www.mateusz.pl/mt/js

TAM GDZIE POWSTAWAŁA APOKALIPSA ŚW. JANA, CZĘŚĆ XII

Intermezzo: kim jesteś święty Janie?

 

 

W naszej peregrynacji na szlaku apokaliptycznym przemierzyliśmy już bardzo wiele miejsc i mamy prawo poczuć się już co nieco zmęczeni wędrówką. Od kalejdoskopu krajobrazów, feerii wspaniałych zabytków oraz niekończących się ciągów skojarzeń z tyloma sławnymi ludźmi i znaczącymi wydarzeniami mogło nam się trochę zawrócić w głowie. Podobnie jak od obrazów, symboli i zdarzeń opisanych w Apokalipsie…

Zatrzymajmy się zatem na chwilę przed grotą Objawienia i odpocznijmy w miłym cieniu pinii. Przyda nam się to, bo czekają nas jeszcze wymagające wiele wysiłku odwiedziny w siedmiu apokaliptycznych grodach. Wpatrując się w mozaikę nad drzwiami groty zastanówmy się raz jeszcze kim jest właściwie Starzec dyktujący listy do siedmiu kościołów diakonowi Prochorowi. Wiemy już o nim bardzo wiele, ale wciąż jakby za mało, aby zrozumieć jego tajemniczy przekaz. Kim jest ów Uczeń Umiłowany, któremu Chrystus Zmartwychwstały powierzył swe największe sekrety i których nie dało się inaczej wypowiedzieć jak jedynie poprzez surrealistyczne wizje i zagadkowe znaki.

Rybak czy kapłan?

Niemal we wszystkich katolickich wprowadzeniach do Pism św. Jana (Ewangelii, trzech Listów i Apokalipsy) twierdzi się, że ich autorem jest syn Zebedeusza, jeden z Dwunastu Apostołów. Podkreśla się przy tym chętnie, że tego rodzaju utożsamienie istnieje w Kościele już od IIIgo wieku. Czyni się to, aby podkreślić apostolskie pochodzenie Czwartej Ewangelii – tak przecież różnej od pozostałych! – i w ten sposób przeciąć wszelkie spekulacje co do jakichś innych źródeł przekazu o Jezusie spoza kręgu Dwunastu, bo to mogłoby świadczyć o początkowym istnieniu jakiegoś „innego” Kościoła niepodlegającego Apostołom. Niestety zbyt często pomija się przy tym milczeniem fakt, że najwcześniejsze chrześcijańskie świadectwa o Umiłowanym Uczniu zdają się jednak wskazywać na kogoś innego.

Jednym z najbardziej znanych tekstów odnośnie tożsamości autora Czwartej Ewangelii jest świadectwo Polikratesa, biskupa Efezu, który około 180 r. tak oto pisze w liście do papieża Wiktoryna w związku ze sporem o sposób wyznaczania daty Wielkanocy (NB. cytat ten zachował się w Kronice kościelnej znanego nam już Euzebiusza z Cezarei V,24,2b-3):

…Jan, który był zarówno świadkiem jak i nauczycielem, który spoczywał na piersi Pana, i który będąc kapłanem przyodziewał pektorał, spoczął w Efezie.

Wynika stąd niezbicie, że Polikrates uważał św. Jana Ewangelistę za kapłana świątyni jerozolimskiej. W dodatku musiał to być dość bliski krewny arcykapłana, skoro wolno mu było nosić pektorał (por. Wj 28,3-4)! Nagle zaczynamy rozmieć, dlaczego Jan tak łatwo mógł wprowadzić Piotra do siedziby arcykapłana, w której właśnie odbywał się sąd nad Jezusem:

A szedł za Jezusem Szymon Piotr razem z innym uczniem. Uczeń ten był znany arcykapłanowi i dlatego wszedł za Jezusem na dziedziniec arcykapłana, podczas gdy Piotr zatrzymał się przed bramą na zewnątrz. Wszedł więc ów drugi uczeń, znany arcykapłanowi, pomówił z odźwierną i wprowadził Piotra do środka. (J 18,15-16)

