DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ
Przyjście Boga w Jezusie z Nazaretu przekonuje nas, że nie jesteśmy sierotami, mieszkającymi na „malutkiej gwieździe zawieszonej w pustce” (Miłosz). Nie jesteśmy produktem ubocznym ewolucji ani wykwitem zagadki życia. Nie jesteśmy zdani wyłącznie na siebie samych. Nie błąkamy się bez celu w przerażających i nieogarnionych przestworzach kosmosu. Nie zmagamy się z siłami ślepego przeznaczenia.
Parę miesięcy temu wpadł mi w ręce wiersz Miłosza, który pomaga mi wyrazić to, co czuję w związku ze świętami.
Katolickie dogmaty są jakby o parę centymetrów za wysoko, wspinamy się na palce i wtedy przez mgnienie wydaje nam się, że widzimy.
Ale tajemnica Trójcy Świętej, tajemnica Grzechu Pierworodnego i tajemnica Odkupienia są opancerzone przeciw rozumowi. (…)
Nie jest to jednak dostateczny powód, żeby szczebiotać o słodkim dzieciątku Jezus na sianku.
Sceptycyzm? Umniejszanie wagi prawd wiary? Ciasnota serca? Nie. To pełne realizmu wyczucie Tajemnicy.
Każdego roku podczas świąt Bożego Narodzenia towarzyszy mi właściwie to samo pytanie: Dlaczego w tym żłobie leży wcielony Bóg? Próbuję uszczknąć tajemnicy, szamocę się w sobie, dociekam, szukam rozlicznych powodów. I po jakimś czasie, mimo mniej lub bardziej mądrych odpowiedzi, muszę skapitulować, zamilknąć. To pytanie przerasta mnie pod każdym względem. Żłóbka nie da się też oswoić, udomowić, „ucukrzyć”. Jeżeli się zamilknie i wejdzie głębiej, „szczebiotanie” rzeczywiście nie jest na miejscu.
Jeszcze inne pytanie rodzi się w moim sercu: jaki sens ma przeżywanie co roku wciąż tego samego. Zgoła wydaje się, że nic się nie zmienia. Te same zwyczaje, kolędy, przygotowania.
Ale właśnie – to tylko pozory. Kościół musiał dojrzewać do rozumienia niektórych prawd setki lat. Do Tajemnicy dorastamy całe życie, a ona i tak zawsze nas wyprzedza o krok, a może i więcej. Jest w niej tak niewyczerpana głębia, że nie sposób jej objąć nawet w ciągu najdłuższego żywota. To nieprawda, że nic się nie zmienia. W pewnym sensie cały rok jestem przygotowywany, aby móc głębiej pojąć to, co w zasadzie nigdy nie da się do końca objąć.
Przecież ukształtowały mnie rozliczne doświadczenia: spotkania z ludźmi, rozmowy, setki godzin modlitwy, kryzysy i trudności, mniejsze i większe przemiany, lektura, studia, przełomy i porażki. Wszystko to sprawia, że staję się inny. Moje serce i umysł – jak mawiał św. Augustyn – są pojemniejsze. Dzisiaj więcej mogę w sobie „pomieścić” z tajemnicy niż przed rokiem. Może pozornie żadnej zmiany nie zauważę. Może nic wielkiego się nie wydarzy. Ważne jednak, abym otworzył się na działanie Boga, który szczególnie „trudzi się” dla mnie w czasie świąt. On ocali i umocni to, czego dokonał w ciągu roku.
Co najbardziej urzeka mnie w tajemnicy Bożego Narodzenia? Myślę, że prostota Boga, Jego niczym niezmącone pragnienie wejścia w relację z człowiekiem. Pierwsze przyjście Boga w Jezusie z Nazaretu przekonuje mnie, że nie jesteśmy sierotami, mieszkającymi na „malutkiej gwieździe zawieszonej w pustce” (Miłosz). Nie jesteśmy produktem ubocznym ewolucji ani wykwitem zagadki życia. Nie jesteśmy zdani wyłącznie na siebie samych. Nie błąkamy się bez celu w przerażających i nieogarnionych przestworzach kosmosu. Nie zmagamy się z siłami ślepego przeznaczenia.
