„A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Środa, 24.XII.2003

Jak to jest w końcu z tym miejscem dla Jezusa?

 

„Kiedy tam przebywali nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,6-7).

 

I tak z wolna docieramy do mety naszej adwentowej wędrówki. Mety? Daj Boże, żebyśmy kiedyś do niej dobrnęli. Być może część z nas pójdzie dzisiaj z dziećmi na jasełka. Reszta przypomina sobie pewnie to barwne i poruszające przedstawienie z własnego dzieciństwa: Maryję z niemowlęciem – płaczącą lalką, uskrzydlonych aniołków w bieli, umalowanych trzech króli, grubych gospodarzy betlejemskich, obdartych i wymarzniętych pasterzy, tudzież delegacje najróżniejszych stanów oddających pokłon małemu Jezusowi. Tak się jakoś utarło, że na samym początku widowiska Józef z Maryją idzie od domu do domu, puka do drzwi, po czym wychodzi do nich jakiś obleśny i nieczuły typ, który bez litości odsyła ciężarną kobietę z kwitkiem mówiąc: „Nie ma miejsca”! Chociaż Pismo Święte nie wspomina nic na temat przyczyny jego zachowania, reakcję gospodarza zwykliśmy utożsamiać z jego złośliwością. (Jakby doskonale wiedział, z kim ma do czynienia). A może rzeczywiście tego dnia wszystkie gospody pękały w szwach od nadmiaru gości?

Jakkolwiek by nie było, wiemy jedno: żaden ciepły kąt w ludzkim domu się nie znalazł. Więcej, to wcale nie było jakieś przypadkowe zrządzenie losu – to typowa postawa naszego świata. Być może wnętrzności się w nas przewracają na widok obojętności mieszkańców Betlejem, bo jak można być tak krótkowzrocznym i niewrażliwym na ludzką biedę? Ale czy myślimy, że betlejemscy gospodarze byli gorsi od nas? Czy dzisiaj Bóg znajduje tak łatwo miejsce w ludzkim życiu i w społeczeństwie? Czy przyjmujemy go ochoczo z drzwiami serca otwartymi na oścież? Czy w chwilach najrozmaitszych wyborów bierzemy pod uwagę, co Bóg ma nam do powiedzenia i po której stronie opowiedziałby się w poszczególnych rozstrzygnięciach? Czy Bóg obecny jest w naszej codziennej świadomości, myśleniu, rozmowach, rozrywce? Czy nie staramy się obejść bez Niego i odsyłamy go gdzieś na obrzeża miast i wsi do dzisiejszych stajni? Tam przynajmniej nam nie wadzi i nie przeszkadza.

A co myśli o Bogu współczesny świat? Oto głosy niektórych jego przedstawicieli:

Witold Gombrowicz: „Mnie Bóg, w życiu moim, nigdy nie był potrzebny – od najwcześniejszego dzieciństwa, ani przez pięć minut – byłem zawsze samowystarczalny. Więc gdybym teraz „zakochał się” (pomijając, że ja w ogóle nie mogę kochać)... („Dziennik”)

Zbigniew Herbert: „Proszę księdza – ja naprawdę Go szukałem i błądziłem w noc burzliwą pośród skał piłem piasek jadłem kamień i samotność tylko Krzyż płonący w górze trwał („Homilia”)

Hans Jonas: „Przez lata oświęcimskiego szału Bóg milczał. Cuda, które się wydarzały pochodziły tylko od ludzi. Natomiast Bóg milczał. Teraz powiem: Nie ingerował nie dlatego, że nie chciał, lecz dlatego, że nie mógł” („Idea Boga po Auschwitz”)

John Hick: „Pewien Amerykanin, który ostatnio wygrał 5 mln dolarów powiedział: „Chwała Bogu i Jezusowi”. Oczywiście większość z tych, którzy mówią dzisiaj w podobny sposób, w naszym przeszytym sekularyzmem wieku, nie używa słowa „cud” w religijnym sensie, lecz po prostu w znaczeniu zdziwienia i ulgi. Podobnie wyrażenie „Dzięki Bogu za to” jest niczym innym jak wyrazem serdecznej ulgi”.

 

Dołóżmy to tego stały oddziaływanie mediów, które poprzez wybiórczość informacji i obrazu próbują zrodzić w nas mylne wrażenie, jakby z mitologicznej puszki Pandory wysypało się na ten świat wszelkie możliwe zło, to czy można pośrodku tego w ogóle pytać się o Boga? Kiedy poważnie zastanowić się nad ukazywanym ogromem okrucieństwa i zła w świecie, to od razu narzuca się myśl: Boga w nim nie ma. Nie. Bóg nie wziął rozwodu z tym światem, ani się nań nie obraził, za to, że ludzie nadepnęli Mu na odcisk. Leży w żłobie jako bezbronne dziecko i myśli sobie: A nuż człowiek zboczy któregoś dnia ze swoich krętych ścieżek, może przypadkiem zabłądzi i natknie się na stajnię? A nuż zatrzyma się i wstąpi tutaj na chwilę, i popatrzy na Mnie, i pomyśli, i rozważy, i rozraduje się i powie sobie: „Teraz to dopiero zaczęła się dla mnie droga. Czas stanąć na starcie”!

Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl

 

 

© 1996–2003 www.mateusz.pl