DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ
Wtorek, 9.XII.2003
„Powiedz miastom judzkim: „Oto wasz Bóg!”. Oto Pan, Bóg, przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę” (Iz 40,9b-10).
W historii ludzkości pojawiło się już wiele recept na jej rozmaite choroby. Dla jednych środkiem wykurowania człowieka miał być powrót do zapoznanych możliwości rozumu, inni wierzyli w moc rewolucji, jeszcze inni proponowali właściwe wychowanie i postęp jako jedyne antidotum na bolączki rodu ludzkiego. Aż po dzień dzisiejszy wielu współczesnych nadal głowi się, co by tu począć, żeby człowiek w końcu przestał cierpieć, aby wewnętrzne rozdarcie pomiędzy dobrymi a złymi pragnieniami nie stawało mu kością w gardle. I słusznie, gdyż dzięki temu jakość życia się poprawia. Jednak wbrew pozorom nawet najdoskonalsze ludzkie zdobycze i teorie nie będą nigdy w stanie przemienić w sposób istotny człowieka, chociaż nieraz przywłaszczają sobie do tego prawo. Poważnego przeobrażenia człowieka nie dokona ani nauka, ani rozwój cywilizacyjny, ani wysokie standardy ekonomiczne, ani magia, ani astrologia, ani nic podobnego. Nikt na ziemi nie uleczy człowieka ze skutków grzechu, żadne stworzenie nie uwolni go od jego najgłębszych lęków i obaw.
Człowiek, czy zdaje sobie z tego sprawę, czy nie, potrzebuje i łaknie zbawienia. I szuka go dzisiaj na różne sposoby, bo tęskni za pełnią, za scaleniem i jednością. Gdzieś na głębinach swej duszy odkrywa niemożność uzdrowienia samego siebie, a także pęknięcie i otwarte zranienie, które przywołuje szczególny balsam – Zbawiciela. Magiczne słówko „zbawienie” może nastręczać dzisiaj niejednemu poważne trudności. Bo cóż ono tak naprawdę znaczy? Najogólniej mówiąc, zbawienie polega na uznaniu i dopuszczeniu do swego życia Kogoś większego i silniejszego, Kogoś, kto przychodzi do nas jako Dar leczący naszą naturę, zrywający z niej pęta, które obezwładniają naszą wolność. Bez uzdrowienia i rekonwalescencji nadszarpniętej wolności nie ma mowy o jakimkolwiek wzroście w życiu człowieka. Jeśli mówimy o prostowaniu ścieżek dla Pana, to w gruncie rzeczy umożliwiamy Bogu osiągnięcie centrum naszej duszy i przeniknięcie wszystkich pokładów naszej egzystencji. W żadnym wypadku nie oznacza to jednakże naszej bierności.
Przygotować serce dla Niego, to wyrazić swoją wolną decyzją i idącymi za nią uczynkami, gotowość przyjęcia daru, który jest uprzedni wobec wszelkich ludzkich starań. Szkopuł w tym, że niestety także wśród wierzących króluje nagminne przekonanie o konieczności zaskarbienia sobie Bożej przychylności. Trzeba najpierw się wysilić, pomnażać dzieła, zwiększać umartwienia i posty, przestrzegać różnych przepisów, jakby to od nich zależał dar Bożej łaski. Jakby kapryśnego Boga trzeba było obłaskawić i nakłonić do zwrócenia się ku człowiekowi. W tym punkcie przenosimy na Niego jedynie nasze różne ziemskie doświadczenia ojcostwa, ludzkiej i niedoskonałej miłości. Bóg przychodzi, aby zbawić niezależnie od tego, czy sobie na to zasłużyliśmy, czy nie. Ma prawo od nas wymagać, ponieważ już dawno dał nam wszystko, czego nam potrzeba do realizacji tego wymagania. Ważnym jest natomiast, czy tego chcemy, czy zgodzimy się na taką formę zbawienia.
W pewnej starożytnej homilii czytamy: „Dla każdego człowieka początkiem życia jest chwila, od której rozpoczynając, Chrystus został ofiarowany za niego. A Chrystus jest ofiarowany za niego w chwili, kiedy uznaje on łaskę i staje się świadomy życia zapewnionego mu przez tę ofiarę”. Zbawienie zaczyna się dla mnie wtedy, kiedy zrozumiem, że „życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20). Kiedy zostanę dotknięty olśniewającą prawdą, iż w oczach Bożych nie jestem jedynie cząstką jakiejś bliżej nieokreślonej masy, ale kimś niezwykle ważnym, to zrobię pierwszy krok w kierunku własnego zbawienia. Wtedy niezwłocznie pojmę konieczność przygotowywania drogi dla Pana, drogi pełnej przeszkód i zatorów, które dla Niego i z Nim trzeba usunąć.
Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl
© 1996–2003 www.mateusz.pl