Jakiś człowiek nie wierzy w istnienie Boga. Tak został wychowany. W życiu stara się postępować tak, by innym było z nim dobrze. Jest „dobrym człowiekiem”. Popełnia oczywiście błędy. Czasami postąpi źle. Nigdy jednak świadomie nikogo nie skrzywdził. Żałuje, gdy komuś niechcący sprawi przykrość. Czy może być zbawiony? Od czego to zależy?
Stefan
Formułując pytanie „Czy ktoś może być zbawiony?”, chciałoby się dostać jednoznaczną odpowiedź, tak lub nie. Nie jest to jednak takie proste. Oczywiście, Bóg chce aby wszyscy byli zbawieni i na każdym z osobna Mu zależy. Człowiek jednak mając wolną wolę może powiedzieć, że Go to nie interesuje – wówczas Bogu trudno kogoś zmuszać. Tak wiec czy ktoś będzie zbawiony zależy nie tylko od samego Boga, ale i od człowieka.
Jeśli zaś chodzi o pytanie to wydaje się, że chyba masz na myśli trochę inna sytuacje, poza tym nie chciałbym go zbyć krótkim „Trudno powiedzieć”. Chciałbym się nad nim nieco zatrzymać i podzielić się kilkoma refleksjami, które mi się nasunęły przy tym pytaniu. Przy okazji zachęcam do dalszej dyskusji na ten temat.
O ile dobrze zrozumiałem to chodzi o człowieka, który nie wierzy w istnienie Boga, ponieważ tak został wychowany. Myślę, że do pewnego momentu jest to możliwe, oczywiście nie wiem ile ta osoba ma lat, ale zupełnym dzieckiem chyba już nie jest. Wydaje mi się, że z czasem dorastania, a więc im człowiek staje się doroślejszy to coraz trudniej jest ukryć przed nim fakt istnienia Boga. Oczywiście nie musi tego przyjmować, ale rozważania się pojawiają i w którymś momencie trzeba podjąć decyzje. Myślę iż właśnie w okresie młodzieńczym szczególnie ważne są pytania o Boga, chociaż rożnie nazywanego. Należy również wziąć pod uwagę, że żyjemy w kraju katolickim i cale nasze życie codzienne jest podporządkowane chrześcijaństwu. Przykładem mogą być święta, które obchodzimy chociażby przez to, że są to dni wolne od pracy, np. Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Już same święta stawiają pytanie o nasze życie. Dlaczego jest tak a nie inaczej. Co wspominamy w tym okresie?
Sš to może banalne pytania, ale trudno wobec nich pozostać obojętnym. Poza tym wydaje mi się, iż neutralność względem Boga jest swoistą formą niewiary. Nie przyjęcie Boga jest pewnym Jego odrzuceniem. Jezeli już ktoś tak został wychowany to oczywiście nie ogranicza Go to na przyszłość.
Trzeba powiedzieć, iż przyjęcie wiary to z jednej strony łaska, a z drugiej moja odpowiedź na tą łaskę. To wzajemna współpraca moja z Bogiem.
Kolejnym pytaniem, krótkim ale mogącym doprecyzować pojęcie jest to, czy ta osoba jest nie wierząca czy nie praktykująca? Może trochę dziwne rozróżnienie ale wydaje się, że wiele jest osób tak żyjących. Dlatego też warto zobaczyć jaka jest sytuacja aby nie wyważać otwartych drzwi.
Wracając do pytania, które stawiasz to opisana sytuacja kojarzy mi się z sytuacją DOBREGO CZŁOWIEKA. Opisujesz jak żyje i działa dobry człowiek, a w zasadzie jak żyje i działa prawdziwy chrześcijanin. Może ta osoba już jest chrześcijaninem, sercem znalazła już Boga i pozostaje jeszcze kwestia uzewnętrznienia tego przez włączenie się do wspólnoty Kościoła.
Wojciech Mikulski SJ
Czy może być zbawiony? Moja odpowiedź brzmi: może być zbawiony. Zależy to mianowicie od stanu jego sumienia, czyli wewnętrznego, duchowego zmysłu poznawczego, umożliwiającego rozróżnienie dobra i zła. Sumienie jest dane człowiekowi przez Boga jako podstawowe kryterium w podejmowaniu decyzji.
Osobnym zagadnieniem jest kształtowanie sumienia (czy czasem zniekształcanie) w młodym wieku przez wychowujących, odpowiedzialność za kształtowanie własnego sumienia. Nie chcę rozwijać tych wątków, żeby nie zatracić istoty pytania.
Proponuję przeczytać fragment Dziejów Apostolskich – rozdział 10 i pierwszą część 11 (1-18), mając na uwadze istotę tego pytania i wyławiając kilka faktów. Zatem czytamy o człowieku sprawiedliwym. („Bojący się Boga” oznacza nawróconego na monoteizm poganina. Ateizmu, przynajmniej w wymiarze praktycznym, jeszcze „nie wynaleziono”.) Sumienie nakazywało mu czynić dobro, był znany i szanowany z tego tytułu.
Jakże znamienne są słowa Św. Piotra (Dz. 10, 34b-35) Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. To przecież wyraz zdumienia człowieka wychowanego w wierze, stającego w obliczu Boga pochylającego się nad kimś wywodzącym się z innej kultury i religii, otwierającego mu drogę do zbawienia.
Trzeba pamiętać, że dla mentalności ówczesnych Żydów inność kultury i religii stanowiła przepaść – po ludzku – nie do pokonania, o czym czytamy w rozdz. 11. Wspominam o tym, ponieważ stanowi to akcent dla dalszej wypowiedzi Św. Piotra (Dz. 11, 17). Jeżeli więc Bóg udzielił im tego samego daru co nam, któryśmy uwierzyli w Pana Jezusa Chrystusa, to jakżesz ja mogłem sprzeciwiać się Bogu?
Postępowanie według nakazów sumienia otworzyło Korneliuszowi drogę od zbawienia. Otwiera tę drogę niezliczonym pokoleniom. Miłosierdzie Boga nie ma granic, ograniczone jest jedynie nasze spojrzenie. My sami stawiamy granice często nie mniejsze od barier między Żydami i poganami ówczesnego świata.
Wiara jest łaską, nasze wysiłki, starania – odpowiedzią. Słuchanie sumienia jest obowiązkiem każdego. Zbawiennym.
Stojgniew Paluszewski