Mam prośbę o wyjaśnienie terminu „ubodzy w duchu”. O ile intencja wszystkich pozostałych błogosławieństw jest dla mnie jasna o tyle to pierwsze zawsze mi sprawiało problemy i wynikają one, jak sądzę, z nieprawidłowego rozumienia powyższego wyrażenia.
Ubogi w duchu, to według moich pojęć, ktoś kto nie stara się rozwijać duchowo, nie ma żadnych zainteresowań. Drugie skojarzenie – to skojarzenie z Duchem Świętym i darami Ducha Świętego. Tu również wypowiedź „błogosławieni ubodzy w duchu” wydaje mi się nie pasować do reszty. Niestety nie jestem w stanie sprawdzić oryginalnego brzmienia tego fragmentu Pisma, bo może ono mogło by mi cos wyjaśnić. Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź.
Monika
Na jednej z list dyskusyjnych znalazłem taką wypowiedź: „Życzę ci szczęścia. Życzę ci błogosławieństwa. Żebyś był ubogi duchem, byś się smucił, był cichy i stęskniony sprawiedliwości, miłosierny i czystego serca, z tych, co zaprowadza pokój. Żebyś dla sprawiedliwości cierpiał prześladowania, by ci urągano, złorzeczono, mówiono o tobie kłamstwa. I byś mógł się cieszyć, że czeka cię wielka nagroda w niebie. Jak bym się poczuł, gdyby mi ktoś złożył takie życzenia? Nieswojo? Czy w takim razie wierzę rzeczywiście w słowa powiedziane przez Jezusa, w Jego Ewangelię?”
No właśnie – czy to oznacza, że tylko smutni i nieszczęśliwi wejdą do Królestwa?
Jędrzej
Moniko i Jędrzeju,
Wasze pytania są zadane w różnej perspektywie, dotyczą jednak tego samego tekstu Błogosławieństw (Mt 5). Myślę, że warto zacząć od pytania Jędrzeja.
Nie wiem jakie intencje miał, ten kto umieścił na liście dyskusyjnej przytaczane życzenia. Gdyby mi jednak ktoś złożył podobne życzenia (np. bym był smutny, by mi złorzeczono, by mnie prześladowano itp.) poczułbym się nieswojo. Pewnie też miałbym wątpliwości, czy osoba składająca mi podobne życzenia naprawdę dobrze mi życzy.
Nie wydaje mi się jednak, że na podstawie takiej reakcji, można mieć wątpliwości dotyczące wiary w słowa Jezusa. I też wcale nie myślę, że do Królestwa wejdą jedynie smutni i nieszczęśliwi.
Jeśli dobrze się przyjrzeć tekstowi błogosławieństw z mateuszowej ewangelii, to Jezus wcale nikomu nie życzy by był smutny (płaczący) albo żeby był prześladowany. Błogosławieństwa mają formę zdań oznajmujących, stwierdzających pewną rzeczywistość. Na przykład „błogosławieni prześladowani dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie”, wcale nie oznacza „bądźcie prześladowani dla sprawiedliwości abyście odziedziczyli Królestwo Niebieskie”. Bycie prześladowanym jest złem i takim zawsze pozostanie. Czy Bóg, który chce dla człowieka dobra, mógłby mu jednocześnie życzyć cierpienia z powodu zła? Albo czy psalmiści są ludźmi małej wiary, bo tak często proszą Boga by ich ocalił z rąk prześladowców?
Należy się jednak zapytać dlaczego o prześladowanym (a jak ktoś jest naprawdę prześladowany, to cierpi i jest z tego powodu nieszczęśliwy!) Jezus paradoksalnie mówi, że jest szczęśliwy (tam gdzie polskie tłumaczenie podaje „błogosławieni”, tekst grecki czyta „makarioi” – szczęśliwi)? Czy jest on szczęśliwy bo jest prześladowany? Czy też jest szczęśliwy dlatego, że mimo nieszczęścia, które na niego spada, może liczyć na nagrodę Królestwa?
Wydaje mi się, że błogosławieństwa są skierowane do ludzi którzy cierpią niesprawiedliwość, którzy płaczą, którzy zadają sobie trud czynienia pokoju, bycia miłosiernymi itd. Ktokolwiek choć trochę doświadczył cierpienia, wie jak trudno jest nie stracić nadziei, że będzie lepiej. Ktokolwiek natrudził się czynieniem dobra, wie jak łatwo można zwątpić w skuteczność i sens swoich działań. Właśnie takim ludziom Jezus mówi, wasz trud nie pójdzie na marne! Jeśli zadajecie sobie trud bycia miłosiernymi, wiedzcie, że ten trud u Boga nie jest zapomniany i On wam da swoją nagrodę. A tym, którzy cierpią, Jezus wcale nie mówi to dobrze, że cierpicie bo na Królestwo trzeba sobie zasłużyć. Jeśli łakniecie i pragniecie sprawiedliwości (a kto może jej bardziej łaknąć i pragnąć jak nie ten, kto doświadcza na własnej skórze niesprawiedliwości!), to wasze pragnienie zostanie przez Boga spełnione: zostaniecie nasyceni, Bóg sprawi, że nie będzie się wam działa niesprawiedliwość.
Błogosławieństwa, wcale nie życzą cierpienia czy trudu. One dają nadzieję tym, którzy cierpią i tym, którzy się trudzą, że ich cierpienia nie będą wieczne, ale Bóg położy im kres, że ich trudy nie pozostaną bez zapłaty. Jednym słowem błogosławieni jesteście nie dlatego, że cierpicie albo się trudzicie. Nie chodzi tu o wychwalanie zła albo cierpiętnictwa. Błogosławieni – szczęśliwi – jesteście, ze względu na to, co wam będzie dane!