Innych śladów kapłańskiej tożsamości Umiłowanego Ucznia także nie brakuje. Choćby to, że nie wszedł do grobu Pańskiego, aby nie zaciągnąć rytualnej nieczystości (por. Kpł 21,1-4) albo też przyznanie, że nie wierzył w zmartwychwstanie póki nie ujrzał chust leżących w miejscu ciała Jezusa (por. J 20,8-9). Saduceusze bowiem (tzn. kapłani świątyni jerozolimskiej wywodzący nazwę swego stronnictwa od Sadoka, arcykapłana z czasów Salomona – por. 1Krl 2,35) nie wierzyli w zmartwychwstanie (por. Mk 12,18-27). Najlepiej to jednak uwidocznia się we wiodącym motywie Czwartej Ewangelii: w przeciwieństwie do Ewangelii synoptycznych, gdzie Jezus przychodzi głównie po to, aby głosić Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym, u Jana jest On Barankiem Bożym (por. J 1,36b), który oddaje swoje życie (por. J 10,17b), abyśmy mieli życie w obfitości (por. J 10,10b). I tylko w przekazie janowym Jezus udziela takiego oto mesjańskiego znaku, że pozwala na zniszczenie świątyni swego ciała, aby w trzy dni ją odbudować w swym Zmartwychwstaniu (por. J 2,18-22). Zastępuje w ten sposób dotychczasową formę kultu kultem w duchu i w prawdzie (por. J 4,23).

Nie wygląda na to także, aby Ewangelista przebywał wiele w Galilei, zaś wydaje się świetnie znać Jerozolimę. Zna imię sługi arcykapłana, któremu Piotr odciął ucho w ogrodzie Oliwnym (por. J 18,10) – tak jakby widywał go dość często. Zna szczegóły tajnej narady Sanhedrynu podczas której starszyzna żydowska postanowiła zabić Jezusa (por. J 11,47-53). Potrafi także przytaczać długie i zawiłe dyskusje, jakie Jezus toczył w świątynnych krużgankach z uczonymi w Piśmie, co niewątpliwie świadczy o znakomitym wykształceniu teologicznym.

Wreszcie jest też fragment w janowej Ewangelii, w którym Autor wydaje się wyraźnie przedstawiać siebie jako inna osoba niż Jan, syn Zebedeusza:

Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. (J 21,2)

Nietrudno domyśleć się, kim są owi dwaj inni, gdyż analogiczny fragment znajdujemy na początku tej samej Ewangelii, u brzegów Jordanu:

Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana [Chrzciciela] i poszli za Nim[Jezusem], był Andrzej, brat Szymona Piotra. (J1,40)

No a tym drugim był z pewnością sam Ewangelista… Podobnie było także w końcowej scenie nad jeziorem Galilejskim: owi dwaj inni Jego uczniowie to ponownie Andrzej i Jan.

Co się zatem stało z Janem, synem Zebedeusza?

Wiemy też dobrze, że Jezus, gdy zapowiedział Piotrowi męczeńską śmierć (por. J 21,18-19) równocześnie zaznaczył, że dla Umiłowanego Ucznia przewidział zupełnie inny los (por. J 21,21-23). Gdyby owym uczniem był Jan, młodszy syn Zebedeusza, wtedy zupełnie niezrozumiała stałaby się scena opisana w Ewangelii św. Marka, w której owi synowie Zebedeusza proszą Jezusa: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie (Mk 10,37). Nie wiedzą jeszcze o co właściwie proszą, bo gdy Jezus w swej chwale zawiśnie na Krzyżu, po prawej i lewej stronie towarzyszyć Mu będą dwaj łotrowie (por. Mk 15,27)… Mistrz jednak odpowiada im: Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie (Mk 10,39a). A to oznacza jak najbardziej zapowiedź śmierci podobnej do śmierci Jezusa.

Wiemy także, że Jakub, starszy syn Zebedeusza został ścięty mieczem około roku 44 w czasie prześladowań Heroda Agryppy (por. Dz 12,1-2). Co do młodszego Jana, widzimy go jeszcze w gronie Piotra i Jakuba Młodszego w czasie Soboru jerozolimskiego około roku 50, gdzie jest uważany za „filar [Kościoła]” (por. Gal 2,9). Potem zaś jego ślad się urywa… chyba żeby uznać, że potem stał się Ewangelistą i Wizjonerem z Patmos. Nasuwa się jednak nieodparcie pytanie, dlaczego nie umarł męczeńską śmiercią, którą zapowiedział mu sam Jezus?

