DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ
Poniedziałek, 15.XII.2003
„Jakubie, jakże piękne są twoje namioty, mieszkania twoje, Izraelu! Jak szerokie doliny potoków, jak ogrody nad brzegiem strumieni lub jak aloes, który Pan sadził, i jak cedry nad wodami” (Lb 24,3).
Chyba jednym z istotnych środków, który pomaga nam odnaleźć głębsze przyczyny radości jest poznanie samego siebie. Z pewnością nie należy ono do najłatwiejszych rzeczy na tym świecie, co nie znaczy, że jest niemożliwe. Oczywiście nie chodzi tu o zdobycie poznania dla niego samego. Po co więc poznawać siebie? Najpierw, aby nie robić niepotrzebnych głupstw w życiu, aby nie porywać się z motyką na słońce, aby nie trwonić czasu i energii na to, co przekracza moje siły, aby być twórczym w tym, co jest specyficznie moje, aby w skrócie mówiąc: miłować siebie. Często jest tak, że człowiek, który nie ma właściwego wglądu w siebie (co bynajmniej nie wyklucza innych przyczyn), na przykład: znęca się nad samym sobą, bo ulega sprzecznym i niezrozumiałym dla niego impulsom oraz uczuciom; nie potrafi zlokalizować, co go motywuje w działaniu itd. Ale to jest tylko jedna strona medalu. Miłości siebie trzeba się również uczyć (pomimo trudnych do uzupełnienia braków), aby kochać drugich i Boga. I to jest zasadniczy, a może nawet pierwszorzędny cel poznania siebie. Świadomość swoich możliwości, talentów, zdolności, zalet, a także rozpoznanie swoich ograniczeń (a wiele z nich będziemy dźwigać aż do śmierci), przyśpiesza dojrzewanie i przeciera szlak dla pełnej akceptacji siebie. Niestety dość pospolitym jest fakt, że wielu z nas względnie dobrze zna swoje granice, słabości czy poczucie winy. Dużych trudności doświadczamy natomiast w zauważeniu, nazwaniu i aprobacie piękna swego wewnętrznego mieszkania, wspaniałych ogrodów i przepływających przezeń ożywczych potoków. Dzieje się tak często na skutek wpływu negatywnych doświadczeń, które przesłaniają nam rzeczywistą prawdę o nas samych. Dlatego chyba na tym trzeba by się na wstępie skoncentrować: uznać się godnym ukochania samego siebie.
Do poznania siebie nie wszyscy są tak samo zdolni. Jedni bardziej znają siebie, inni mniej. Składa się na to wiele czynników: wrażliwość, intuicja, przenikliwość, umiejętność refleksji, cechy charakteru, wykształcenie itd. Jak można dojść do większego poznania siebie? Na pewno dróg jest tyle, ile ludzi. Kluczową rolę odgrywa tu kierownictwo duchowe, rozmowa z przyjacielem lub kimś bliskim. Dialog oparty na zaufaniu niesie w sobie jakąś dziwną moc. Coś innego dokonuje się, kiedy sam myślę o sobie lub gdy coś zapisuję w pamiętniku. Kiedy z kolei wyjawiam tajniki swego serca drugiej osobie, rozpoczyna się zupełnie inny rodzaj poznania, na które sam nigdy bym się nie zdobył. W procesie poznawania ważny jest również stopniowo nabywany dystans wobec siebie, tzn. stanięcie obok siebie, jakby spoglądanie na siebie z lotu ptaka. Z początku jest to niezwykle trudne, ponieważ często jesteśmy uczuciowo bardzo powikłani. I właśnie te różne uczucia trzeba wprzęgnąć w zasadniczy nurt poznania, dopuścić je (a nie odrzucać) i poczuć w sobie. To oczywiście trwa całe lata. Przy tym warto się pytać: Dlaczego rodzi się we mnie takie. a nie inne uczucie? Skąd ono się wywodzi i na co zwraca uwagę? Niezbędna jest więc pomoc współczesnej psychologii, ale takiej, która ujmuje człowieka integralnie, bez redukowania go jedynie do jednego poziomu. Cenną podporą na tej drodze jest też świadectwo innych ludzi, lektura autobiografii, dzienników, literatury pięknej, słuchanie dobrej muzyki, wyrabianie wrażliwości estetycznej na dzieła sztuki itd.
Nade wszystko nieodzowna jest pomoc łaski Chrystusa. Wszystkie ludzkie środki przygotowują nas na łaskę uzdrowienia, lecz jej nie zastępują, chociaż przychodzi ona do nas poprzez poznanie siebie w prawdzie i zgodzie na siebie. Nie wiem do końca jak to jest, ale chociaż Bóg nas zna, chce abyśmy przystępowali do Niego bez wznoszenia wokół siebie murów udawania i obwarowań bezbłędności. Pragnie, abyśmy otwierali się przed Nim w całej naszej złożoności i skomplikowaniu. Poznanie siebie bywa też bolesne. Nie jest łatwo skonfrontować się z lochami własnej duszy, gdzie często czają się na nas zjawy z przeszłości. Nie zawsze łatwo pogodzić się ze swym bogactwem, które może czasem jest skromniejsze niż dary Janka, Zosi czy Franka. Radość idzie ramię w ramię z miłością, także tą do siebie samego. Jej początek stanowi dogłębne przyswojenie przekonania, że „w każdym człowieku jest coś cennego, czego nie ma w żadnym innym” (M. Buber).
Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl
© 1996–2003 www.mateusz.pl