www.mateusz.pl/mt/dp

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Przemienić spojrzenie w obliczu Chrystusa

Kazanie na II Niedzielę Wielkiego Postu, rok A

 

„Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się! Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie. (Mt 17, 1-9)

Ludzkie spojrzenie pragnie dosięgnąć tego co, niewidzialne. Zresztą takie jest nasze przeznaczenie: „oglądać Boga twarzą w twarz”. W Piśmie św. spotkanie twarzą w twarz jest symbolem wewnętrznego poznania dwu serc. A twarz jest zwierciadłem naszego wnętrza.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus pozwala wybranym Apostołom ujrzeć swoją ludzką twarz, w której odsłania się boskość. To do niego należy inicjatywa. Jest to tak mocne i kojące doświadczenie, że Piotr chce zatrzymać czas. Dzieje się tak dlatego, ponieważ w obliczu Jezusa apostołowie ujrzeli to, co niewidzialne, najbardziej upragnione. Wszystko po to, aby uczniowie nie załamali się, kiedy zobaczą tego samego Jezusa, Boga i człowieka, na krzyżu.

Ale wizja Jezusa przemienionego jest krótka, chociaż Apostołowie chcieliby trwać w niej jak najdłużej. Jednak szybko trzeba wracać do zwykłej codzienności. I w tej zwykłości „szukać Bożego oblicza”. I tutaj pojawia się problem. Ponieważ na co dzień nie jest nam dane takie doświadczenie boskości, a bardzo jej pragniemy, próbujemy stworzyć sobie jej namiastkę – bożka.

Ludzkie spojrzenie może również zostać ograniczone przez to, co widzialne. I to mu może wystarczyć. Tak naprawdę z wszystkiego, co stworzone można uczynić bożka: pieniądz, telewizja, Internet, seks, samochód, mieszkanie, jedzenie, przesadne troski, nadmierna aktywność zawodowa, samotność, nawet drugi człowiek itd. Bo bożek to wyobrażenie Boga na miarę naszego spojrzenia – jak pisał Jean-Luc Marion.

Kiedy to, co stworzone zamienia się dla nas w bożka, a nie jest już zwykłą rzeczą? Dzieje się tak wtedy, kiedy coś staje w centrum mojej uwagi, ciągle wpływa na moje decyzje, kieruje mną, kiedy nie widzę już nic więcej poza tym. Bożek zatrzymuje mnie w zadowoleniu i ospałości. To on sprawia, że bardziej interesują mnie rzeczy niż ludzie i powoli zanikają we mnie głębsze pragnienia. Dla przykładu, potrafię godzinami siedzieć przed TV czy Internetem i zarazem mówić innym, że nie mam czasu. Bożek zwraca mnie ku sobie samemu. Mówi do mnie: „Ja jestem kresem twoich pragnień, po co będziesz czekał na jakiegoś Boga. Sam sobie możesz Go stworzyć, bo już nic lepszego cię nie czeka”.

Tymczasem, zamiast obdarować nas dobrem i poszerzać nasze serce, bożek wysysa z nas energię oraz żąda nieustannego hołdu i ofiar. Tak przykuwa naszą uwagę, że rodzi w nas obsesję, namiętność i lęk przed jego utraceniem. Prędzej czy później służba bożkom doprowadza do wyczerpania, bo człowiek nie może się nasycić tym, co widzialne.

Zapytajmy siebie: Co w naszej codzienności nadmiernie nas pochłania? Co rodzi w nas obsesję? Bez czego nie możemy się obejść? Jaka rzecz, sytuacja, chora relacja nas męczy? Z czym czujemy się związani i nie potrafimy się od tego uwolnić?

 

Wróćmy do Ewangelii. W przeciwieństwie do bożka wpatrywanie się w Jezusa rodzi pokój, ukojenie, odpoczynek: „Panie, dobrze że tu jesteśmy”. Bóg nie chce pochłaniać naszej energii, lecz ją dawać. „Pan jest moim pasterzem (…) orzeźwia moją duszę” (Ps 23).Takie doświadczenie jest dla nas możliwe.

