Smutny katolicyzm

W Polsce mamy do czynienia z bardzo ciekawą odmianą katolicyzmu, np. niejaki ojciec Rydzyk z radia ... szerzy nienawiść do niekatolików, a chłopcy w sutannach szerzą ciemnotę prawie z zakresu średniowiecza. Jakoś chyba nikt z nich nie zauważył, że mamy XXI wiek. Czy tak powinno wyglądać szerzenie wiary? Każdy księżulo patrzy tylko na kasę, niektórzy nie wiedzą ile brać za pogrzeb, ślub itp. Za darmo w kościele nic nie ma. Nawet za naukę religii biorą pieniądze. A gdzie w tym wszystkim słowa Jezusa Chrystusa „darmo dostaliście to darmo dajcie”?

Monika

 

Witam serdecznie Pani Moniko. Mamy wiek XXI i z tego co mi wiadomo, trudno tego nie zauważyć (chyba że ktoś nie posługuje się kalendarzem). Ale jeśli Pani myśli, iż wraz z upływem czasu ludzie mądrzeją, stają się bardziej światli, to od razu chciałbym Pani napisać, że jest Pani w wielkim błędzie.

Są rzeczy, problemy, idee – które wraz z upływem czasu wcale się nie starzeją a wprost przeciwnie, chociaż od ich sformułowania minął szmat czasu, one wciąż wymagają ciągłego powtarzania a nawet zmuszają nas dzisiaj do refleksji. I może się to Pani wydawać dziwne, ale np. prawo Archimedesa czy twierdzenie Pitagorasa albo idee stoików czy prawdy wyrażone przez św. Pawła, sformułowane w starożytności – dzisiaj w dobie rakiet kosmicznych, hip–hopu, wciąż obowiązują. I zdaję sobie sprawę, iż pewne nowe pomysły na uzdrowienie świata i ludzi rodzą się w ludzkich głowach nawet dzisiaj, ale Ci co je głoszą zapominają, że poza argumentami i czasem, który daje możliwość weryfikacji tych stworzonych przez człowieka prawd – nic więcej nie ma znaczenia, nawet ich tymczasowa słuszność. I proszę naprawdę zdać sobie sprawę, że to co Pani nazywa „średniowieczem” dla Pani może być smutne, ale dla sporej liczby ludzi, bo ponad 1 miliarda osób wierzących, że Jezus jest Bogiem, jest wciąż postulatem zmierzającym do poprawienia tego świata.

 W Polsce mamy do czynienia z wieloma sposobami wyznawania katolicyzmu. Ja znam ich naprawdę dużo, np.: katolicyzm formalny, katolicyzm konfesyjny, katolicyzm nominalny, quasi katolicyzm, katolicyzm wiejski, katolicyzm miejski, katolicyzm „na niby”, moda na katolicyzm, katolicyzm świąteczny, katolicyzm wybiórczy, katolicyzm ludowy, katolicyzm życiowy, katolicyzm liberalny, katolicyzm sekciarski, katolicyzm przeżywany, katolicyzm otwarty, katolicyzm zamknięty, katolicyzm ekumeniczny, katolicyzm duchowy, etc. Tak naprawdę, katolicyzm jest jeden – jest to religia chrześcijańska, która posiada spójny system wiary, swoją naukę, system moralny i etyczny, liturgię, prawo, sakramenty i historię oraz hierarchię. I Pani Moniko powiem Pani szczerze, że z mojego życia, kontaktów prywatnych oraz własnych obserwacji wynika jasno, iż każdy widzi katolicyzm takim, jakim go pokazują ludzie wyznający, iż są katolikami albo oceniają katolicyzm przez pryzmat własnej wiary.

