www.mateusz.pl/rekolekcje

KS. MARIUSZ POHL

„W pocie czoła...”
Do chleba przez pracę, a nie przez cud

 

Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo. (Mk 4,26-29)

Z jakiego jeszcze powodu Jezus nie przemienił kamieni w chleb? Bo ta droga – droga cudu – wbrew wszelkim postulatom i pozorom słuszności, jest jednak fałszywa i zapewne nie rozwiązałaby żadnego problemu. To nie brak pokarmu czy niewydolność ziemi jest przyczyną głodu na świecie, lecz brak sprawiedliwości i błędy w zarządzaniu zasobami naturalnymi. To egoizm oraz żądza władzy i zysku za wszelką cenę powoduje, że część świata cierpi z powodu głodu, wojen i przemocy. I nawet cudowne zapewnienie dostatku chleba nie zlikwidowałoby ludzkiej nędzy, a może nawet stałoby się jeszcze lepszą sposobnością i okazją do ucisku, wyzysku i poniżania godności człowieka.

A poza tym: przecież cud przemiany kamieni w chleb dokonuje się nieustannie na naszych oczach! Czymże bowiem jest sianie ziarna w ziemię, jego wzrost, żniwa, pozyskiwanie mąki i wypiek chleba, jeśli nie właśnie taką cudowną przemianą, tylko rozciągniętą w czasie? Tu jednak ten cud ma swój właściwy kontekst: dokonuje się bowiem przy współpracy i wysiłku człowieka. Nie na drodze łatwizny, roszczeń i wyręczania przez Boga, tylko poprzez pracę, do której Bóg nas powołuje w imię naszej godności.

Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach. Powiedział im inną przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło. (Mt 13,31-33)

Mógłby nam przecież rzucić ten chleb za darmo i bez wysiłku, tak jak kiedyś cesarze raczyli motłoch darmowym chlebem i igrzyskami. Ale Bóg nie chce, bo nas szanuje i kocha, i woli nas powołać do współpracy w dziele stworzenia i do osobistego rozwoju, zamiast nas wyręczać w wysiłku i utwierdzać w nieróbstwie. Człowiek bowiem osiąga dojrzałość i doskonali się przez pracę, przez podejmowanie wyzwań i przezwyciężanie przeszkód. Do tego jesteśmy powołani i na tej drodze mamy realizować siebie.

Niestety, często ulegamy tu ludzkim słabościom i złudzeniom. Nie potrafimy nieraz odpowiednio zdiagnozować problemu i przyczyn naszych niepowodzeń szukamy nie tam, gdzie się one naprawdę znajdują. Koncentrujemy się zwykle na czynnikach zewnętrznych: na biedzie, złych strukturach i organizacji życia, błędach władzy, bo w bezpośredni sposób są one powodem naszych porażek. Ale trzeba sięgać głębiej, do korzeni, do przyczyn pierwotnych, które mają swoje źródło w grzechu, czyli w nas samych. I tu trzeba podejmować działania zaradcze.

Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam. Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona. I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i oblekli się w wory od największego do najmniejszego. Doszła ta sprawa do króla Niniwy. Wstał więc z tronu, zdjął z siebie płaszcz, oblókł się w wór i siadł na popiele. (Jon 3,2-6)

Źródłem wielu ludzkich dramatów i nieszczęść jest bowiem często nie brak pieniędzy, lecz braki w wychowaniu, edukacji, samodyscyplinie, brak roztropności, mądrości i odpowiedzialności. W takiej sytuacji trudno o szybką i zarazem skuteczną pomoc. Tu potrzeba rozwiązań długofalowych, które by leczyły przyczyny u samych źródeł. Takie rozwiązania wymagają jednak dużo czasu, wysiłku, cierpliwości, no i nie przynoszą natychmiastowych, wymiernych skutków, a więc i szybkiej satysfakcji.

To niecierpliwe i uproszczone myślenie dochodzi także do głosu w naszych nierealistycznych oczekiwaniach co do codzienności naszego życia. Tak często skarżymy się, że jest źle, że jest bieda, oszustwo, nieudolność władzy. I wydaje nam się, że znamy doskonałe i proste recepty na wszystkie te bolączki – wystarczyłoby tylko, żeby rząd wprowadził je w życie, a natychmiast sytuacja by się poprawiła. Albo żeby zmienił się sam rząd – i już byłby raj na ziemi. Takie schematy myślowe lansują i wykorzystują rozmaitej maści demagogowie, by samemu dojść do władzy. Nie wolno im ufać.