Otóż ślady chrześcijańskiej tradycji dotyczącej męczeńskiej śmierci Jana, syna Zebedeusza owszem istnieją. Zebrał je i pieczołowicie udokumentował dominikanin o. Marie-Émile Boismard ze szkoły biblijnej w Jerozolimie w monografii ‘‘Le Martyre de Jean l’Apôtre’’ (1996). Najbardziej znana wzmianka pochodzi od Filipa z Side, autora Kroniki Kościelnej, napisanej mniej więcej w tym samym czasie co kronika Euzebiusza z Cezarei (tzn. Isza połowa IVgo wieku). Dowiadujemy się z niej (we fragmencie 142), że Papiasz, biskup Hierapolis z Iszej połowy IIgo wieku i uczeń św. Jana Ewangelisty, w swej drugiej księdze pisze, że święty Jan i Jakub, jego brat, zostali zabici przez Żydów. Podobne informacje znajdujemy także w IXcio-wiecznej kronice greckiego mnicha Grzegorza Grzesznika:

Papiasz, biskup Hierapolis, który go [Jana] widział na własne oczy, w drugiej księdze <<Proroctw Pańskich>> pisze, że został zabity przez Żydów i tak oto wypełnił razem ze swym bratem odnoszące się do nich proroctwo Chrystusa dotyczące ich wyznania wiary i dzielenia Jego losu. […] Stało się tak, bo Bóg nie może kłamać. Podobnie uczony Orygenes utrzymuje w swym komentarzu do Ewangelii św. Mateusza, że Jan został męczennikiem, oświadczając, że dowiedział się tego od następców Apostołów.

O męczeństwie obu synów Zebedeusza informują nas także syryjskie Martyrium z 411 roku oraz wczesnośredniowieczne księgi liturgiczne pochodzące z Galii i Irlandii. Trudno jest pozostać obojętnym wobec podobnych świadectw, choćby nawet były szczątkowe…

Wydaje się, że Jan, syn Zebedeusza, zginął zaraz po roku 50 w wyniku kolejnej fali antychrześcijańskich prześladowań w Jerozolimie. Dotąd był prawą ręką Piotra: razem przygotowywali Ostatnią Wieczerzę (por. Łk 22,8), razem też ewangelizowali (por. Dz 3,1 i 8,14-15) i cierpieli prześladowania (por. Dz 4,13). Gdy jednak zabrakło Jana, syna Zebedeusza, jego miejsce u boku Piotra zajął inny Jan zwany Markiem (por. 1P 5,13), którego właśnie Paweł odesłał do domu z drugiej wyprawy misyjnej (por. Dz 15,37-39).

Zagubiona tożsamość Ewangelisty

W świetle przytoczonych faktów i świadectw możemy słusznie pytać, jak to się stało, że z biegiem lat dwie zupełnie różne osoby mogły się zlać w jedną. Otóż wynika to przede wszystkim z kontrowersji wybuchłych stosunkowo wcześnie na tle dyskusji o kanoniczności poszczególnych ksiąg Nowego Testamentu. Otóż bardzo wielu chrześcijan wzdragało się na myśl uznania tak dziwnej księgi jak Apokalipsa za natchnioną, natomiast chętnie przyznawało się do Czwartej Ewangelii. Zauważano także, że Jan nigdy nie nazywa siebie „apostołem”, ale – na początku drugiego i trzeciego listu – nazywa się „prezbiterem” (to znaczy „starszym”, por. 2J,1 i 3J,1). W tym kontekście mógł łatwo narodzić się pomysł, aby uznać, że Ewangelię i ważny pierwszy List napisał Jan „apostoł”, a nieważne krótkie listy oraz Apokalipsa są dziełem zupełnie innego Jana „prezbitera”. I że tylko dzieła Jana „apostoła” są natchnione”, zaś dzieła Jana „prezbitera” bynajmniej takimi nie są.

