www.mateusz.pl/mt/dp

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Namaszczeni przez sakramenty

 

 

„Bóg namaścił Go Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc”(Dz 10, 38).

Wielu wierzących często postrzega chrzest i bierzmowanie tak, jakby to były jedynie bilety wstępu do kościoła lub zdobycie legitymacji członkowskiej do klubu miłośników brydża. Ale Bóg oczekuje od chrześcijan większego zaangażowania.

Dzisiaj w liturgii przechodzimy od okresu Bożego Narodzenia do okresu zwykłego, do codzienności, przez bramę Chrztu Chrystusa. Dlaczego Jezus przyjmuje chrzest? Przecież nad Jordan przychodzili grzesznicy. A Jezus był bezgrzeszny. Ojcowie Kościoła zwracają uwagę, że to wydarzenie jest dalszym ciągiem objawienia tego, kim jest Bóg, ale także kim jest prawdziwy człowiek. Właśnie tutaj Jezus uniża samego siebie, okazuje pokorę, wchodzi do tej samej wody, w której zanurzali się grzesznicy, aby ukazać, że „przyjmuje postać sługi” i solidaryzuje się z grzeszną ludzkością. Chce w ten sposób pokazać, że grzech jest nie-ludzki. Św. Cyryl z Aleksandrii pisze, że Jezus jako człowiek przyjmuje Ducha Świętego, „aby odnowić całą naszą naturę i uczynić ją na powrót jednością”.

W Ewangelii św. Łukasza, Jezus, po odejściu znad Jordanu, sam wyjaśnia, co się tam wydarzyło. Cytując proroka Izajasza, tłumaczy w synagodze w Nazarecie: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnym” (Łk 4, 18). Wejście do wód Jordanu było rozpoczęciem misji, posłaniem w sam środek ludzkiej biedy, jakiejkolwiek postaci by ona nie przybierała, aby ludzkość od tej biedy wyzwolić. Bóg nie działa gdzieś z wyżyn nieba, z oddali, odseparowany od niedoskonałej ludzkości, ale zanurza się w tej samej wodzie, w której skąpani byli grzesznicy.

W dzisiejszym drugim czytaniu św. Piotr mówi, że „Bóg namaścił Jezusa Duchem Świętym i mocą”, aby mógł dobrze czynić. Bóg w Nowym Testamencie zasadniczo odnosi się do Ojca. Misja Jezusa jest więc misją całej Trójcy Świętej. Tam gdzie Chrystus, tam i Duch, i Ojciec. Św. Piotr Chryzolog nazywa Wcielenie Chrystusa „wielkim sakramentem Bożej miłości”.

To nie przypadek, że autorzy biblijni ukazują Ducha Świętego jako gołębicę, która kojarzy nam się raczej z łagodnym zwierzęciem. Św. Jan Chryzostom twierdzi, że ten symbol wyraża sposób, w jaki Duch Święty działa w sercu człowieka i w świecie, czyli delikatnie, bez narzucania się, dyskretnie i bez wzbudzania lęku.

Ale gołębica to również aluzja do księgi Rodzaju i historii o potopie. Po upływie 40 dni Noe wypuścił ją z arki, by sprawdzić, czy wody już ustąpiły i można wyjść na ląd. Ptak przyniósł w końcu „świeży listek drzewa oliwnego” (Rdz 8, 11), który jest znakiem odradzającego się życia i nadziei. Podczas Chrztu Jezusa, pisze św. Jan Chryzostom, “ukazuje się jak gołębica, która nie przynosi już gałązki oliwki, ale wskazuje na Wybawcę od wszelkiego zła i zapowiada łaskawą nadzieję. Ponieważ nie wyprowadza ona tylko jednego człowieka z arki, lecz cały świat prowadzi ku niebu w chwili jej objawienia się, i zamiast gałązki oliwki, przynosi adopcję dla potomstwa całego świata”. Otwarcie nieba i zstąpienie gołębicy jest więc w Chrystusie przyjęciem całej ludzkości za synów i córki Trójcy Świętej. Ci grzesznicy, którzy wyznawali nad Jordanem swoje grzechy, ale nie mogli się od nich wyzwolić, otrzymali już w Chrzcie Chrystusa obietnicę dziecięctwa Bożego.

