DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ
Żyjąc w tak różnobarwnej rzeczywistości gubimy się nieraz w mnogości poruszeń, tracimy duchową orientację w jak nigdy dotąd rozległej palecie recept na życie. Sami często bezwiednie ulegamy takim przekonaniom i trendom, które sprawiają, że co rusz stajemy na rozstaju dróg, jesteśmy pełni niepewności i niepokoju. Co robić? Uciekać przed światem? Zamykać się na zawsze w pustelni? Załamywać ręce?
„Chcę bowiem, abyście wiedzieli, jak wielką walkę toczę o was i o tych, którzy są w Laodycei, i o tych wszystkich, którzy nie widzieli mnie osobiście, aby ich serca doznały pokrzepienia, aby zostali w miłości pouczeni, ku osiągnięciu całego bogactwa pełni zrozumienia, ku głębszemu poznaniu tajemnicy Boga, to jest Chrystusa” (Kol 2, 1-2).
Przejmujące są te wyznania Pawła, napisane prawdopodobnie już z więzienia do gminy w Kolosach, którą założył jego uczeń Epafras. Powodem interwencji Apostoła jest zainteresowanie Kolosan apokaliptycznymi elementami judaizmu pomieszanymi z wpływami kultury greckiej i tajemnej wiedzy o bytach pośrednich między Bogiem a człowiekiem, mającymi rzekomo przewyższać samego Chrystusa. Dlatego już na początku listu możemy przeczytać wspaniały hymn o „Chrystusie, jedynym obrazie niewidzialnego Boga, o jedynym Pośredniku i Źródle wszelkiego stworzenia”.
W dalszej części listu św. Paweł idzie krok naprzód i stwierdza, że wbrew zwodniczym naukom nie istnieje żadna inna wiedza, która mogłaby dać człowiekowi poczucie pełni, szczęścia i prawdy prócz „tajemnicy objawionej przez Boga”. Ale to jeszcze za mało. Apostoł mówi, że dostęp do tej tajemnicy wiedzie poprzez głębsze poznanie samego Chrystusa. Udział w tym poznaniu jest z kolei gwarancją wierności Jezusowi. Św. Paweł tak bardzo pragnie, aby Kolosanie głęboko poznali Chrystusa, iż to pragnienie porównuje do zapaśniczych zmagań sportowca. Apostoł nie rzuca słów na wiatr. Wie, co mówi i do czego wzywa. Pamięta doskonale, jak światłość pod Damaszkiem radykalnie zmieniła jego życie, jak owo spotkanie ze Zmartwychwstałym odcisnęło się w sposób niezatarty w jego duszy i myśleniu. Wie, jak moc Chrystusa nagle zamieszkała w jego słabym ciele, o o czym czytamy na licznych miejscach w jego listach. Wie, jak na przekór wszystkiemu zaczął pałać gorliwością głoszenia Słowa wszystkim tym, którzy wciąż szukają Boga po omacku. Paweł doświadczył, co to znaczy być wyzwolonym z niewoli zaślepienia przez ideologię, z niewoli fałszywych bożków, co to znaczy być wolnym w Chrystusie, co znaczy żyć zgodnie z Jego duchem.
Dramat Kolosan ma wymiar ponadczasowy i rozgrywa się także w naszej epoce. My także obracamy się w kulturze, która często niewiele ma wspólnego z Ewangelią. Jednak na pierwszy rzut oka wcale tego nie widać, bo człowiek rozwija się, więc i dzisiejsze postaci wierzeń i bożków, które zajmują miejsce Boga, są bardziej wysublimowane. Nie mówimy dzisiaj o perskich czy babilońskich bogach z brązu czy bogach z Olimpu. Dzisiejsze idole to zalewająca nas zewsząd fala powierzchowności i banału, która łechce emocje i nie dopuszcza nas na głębię, lecz skutecznie zatrzymuje na powierzchni strumienia życia. To przekonanie, że nie można wytyczyć wyraźnej granicy między dobrem a złem i każdy może ją sobie ustalać jak chce, stosownie do sytuacji i upodobania. To przekonanie, że nie istnieje jedna prawda, lecz że każdy ma swoją własną rację, którą w imię wykrzywionej tolerancji trzeba bezwzględnie szanować. To przekonanie, że wiarę należy zamknąć w murach kościoła, a pamięć o Bogu polega na spłacaniu cotygodniowej daniny z mszy, bo obnoszenie się ze swoją wiarą w życiu codziennym nie przystoi nowoczesnemu człowiekowi. To przekonanie, że nie warto zbytnio angażować się w trwałe relacje międzyludzkie, bo nieuchronnie traci się niezależność i swobodę manewru. To przekonanie, że na modlitwę czas mogą mieć tylko duchowni i siostry zakonne, bo zwykły śmiertelnik tak jest zajęty rozlicznymi troskami, że wiecznie „nie ma na to czasu”. To nieumiejętność odpoczywania czyli bez – produktywnego działania. I tak można by jeszcze długo wyliczać.