I chociaż Bóg podejmując wielkie ryzyko złożył losy tego świata w nasze ręce – by nasza wolność, twórczość i miłość mogła zaistnieć i rozwinąć się, nie spogląda na nas z obojętnością, lecz pragnie komunikować się z nami, wypełnić nasze życie sensem. Bóg nie wycofał się z ludzkiej rzeczywistości, nie odgrodził się od nas murem niedostępności. Tak dalece jesteśmy Mu bliscy, iż stał się jednym z nas.
Uderza Jego realne działanie w tym świecie. To absolutne novum w historii. Tak wiele religii postrzegało swoich bogów jako nieubłaganych bądź kapryśnych władców, których trzeba było obłaskawić, „przekupić” ofiarami, nieraz tak okrutnymi. Byli to bogowie, którzy panowali nad ludźmi, manipulowali nimi, bożki, przed którymi trzeba było drżeć.
Bóg chrześcijan pierwszy wychodzi do człowieka i nie potrzebuje żadnego obłaskawiania. Jest obecny w tym świecie, wchodzi w niepojęty sposób w koleje losów każdego z nas i całej ludzkości. Jest bliski i daleki zarazem. Ale uderza mnie również to, że jest On miłośnikiem życia, bezmiernie w nas zakochany – pokazuje, że istotą życia i miłości jest zawiązanie głębokich relacji z drugimi, wyjście z inicjatywą, oddanie siebie do dyspozycji. W tym sensie Boże Narodzenie to ukazanie szczytu miłości – także tej międzyludzkiej, rozwijającej się w przyjaźniach, rodzinach, społecznościach.
Bóg już na początku dziejów wypowiedział swoje „tak” dla świata, a gdy nadeszła pełnia czasu raz na zawsze przyjął ludzką rzeczywistość; skoro przeniknął przez zasłonę czasu i objawił, że jest Panem historii, także dzisiaj można Go szukać i znaleźć; także dzisiaj wychodzi On naprzeciw każdemu i każdej z nas; także dzisiaj podejmuje trud odszukiwania zagubionego człowieka, przekonywania go, że Jego miłość nie gaśnie, lecz płonie z jeszcze większą intensywnością; także dzisiaj można dążyć do Boga po śladach, jakie pozostawia przechodząc nieustannie po prostych i krętych drogach ludzkiego życia; także dzisiaj można zwracać się do Niego jak do Ojca, do absolutnego „Ty” ludzkiej egzystencji.
Św. Ireneusz z Lyonu pisał, że „od strony Boga nic nie jest puste. Wszystko jest dla Niego znakiem”. Rzeczywistość, w której jesteśmy zanurzeni, dzięki tajemnicy Wcielenia staje się sakramentem – a więc tym, co zawiera w sobie tajemniczy apel – zaproszenie do przyjęcia Boga tu i teraz do swojego życia. Przekroczenie progu historii przez Boga to nie jednorazowy akt, to początek niekończącego pasma wychodzenia ku człowiekowi. Jezus obiecał swoją obecność i działanie dla dobra człowieka pomimo ograniczeń materii i czasu. W naszym „teraz” przenika rozmaite wydarzenia, cud stworzonej natury, naszą osobiste dramaty, wybory i tęsknoty. Rzeczywistość zakrywa w sobie znaczenie, które można odczytać. Niektórzy twierdzą, że życie polega na lekturze, wyjaśnianiu i wprowadzaniu w czyn ukrytej mowy Boga, jaka wciąż płynie do nas różnymi kanałami. Potrzeba do tego specjalnych duchowych „receptorów”, wrażliwości przekraczającej kuszącą i nieodpartą siłę oczywistości, oczu serca i rozumu zdolnych przechodzić ponad pozornymi sprzecznościami empirycznych faktów.
Tegoroczne święta już po raz dziewiąty przeżyję w gronie współbraci zakonnych. Jak co roku będziemy świętować wspólnie przy wigilijnym stole, dzielić się opłatkiem i składać sobie życzenia. A wieczorem będzie czas na zamilknięcie, kontemplację żłobu i wielkości człowieka.
Życzę wszystkim, aby urzekła nas tajemnica bliskości i oddalenia Boga, kochającego życie i każdego człowieka.
Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl
Dariusz Piórkowski jest współautorem portali www.mateusz.pl i www.tezeusz.pl, mieszka w Warszawie
© 1996–2004 www.mateusz.pl