Dla odmiany – coś banalnego i prozaicznego. Jestem członkiem wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Odnoszę wrażenie, że problemem wielu członków mojej wspólnoty, nie wspominając już moich przyjaciół, którzy nigdzie nie „należą”, jest niestosowanie się do następujących przykazań: pierwszego (Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną), piątego (Nie zabijaj) i szóstego (Nie cudzołóż). Chodzi mi mianowicie o to, że przeważająca część wyżej wymienionych osób, to „odrodzeni chrześcijanie”, pełni entuzjazmu, żarliwej wiary... ale gdzieś tam znajduje się bariera, zdaje się, nie do przekroczenia.

Większość z tych osób, w okresie poprzedzającym aktywne włączenie się w życie chrześcijańskie, żyło „jak każdy”, tzn. uczestniczyło w imprezach towarzyskich z dużą ilością spożywanego alkoholu i wypalanych papierosów (a w jakiś sposób jest nie jest to zgodne z przykazaniem 5.) oraz angażowało się w przygodne związki seksualne. Po dokonanym „skoku w Wiarę” („.eap of Faith”, że wspomnę angielski odpowiednik), z reguły nastąpiły zasadnicze ograniczenia: próby rzucenia nałogu nikotynowego, mniej lub bardziej skuteczne odejście od „tradycyjnych imprez”, oraz... i tu, niestety, pojawił się problem: otóż duża cześć moich przyjaciół miało w tym okresie „stałą dziewczynę”. Częste współżycie było normą. Po podjęciu decyzji o radykalnej zmianie swojego życia, z reguły w tym miejscu pozostali autentycznie bezsilni. Nie stać ich jeszcze (finansowo i duchowo) na ślub, choć chcieliby to w przyszłości zrobić, no i cóż... spowiadają się z tego samego grzechu (przykazanie 6.), co kilka tygodni, wstydzą się tego, modlą się o siłę ducha – i nic. Nie zawsze przecież „druga połowa" związku ma ochotę na definitywne rozstanie się z tą „prozaiczną" przyjemnością. „Pierwsza polowa” tez zresztą intuicyjnie wyczuwa, że byłoby w tym cos „sztucznego”.

No i co tu zrobić? Świadomość grzechu i poczucie winy rosną. Formuje się błędne koło. Wołanie o pomoc spotyka się z klasyczną odpowiedzią: wezwaniem do żarliwszej modlitwy.

Spowiednicy różnią się, niekiedy diametralnie, w technicznej (nie merytorycznej) treści swoich porad. I w tym sensie rodzi się pytanie: kto tu właściwie jest moim Bogiem? Seks, imprezy, alkohol, papierosy? (pierwsze przykazanie). Czy jestem w stanie uznać Najwyższego za mój Drogowskaz? Odpowiedz brzmi: „niezupełnie...”. Oto i frustracja członków współczesnych wspólnot młodzieżowych i akademickich. Proszę -- prosimy! – o poradę.

Michał

 

Problem poruszony w liście jest jakże podobny do problemów pierwszych wspólnot chrześcijańskich powstających w ówczesnym świecie greckim. Myślę, że często ulegamy złudzeniu, że owe wspólnoty i ci ludzie byli idealni, chodzący w nimbie świętości. Nic podobnego. Od początku „skok w wiarę” to rozpoczęcie walki wewnętrznej pomiędzy wezwaniem do zbawienia drogą Chrystusa a dotychczasowym stylem życia, przyzwyczajeniem do grzechu, do jego przyjemności i wyborów idących „po najmniejszej linii oporu”.

Wspomniana wspólnoty powstającego Kościoła składały się z ludzi żyjących „jak każdy” – mówiąc słowami autora listu. Właśnie dlatego św. Paweł z taką żarliwością pisał listy do tych wspólnot.

Proponuję w tym świetle przeczytać 5 i 6 rozdział 1 listu św. Pawła do Koryntian, adresowany przecież również do „cór Koryntu”, które znalazły drogę tak jak Magdalena, które na tej drodze trafiały na „bariery, zdaje się, nie do przekroczenia”....

Stojgniew Paluszewski