Żyjąc w tak różnobarwnej rzeczywistości gubimy się w mnogości poruszeń, tracimy duchową orientację w jak nigdy dotąd rozległej palecie recept na życie. Sami często bezwiednie ulegamy tym przekonaniom i trendom, co sprawia, że co rusz stajemy na rozstaju dróg, jesteśmy pełni niepewności i niepokoju. Co robić? Uciekać przed światem? Zamykać się na zawsze w pustelni? Załamywać ręce? Nie. Chrystus oczekuje od nas, abyśmy stawali się zaczynem, który od wewnątrz będzie przemieniał ten świat i niósł światło, tam gdzie panuje ciemność. Aby to stało się możliwe, najpierw my sami musimy poznać Pana, abyśmy zostali przemienieni, pociągnięci, porwani przez Chrystusa, tak aby to Jego moc, a nie nasza chwiejność i niepewność potężnie działała w nas. Nie zagubimy się w tym świecie, jeśli przylgniemy do Chrystusa, jeśli upodobnimy się do Niego.
Tak naprawdę jest to najwyższy cel, do którego zmierzają całe Ćwiczenia Duchowne św. Ignacego z Loyoli, w których każe on nam „prosić na początku II tygodnia o wewnętrzne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym Go bardziej kochał i naśladował” (ĆD 104). Znamienna jest ta kolejność: najpierw poznanie Pana, a potem dopiero naśladowanie – podjęcie wyboru drogi życia.
Na czym polega to poznanie? Z pewnością nie chodzi tutaj o jakąkolwiek wiedzę filozoficzną czy teoretyczną, nie chodzi także o spotkanie Boga w cztery oczy ani nawet o jakieś nadzwyczajne objawienia i wiedzę tajemną. Sprawa wydaje się o wiele prostsza, a przez to, paradoksalnie, trudniejsza.
1. Poznanie Pana jest niewątpliwie darem, tak jak darem jest każda autentyczna przyjaźń międzyludzka. Jednak żadna przyjaźń nie dojdzie do skutku, jeśli po obu stronach nie nastąpi pełne ufności otwarcie. I z tym czasem mamy problem. Chcielibyśmy kogoś poznać, wejść w głębszą relację, a zarazem wzbraniamy innym dostępu do naszego wnętrza, lękamy się, że ktoś pozna nasze słabości, że czegoś zacznie się od nas domagać. Doświadczenie uczy jednak, że tylko ufne otwarcie wobec Drugiego ośmiela bliskiego nam człowieka do podobnego aktu. Bóg czeka na taki gest z naszej strony, chce być poznany, to znaczy, pragnie abyśmy weszli z nim w żywą więź osobową. Dlatego prorok Ozeasz woła: „Dołóżmy starań, aby poznać Pana, jego przyjście jest pewne jak świt poranka, jak wczesny deszcz przychodzi On do nas i jak deszcz późny co nasyca ziemię” (Oz 6, 3). Te starania to nic innego jak poświęcanie czasu na modlitwę, na RS, słuchanie Słowa Boga, duchowa i psychiczna asceza, ciągłe nawracanie się. Tym bowiem co pozwala przetrwać naszym więziom międzyludzkim nie jest wbrew pozorom możliwość widzenia kogoś twarzą w twarz, lecz głębia duchowego zaangażowania. To zaangażowanie naszej wolności i wierność w miłości sprawia, że przyjaźnie i małżeństwa potrafią trwać pomimo rozłąki, pomimo braku spotkań twarzą w twarz. Dlatego św. Paweł mówi o głębokim poznaniu Pana. Za czasów Chrystusa wiele ludzi spoglądało na Niego, słyszało Jego cuda i widziało znaki a i tak nie rozpoznało w nim Boga.
