„A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Sobota, 13.XII.2003

Nawyk to dobra rzecz, ale nie zawsze

 

„Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim, tak jak chcieli” (Mt 17,12).

 

„Za każdym razem, kiedy postawieni jesteśmy przed jakimś zadaniem, staramy się je rozwiązać z pomocą takich reguł, które w przeszłości umożliwiły nam uporanie się z podobnymi problemami. Kiedy jedno i to samo zadanie powtarza się pod stosunkowo stałymi warunkami i w podobnych okolicznościach, nasze reakcje przeobrażają się w stereotypy, elastyczne zdolności wynaturzają się w matryce postępowania, człowiek staje się z wolna pewnym automatem, który pozwala prowadzić się sztywnym przyzwyczajeniom, a jego działania i myśli zmierzają po utartych szlakach. Można by porównać go do maszynisty, który musi prowadzić swój pociąg po ściśle ustalonych torach i według niezmiennego rozkładu jazdy”.

Bardzo trzeźwa konstatacja niemieckiego pisarza Arthura Koestlera wcale nie jest zachętą do wydania się na łup zupełnej dowolności. Jakże obyć się bez ukształtowanych przez wychowanie i mądrość życiową dobrych nawyków? Jak wyglądałaby nasza codzienność, gdybyśmy za każdym razem musieli na nowo odkrywać Amerykę w najbardziej prostych czynnościach i zadaniach? Właśnie po to gromadzimy najrozmaitsze doświadczenia, aby móc lepiej i skuteczniej działać, nie tracąc przy tym za dużo energii, aby kształtować w sobie pożądane cechy i postawy. Problem jednak nie polega w pierwszym rzędzie na tym, czy mamy w sobie wyrabiać, czy też niweczyć pewne przyzwyczajenia. Chodzi o to, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, że pewne formy zachowań mogą uśpić naszą czujność i wrażliwość na to, co nowe i nieznane. A zwykle dzieje się tak, że nowości w pierwszym momencie nas szokują, bo często podważają nasze wyuczone i „wyjeżdżone” trakty myślenia oraz podają w wątpliwość dotychczasowe wzorce działania. Bo oto nagle trzeba skonfrontować się z czymś, czego nie znamy, co wydaje się dziwne, co nas może nawet przeraża.

Nie ma co ukrywać, iż często wolelibyśmy, aby nasza codzienność, życie rodzinne, praca były w miarę poukładane, aby nie pojawiały się w nich jakieś zgrzyty i zakłócające dobry nastrój dylematy, aby nie wytrącały nas z równowagi przykre niespodzianki i przeciwności. I trudno uznać to za coś zdrożnego, aczkolwiek brakuje tutaj nieco realizmu. Jeśli jednak, jak każdy z nas na pewno tego doświadcza, wszystkie te fenomeny są składnikiem życia, można słusznie założyć, iż wymagają one od nas podtrzymywania w sobie swoistego duchowego napięcia. Jest ono specyficznym otwarciem naszej wolności, a może raczej istotną cechą wolności. Napięcie to objawia się głównie w postaci duchowego niepokoju, który jest dokładnym przeciwieństwem zeskorupienia, przewidywalności i wewnętrznego zakrzepnięcia. Trwanie w tym napięciu sprawia, że stale mamy otwarte nasze duchowe zmysły, że lepiej czujemy i postrzegamy, że potrafimy odróżnić ziarno od plew, że zauważamy dobro, które manifestuje się na różne sposoby, że jesteśmy w stanie urobić sobie w każdej sytuacji właściwy osąd. Napięcie to powoduje, iż nie „płyniemy przez życie jak boja poddająca się biernie zmiennym prądom morskim” (Ortega y Gasset).

Kiedy Jezus ubolewa nad Narodem Wybranym, który nie potrafił „rozpoznać czasu swego nawiedzenia” i przeoczył swoją szansę, ma na myśli właśnie zanik tego duchowego napięcia. No bo jeśli Chrystus uzdrawia w szabat pochyloną od lat kobietę, a przełożony synagogi strofuje Go, aby leczył w inne dni, bo dzisiaj jest akurat święto (tak jakby ów cud był czymś zupełnie powszednim i ewidentnym), to chyba coś tu nie gra (Por. Łk 13, 10-17). Automatyzm w przestrzeganiu przepisów szabatu stępił wrażliwość na nadnaturalność czynu Jezusa. Tylko wolność wewnętrzna, która nie spada ot tak po prostu z nieba, lecz musi być przez nas również wypracowywana, gwarantuje możliwość prawdziwego rozpoznania przychodzących do nas Eliaszów, Janów Chrzcicieli i Jezusów.

Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl

 

 

© 1996–2003 www.mateusz.pl