DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ
Sobota, 20.XII.2003
„Anioł rzekł do Niej: „Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus”. Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska. Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,30-31.38).
Scena powołania Maryi na Matkę Syna Bożego może niektórych denerwować. Pełno w niej jakichś zagadkowych i nieprzystających do naszych czasów zwrotów. Toteż niektórzy mogą stanąć wobec niej zupełnie bezradni. A znajdą się i tacy, którzy powiedzą: włóżmy to poczciwe opowiadanie między bajki. Z tego powodu chyba warto sobie po raz kolejny uświadomić, że Ewangeliści nie byli reporterami w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Nie biegali po Palestynie i nie rejestrowali na bieżąco wszystkich zajść i wypadków, tak jak to ma miejsce w przypadku współczesnych korespondentów. O co im więc chodziło? Przede wszystkim byli oni świadkami wiary i pisali do wierzących, a nie do historyków, badaczy i naukowców. Dlatego, jeżeli ktoś podchodzi do sceny zwiastowania przez pryzmat pytania: co tam się konkretnie i dokładnie wydarzyło?, pakuje się w niepotrzebne tarapaty. Nie oznacza to, że nie powinniśmy dociekać i rekonstruować faktów. Wpatrując się w tę i podobne sceny, powinniśmy najpierw mieć na uwadze, co autor biblijny chciał nam powiedzieć w odniesieniu do wiary, jaki jej nowy aspekt uwydatnić i jaką drogę nam wskazać.
Zapytajmy w takim razie, co stanowi kwintesencję tej opowieści? Pierwszą istotną cząstką opisu zwiastowania jest Ten, który ma się narodzić, a nie mniej lub bardziej tajemnicze okoliczności Jego poczęcia i narodzenia. I chociaż św. Łukasz nie bagatelizuje niezwykłego zjawienia się anioła, to czyni tak w tym celu, aby dobitniej wyeksponować wielką godność mającego się wkrótce narodzić Jezusa. Drugim ważkim przesłaniem tej sceny jest przykład wiary pokornej służebnicy, która w przeciwieństwie do Zachariasza uwierzyła słowu. Archanioł Gabriel ponownie wkracza na scenę. Pozdrawia Maryję, wchodzi w dialog, roztacza przed Nią wspaniałą i radosną zapowiedź niesłychanego wydarzenia. Przy czym od razu zdumiewa fakt, że gdziekolwiek Gabriel pojawiał się w przeszłości, na przykład w wizjach proroka Daniela (Dn 8, 16-26), jako mąż Boży zapowiadał katastrofę, ruinę i ucisk. Natomiast do Maryi nie mówi ani o przyjściu dniu gniewu, plag, ani o wymierzeniu sprawiedliwości, lecz rokuje nadzieję na nadejście ratującego i miłosiernego Boga w Jezusie. Ten Jezus jest właśnie unikalnym darem Boga dla ludzkości. I kiedy św. Łukasz pisze o tym do jednej z gmin chrześcijańskich, pragnie dać jej do zrozumienia: „Patrzcie! Sam Bóg zstępuje na ziemię. Czyż nie należy się cieszyć z tego, że nie przybywa On, aby nas sądzić, lecz ratować i uzdrowić”?
Ale taka wieść brzmi dla każdego człowieka nader zaskakująco. Bóg, objawiając się człowiekowi, pozwala mu na zdziwienie, gdyż nie traktuje go jako bierne i bezwolne narzędzie. Maryję ogarnia zdumienie. Przejmuje ją lęk, ponieważ odczuwa w tych słowach przemożną moc Boga i w pierwszym momencie trudno jej pogodzić swoją małość z tak niesamowitą obietnicą. Na czym polega wielkość Maryi? W odróżnieniu od Zachariasza, Maryja nie podaje w wątpliwość słów anioła. Podczas gdy Zachariasz z właściwym sobie realizmem zdaje się mówić: „Jak mam poznać, że to, o czym mówisz, jest zgodne z prawdą”?, Maryja zwraca się do anioła słowami: „W jaki sposób wydarzy się to, o czym mówisz”? Istnieje tedy wyraźna różnica pomiędzy pytaniem: „Czy coś w ogóle jest możliwe?”, a: „W jaki sposób coś jest możliwe?”. Ta subtelność może nam łatwo umknąć. Ona jednak rozstrzyga o tym, czy jesteśmy ludźmi wiary, czy niewiary. Czym innym jest uwierzyć w moc Boga, a czym innym pytać się o to, jak ona się wyrazi.
Dla lepszej ilustracji tego z pozoru nieznacznego niuansu zastanówmy się, czy nie przytrafia nam się czasem w życiu, że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie zaistnienia jakiejś sytuacji lub przyjąć do wiadomości jakiegoś wydarzenia tylko dlatego, że wychodzą one poza ramy naszego osobistego doświadczenia? Jeśli słyszymy o jakimś ludzkim wyczynie, do którego sami nie bylibyśmy zdolni, czy nie wdziera się w nasze serce nutka wątpliwości o autentyczności czyjegoś osiągnięcia? Dopiero kiedy na własne oczy ujrzymy w telewizji człowieka, który bez większych trudności wspina się, np. po drapaczu chmur, czujemy się przekonani. Drobna obserwacja życiowa potwierdza, że jeśli nie potrafimy czegoś dokonać, nie oznacza to automatycznie, iż dla innych jest to również rzecz niewykonalna. (Jak na ironię losu są i tacy, którzy istnienie dinozaurów uznają za wymysł naukowców, tylko dlatego, że nigdy nie widzieli lub nie dotknęli żadnej ich pozostałości).
W obrębie wiary nie znajduje usprawiedliwienia zwątpienie, które rodzi się z zawężenia bogactwa rzeczywistości do ludzkich kategorii poznania i działania, z podniesienia wymogu weryfikacji i obiektywizacji faktów do rangi najwyższego kryterium prawdy. Wierzyć Bogu to umieszczać znak równości pomiędzy Jego słowem a ukrytą w nim mocą, która je urzeczywistnia, nawet jeśli nasz rozsądek, zmysły i postrzeganie mówią nam coś innego. Czy to znaczy, że wiara jest nierozumna? Maryja, podobnie jak ongiś Abraham, zgodziła się na drogę, której w gruncie rzeczy nie pojęła i nie znała. Uczyniła tak nie pod wpływem strachu albo dlatego, że z rozpędu poddała się wyrokom Bożym. Zanim odpowiedziała „tak” na zaproszenie anioła, stanęła nad przepaścią osobliwości i niepojętości tajemnicy, od której tylko krok do zwątpienia. Ona jednak zawierzając w swojej wolności, że ten bezkres nie jest absurdem, pytała i szukała zrozumienia, ale tylko w tym, co człowiek jest w stanie zrozumieć. Resztę pozostawiła Bogu.
Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl
© 1996–2003 www.mateusz.pl