Innymi słowy – w zależności od tego jakich spotykamy katolików, jakimi sami jesteśmy katolikami, tak widzimy katolicyzm. Jest to najczęściej ocena subiektywna, no chyba, że ktoś zna wszystkich katolików, wszystkie środowiska katolickie. Generalnie powiem Pani, Pani Moniko, że Kościół katolicki to społeczność największych grzeszników – ja jestem jednym z nich. Osobiście uważam się za człowieka strasznie słabego i ułomnego i faktycznie często słuchając swojej mądrej Żony – coraz bardziej się w tym przekonaniu umacniam. Dlatego gdy ktoś ocenia nas wierzących, duchownych negatywnie – wcale się temu nie dziwię. Jeśli któregoś dnia przestanę słyszeć krytyczne uwagi na temat księży, katolików, naszego życia – będę wiedział, iż albo umarłem, albo ogłuchłem albo przegapiłem koniec świata.

Wracając do Pani ocen. No cóż – jak już wspomniałem wcześniej Kościół jest społecznością grzeszników i ja często powtarzam, że prawdziwy katolik, to martwy katolik, bo taki już nie grzeszy, widzi całą prawdę o Bogu, o sobie i ludziach, dostrzega wszystkie swoje wady i zalety i wie co zrobił dobrze a co źle. Mało tego, ma ogromny dystans do tego co materialne i do całego świata ze sobą włącznie. Do czasu własnej śmierci niestety wszyscy ludzie w tym Pani, ja, o. Rydzyk, Jasio Kowalski i inni ludzie mamy prawo się mylić. Dlatego może się zdarzyć, że Pani będzie słyszała różne wypowiedzi, nie tylko te w Radiu Maryja, które będą Panią bulwersować, oburzać i Panią wstrząsać. Ja np. tego radia nie słucham z kilku względów, które Pani teraz pokrótce wyjaśnię. Po pierwsze lubię dobrą muzykę, a w tej rozgłośni nie nadają utworów, które ja lubię. Po drugie – odebrałem naprawdę dobre wykształcenie i mam swoje poglądy, z których osobiście jestem zadowolony. Chcąc się z nimi dzielić, pomimo podobno interesującego głosu, nikt mi nie zaproponował, abym występował w radiu a tym bardziej w radiu Maryja. Dlatego piszę od czasu do czas do Mateusza i w paru innych miejscach na ile pozwalają mi moje obowiązki zawodowe i domowe natomiast Pani nie ma szansy porozmawiać ze mną np. na antenie katolickiego bądź świeckiego radia. Czasami dostaję na skrzynkę mailową list, w którym ktoś z moich znajomych  pisze mi o czymś, co go strasznie zbulwersowało, a co usłyszał w RM. Trudno mi się w ogóle odnieść do tego, gdyż sam z w/w powodów  RM nie słucham, zaś to co ludzie mi piszą jest tylko zwykle fragmentem większej całości. Faktem jest, iż wiele wypowiedzi cytowanych z RM są, dyplomatycznie ujmując, kontrowersyjne. Ale  jest również faktem , iż to radio ma prawie 5 milionową grupę wielbicieli więc powinna Pani przyjąć do wiadomości, iż jeśli to radio istnieje to dlatego, iż 5 milionów obywateli tego kraju w większym lub mniejszym stopniu podziela poglądy tam głoszone. Może to oburzać, może to wzruszać – ja osobiście się cieszę z każdego, kto w ogóle ma jakieś poglądy, gdyż coraz częściej spotykam się z ludźmi, którzy powtarzają czyjeś poglądy nie do końca przez siebie przemyślane. Po trzecie – żyjemy w wolnym kraju co ma swoje plusy i minusy. Dzięki tej wolności mamy pluralizm poglądów: obok poglądów głoszonych przez RM mamy również poglądy wygłaszane z łamów tygodnika „NIE”, „Mitów i faktów”, czy „Życia”. Poglądami na różne sfery różnią się też sami katolicy! I wszyscy ludzie w tym kraju mają prawo wygłaszać swoje poglądy, w tym Pani i ja, jak również pracownicy i słuchacze RM – z czego generalnie się cieszę, że to robią. A ponieważ każdy człowiek otrzymał od Najwyższego rozum a wraz z nim w trakcie własnego rozwoju w różnym stopniu, ale uzyskał również władzę rozeznawania, która jest funkcją myślenia, mając go należy się nim posługiwać. Żyłem 28 lat w systemie, który narzucał swoim obywatelom co mają myśleć, na co uważać, co mówić i z kim rozmawiać a nawet co jeść. I wyrosłem już z tego, aby z powodu ludzi o odmiennych niż moje poglądach miał nawet przebłyski karania czy cenzurowania kogokolwiek za to, że mówi cos co mi się nie podoba.

Więc jeśli ktoś dzisiaj krzyczy: „Bić czarnego” – popatrzę najwyżej na niego jak na wariata nie zastanawiając się nawet czy chodzi mu tutaj o kominiarza, mieszkańca Afryki czy księdza. Jeśli ktoś w mojej obecności będzie zachęcał do nienawiści do kogokolwiek, to ja mu co najwyżej zrobię wykład na temat wyższości miłości nieprzyjaciół nad nienawiścią. A jeśli kogoś będzie interesował wpływ kół masońskich na polską politykę, to szybko się udam do domu i na cały regulator posłucham sobie ostatnią płytę Stinga. Bo ja generalnie uważam, że każdy człowiek odpowiada za siebie, a Kościół katolicki ma dosyć problemów z grzesznością swoich członków bym ja się z tego powodu przejmował, za to każdy katolik ma dosyć roboty z własną słabością i grzesznością, aby zajmować się  jeszcze grzesznością innych. Mogę jedynie Panią pocieszyć, że RM nie jest jedynym radiem katolickim i jest jeszcze parę, gdzie z nienawiścią do kogokolwiek nie będzie miała Pani w ogóle do czynienia. Jeśli RM Panią denerwuje, polecam gorąco to co sam robię – wystarczy przekręcić gałkę w tunerze (lub wcisnąć odpowiedni klawisz w pilocie) i zmienić stację.

Trudno mi się ustosunkować, o jakiej ciemnocie i chłopcach w sutannach Pani mówi. Czy może mówi Pani o ks. Arkadiuszu Nowaku, który pomaga ludziom rozwikłać problem chorych na AIDS? A może Pani mówi o np. o. Raymundzie moim serdecznym przyjacielu, który zajmuje się uchodźcami w Azji? A może o o. Piotrze, który pracuje z młodzieżą w domu poprawczym pod Warszawą? Albo o innych znanych mi chłopcach w sutannach, którzy noszą ostatnią posługę umierającym w szpitalach, pomagają powrócić do normalności więźniom w więzieniach, zajmują się bezdomnymi, odrzuconymi, porzuconymi dziećmi, młodocianymi prostytutkami, umierającymi na ulicach Kalkuty, Buenos Aires albo wykładających na uczelniach katolickich, będących astronomami, proboszczami w slumsach, lekarzami? Bo tych co znam, jedyne co łączy ze średniowieczem, to ta sama wiara, ten sam dogmat i to samo przekonanie, że niezależnie od czasów w jakich nam przyszło żyć, nauka Jezusa nie uległa i nie ulegnie zmianie. No chyba, że Pani mówi nam o złych księżach, którzy sprzeniewierzają się własnemu powołaniu i robią coś niezgodnie z wolą Pana Boga i w sprzeczności z Jego Słowem? No cóż – to ja boleję nad tym razem z Panią. Ale z drugiej strony jeśli to się dzieje, to proszę mi wierzyć – ani Pani ani ja ani ktokolwiek myślący nie będzie chciał być w ich skórze, kiedy staną przed Bogiem i usłyszą od Niego, że On ich nie zna i znać nie chce. Pani Moniko, każdy ksiądz, każdy człowiek to grzesznik – ale proszę sobie uzmysłowić, iż prawda „komu więcej dano, od tego więcej się wymaga” – ich również dotyczy. Tak więc oboje możemy już zacząć im współczuć.