Owszem, zmiany na górze są niezbędne, ale jeśli łudzimy się, że samo tylko dojście do władzy polityków z opozycji odmieni nasze życie, to jest to złudzenie. Tu potrzeba zarówno sprawnej, uczciwej i odpowiedzialnej polityki, jak i dogłębnej, powszechnej przemiany naszego sposobu myślenia oraz moralnych i społecznych postaw. I tylko na tym mógłby polegać ewentualny cud, ale wymagałby on nawrócenia i współpracy nas wszystkich.

Niestety: tu dróg na skróty nie ma. Właśnie dlatego Jezus nie skorzystał z propozycji przemiany kamieni w chleb.

Przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz! (Rdz 3,17-19)

Stoliczku nakryj się

Można się jednak dalej zastanawiać i mieć kolejne wątpliwości: co jeszcze w tej pokusie było niebezpiecznego i złego, że Jezus tak stanowczo odmówił przemiany kamieni w chleb. Zwłaszcza, że przecież w swoim czasie kilka razy cudownie rozmnożył chleb, a raz nie odmówił nawet przemiany wody w wino. Przecież w ten prosty sposób mógłby rozwiązać wiele ludzkich problemów. Czy tym razem chodziło tylko o to, że Jezus nie chciał swej mocy wykorzystywać dla własnego dobra?

A jeśli nawet nie chciał nic dla siebie, to chociaż mógł pomyśleć o innych. Przecież dobrze wiadomo, że część ludzkości głoduje, że wielu ludziom brakuje chleba, mieszkań, pracy, oświaty, szpitali... Rodzi to międzyludzką solidarność i pomoc o motywacji na wskroś chrześcijańskiej i ewangelicznej. Więc skoro tylu wolontariuszy i organizacji, zainspirowanych duchem Ewangelii, zabiega o rozwiązanie tych problemów, to przecież ze strony Pana Boga byłoby chyba jak najbardziej na miejscu, gdyby zechciał wesprzeć te szlachetne wysiłki jakimś cudem: może ponownym rozmnożeniem chleba, jak wtedy nad jeziorem? A może nadzwyczajnymi połowami ryb czy niebotycznymi plonami?

Chociaż może najlepiej i najłatwiej dla człowieka byłoby, gdyby faktycznie kamienie mogły stawać się chlebem? Wtedy byłoby go pod dostatkiem i nikt na ziemi nie cierpiałby głodu. Cóż Panu Bogu w tym przeszkadza, przecież nic by Go to nie kosztowało – myślimy sobie.

Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki (...) uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. (Łk 10,2-3.9-11)

Na przedłużeniu tego toku myślenia zgłasza się nieraz pretensje pod adresem Kościoła: dlaczego księża tak mało robią dla biednych, a za to budują tyle świątyń, zakładają szkoły katolickie, tracą tyle pieniędzy – zarówno swoich jak i „państwowych” – na organizowanie papieskich przyjazdów (!) Czy nie lepiej by było, gdyby Kościół zajął się tylko działalnością charytatywną i modlitwą?

Postulaty rodem z wczesnego PRLu – albo ze współczesnej Unii Europejskiej. Ale właśnie w taki sposób przejawia się dziś myślenie w duchu pierwszej, a także drugiej pokusy: najważniejszy jest chleb, produkcja, wydajność, doraźny i szybki zysk, a nad tym wszystkim sprawna i silna władza. Wszystko w życiu powinno być jej podporządkowane, także sprawy wiary, moralności, kultury, rodziny, wychowania.

Owszem, nie wolno lekceważyć praw polityki, ekonomii i rynku, ale też nie wolno sprowadzać do tych ekonomicznych kategorii całego ludzkiego życia. A już na pewno pod żadnym pozorem nie wolno rezygnować z autonomii wiary, moralności, kultury. Chyba że tęskni się do totalitaryzmu. A właśnie takie tęsknoty są zakamuflowane podstępnie w tych pokusach.

Dlatego Jezus przypomina: „Nie samym chlebem żyje człowieka, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Kościół: doskonale zdaje sobie sprawę, że dostatek chleba i sprawna władza to za mało, by człowieka uczynić szczęśliwym. I choć Kościół robi wiele, by zaradzać biedzie i pomagać w codziennych potrzebach, to jednak istota jego misji leży zupełnie gdzie indziej.

CDN

Ks. Mariusz Pohl
skrzebowa@kalisz.opoka.org.pl

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl