Nie wiem, czy odpowiecie na moje pytania, ale mam wielką nadzieję, że tak. Nurtuje mnie ostatnio wiele kwestii związanych z rzeczami dla każdego człowieka najbardziej podstawowymi i bardzo chciałbym wiedzieć jak nauka katolicka wyjaśnia te sprawy. Pytań mam wiele, ale chciałbym zacząć od tego, co mnie nurtuje najbardziej, mianowicie od problematyki duszy. Moje pytania ponumeruje, żeby było łatwiej na nie odpowiadać:
1. Czym w ogóle jest wg nauczania Kościoła Katolickiego dusza? Przez wiele lat chodziłem do Kościoła i na katechezę, ciągle słyszałem o „duszy”, ale NIGDY NIKT nawet nie spróbował wyjaśnić co to takiego owa dusza. Z tego co wyczytałem w paru książkach, nauczanie Kościoła w tym punkcie opiera się na doktrynie św. Tomasza z Akwinu, że mianowicie „dusza jest formą ciała”, etc. etc. (na pewno coś przekręciłem). Chciałbym się dowiedzieć czegoś bliżej.
2. Jeśli tak trudno jest ustalić czym jest dusza, skąd wiemy że w ogóle ona istnieje, że nie jest np. jedynie wytworem ludzkiego umysłu?
3. Wg Kościoła dusza ludzka jest nieśmiertelną, tzn. po śmierci biologicznej dusza ludzka nadal istnieje, już niezależnie od ciała. Jak to pogodzić z faktem, że dusza jest tak bardzo powiązana z ciałem? Proszę zauważyć – każda zmiana stanu ciała powoduje zmianę naszych stanów psychicznych. Gdy jesteśmy chorzy, głodni, śpiący, zmęczeni, etc. zmienia się nie tylko nasz stan fizyczny, lecz także psychiczny – wynikałoby stąd że śmierć tym bardziej musi wpłynąć na naszą psychikę-duszę.
4. To pytanie wiąże się z poprzednim. Chodzi mi o sen – jest on potrzebny ciału (dokładniej mózgowi), a nie duszy. Jeśli tak, to dlaczego podczas snu nie mamy świadomości, nie odczuwamy własnego istnienia i prawie niczego innego tez nie? Jeśli mam przyjąć że coś takiego jak dusza istnieje, to co się z nią dzieje podczas snu? Gdy zadaje to pytanie mym przyjaciołom – katolikom mówią mi, że „szukam dziury w całym”, etc. Ale to nieprawda, ja uważam to pytanie za kluczowe. Jeśli bowiem nawet potrzeba zregenerowania „kawałka” naszego ciała – mózgu -- niesie ze sobą potrzebę „wyłączenia” duszy, to jak można wierzyć że fizyczny rozpad naszego całego ciała nie spowoduje także takiego samego wyłączenia”.
No cóż, na razie chyba wystarczy. Wiem, że nie są to typowe „Pytania o wiarę”. Wydaje mi się, że są trudne. dlatego BARDZO mi zależy na Waszej odpowiedzi. Naprawdę.
Pozdrawiam – Aristo
Wokół pojęcia „duszy” narosło wiele mitów i nieporozumień. Po pierwsze, trzeba zauważyć, że terminu „dusza” nie da się zdefiniować w sposób jednoznaczny. Doktryna św. Tomasza, odwołująca się do arystotelesowskiego rozróżnienia (którego tu nie będziemy tłumaczyć) pomiędzy materią i formą, choć przyjmowana tu i ówdzie w teologii katolickiej, pozostaje jedynie jednym z możliwych, cząstkowych, opisów rzeczywistości zwanej „duszą”. Ta nieokreśloność nie oznacza, że nie wiemy, o czym mówimy, a w związku z tym trzeba nam powątpiewać w ogóle w sens wszelkich wywodów na temat duszy. Niemożliwość zdefiniowania pojęcia „duszy” wskazuje raczej, że wyjaśnienia problemu nie powinniśmy szukać na płaszczyźnie nauk ścisłych, ale raczej w odniesieniu do relacji – danej nam w doświadczeniu wiary – pomiędzy Bogiem a człowiekiem. A relacja ta nie da się ująć w formułki. Przecież już relacje pomiędzy ludźmi (np. relacja miłości) wymykają się definicjom, co nie oznacza, że mówienie o tych relacjach nie ma sensu. Wręcz przeciwnie! w życiu człowieka największy sens ma to, co trudno wyrażalne albo wręcz niewyrażalne.
Do jakiego zatem doświadczenia wiary odnosi się słowo „dusza”. Chodzi o wskazanie na to, że życiodajna relacja Boga do człowieka nie zostaje przerwana w momencie śmierci człowieka. Relacja ta jest silniejsza od śmierci, a to oznacza, że dzięki miłości Boga również ludzkie istnienie jest silniejsze od śmierci biologicznej. Z drugiej jednak strony Objawienie poucza nas, że dopiero na końcu czasów, podczas paruzji, czyli ponownego przyjścia Chrystusa, nastąpi powszechne zmartwychwstanie ciał. Wynika z tego, że pomiędzy śmiercią jednostki a powszechnym zmartwychwstaniem mamy do czynienia z pewnym pośrednim stanem. By wskazać na ciągłość relacji z Bogiem, która istnieje w tym stanie pośrednim, Kościół mówi o „duszy”.