A co do ciemnoty – to pojęcie tak ogólne, że trudno mi się ustosunkować. Bo dla mnie ciemnotą jest np. żądanie wprowadzenia eutanazji – to znamy już z średniowiecza a nawet jeszcze wcześniej, gdzie powszechne było dobijanie rannych, duszenie zadżumionych, etc. co stosowano powszechnie i do tego o zgrozo ludzie dzisiaj chcą powrócić nie zastanawiając się nad tym jakie to wtedy wywoływało konsekwencje. Dla kogoś innego ciemnotą będzie np. przestrzeganie narzeczonych przed współżyciem przedślubnym. I ja to rozumiem. Ale mi wystarczy zapoznać się ze statystykami dot. trwałości małżeństw np. na świecie, ilości dzieci w domach dziecka, ilości aborcji aby samemu zrozumieć, iż w krajach gdzie swoboda seksualna w okresie przedślubnym jest większa, ilość rozwodów, samotnych ojców i matek, dzieci w domach dziecka, odnotowanych przypadków przemocy w rodzinie jest znacznie większa niż w krajach, gdzie ta swoboda jest znacznie ograniczona chociażby nakazami religijnymi. I może się Pani przekonać sama, że szczegółowa analiza tylko rocznika statystycznego pozwoli Pani  samej dojść do tych wniosków. Tak więc pojęcie ciemnoty jest pojęciem względnym – zależy jedynie od świadomości i wiedzy osoby, która tak ocenia działania czy poglądy innych. Pani Moniko, co do głoszenia wiary. W średniowieczu mieliśmy kilka metod jej głoszenia – niektóre były prymitywne i złe, za co do dzisiaj musimy pokutować – np. metoda „ogniem i mieczem” ale niektóre były i są stosowane do dzisiaj np. kaznodziejstwo i publiczne dysputy. Kiedyś również wielu było misjonarzy, którzy wędrowali po dziewiczych terenach,  dawało świadectwo swego przywiązania do Boga po prostu żyjąc wśród „pogan” i dając przykład swej wiary. Dzisiaj robimy dokładnie to samo. I jak dawniej tak i dziś, nasi wierni i misjonarze są mordowani, przepędzani, sprzedawani na targach niewolników. Wciąż chrześcijaństwo jest religią najbardziej prześladowaną na świecie. Tutaj nic się nie zmieniło od czasów średniowiecza, a w ciągu ostatnich 50 lat zabito z powodu wiary chrześcijańskiej więcej ludzi, niż w czasach największych prześladowań w Starożytnym i Średniowiecznym świecie.

A teraz o ”odpłatności” i dochodach osób duchownych. Powiem Pani co jest w Kościele za darmo czyli „za friko”: Komunia św., spowiedź, Msza św., reszta sakramentów takich jak ślub, chrzest, bierzmowanie, praca duszpasterska, pomoc biednym i potrzebującym i wiele innych jeszcze rzeczy. Wszystko to jest za darmo. I jak ktoś zna prawo kanoniczne, może nie wydać ani grosza a wszystko co mu do życia religijnego jest potrzebne – dostanie. Ale jednak kapłan musi z czegoś żyć, dlatego są tacy, którzy o nic nie proszą i żyją naprawdę z tego co im ludzie dadzą, inni czasami proszą o ofiarę, inni zaś prowadzą sklepy, jeżdżą za granicę i pracują za pensję w parafiach jak np. w Niemczech, albo wykładają na uczelniach. Kombinują jak mogą i jak potrafią. Są wśród nich i tacy, którzy po wygaśnięciu poprymicyjnej motywacji tak bardzo skoncentrowali się na pozyskiwaniu funduszy, że praktycznie wszystko co robią staje się płatne. I w takich przypadkach zaczynają traktować swoje powołanie nie jako służbę Bogu i ludziom ale jako zawód. I pewnie o nich Pani myśli.

Z drugiej strony proszę pamiętać, że zwyczaj składania ofiar z tego co się posiada pochodzi z okresu wczesnego chrześcijaństwa, kiedy chrześcijanin sprzedawał wszystko co miał i przekazywał to wspólnocie, która jego samego przyjmowała na „garnuszek”. Myślę, że dzisiaj mimo wszystko jest pewien postęp w tej materii, gdyż idę o zakład, że Pani byłaby ostatnia w pozbywaniu się majątku na rzecz wspólnoty, do której by Pani chciała należeć.

