TAM GDZIE POWSTAWAŁA APOKALIPSA ŚW. JANA, CZĘŚĆ III
Niewiele wiadomo o tym, co działo się z Maryją po Zesłaniu Ducha Świętego. Nowy Testament w ogóle nic na ten temat nie wspomina. Tradycja zaś uzupełnia to wymowne milczenie jedynie o dwa znamienne fakty: pobyt w Efezie i zaśnięcie w Jerozolimie w obecności wielu Apostołów i uczniów, po którym to nastąpiło wzięcie do nieba po trzech dniach. O ile epizod efeski jest opisywany w marginalnej ilości wczesnochrześcijańskich pism, to już w przypadku jerozolimskiego Zaśnięcia i Wniebowzięcia ilość apokryficznych narracji i innych świadectw (zwłaszcza u wschodnich Ojców Kościoła) jest już zdecydowanie większa.
A jednak wielu teologów, ustosunkowując się do faktu odkrycia domku Matki Bożej na górze pod Efezem przy końcu XIX wieku, skłonnych jest tam właśnie sytuować wydarzenie Wniebowzięcia Maryi. Wypada jednak zadać sobie pytanie, czy kontestowanie tak bardzo poświadczonej i rozpowszechnionej starożytnej tradycji jest rzeczywiście uzasadnione.
Kontrowersja wzięła się z tego, iż odkrycie materialnych śladów pobytu Maryi w Efezie zawdzięczamy pismom bł. Katarzyny Emmerich, to zaś niesłychanie uwiarygodniło także inne jej stwierdzenia, nawet gdy niekiedy brzmią mało prawdopodobnie. Z ogromnego sceptycyzmu wobec niemieckiej mistyczki wielu teologów przeszło nagle do niemal ślepej wiary we wszystko, co tylko znalazło się w jej pismach.
Niestety zapomniano przy tym o dość istotnym fakcie, mianowicie o tym, że to nie ona bezpośrednio spisywała swoje wizje, ale jej sekretarz, znany niemiecki poeta Klemens Brentano. Warto tu zauważyć, że śmierć Katarzyny Emmerich w 1824 roku i wydanie pierwszej kompilacji jej spisanych narracji dzieli różnica ponad 10ciu lat, zaś następna wersja ujrzała światło dzienne dopiero w1852 roku, już parę lat po śmierci poety. Było to spowodowane między innymi tym, że mistyczka posługiwała się wyłącznie dialektem westfalskim, zaś jej sekretarz sporządzał jedynie prowizoryczne notatki, które potem musiał „tłumaczyć” na literacką niemczyznę. Toteż bł. Katarzyna nie mogła w żaden sposób swych drukowanych wypowiedzi „autoryzować”, choćby nawet i chciała…
Co ciekawe, gdy w 1923 roku niemiecki ksiądz Winfried Hümpfner zaczął porównywać oryginalne notatki Brentano z treścią wydanych pism, okazało się, że rozbieżności są momentami ogromne. Inni katoliccy badacze kilka lat potem ostatecznie potwierdzili, że tylko niewielka część wydanych pism może zostać uznana za relację odpowiadającą autentycznym wizjom Katarzyny Emmerich, a większość z nich jest wymysłem przedsiębiorczego na swój sposób poety i jego wydawców.
To odkrycie w pewnym sensie „uratowało” proces beatyfikacyjny niemieckiej mistyczki. Kościelne komisje nie musiały się w ogóle zajmować zgodnością jej rzekomych pism z katolicką doktryną i spuścizną Tradycji, ponieważ ustalenie tego, co pochodzi od niej, a co jest w nich niechcianym dodatkiem, okazało się niemożliwe. Dla nas oznacza to, że nie można przypisać bł. Katarzynie poglądu o zaśnięciu Maryi w Efezie, choć takie stwierdzenia znajdziemy w jej wydanych pismach. Równocześnie powinniśmy pamiętać, że pewne opisy i stwierdzenia mogą stanowić istotną pomoc przy rekonstrukcji interesujących nas faktów dotyczących końca życia Matki Bożej.