Kongregacja Doktryny Wiary wydała w 1979 r. dokument na temat niektórych kwestii eschatologicznych. Powodem wydania tego dokumentu była duszpasterska troska w obliczu niebezpieczeństwa dezorientowania wiernych, którzy mogą mieć trudności w zrozumieniu toczącej się dyskusji na temat eschatologii. Dokument z jednej strony przypomina wcześniejsze wypowiedzi Magisterium Kościoła dotyczące tego, co następuje pomiędzy śmiercią jednostki a zmartwychwstaniem powszechnym. Z drugiej zaś strony zastrzega, że nie chodzi o ograniczanie badań teologicznych, bez których Kościół nie może się obejść. Zacytujmy fragment z tego dokumentu:
„...3. Kościół stwierdza dalsze istnienie i życie – po śmierci – elementu duchowego obdarzonego świadomością i wolą w taki sposób, że ja ludzkie trwa nadal. Na oznaczenie tego elementu Kościół posługuje się słowem dusza, dobrze znanym w Piśmie św. i w Tradycji. Chociaż wyraz ten przybiera w Biblii różne znaczenia, Kościół uważa jednak, że nie ma ku temu żadnej poważnej racji, aby go odrzucić, owszem, uznaje za rzecz bezwzględnie konieczną mieć jakiś środek słowny dla uzasadnienia wiary chrześcijańskiej”.
Wybitny, współczesny teolog katolicki, G. Greshake zauważa, że sformułowanie dokumentu, według którego nie istnieje żaden istotny powód do odrzucenia pojęcia duszy, jako że „jakikolwiek językowy wyraz... jest po prostu konieczny”, pokazuje „dostatecznie jasno, że chodzi tutaj o problem stosownego nazwania ja człowieka, trwającego poprzez śmierć, czyli – innymi słowy – że w określeniu dusza mamy do czynienia z teologiczną regułą językową„. To pojęcie stosuje Greshake z powołaniem się na Rahnera, dodając, że „to, co należy do kompetencji kościelnego Urzędu Nauczania, by przepisywać wyrażenia językowe celem umocnienia wiary, jest poza dyskusją. Problem polega tylko na tym, jak należy rozumieć i przekazywać merytorycznie te przepisane wyrażenia” i czy „inne wyrażenia językowe nie były bardziej stosowne”.
Zauważmy, że w chrześcijańskim mówieniu o „duszy” wcale nie chodzi o wyraźne rozróżnienie pomiędzy ciałem (element czysto cielesny) a duszą (element czysto duchowy). Taki grecki dualizm jest obcy mentalności biblijnej, na której musi opierać się refleksja teologiczna. Chodzi natomiast o wskazanie na to, że Bóg przeprowadza człowieka przez śmierć prowadząc go ku ostatecznemu spełnieniu się całej rzeczywistości. Co więcej, chrześcijańskie rozumienie duszy wcale nie musi negować przypisania temu, co nazywamy „duszą” jakiejś cielesności. W czym tkwi problem? W tradycyjnej (nie znaczy, że złej) wizji trudność stanowi idea „duszy oddzielonej”, która według św. Tomasza nie byłaby „człowiekiem” ani nie stanowiłaby „ja”, a pomimo to cieszyłaby się pełnym widzeniem Boga.
Jedną z prób rozwiązania powyższej trudności jest hipoteza zmartwychwstania w śmierci. Pomijając fakt, że właściwie należałoby mówić o wielu, różniących się między sobą tego rodzaju hipotezach, można stwierdzić, że chodzi tu o przekonanie, iż człowiek już w momencie śmierci otrzymuje nowe ciało. Teolog Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, L. Ladaria, tak pisze o uczonych przyjmujących hipotezę zmartwychwstanie w śmierci: „Nie zamierzają oni negować nauki o zmartwychwstaniu umarłych. Jednakże stając wobec niemożliwości myślenia o identyczności materialnej ciała zmartwychwstałego z ciałem zmarłego, uważają, że jest możliwe inne pojmowanie ciała. Byłoby ono, przykładowo rzecz ujmując, bardziej „uduchowione”, stanowiłoby odbicie tego, co ciało wycisnęło na duszy, tak że wszystkie wymiary ludzkie, przekształcone w sposób, którego nie możemy opisać, występowałyby zaraz po śmierci u kogoś, kto przeszedł z tego życia do życia ostatecznego”. A zatem dusza nie byłaby bezcielesnym elementem odłączonym od ciała, ale po prostu człowiekiem, tyle że czekającym jeszcze na pełne zmartwychwstanie wszystkich (również przyszłych) pokoleń. Nasza indywidualna cielesność pozostaje bowiem w pewnym sensie niepełna, jeśli brak jej pełni relacji z innymi ludźmi. Taka pełnia – urzeczywistniająca się również poprzez ciało jakkolwiek je rozumiemy – nastąpi dopiero przy tzw. ostatecznym zmartwychwstaniu.