Myślę, że właśnie taka jest perspektywa błogosławieństw i w niej w można poszukiwać odpowiedzi na pytanie Moniki, co oznacza wyrażenie „ubodzy w duchu”.
Wyrażenie to brzmi po grecku ptóchoi tó pneumati (z braku czcionki greckiej – zapis fonetyczny); ptóchoi to „ubodzy” (mianownik liczby mnogiej od ptóchos -- ubogi) i ten rzeczownik nie sprawia kłopotu. Problematyczność wyrażenia jest spowodowana przez formę rzeczownika tó pneumati (celownik liczby pojedynczej od pneuma -- duch). Otóż celownik grecki w tej sytuacji może być rozumiany na dwa sposoby:
1. jako celownik instrumentalny – w języku polskim odpowiadający narzędnikowi -- wyrażenie należałoby przetłumaczyć „ubodzy duchem”, rozumiejąc, że to duch (siła wewnętrzna człowieka) sprawia, że wybiera on ubóstwo. Tak rozumieli to wyrażenie niektórzy Ojcowie Kościoła (Klemens Aleksandryjski, Grzegorz z Nysy, Bazyli Wielki), którzy upatrywali w pierwszym błogosławieństwie postawę wewnętrznego oderwania się (wewnętrznej wolności) w stosunku do dóbr materialnych;
2. jako celownik relacyjny – wyrażenie należałoby przetłumaczyć „ubodzy w duchu”, rozumiejąc, że chodzi o ubóstwo dotyczące ducha (wnętrza) człowieka. W ten właśnie sposób interpretowała pierwsze błogosławieństwo większość Ojców Kościoła (Tertulian, Hilary, Ambroży, Augustyn, Jan Chryzostom, Cyryl Aleksandryjski itd.). Za takim rozumieniem przemawiają również podobnie skonstruowane wyrażenia jak np. „czystego serca” (Mt 5,8 – czystość dotyczy serca) lub „łagodny i pokorny sercem” (Mt 11,29 – łagodność i pokora są cechami charakteryzującymi serce).
Co jednak oznacza owo „ubóstwo ducha”. Aby dobrze zrozumieć to wyrażenie najlepiej jest sięgnąć do szerszego kontekstu biblijnego i do ówczesnej kultury semickiej. Greckie tłumaczenie Starego Testamentu (Septuaginta – III-II w. przed Chrystusem) używa rzeczownika ptóchos (ubogi) by oddać hebrajski „.naw (lub „.ni). Natomiast hebrajski rzeczownik „anaw przywołuje obraz kogoś zgarbionego i jest używany na określenie biedaka, społecznie uciśnionego, nie mającego środków, aby bronić swych praw; „.naw to biedak, który musi się pochylać wobec bogatych i mocnych na znak respektu i zależności od nich. W Psalmach i u proroków termin ten jest używany także na określenie postawy duchowej wobec Boga: „.naw to człowiek uznający swe ubóstwo i swoją zależność wobec Boga (np. Ps 25,16; 40,17; 69,30; 70,6; Iz 41,17).
Taka interpretacja jest też potwierdzona pośrednio przez inny tekst mateuszowy. Otóż w rozdziale 23 możemy znaleźć przeciwieństwo błogosławieństw, „biada wam uczeni w piśmie i faryzeusze...” gdzie tym ostatnim Jezus zarzuca pragnienie bycia podziwianymi przez ludzi, pragnienie bycia nazywanymi nauczycielami (tzn. tymi, którzy wiedzą lepiej i pouczają innych). Zatem „ubodzy w duchu” oznaczałoby nie tyle ludzi, którzy nie starają się rozwijać duchowo, nie mają zainteresowań itd., ile ludzi, którzy doświadczają ograniczoności swoich sił wewnętrznych, którzy uznają swoją niemoc i swoją zależność od Boga, którzy nie są pyszni.
Pierwsze błogosławieństwo obiecuje tym wszystkim, którzy doświadczają swojej wewnętrznej niemocy i uznają ją, że Bóg przyjdzie z pomocą ich słabością.
Jeżeli chciałoby się przełożyć tekst błogosławieństw na życzenia, to myślę, że lepiej oddałoby się ich intencję mówiąc:
gdy doświadczysz swojej wewnętrznej słabości życzę ci abyś wierzył, że Bóg udzieli ci swojej mocy;
gdy będziesz płakał, doświadczał niesprawiedliwości i prześladowania, życzę ci byś nie stracił nadziei, że Bóg sam cię pocieszy, odda ci sprawiedliwość i ostatecznie ocali cię z rąk prześladowców...
Życzę ci byś się nie poddał smutkowi z powodu twoich cierpień, ani zniechęceniu w twoich wysiłkach czynienia dobra, bo Bóg przecież tyle razy obiecał, że otrze z twoich oczu wszelką łzę, że zamieni twój lament żałobny w radosny taniec. Nie chce On zatem by członkowie Jego królestwa byli smutni i nieszczęśliwi, by myśleli, że taki już jest ich los i nic się nie da zrobić. I tak już osobiście, myślę, że prawdziwi święci nigdy nie są smutni i nieszczęśliwi. Owszem ich szczęście i radość to coś innego niż powierzchowny entuzjazm, to coś bardziej stałego i głębokiego. Duchowość, której chce dla nas Bóg, jest z pewnością inna niż fascynacja cierpieniem i smutkiem.
Tomasz Kot SJ