Katarzyna Emmerich następująco opisuje efeski epizod życia Maryi:
Mniej więcej w rok po ukrzyżowaniu Chrystusa zginął Szczepan śmiercią, męczeńską przez ukamienowanie. […] W kilka lat później podniosła się nowa burza przeciw wyznawcom Chrystusa. Najśw. Panna, mieszkająca dotychczas na przemian albo w małym domku obok wieczernika, albo w Betanii, postanowiła wobec tego opuścić Judeę; na Jej żądanie zabrał Ją Jan w okolicę Efezu, gdzie już potworzyły się osady chrześcijańskie.
Z relacji tej wynika, że przebywanie Maryi w Efezie było w jakiś sposób wpisane w to, co działo się z Kościołem po pierwszych większych prześladowaniach, które miały miejsce zaraz po kamienowaniu św. Szczepana:
Wybuchło wówczas wielkie prześladowanie w Kościele jerozolimskim. Wszyscy, z wyjątkiem Apostołów, rozproszyli się po okolicach Judei i Samarii. (Dz 8,1b)
Dalej Dzieje Apostolskie opisują, że dało to asumpt do ogromnej akcji ewangelizacyjnej, gdyż zmusiło w pewnym sensie Apostołów do roznoszenia Dobrej Nowiny w miejscach, gdzie byli rozproszeni:
Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii, głosząc słowo samym tylko Żydom. Niektórzy z nich pochodzili z Cypru i z Cyreny. Oni to po przybyciu do Antiochii przemawiali też do Greków i opowiadali Dobrą Nowinę o Panu Jezusie. A ręka Pańska była z nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana. (Dz 11,19-21)
Przypuszczalnie część tych, których rozproszyło prześladowanie, dotarła aż do Efezu, w którym mieszkała przecież pokaźna diaspora żydowska. Można się tam było stosunkowo łatwo dostać, bo w owym czasie był to przecież duży port. Ponadto tak wielka metropolia musiała być wtedy na trasie bardzo wielu okrętów. Maryja musiała zatem otrzymać jakąś wyraźną misję od Pana, jeśli na jej własne żądanie św. Jan zabrał ją do Efezu, a jeszcze przedtem przygotował dla tam niej dom.
Dalej Katarzyna Emmerich mówi:
Przebywszy trzy lata w osadzie koło Efezu, zatęskniła Maryja bardzo za Jerozolimą. Na Jej życzenie wzięli ją tam Piotr i Jan.
Trzy lata to dość znamienny okres. Tyle lat trwała publiczna działalność Pana Jezusa i mniej więcej tyle czasu św. Paweł nauczał potem w Efezie (por. Dz 19,8-10). Cokolwiek by o tym nie sądzić, potwierdza to przypuszczenie, że Maryja nie udała się do Efezu po to, aby skryć się przed prześladowaniami, ale dlatego, że taka była wtedy jej misja.
Także tęsknota Maryi za Jerozolimą nie powinna nas dziwić: żaden pobożny Żyd nie chciał umierać na obcej ziemi, a za zaszczyt poczytywał sobie pochówek w Jerozolimie, na zboczu góry Oliwnej. Ponadto praktykowany od dzieciństwa zwyczaj odbywania trzech pielgrzymek do Jerozolimy na rok powodował, że ktoś, kto nagle znalazł się tak długo poza ziemią Izraela musiał po jakimś czasie czuć się bardzo nieswojo…
Dalej w pismach Katarzyny Emmerich stwierdza się, że Maryja ponownie wracała do Efezu i przebywała tam w sumie aż 9 lat, ale to już nie wydaje się być zbyt przekonywujące. W tak podeszłym jak na owe czasy wieku nie miałaby zapewne aż tylu sił na tak dalekie podróże przy ówczesnych środkach transportu. Bardziej wiarygodna jest już inna informacja:
Maryja umarła w 48-ym roku po narodzeniu Chrystusa, w trzynaście lat i dwa miesiące po wniebowstąpieniu.
Jeśli porównamy ją do rozpowszechnionej w średniowieczu tradycji, iż Matka Boża przeżyła 63 lata – dlatego właśnie w pewnym okresie były rozpowszechnione różańce mające 63 paciorki – to, przy założeniu, że Chrystus narodził się w 4 roku pne i umarł w 30 roku ne, należałoby przyjąć, że Maryja narodziła się w 21 roku pne i zasnęła w Panu w 43 roku ne. Tak więc gdy rodziła Jezusa mogła mieć około 17 lat, gdy zaś umierał na Krzyżu, mogła mieć około 50ciu lat. Jest to zupełnie uprawniona hipoteza.
Kompletnie zaś niewiarygodnie rzekome pisma Katarzyny Emmerich tłumaczą fakt, że śmierć Maryi nastąpiła w Efezie, a nie w Jerozolimie:
Zaniesiono Maryję na Syjon do zachowanego jeszcze Jej mieszkania we wieczerniku. Tu leżała Maryja dłuższy czas tak słaba i bliska śmierci, że już myślano, gdzie obrać grób dla Niej. Maryja sama wybrała Sobie na ten cel jedną z grot na górze Oliwnej. […] Apostołowie najęli kamieniarza, chrześcijanina, by przerobił tę grotę na piękny grób. Przygotowania te wpoiły w niektórych przekonanie, że Matka Boża na prawdę umarła tu, i tak rozszerzyła się o tym pogłoska w Jerozolimie i innych miejscach. W rzeczywistości odzyskała Maryja na tyle siły, że powróciła do Efezu i tam dopiero w półtora roku umarła. Grób, przygotowany dla Niej na górze Oliwnej, w wielkiej był czci zawsze, później zbudowano nad nim kościół. Św. Jan Damasceński, jak mi to było objawione, na pogłoskach tylko opierał się, gdy pisał o tym, że Najśw. Panna umarła i pochowana była w Jerozolimie. Zdaje mi się, że z dopuszczenia Bożego niejasne tylko zostały wieści o śmierci, wniebowzięciu i grobie Najśw. Panny. Bóg tak zrządził, bo zmysł pogański nie wygasł był jeszcze zupełnie w nowych chrześcijanach, więc na wieść o wniebowzięciu mogli byli łatwo ogłosić ją boginią i wprowadzić w chrześcijaństwo kult bałwochwalczy.
Otóż po pierwsze, w tych czasach chrześcijanami byli jeszcze niemal wyłącznie nawróceni Żydzi i z rzadka prozelici, czyli uczęszczający do synagogi poganie przygotowujący się do przejścia na judaizm. Było to bowiem jeszcze okres poprzedzający wyprawy misyjne św. Pawła i w Kościele niemal w ogóle nie było wtedy nawróconych bałwochwalców. Tłumaczenie brzmi zatem bardzo pokrętnie i jest przypuszczalnie inspirowane protestancką krytyką kultu maryjnego.
Po drugie, sugerowanie, że śmierć Maryi w Jerozolimie oparta jest na fałszywych pogłoskach – co gorsza tolerowanych przez Apostołów! – które później miałyby wprowadzić także w błąd „naiwnych” Ojców greckich, wygląda na jakąś rozpaczliwą próbę zdyskredytowania wielowiekowej i szacownej tradycji Wschodniego Kościoła zgodnie współdzielonej przez wiele wieków także przez Kościół Zachodni.
Z okolic Efezu udajmy się zatem na moment do Jerozolimy, aby zobaczyć tam kilka wymownych pamiątek po Matce Pana i przekonać się, jak żywy jest tam jej kult. Na początku zechciejmy udać się do miejsca, które chrześcijańska tradycja utożsamia z domem rodziców Maryi, usytuowanego tuż obok sadzawki Betesda. Obecnie wznosi się tam XII-wieczny kościół w niemal czystym stylu romańskim wybudowany przez krzyżowców na fundamentach zrujnowanego przez muzułmanów kościoła bizantyjskiego z Vgo wieku. Po odbiciu Jerozolimy przez Saladyna kościół znów popadł w ruinę, dopóki w XIXtym wieku nie zaopiekowali się nim francuscy misjonarze, Ojcowie Biali, którzy z powrotem doprowadzili go do stanu używalności.