2. Głębokie poznanie nie oznacza całkowite. Chrystusa na tej ziemi „poznajemy po części”, widzimy Go jakby w zwierciadle, niejasno” (Por. 1 Kor 13, 9.12). Poznanie Pana zanurzone jest w wierze. A to oznacza, że Chrystus zawsze pozostanie dla nas tajemnicą. Zawsze będziemy mieć jakiś niedosyt. Zwierciadłem, w którym odbija się oblicze Chrystusa jest najpierw historia naszego życia. W Biblii Bóg objawia się w historii w swoich zbawczych czynach, pod zasłoną znaków. Dlatego w języku Pisma św to, kim ktoś jest poznajemy nie tyle po tym, co mówi, lecz po tym, jak działa i postępuje. Przekonała się o tym np. wdowa z Sarepty Sydońskiej po spotkaniu z Eliaszem, który sprawił, że dzban z mąką się nie wyczerpał i wskrzesił jej syna: „Teraz już wiem, że naprawdę jesteś mężem Bożym i słowo Pańskie w twoich ustach jest prawdą” (1 Krl 17, 24). To samo ma na myśli Jezus, kiedy mówi o fałszywych prorokach: „Poznacie ich po ich owocach” (Mt 7, 16). Ignacy również nie mówi o Bogu abstrakcyjnym, lecz o Panu, który dla mnie stał się człowiekiem.
3. Kiedy Ignacy zaprasza nas, abyśmy podczas każdej medytacji lub kontemplacji weszli w siebie i wyciągnęli pożytek duchowy, zachęca nad do tego, abyśmy odszukiwali ślady przechodzącego Boga w naszym życiu, abyśmy konfrontowali Boże Słowa i wyznania z Jego konkretnym działaniem w wydarzeniach naszego życia. Dopiero z tej mozaiki słuchanego Słowa Bożego, Bożych znaków i śladów w codzienności, jak w lustrze stopniowo odsłania się nam to, kim rzeczywiście jest dla nas Bóg. Nie wystarczy więc czysto teoretyczne poznanie Boga. Poznaje Boga ten, kto zwraca się do Niego osobiście, kto w negatywnych i pozytywnych doświadczeniach życia dostrzega Boży palec, kto praktycznie uznaje Boga za takiego, jakim On jest. Takie poznanie jest z naszej strony możliwe. Poznanie Pana jest dla nas tajemnicą również z tego powodu, że łatwo nam związać pozytywne doświadczenia z Bogiem, ale o wiele trudniej dostrzec Jego obecność w naszych porażkach, cierpieniu, ranach i krzywdach. Poznanie Pana nie daje nam natychmiastowej odpowiedzi na wszystkie dręczące nas pytania.
4. Jakie są kryteria tego, że poznajemy Pana?
Św. Jan mówi jasno: „Po tym poznajemy, że Go znamy, jeżeli zachowujemy Jego przykazania” (1J 2, 3). Innymi słowy, poznanie Pana staje się naszym udziałem, kiedy nagle zaczynamy myśleć, reagować, rozeznawać, decydować tak, jak czynił to Jezus, kiedy w sposób mistyczny upodabniani jesteśmy do naszego Pana. Poznajemy Pana, jeśli w naszym życiu jest więcej miejsca na przebaczenie, zapomnienie o sobie, ofiarność, wierność, wytrwałość, więcej czasu dla bliźniego. Poznajemy Pana, gdy nagle spotykamy się z oporem i niezrozumieniem ze strony naszego otoczenia, bliskich, środowiska pracy. Poznajemy Pana, gdy dostrzegamy niezbywalność modlitwy, czasu wolnego i świętowania w naszym życiu. Poznajemy Pana, gdy pokarm Słowa Bożego, Eucharystii, lektury duchowej nie musi już być zastępowany różnymi namiastkami, używkami, nieuporządkowanymi przywiązaniami. Poznajemy Pana, gdy krok po kroku stajemy się ludźmi świadomie podejmującymi decyzje, w oparciu o ewangeliczne kryteria. Poznajemy Pana, gdy nagle spostrzegamy, że ustępują nasze lęki, poczucie niskiej wartości, gdy koncentrujemy się nie tyle na naszych brakach, lecz na tym, co w nas dobre. Poznajemy Pana, gdy coraz częściej w codzienności wołamy za Psalmistą:
„On tylko jest skałą i zbawieniem moim
On moją twierdzą, więc się nie zachwieję” (PS 62, 7).
Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl
Homilia wygłoszona podczas rekolekcji ignacjańskich w Częstochowie.
Dariusz Piórkowski jest współautorem portali www.mateusz.pl i www.tezeusz.pl, mieszka w Warszawie
© 1996–2006 www.mateusz.pl