Okazuje się, że jednym ze zdecydowanych przeciwników kanoniczności Apokalipsy był Euzebiusz z Cezarei. Z tego powodu w swojej Kronice Kościelnej chętnie cytuje kolejny fragment z dzieła biskupa Papiasza, który zdaje się wskazywać na to, że Jan Apostoł i Jan Prezbiter to dwie różne osoby. W zasadzie mogłoby go to sprowokować do głębszych refleksji. Niestety chodziło mu wyłącznie o skompromitowanie zarówno samego Papiasza, którego wyraźnie nie lubił z powodu kontrowersyjnych interpretacji Apokalipsy, jak też jego nauczyciela „Jana Prezbitera”, który mógł być, jego zdaniem, jedynie autorem apokryfów. Co ciekawe Kościół przez moment przyjął taką właśnie wykładnię, bo w wykazie ksiąg Nowego Testamentu synodu w Kartaginie z 397 roku wyraźnie zaznacza się odrębność dwóch Janów i przypisuje się im autorstwo innych ksiąg. Niemniej odrębność ta zaczęła być po jakimś czasie niewygodna, ponieważ mogła podważać apostolskie pochodzenie przynajmniej niektórych pism janowych.

Cień Apostoła Andrzeja

Tymczasem przyjęcie, że autorem wszystkich pism janowych jest nie rybak, syn Zebedeusza, jeden z Dwunastu, ale kapłan świątyni jerozolimskiej spoza grona Dwunastu, w niczym nie podważa ich apostolskiego pochodzenia. Znajdujemy na to dowód ogromnej wagi w pochodzącym z połowy IIgo wieku kanonie Muratoriego (od nazwiska włoskiego historyka, który go odnalazł w Bibliotece Ambrozjańskiej w Mediolanie i opublikował w 1740 roku). Jest to jeden z pierwszych spisów ksiąg Nowego Testamentu zawierający także dodatkowe uzasadnienia, dlaczego dane pismo jest natchnione. Oto co w nim czytamy odnośnie Ewangelii św. Jana:

Czwarta Ewangelia jest Jana, jednego z uczniów. Ponieważ inni uczniowie i biskupi zachęcali go [do pisania], powiedział im: pośćcie wraz ze mną od dziś przez trzy dni i wtedy opowiemy sobie nawzajem, co nam zostanie objawione. Tej samej nocy zostało objawione Andrzejowi, że Jan ma wszystko napisać we własnym imieniu, ale za poświadczeniem wszystkich.

I rzeczywiście takie poświadczenia odnajdujemy w janowej Ewangelii aż dwukrotnie. Za pierwszym razem chodzi o Krew i Wodę wypływającą z Boku Jezusa:

Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. (J 19,35)

Drugi raz zaś znajdujemy je na końcu Ewangelii:

Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach i on je opisał. A wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe. (J 21,24)

Co ciekawe, podobna „pieczęć poświadczycieli” jest także przybita na tekście Apokalipsy:

Ten poświadcza, że słowem Bożym i świadectwem Jezusa Chrystusa jest wszystko, co widział. (Ap 1,2)

Kto jednak poświadcza? Z pewnością Apostoł Andrzej, brat Piotra. Przypuszczalnie także Apostoł Filip działający w tych samych okolicach co Jan Ewangelista i być może Apostoł Natanael (zwany w ewangeliach synoptycznych Bartłomiejem), którego tak często wspomina się w Czwartej Ewangelii. Według Prawa wystarczy bowiem dwóch albo trzech świadków (z grona Dwunastu), aby narrację Umiłowanego Ucznia uznać za wiarygodną (por. 2Kor 13,1). Odtąd nikt już nie może twierdzić, że janowe pisma są poza-apostolskiego pochodzenia… Gdyby jednak sam Jan wywodził się z kręgu Dwunastu, nie byłoby to wszystko potrzebne.

Świątynia w niebie

Gdy już to wszystko wiemy, nasuwa się kolejne pytanie: może to i ciekawe, ale po co wnikać aż tak bardzo w te sprawy? Czy tożsamość autora janowych Pism w czymkolwiek pozwoli nam lepiej je zrozumieć? Czy nie jest to czysto akademicka dysputa?