Jest to surowa bryła pozbawiona niemal ozdób i na zewnątrz i wewnątrz, obdarzona jednak fenomenalną akustyką. W dzień powszedni jest to oaza spokoju i kontemplacji. Stanowi niesamowity kontrast z ruchliwą i hałaśliwą Via dolorosa, która rozpoczyna się tuż obok. Można także zejść na chwilę do krypty, gdzie ponoć Maryja przyszła na świat.
Miejsce zaśnięcia Matki Bożej utożsamiane jest w chrześcijańskich apokryfach z Syjonem, czyli okolicami Wieczernika. Już w VI wieku za cesarza Justyniana powstała w tamtych okolicach ogromna bazylika poświęcona Matce Bożej, z której jednak po muzułmańskich najazdach niemal nic nie zostało. Dziś można jedynie podziwiać jej makietę w niewielkim parku archeologicznym obok kościoła In Gallicantu.
Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec XIX wieku, gdy Niemcy, zawiązując strategiczny sojusz ze słabnącą Turcją, wymogli na sułtanie kolejne zgody na postawienie w Jerozolimie trzech wielkich świątyń: luterańskiego kościoła Odkupiciela tuż obok bazyliki Grobu Pańskiego, luterańskiego kościoła Wniebowstąpienia tuż za szczytem góry Oliwnej (dziś zwie się on popularnie Augusta Victoria od imion niemieckiej cesarzowej) oraz katolickiej bazyliki Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny tuż obok Wieczernika, w pobliżu obecnej bramy syjońskiej. Stylem nawiązuje ona do wczesnośredniowiecznej bazyliki Karola Wielkiego z Akwizgranu i do dziś stanowi własność niemieckich benedyktynów.
Z zewnątrz najwspanialej prezentuje się z murów Jerozolimy, gdy wyłania swą ogromna kopułę i wieżę sponad żywej zieleni rozweselającej nieco zapuszczoną i znacznie niższą zabudowę dzielnicy ormiańskiej. Wewnątrz możemy podziwiać jej wspaniałe mozaiki, freski i witraże odnoszące się zarówno do Maryi jak i też do niemieckich świętych. Pamiątka Zaśnięcia znajduje się pośrodku wielkiej krypty, gdzie pośrodku wieńca połączonych balustradą kolumn– a konstrukcja ta przypomina do złudzenia baldachim – umieszczono symboliczne łoże ze spoczywającą na nim figurą uśpionej Matki Bożej. Ze sklepienia zaś spoglądają na nią podobizny świętych kobiet Starego Testamentu, które swą wiarą i swymi czynami zapowiadały przyjście Nowej Ewy. Całość sprawia wrażenie dyskretnej, choć nieco zimnej elegancji, tak jakby to była jakaś ogromna kaplica cmentarna. Nawet na mszę świętą nie jest tam wcale tak łatwo trafić, bo jest sprawowana jedynie raz dziennie o bladym świcie!
Zupełnie inne wrażenia towarzyszą pielgrzymowi przy grobie Matki Bożej u stóp góry Oliwnej. Z zewnątrz przedstawia się on bardzo skromnie jako gotycka fasada z jedną tylko bramą pozostałą po zrujnowanym kościele krzyżowców. Dalej schodzi się łagodnie w dół tunelem po płaskich schodach aż do obszernej krypty. Tam zaś w ciemnościach, którą rozjaśniają jedynie rozbłyskujące tu i ówdzie zawieszone tuż nad sufitem lampy oliwne, zaczyna się błądzić między kapliczkami, które są albo rzeczywistymi grobami (jak w przypadku jerozolimskiej królowej Melisandy), albo też symbolicznymi (jak w przypadku Joachima i Anny, rodziców Maryi). Wszędzie wzrok napotyka wschodnie ikony, freski i nakryte kolorowymi obrusami ołtarze. W końcu dochodzi się także do pustego grobu Matki Bożej, sarkofagu położonego na litej skale. Został on dopiero odsłonięty w wyniku powodzi z 1972 roku; wtedy też franciszkański archeolog Bellarmino Bogatti udowodnił, że pochodzi on rzeczywiście z Igo wieku ne.