Nasze spojrzenie musi być przemienione. Już w Starym Testamencie Psalmista i Prorocy wołali: „Szukajcie zawsze Jego oblicza” (Ps 105, 4). czyli dążcie do poznania Boga. Mieć twarz to wyrażać siebie. Bóg chce wejść we wspólnotę z człowiekiem, ale nie po to, żeby nim zawładnąć czy zamknąć w sobie. Bóg otwiera nas na nieskończoną głębię. Kiedy Bóg zaczyna być bardziej obecny w naszym życiu, nasze spojrzenie jest właściwe. W samochodzie widzimy tylko samochód. W nowej sukience tylko sukienkę, a nie szczyt marzeń. Nie koncentrujemy się tylko na doznaniach i przyjemnościach. Idziemy dalej.

Św. Paweł pisze: „My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu” (2 Kor 3, 18). Jak to rozumieć? W jaki sposób wpatrujemy się w Boże oblicze? Przecież Boga nie widzimy. Dzięki Duchowi Świętemu i w wierze. Boga możemy oglądać oczyma wiary, ale te oczy muszą się oderwać od związania z bożkami.

Wpatrywanie się w Chrystusa upodabnia nas do Niego. Jak się w Niego wpatrywać? Oto wskazówka: boskość ukrywa się w ludzkim obliczu Jezusa. A Jezus utożsamia się z każdym człowiekiem, zwłaszcza potrzebującym i cierpiącym. Boga możemy zobaczyć oczyma wiary podczas słuchania Jego słów, możemy doznać zachwytu, patrząc na piękno stworzenia. Ale najbardziej Jego obecność wyczuwamy, gdy spieszymy z pomocą innym, gdy przestajemy być zanadto zainteresowani sobą. Tu chodzi o proste gesty codzienne, a nie o wielkie dzieła.

Na końcu przemienienia słyszymy głos Ojca: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. Dziwna rzecz. Szukać oblicza Boga, to słuchać słów Syna. Słuchanie Jezusa nie jest dzisiaj takie łatwe. Jesteśmy kuszeni do wybiórczości, do korzystania z Ewangelii jak ze szwedzkiego stołu. Jeśli będziemy słuchać słów Syna, będziemy dostrzegać Jego ukryte oblicze w codzienności, tu na ziemi. A nasze spojrzenie będzie się zmieniać, będziemy się uspokajać. I przestaniemy trwonić naszą energię na to, co nie nasyci.

Kiedy patrzymy na Jezusa, otrzymujemy wzmocnienie i pocieszenie. „Dobrze, że tu jesteśmy”. Taką chwilą szczególnego słuchania i patrzenia na Jezusa jest Eucharystia. Ma ona nas umocnić na cały tydzień, na chwile trudne, które przyjdą. Bożek nas nie wspomoże i nie uratuje, bo on jest częścią nas.

Kto patrzy na Jezusa, słuchając Go, jest uwalniany od złudzeń i iluzji, tkwiących w spojrzeniu. Jezus pokrzepia obciążonych balastem, który sami sobie nieraz włożyli na ramiona. Wielki Post to czas rozstawania się z naszymi bożkami. Wielki Post to uzdrawianie naszego spojrzenia, także przez wypowiedzenie wojny temu, co chce zawładnąć naszą uwagą i naszym sercem. Jak trudne to jest, wystarczy spróbować przez dzień, nie korzystać z tego, do czego się przywiązaliśmy.

Prośmy Jezusa o odwagę i siłę, o przemianę naszego spojrzenia w świetle Jego spojrzenia na nas.

Dariusz Piórkowski SJ

 

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ, obecnie pracuje jako duszpasterz akademicki w DA „Xaverianum” w Opolu

 

 

 

© 1996–2008 www.mateusz.pl