KS. MIROSŁAW CZAPLA
Wtorek, 3.XII.2002
Rok 1549. Japońska wysepka Kagoshima przyjmuje pierwszego jezuickiego misjonarza. W jego oczach radość, na ustach uśmiech, w rękach podarki. A wkrótce w języku gestów i tym przekładanym przez tłumacza radosny przybysz zachwyci tubylców opowieścią o Synu Pana mórz i gór, który kochał i za miłość oddał życie. Baskijski Misjonarz z uporem i hartem ducha pozostanie pośród Japończyków przez najbliższe miesiące, aż ochrzci pierwszych 100 spośród nich. Franciszek Ksawery, przyjaciel Ignacego z Loyoli, spotkał prostych i ubogich. Ofiarował im swoją dziecięcą wiarę, wyedukowaną na Ewangelii i doświadczoną męstwem podróżnika. Dla Chrystusa przebył trakt z dalekiej Wenecji, przez Indie, Singapur, aż do Japonii, by później skierować się ku Chinom. Określono go jako „męża trawionego gorliwością”, gdyż swą miłość do Chrystusa łączył z rzutkością i zdolnościami organizacyjnymi. Choroba i zmęczenie doprowadziły Franciszka do śmierci w 46 roku życia. Razem z Ignacym Loyolą został ogłoszony świętym w 1622 roku.
Dlaczego takiego człowieka stawia nam Kościół przed oczy w Adwencie?
Odpowiedzi mogą być różne; bo misjonarz, bo teraz pełnia lata na półkuli południowej, więc czas tam na radość i świętowanie, bo trzeba gdzieś umieścić świętych jezuitów, a Ignacy był z końcem lipca... Odkrywam w postaci św. Franciszka Ksawerego ten ładunek nadziei, jaki prorok Izajasz zawarł w swej pieśni: „Korzeń Jessego stać będzie na znak dla narodów. Do niego ludy przyjdą z modlitwą, i sławne będzie miejsce jego spoczynku” (Iz 11,10). Półtora tysiąca lat po przyjściu na świat Syna Bożego dobra nowina o miłości Ojca dotarła na krańce ówczesnego świata. Stało się tak, by w sercu każdego człowieka mógł zakwitnąć pokój, by nadzieja życia wiecznego rozchmurzyła uciemiężonych i ubogich.
Gdy Europa dzieliła się na tych, którzy mimo zgorszenia pozostali wierni Rzymowi i na tych, którzy w imię oczyszczenia wiary Rzym nazywali „Babilonem” ludzie innych ziem i kultur otwierali umysł i serce na Ewangelię. „Mądrzy i roztropni” uwikłali się w grzechy pychy i materializmu, burzę w Kościele renesansu przetrwać mogli tylko ci, którzy w 100 % uczynili Chrystusa swoim światem- święci. Kiedy Galileusz łamał teorię geocentryczną na rzecz poglądu, iż to ziemia kręci się wokół słońca, Boży szaleńcy jak Franciszek Ksawery, Ignacy Loyola, Filip Nereusz, Franciszek Salezy słońcem swego życia uczynili Chrystusa. „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie”(Łk 10, 23). Nadchodzi dar Słońca, które oczu nie wypali. Słońca, które nigdy nie zajdzie.
Kiedy najczęściej ubierasz okulary przeciwsłoneczne?
© 1996–2002 www.mateusz.pl