Imię „Chrystus” oznacza „namaszczony”. Z kolei słowo „chrześcijanin” pochodzi od imienia „Chrystus”. W Starym Testamencie prorocy namaszczali olejkiem, ustanawiając kolejnych proroków, królów i kapłanów. Było to religijne wydarzenie. Namaszczenie olejem oznacza więc wybranie i powierzenie komuś misji.

Dzisiaj mało kto tak spogląda na namaszczenie. Ale wciąż używamy różnych olejków, kremów, mleczek, balsamów, perfum i leczniczych maści. Te specyfiki mają odmłodzić nasze ciała, uczynić je atrakcyjnymi, pięknymi, pachnącymi, a także leczyć je i przynosić im ulgę. Nie ma w tym nic złego, jeśli dbałość o ciało wyraża zdrową troskę o całego człowieka. Ale w tych zabiegach kryje się również jakaś głębsza intuicja.

Kościół namaszcza nas olejem aż w czterech sakramentach: chrzcie, bierzmowaniu, święceniach i namaszczeniu chorych. W tych znakach w prosty sposób ochrzczeni stają się „chrześcijanami”, namaszczonymi niewidzialną mocą Ducha Świętego. Po co?

Oczywiście, tutaj nie chodzi o jakiś mechaniczny rytuał, tak jak nikt nie używa różnych kosmetyków jako sztuki dla sztuki. Moc Ducha Świętego odnawia nas wewnętrznie, uzdrawia i umacnia. Przez chrzest weszliśmy również do Bożej rodziny, weszliśmy w życie Chrystusa, staliśmy się członkami Kościoła, bynajmniej nie tylko dla naszego dobra. Jezus nie żył tylko dla siebie. Św. Paweł pisze, że „jesteśmy miłą Bogu wonnością Chrystusa” (2 Kor 2, 15), abyśmy tę woń roznosili po świecie. My również otrzymaliśmy zadanie do wypełnienia. Całe nasze życie zostało poświęcone Bogu, a nie tylko religijne czynności i praktyki. Na tym właśnie polega chrzest i bycie chrześcijaninem.

Czasem zauważam wśród ochrzczonych (wiernych i księży) pewne nieporozumienie. Chrzest i bierzmowanie postrzegane są tak, jakby to były jedynie bilety wstępu do kościoła, zdobycie legitymacji członkowskiej do klubu miłośników brydża, czy zaliczenie etapów „formacji” chrześcijańskiej. Ale tutaj nie chodzi wyłącznie o przynależność, formalne zaliczenie, czy opłacanie składek co pewien czas. To nie wystarczy. Chrześcijanin (katolik) nie jest również nalepką, którą nosimy na swojej głowie lub na szybie samochodu.

Bycie chrześcijaninem oznacza zadanie, świadectwo, bycie solą i światłem świata. A to wiąże się z odpowiedzialnością. Chrzest otwiera nam drogę do innych sakramentów, które są nam dawane dzięki mocy Ducha Świętego po to, byśmy dobrze wypełnili nasze chrześcijańskie powołanie, które nie sprowadza sie do zwykłego przyjmowania sakramentów, ale do działania ich mocą w codziennym życiu. Mówi o tym wyraźnie św. Piotr. „Dlatego, że Bóg był z Nim (Chrystusem), przeszedł on dobrze czyniąc”. Jeśli chcemy naśladować naszego Mistrza, musimy przejść dokładnie tę samą drogę.

Ktoś może jednak zapytać: Ja przyjąłem sakrament chrztu i bierzmowania dawno temu. Podobnie małżeństwo czy kapłaństwo. Jak korzystać z tej łaski dzisiaj? Jak ona się aktualizuje w moim życiu?

Rzeczywiście, łatwiej nam zobaczyć ciągłość Bożego działania w Eucharystii czy spowiedzi, bo częściej przystępujemy do tych sakramentów. Ale także pozostałe sakramenty nie są czymś jednorazowym i statycznym, chociaż przyjmujemy je raz lub kilka razy w życiu. Tak jak Duch Święty i Ojciec stale towarzyszyli Chrystusowi w Jego misji (czego znakiem było ich ukazanie się w widzialnej i słyszalnej formie podczas Jego chrztu), podobnie dzieje z nami. Sakramenty to rzeczywistość dynamiczna, dziejąca się w czasie i w konkretnej ludzkiej rzeczywistości. Tam właśnie otwiera się dla nas niebo.

