Jezusa są dziwne. Zazwyczaj wychodzą od sytuacji i scen wziętych z życia codziennego, co czyni je atrakcyjnymi dla słuchaczy i przykuwa uwagę. Ale w pewnym momencie pojawia się niespodziewany zwrot akcji, który raczej ma niewiele wspólnego z naszym ludzkim doświadczeniem. Bo któryż rozsądny pasterz zostawiłby bez opieki 99 owiec i poszedł szukać jednej zagubionej? Wystarczy prosta kalkulacja, by dla zachowania całego stada spisać na straty jedną owcę. Albo któryż pracodawca wypłaciłby wszystkim robotnikom tę samą pensję bez względu na liczbę przepracowanych przez nich godzin?

Podobnie jest w dzisiejszej Ewangelii. Dzięki tej krótkiej przypowieści Jezus pragnie ukazać nam, na czym polega czuwanie i oczekiwanie na Jego przyjście. Dom człowieka udającego się w podróż można porównać do całego świata, który został nam powierzony, a w mniejszej skali do tej przestrzeni i miejsca, które zajmuje każdy z nas. Wyraźnie widać, że świat nie jest naszą wyłączną własnością. Pod nieobecność właściciela jedynie nim zarządzamy. Znamy to z naszej codzienności. Zdarza się przecież, że kogoś zastępujemy, ktoś udostępnia nam swoje lokum, posiadłość, majątek. Możemy z tego korzystać, chociaż mamy wzgląd na to, że nie możemy zamienić czyjegoś domu w ruinę. W przeciwnym razie, nikt nie zaufałby nam ponownie.

Ale zarządzanie domem Pana oznacza coś więcej niż tylko korzystanie z dóbr. Wskazuje na to wyrażenie „staranie o wszystko”. Podobnie jak w przypowieści o talentach czy minach, chodzi o pomnożenie majątku, używając dzisiejszej terminologii, o rozwój firmy, wzrost obrotów i kapitału. Właścicielowi domu zależy nie tylko na tym, żebyśmy pilnowali Jego mienia. Każdy ma wyznaczone zajęcie. Każdy odpowiada za jakąś cząstkę ogromnego świata. Nie można więc przepędzić życia jakkolwiek, niczym się nie obchodząc. Mamy kontynuować dzieło Pana, wyposażeni we wszystko, tyle że pod Jego nieobecność. Już w tym momencie możemy zauważyć pewną nieciągłość w stosunku do naszego codziennego doświadczenia. Mało kto zaryzykowałby powierzenie nam nie tylko domu, ale, na przykład, swojej firmy i pieniędzy. Pan podejmuje to ryzyko.

Najbardziej intrygująca jest jednak ostatnia część przypowieści. Czy to nie zastanawiające, że Pan oczekuje, abyśmy zmęczeni naszymi zajęciami, pracą, obowiązkami nie chodzili spać? Taka jest bowiem pierwsza reakcja wobec Jego ostrzeżenia, „aby nie zastał ich śpiących”. Bo cóż zdrożnego jest w spaniu, zwłaszcza jeśli w ten sposób musimy odpocząć po pracy, by następnego dnia znowu ją podjąć. Oczywiście, nietrudno sobie wyobrazić, że ktoś czuwa na warcie, ale cały dom nie może być ciągle postawiony na nogach. Przecież to niedorzeczność. Jak z jednej strony można żądać od sług, aby każdy wykonywał swoje zadania, a z drugiej odbierać im prawo do snu. Postępując w ten sposób wszystko zaczęłoby się sypać, powstałby chaos. Nikt nie byłby zdolny ani do pracy ani do czuwania.

I właśnie tutaj pojawia się „coś”, co w przypowieściach Jezusa wyłamuje się spod reguł naszego potocznego doświadczenia. To jest Jego sposób, aby nas zaintrygować i zaniepokoić, abyśmy zaczęli myśleć. Różnie można zareagować. Odrzucić całą przypowieść, bo jest niespójna i sprzeczna sama w sobie. Albo zastanowić się, o co Jezusowi chodzi.

Jak więc zinterpretować tę „niedorzeczność”? W oryginalnym tekście greckim pojawia się słowo „katheudontas” czyli „leżący na łóżku, aby odpocząć” lub „zasypiający”. Słowo to używane jest również w przenośni. Czym jest sen fizyczny? Odpoczynkiem, nabieraniem sił, zwolnieniem tempa życia, chwilowym zerwaniem kontaktu z rzeczywistością, brakiem aktywności. Jezusowi chodzi o duchowy sens snu. A przykład z życia ma nam uzmysłowić coś, czego nie widać gołym okiem.

Na podstawie dzisiejszej przypowieści można wyróżnić co najmniej dwie cechy duchowego snu. Spanie w przypadku człowieka, którego zadaniem jest dbać o dom Pana, współtworzyć go i powiększać, to po prostu wyłączenie siebie z rzeczywistości i zaprzeczanie własnemu powołaniu. Innymi słowy, świat, ojczyzna, wspólnota, dom staje się dla takiego człowieka hotelem. Po drugie, człowiek śpi duchowo jeśli przestaje być wrażliwy na otaczającą go rzeczywistość. Nie jest zainteresowany tym, co dzieje się wokół niego i w nim. Nie odbiera żadnych sygnałów z zewnątrz ani wewnątrz siebie. Inni stają się dla niego obojętni.

Temat snu pojawia się bardzo wyraźnie w ewangelii św. Marka podczas udręki Jezusa w Ogrójcu. Uczniowie słyszą z ust Mistrza wyrzut: „Potem wrócił i zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: «Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Mk 14, 37-39). Na tle tego wydarzenia możemy lepiej zrozumieć, o jaki rodzaj snu i czuwania chodzi Chrystusowi. Z czysto ludzkiego punktu widzenia sen uczniów można by odczytać jako naturalny skutek długiej wieczerzy. Drzemka na trawienie. Ale wiemy, że nawet ociężałość ciała można przezwyciężyć, jeśli nagle zaczyna się dziać coś ważnego, zwłaszcza jeśli w tym bezpośrednio uczestniczymy. Przecież Jezus wyraźnie prosi apostołów, aby towarzyszyli Mu w chwili trwogi, ale jakoś nie bardzo to do nich dociera. Można by z tego wyciągnąć wniosek, że człowiek pogrążony w duchowym śnie jest ślepy, nie potrafi rozpoznać, co właściwie się dzieje wokół niego. Żyje w innym świecie. Sen to jedno z imion duchowej śmierci. W innym kontekście Jezus mówi o nieumiejętności zauważania i interpretacji znaków czasu. Dzieje się coś istotnego, a ludzie tego nie dostrzegają. Jest to rodzaj ślepoty, która zatrzymuje się tylko na tym co widać na powierzchni. Scena z Ogrodu Oliwnego pokazuje, że człowiek porażony ospałością nie dostrzega kogoś, kto jest w potrzebie, kto oczekuje wsparcia i towarzyszenia. Innym ewangelicznym przykładem „śpiących” ludzi jest lewita i kapłan z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Obaj przeszli obok skatowanego człowieka, nie udzielając mu pomocy, chociaż dostrzegli go własnymi oczyma.

Czym wobec tego jest czuwanie? W świetle epizodu z Ogrójca czuwanie polega najpierw na trzeźwym i uważnym podejściu do rzeczywistości. Św. Ignacy z Loyoli mówi wiele o potrzebie duchowego rozeznawania czy rozpoznawania znaków czasu. Ta sztuka zakłada zachowanie w sobie ciągłego duchowego napięcia, czyli swoistego braku odpoczynku i spokoju. To napięcie jest czymś twórczym. Jezus mówi wyraźnie o modlitwie, która ma zapobiec oddaniu się w ręce pokusy. Modlitwa, która polega na słuchaniu i patrzeniu, zarówno w uprzywilejowanych chwilach jak i w ciągu całego dnia. Chodzi o pewną postawę i styl życia, w którym nie dajemy się pochłonąć samej powierzchowności. Dlatego taka aktywna modlitwa jest przeciwieństwem snu. Sen duchowy unieruchamia naszą wewnętrzną aktywność, która ściśle łączy się z tym, co zewnętrzne, z naszym codziennym życiem i zaangażowaniem. Czyni nas kompletnie niezdolnymi do modlitwy i, w konsekwencji, do twórczego działania. Wokół nas nieustannie dzieje się coś ważnego, chociaż nie zawsze spektakularnego. Nasze życie nie jest serią przypadków, a my jak liść na wietrze podążamy to tu, to tam. Z naszej codzienności płyną do nas różne zaproszenia, wezwania, natchnienia, które mają związek z powierzonym nam przez Pana zajęciem, czyli życiowym powołaniem.

Czuwanie to również troska o innych, ale nie w takim sensie, żeby na siłę wyszukiwać sobie kogoś, kto nas potrzebuje. Zazwyczaj ten ktoś żyje obok nas. Często nas potrzebuje, prosi o chwilę czasu, o uwagę, jak Jezus w Ogrójcu. Nie zawsze to zauważamy, bo pochłonięci jesteśmy swoimi sprawami.

Dlaczego Jezus tak bardzo nalega na to, abyśmy nie posnęli? Czemu przestrzega przed swoim nieoczekiwanym przyjściem? Czy jest to ostrzeżenie przed sądem i karą za roztrwonienie Jego majątku? Czy mamy żyć w ustawicznym lęku, że zostaniemy przyłapani na gorącym uczynku, bo Pan przyjdzie dokładnie wtedy, kiedy noga nam się powinie, aby mieć lepszą podstawę do wymierzenia wyroku?

Niektórym przydałby się taki kubeł zimnej wody. Nie możemy jako chrześcijanie robić ze sobą, co tylko nam się podoba. „W życiu i w śmierci należymy bowiem do Pana” – jak pisze św. Paweł. Nasze życie nie jest tylko naszą prywatną sprawą. Taka jest konsekwencja chrztu św. i opowiedzenia się za Chrystusem. Czasem chcielibyśmy zachować daleko idącą prywatność, a przy okazji zwrócić się w potrzebie do Boga. Chrześcijaństwo oznacza radykalne zaangażowanie. W tym sensie Jezus nie chce nas straszyć. Raczej zachęca nas do tego, abyśmy poważnie podchodzili do życia. W Ewangelii św. Łukasza, która jest uzupełnieniem dzisiejszej przypowieści padają słowa: „Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas rozdawał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. (Łk 12, 42-44). A więc mamy robić swoje, jak śpiewał Wojciech Młynarski. Czuwajcie czyli dopóki żyjecie nigdy nie ustawajcie w drodze, nie pozwólcie się zwieść nikomu, że już osiągnęliście cel, że już dotarliście do końca. Ważne jest więc odkrycie tego, co jest ową „czynnością”, którą powinniśmy wykonywać, zarówno w skali całego życia jak i na co dzień. Nie obędzie się bez stawiania pytań, poszukiwania, zasięgania rady, modlitwy, intensywnego życia duchowego. Człowiek, dla którego już wszystko jest jasne, właściwie śpi od dawna.

W końcu Jezus wiąże konieczność czuwania z niewiedzą i nieznajomością daty powrotu Pana domu. Istnieją jednak pewne znaki. W Ewangelii św. Łukasza Chrystus porównuje swój Adwent do wiosny, do rozwijających się pąków na drzewie, a więc czegoś, co generalnie nas cieszy, co zapowiada nadzieję, a nie katastrofę. Koniec według Jezusa jest zarazem początkiem. Pan przychodzi wtedy, gdy rodzi się życie; pojawia się tam, gdzie jest rozwój, niekoniecznie fizyczny i dostrzegalny naszymi zmysłami. Czy potrafimy zauważyć te momenty w naszym życiu? Chwile nadejścia Pana, który chce nas pocieszyć, umocnić, dać nadzieję. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, co tak naprawdę znaczy być chrześcijaninem? Czym jesteśmy obecnie zaabsorbowani? Warto postawić sobie te pytania na początku Adwentu.

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski, jezuita, studiuje obecnie filozofię na Boston College w USA.

 

 

© 1996–2008 www.mateusz.pl