KS. MIROSŁAW CZAPLA
Czwartek, 19.XII.2002
Młody małżonek przestępuje z nogi na nogę; spocone dłonie trzymają bukiet różyczek. Wreszcie następuje ta wymarzona chwila. Otwierają się drzwi, słyszy głos uśmiechniętej pielęgniarki: – Ma pan syna.... Marzenie dojrzałego męża. To nie prawda, że aby być mężczyzną trzeba posadzić drzewo, zrodzić syna, zbudować dom. Jednak młody mąż, który kocha swą żonę, pragnie ich miłość przedłużyć w nowym życiu córek, synów. Jak zatem poradzić sobie mają ci, którzy choć żyją w przyjaźni małżeńskiej, tęsknią za dzieckiem, ale z przyczyn zdrowotnych nie mogą dać życia dziecku? Jak przeżyć ten małżeński adwent, który nie zakończy się przyjściem upragnionego potomka?
Słowa z Księgi Sędziów przynosiły nadzieję niepłodnym rodzicom w czasach Starego Testamentu. Żona Manoacha poczęła Samsona, mimo, że była niepłodna i nie rodziła. Niewiele było tak przykrych okoliczności życia jak niepłodność. Z przyczyn ekonomicznych bezdzietnym rodzicom żyło się źle, gdyż nie miał ich kto na starość wspierać i sprawować nad nimi opieki. Był i przykry wzgląd społeczny niepłodności: małżonków bezpotomnych traktowano jako szczególnych grzeszników rozumując, że ich położenie jest skutkiem grzesznego życia. Jak można przełamać tak smutny przebieg małżeństwa? Co uczynić, aby taki związek małżeński trwał w jedności i pogodzie ducha, a nie rozgoryczeniu? Zachariasz i Elżbieta byli ludźmi sprawiedliwymi. Św. Łukasz podkreślił ten walor moralny małżonków. Było to jakby nawiązanie do sprawiedliwego Abrahama i niepłodnej Sary, którzy będąc wierni Bogu, wbrew swemu wiekowi stali się rodzicami. Cudowna interwencja Boża poprzedzona słowem Stwórcy do Abrama dała początek narodowi żydowskiemu. Rachela i Rebeka były innymi kobietami tego narodu, którym Pan pozwolił zrodzić pierwszych potomków po latach niepłodności. Choć Zachariasz i Elżbieta mieli już więcej niż 60 lat oni również zostali uradowani darem syna. Dar ten stał się skarbem całego narodu.
Nim przeżyli szczęście rodzicielskie Zachariasz jako jeden z ogólnej liczby 18 000 kapłanów posługiwał w świątyni. Akurat jego „oddział” pełnił służbę przy ołtarzu kadzenia w Miejscu Najświętszym. Los padł na Zachariasza. Okadził... i oniemiał. Koledzy musieli być zaniepokojeni długim pobytem Zachariasza przy ołtarzu, a jeszcze bardziej jego niemotą. Odebrali to jako znak od Boga. Było już tak wcześniej, że w obliczu zdumiewających obietnic Bożych i Abraham i Gedeon prosili Pana o znak. Nie dotknęła ich wszakże kara utraty mowy. Surowy znak Zachariasza świadczył, że zbliżają się sprawy znacznie większe od poprzednich. Dom Izraela miał przeżyć duchową rekonstrukcję.
© 1996–2002 www.mateusz.pl