Chrzest, bierzmowanie, kapłaństwo, małżeństwo porównałbym do takich wbudowanych w nasze serce anten, która nastawione są na odbiór fal Bożej łaski. Odbieramy tę łaskę, a także przekazujemy ją dalej, kiedy najzwyczajniej w świecie robimy to, co do nas należy. Jeśli jako chrześcijanin staram się służyć bliźniemu, mam dla niego dobre słowo, przebaczam, to oznacza, że działam mocą wcześniej udzielonej mi łaski i otwieram się na jeszcze więcej.

Św. Jan apostoł pisze, że „każdy kto kocha bliźniego, zna Boga”. Tutaj nie chodzi o intelektualne poznanie, ale o wejście w jeszcze ściślejszą więź, upodobnienie się do Boga, tajemnicze zamieszkiwanie Boga we mnie, a mnie w Bogu. Wtedy następuje przedziwna wymiana, która owocuje stopniową przemianą i uświęceniem człowieka.

Podejmijmy pewne ryzyko i spróbujmy zobaczyć bardziej konkretnie, jak to odbieranie Bożej łaski może wyglądać na co dzień na przykładzie sakramentu małżeństwa. Wiemy, że ten szczególny sakrament nie może dojść do skutku bez unii kobiety i mężczyzny oraz ich wolnej zgody. To jedyny sakrament, którego ludzie udzielają sobie nawzajem. Ale on się nie skończył w dniu ślubu. Nadal jest dla małżonków źródłem Bożej łaski. Św. Robert Bellarmin porównuje małżeństwo do Eucharystii, w której Chrystus jest prawdziwie obecny nie tylko podczas mszy św., ale także gdy święte postaci są przechowywane w tabernakulum, aby Pan mógł doznawać czci, aby zanosić komunię chorym i wiatyk (zaopatrzenie na drogę) dla umierających.

Małżonkowie stają się więc takim tabernakulum. Duch Święty, którego przywołujemy podczas sprawowania sakramentu małżeństwa, nie znika z ich życia po ceremonii i przyjęciu ślubnym, ale pozostaje z małżonkami, aby mogli kontynuuować misję, która została im powierzona. Ale jest obecny dyskretnie. I trzeba o tym pamiętać, by odwoływać się do Niego.

Podstawową misją małżeństwa jest najpierw wspólne dojrzewanie i wzrost w miłości. Każdy gest i czyn małżonków, który umacnia ich więź, czyli, na przykład, słuchanie siebie nawzajem, dialog, okazywanie sobie czułości, przebaczenie jest otwieraniem się na Boże wsparcie. Kto trwa w miłości, czyli również kocha brata i siostrę swoją, trwa w Bogu i zna Go. Do tego dochodzi służenie sobie w codziennych obowiązkach i pracach, jak chociażby kupno chleba, naprawienie pralki i prasowanie, a także wierność pomimo trudności i przeciwności. Również współżycie seksualne, jeśli jest wyrazem miłości, takiej jaka jest w danym momencie możliwa, cementuje więź małżeńską i pomnaża miłość, czyli otwiera na przyjęcie łaski.

Poczęcie, zrodzenie i wychowywanie dzieci to również współpraca z Bogiem w stwarzaniu osób. Wszystkim tym formom sprawowania sakramentu małżeństwa w dyskretny sposób towarzyszy łaska Ducha Świętego, jak obecność gołębicy. Sakrament małżeństwa nie jest więc zwykłym zalegalizowaniem związku czy współżycia, ale rozpoczęciem wspólnej drogi, opartej również na przyrzeczeniu Boga, że On będzie wspierał małżonków, kiedy w taki sposób będą realizowali małżeństwo. Stają się w ten sposób żywym sakramentem łaski.

Święto Chrztu Pańskiego jest więc paradoksalnie objawieniem mocy Trójcy Świętej, a zwłaszcza Ducha Świętego, który właśnie dlatego, że jest niewidzialny, wspiera nas nieustannie za pomocą widzialnych znaków, którymi są zarówno ludzie jak i rzeczy. To święto zaślubin Boga Trójcy z całą ludzkością. Dlatego małżeństwo w szczególny sposób odzwierciedla dynamiczne przymierze Boga z ludźmi i współpracę człowieka z łaską namaszczenia.

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski, jezuita, studiuje obecnie filozofię na Boston College w USA.

 

 

© 1996–2011 www.mateusz.pl