Wspomniany już Greshake uważa, że duszę, czyli ja człowieka, któremu w międzyczasie brakuje pełnej cielesności, nie trzeba rozumieć jako bezcielesnej duszy u Boga, do której potem w Dniu Ostatecznym przy otwarciu grobów dołączy się znowu (przemienione) ciało. Wystarczy bowiem pamiętać, że ciało człowieka oznacza „w sposób istotny relację do pozostałej rzeczywistości”. W tej perspektywie można twierdzić co następuje: „Spełnienie następującego w śmierci człowieka zmartwychwstania następuje dopiero wtedy, kiedy pełna cielesność (= całość wszystkich istotnych relacji człowieka) jest ukryta w Bogu i Bóg jest wszystkim we wszystkich„. Z drugiej strony, tzw. nieśmiertelność duszy nie wskazywałaby na samodzielnie istniejący, nieśmiertelny, oddzielony od ciała, duchowy byt, ale jedynie na prawdę wiary, że Bóg stwarzając człowieka powołał go jednocześnie do życia wiecznego, którego pełni nie doświadczamy jednak zaraz po śmierci.
Rozważanie o zmartwychwstaniu w śmierci stanowi – przypominam -- teologiczną hipotezę, która nie jest pozbawiona słabych punktów. Hipoteza ta pozwala jednak zrozumieć, że pewne niezbywalne prawdy naszej wiary, szczególnie te dotyczące życia po śmierci, mogą być tłumaczone przy pomocy różnych modeli. Pojęcie „duszy” natomiast jest o tyle niezbywalne, o ile stanowi wspólny termin wskazujący na realne istnienie człowieka po śmierci, który oczekuje na wypełnienie się całej historii poprzez ostateczne zmartwychwstanie. Tego rodzaju perspektywa pozwala uniknąć niebezpieczeństwa zagubienia się w rozważaniach np. na temat tego, co robi dusza, gdy spokojnie sobie śpimy. Takie dywagacje zbytnio bowiem zbliżają się do greckiego dualizmu ciała i duszy. Pamiętajmy, że chrześcijańska eschatologia nie jest swoistą fizyką rzeczy ostatecznych, ale musi operować językiem personalistycznym (np. relacja, nadzieja, miłość). Przedmiotem refleksji wiary jest człowiek w jego drodze do pełni zmartwychwstania, czyli ostatecznie do Boga. W tej refleksji swoją rolę do spełnienia ma pojęcie „duszy”. Jaką? Na to pytanie wciąż trzeba odpowiadać z wiarą, że „Duch prowadzi nas do całej prawdy”.
Aristo stwierdza w swoim pytaniu: Jeśli bowiem potrzeba zregenerowania „kawałka” naszego ciała – mózgu – niesie ze sobą potrzebę „wyłączenia” duszy, to jak można wierzyć, że fizyczny rozpad naszego ciała nie spowoduje także takiego samego „wyłączenia”. W pewnym sensie takie „wyłączenie” następuje w momencie śmierci. Dlatego teolog niemiecki, K. Rahner, mówi, że ciało i dusza umierają razem. Nie można bowiem sobie wyobrażać, że w chrześcijańskiej koncepcji dusza nie doświadcza śmierci, a tylko „wyzwala” się z pęt ciała. Nie zapominajmy, że chodzi o człowieka jako takiego, w którym to, co duchowe powinno być odróżnione od tego, co cielesne, ale nigdy nie oddzielone. Innymi słowy, pojęcie „duszy” byłoby wskazaniem na to, że człowiek (ludzkie „ja”. nie przestaje istnieć w doświadczeniu śmierci, choć ciało, jakie znamy z tego życia, ulega rozkładowi. Z tego nie wynika jednak, że „dusza” to latający duszek nijak nie związany z cielesnością.
Zauważmy na koniec, że to związanie „duszy” z ciałem zaraz po śmierci można by tłumaczyć poprzez wskazanie na Jezusa zmartwychwstałego (w ciele uwielbionym!) i wniebowziętą Maryję. Niektórzy mówią, że po śmierci osoby ludzkie mają uczestnictwo w cielesności samego Jezusa Chrystusa i jako takie czekają na ostateczne zmartwychwstanie.
Zdając sobie sprawę ze skrótowości powyższej odpowiedzi, a jednocześnie z faktu, że można by odpowiedzieć zupełnie inaczej, nie tracę nadziei, że powyższe rozważanie może okazać się jednak pomocne dla tych, co szukają zrozumienia własnej wiary w Boga oferującego człowiekowi życie wieczne. Pozdrowienia dla Aristo i wszystkich innych zaciekawionych kwestią duszy.
Dariusz Kowalczyk, jezuita
Ciąg dalszy w pytaniu Co o duszy mówi Biblia? – przyp. red.