Otóż nie jest, a już zwłaszcza w kontekście Apokalipsy. Jeśli bowiem wiemy, że jej autor jest byłym kapłanem świątyni jerozolimskiej, nagle zaczynamy lepiej rozumieć czego właściwie ona dotyczy i dlaczego takie właśnie a nie inne symbole zostały w niej użyte. Staje się oczywiste, że dla Jana niebo jest świątynią gdzie anioły oraz inne tajemnicze stworzenia, przypominające starców i zwierzęta, sprawują ustawiczny kult, który odbiera nie tylko Bóg siedzący na tronie, ale także Baranek, oznaczający złożonego w ofierze i zmartwychwstałego Chrystusa (por. Ap 4 i 5). Zaś wszelkie wydarzenia na ziemi przedstawiane w symbolicznej formie są powodowane rytualnymi czynnościami kapłańskimi, które wykonują ci właśnie aniołowie na służbie Bożej (por. Ap 8,3-5). Także w liście do siedmiu kościołów odnajdziemy mnóstwo odniesień do liturgii świątynnej, takich jak siedmioramienny świecznik, czyli menora (por. Ap 2,5 i Wj 26,35), wieniec arcykapłana (por. Ap 2,10 i Syr 45,12), manna ongiś przechowywana w Arce Przymierza (por. Ap 2,17 i Hbr 9,4), wieczny płomień przed Arką (por. Ap 2,18 i Kpł 24,1-4), biała szata kapłana (por. Ap 3,5 i Kpł 16,4), kolumna przed Świętym Świętych (por Ap 3,12 i 2Krn 3,15) i uroczysta aklamacja „Amen” po proklamacji Prawa (por. Ap 3,14 i Neh 8,6).

Janowi, krewnemu arcykapłana, gdy już stał się uczniem Chrystusa, to właśnie zostało objawione, że kapłani świątyni jerozolimskiej usługują obrazowi i cieniowi rzeczywistości niebieskich (Hbr 8,5), zaś prawdziwy kult odbywa się jedynie w niebie. A także to, że nowy kult wprowadzony przez Nowe Przymierze i który swą szczytową postać przyjmuje w Eucharystii, rzeczywiście włącza chrześcijan w niebiańską liturgię, a nie jest jedynie jej bladym cieniem. Apokalipsa jest zatem radosną nowiną o tym, że

przystąpiliśmy do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do zwołania pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Przymierza – Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla. (Hbr 12,22-24)

A także o tym, że

mamy ołtarz, z którego nie mają prawa spożywać [Ciała i Krwi Pańskiej] ci, którzy służą przybytkowi [świątyni jerozolimskiej] (Hbr 13,10).

Jesteście przyjaciółmi moimi (J 15,14)

Być może powie ktoś jeszcze, iż rozdzielenie postaci św. Jana Ewangelisty od postaci św. Jana Apostoła, syna Zebedeusza, jest sprzeczne z dobrze ugruntowanym przekonaniem Kościoła. A jednak wcale tak nie jest. Podczas audiencji ogólnej z 5go lipca 2006 poświęconej postaci św. Jana Apostoła papież Benedykt XVI stwierdził:

Wiemy, że to utożsamienie jest dziś dyskutowane przez uczonych i że wielu z nich widzi w nim [to jest św. Janie Ewangeliście] jedynie wzorzec ucznia Jezusa. Pozostawiając egzegetom rozstrzygnięcie tej kwestii, zadowalamy się lekcją, jaka z tego wynika dla naszego życia: Pan pragnie uczynić każdego z nas uczniem, który żywi ku Niemu osobistą przyjaźń. Aby się to spełniło nie wystarcza iść za Nim i słuchać Go zewnętrznie; trzeba jeszcze żyć z Nim i tak jak On. A jest to możliwe jedynie w kontekście stosunku wielkiej zażyłości, przenikniętej żarem całkowitego oddania.

Kościół zatem, pozostawiając rozstrzygnięcie kwestii tożsamości św. Jana Ewangelisty egzegetom, zachęca nas równocześnie, abyśmy weszli w tak intymną relację z Jezusem jak stało się to udziałem Umiłowanego Ucznia. Bo choć przypuszczalnie nie należał on do grona Dwunastu, to przecież był wielkim, bardzo wielkim Apostołem Miłości Ukrzyżowanej.

Jacek Święcki

 

 

 

 

© 1996–2013 www.mateusz.pl