Całość sprawia wrażenie istnego labiryntu, którego zawartość została skrupulatnie podzielona pomiędzy wschodnie kościoły prawosławne: grecki, ormiański, koptyjski, syryjski i etiopski. Kiedyś sprawowali nad nim opiekę franciszkanie, lecz na początku XVI wieku zostali przegnani przez otomańskich zdobywców Palestyny. Ci zaś przekształcili go w meczet, po którym pozostał dziś jedynie niewielki mihrab (ozdobna wnęka wskazująca kierunek Mekki). W niedzielę Palmową 1757 roku prawosławny patriarchat Jerozolimy zdołał siłą przejąć grób Maryi, a Turcy to z czasem zaakceptowali. Franciszkanie ostali się jedynie w pobliskiej grocie, w której, według tradycji, Jezus miał być zdradzony przez Judasza i aresztowany.
Nawiedzenie jerozolimskich pamiątek maryjnych jest bardzo pożyteczne: uzmysłowiają nam one bowiem z całą oczywistością, że Miriam z Nazaretu była normalną kobietą z krwi i kości, miała normalne, trudne życie, umarła naturalną śmiercią i została pochowana zgodnie z żydowskim obyczajem. Ten, kto zszedł do grobu Maryi nie będzie skłonny już tak łatwo wierzyć, że jej Wniebowzięcie było jakąś mityczną „apoteozą” przypominającą opowieści o greckich herosach wstępujących na Olimp! A takie właśnie obrazy nierzadko jeszcze widzimy na ołtarzach naszych kościołów...
I choć dogmat o Wniebowzięciu ogłoszony w 1950 roku nie wypowiada się w ostateczny sposób w sprawie śmierci Maryi, czyni to w niezwykle stanowczej formie papież Jan Paweł II, który podczas środowej katechezy wygłoszonej 25go czerwca 1997 stwierdził:
Czy to możliwe, aby Maria z Nazaretu doświadczyła w swoim ciele dramatu śmierci? Przemyślenie losów Maryi i jej odniesienia do Boskiego Syna, wydaje się uzasadniać odpowiedź pozytywną: jeśli Chrystus umarł, byłoby trudno utrzymywać coś przeciwnego wobec Matki. […]
Prawdą jest, że w Objawieniu [Pisma św.] śmierć jest przedstawiona jako kara za grzech. Niemniej z faktu, że Kościół ogłasza Maryję jako wolną od grzechu pierworodnego mocą szczególnego Bożego przywileju, nie wynika, że otrzymała ona także cielesną nieśmiertelność. Matka nie przewyższa Syna, który przyjął śmierć nadając jej nowe znaczenie i przekształcając ją w narzędzie zbawienia. […]
Aby stać się uczestniczką zmartwychwstania Chrystusa, Maryja musiała także podzielić Jego śmierć. […]
Doświadczenie śmierci ubogaciło jej osobę: przechodząc koleje zwykłego ludzkiego losu jest ona w stanie tym skuteczniej okazywać swe duchowe macierzyństwo wobec tych, którzy zbliżają się do kresu życia.
Dodajmy jeszcze, że to właśnie jerozolimski grób Maryi strzeże nas przed uznaniem jej za „boginię”, którą można się co najwyżej zachwycać i błagać o pomyślność, ale której naśladowanie jest dla przeciętnego śmiertelnika niemożliwe!
Jacek Święcki
© 1996–2012 www.mateusz.pl