Ma Pani naprawdę rację – kwestia finansowania działalności Kościoła to problem samego Kościoła, ale to co nas różni to kwestia podejścia. Ja jak czytam czy widzę policjanta biorącego łapówkę, nie krzyczę, iż cała policja jest skorumpowana gdyż zdaję sobie sprawę, że tak nie jest i większość policjantów łapówek nie bierze. Nie krzyczę więc i nie zastanawiam się nad tym w sposób, jaki Pani zastosowała w stosunku do osób duchownych. Przyznaję szczerze, wielu jest duchownych, którzy tracą wyczucie smaku i czasami goniąc za sprawami materialnymi odrywają się od rzeczywistości nie dostrzegając, iż społeczeństwo polskie jest w dużej mierze ubogie, co pociągać powinno za sobą również przyjęcia jako faktu oczywistego, iż wraz z ubożeniem Polaków, osoby duchowne powinny nastawiać się na własne ubożenie. Powtarzam – ma Pani tutaj w moim mniemaniu rację. Ale jeśli Pani tutaj za argument w swej wypowiedzi sięga po słowa Jezusa, proszę je zrozumieć w całym kontekście, który jest następujący: „Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!  Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów.  Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! Wart jest bowiem robotnik swej strawy. A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie.  Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem.  Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was!  Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych!  Zaprawdę, powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu.  Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10,7–16).

I gdy Pani już to przeczyta, to mam nadzieję, iż zrozumie – wart jest robotnik swojej zapłaty – to też się odnosi do cytatu jaki Pani obrała za swój argument. Kościół nie jest sklepem, hipermarketem, gdzie to duchowni są sprzedawcami a osoby świeckie są kupującymi. Łaska, którą Pani otrzymuje, a którą Bóg przekazuje za pośrednictwem osób duchownych albo bezpośrednio – jest Pani dana darmo. Dlatego gdy idzie Pani do spowiedzi, nic Pani za to nie płaci. Gdy Pani idzie do Komunii św. też pani za nią nie płaci. Gdy Pani jest chora, ksiądz przychodzi do Pani za darmo. Gdy Pani chce wziąć ślub – też otrzyma go Pani za darmo. Ale jeśli Pani chce, aby śpiewał Pani podczas sakramentu małżeństwa chór z Placido Domingo, grał organista lub orkiestra symfoniczna, był przy tym zapalone wszystkie światła i świece, a do ślubu towarzyszył Pani sznur dzieci w sukienkach pierwszo–komunijnych – to za to już niestety musi Pani zapłacić, bo to nie jest za darmo i nie jest to sakrament: światło kosztuje, organista lub chór biorą pensję, a Placido na pewno nie zaśpiewa Pani za darmo (chyba, że jest przyjacielem Pani lub kogoś z Pani domu). A o tym zapominają Ci, którzy chcą mieć oprawę jak z Harlequina.

Drugą stroną cytatu, na który Pani się powołuje jest również to, iż jeśli Pani otrzymuje jakąkolwiek łaskę, zaciąga Pani na siebie pewne zobowiązanie – iż Pani również będzie się dzielić tym co Pani otrzyma lub ma – z innymi, którzy tego co Pani ma nie posiadają. A o tym zwykle zapominają Ci, którzy jednak czegoś od Kościoła oczekują. Powiem Pani szczerze – jak mam parę groszy – to daję na tacę. Ale ten pieniądz to tylko symbol niż coś bardziej znaczącego. I zdaję sobie sprawę, iż mój proboszcz, wikary – mogą, chociaż nie muszą – wykorzystać sumy zebrane z ofiar na szczytne cele jak również na cele naprawdę niegodne.  Ale jeśli to oni wydają pieniądze dane na zbożny cel np. na kolację w luksusowym hotelu zamiast na pomoc ubogim lub ogrzewanie kościoła, w którym się modlę, to niech Pani mi uwierzy, że to co Jezus powie im na sądzie ostatecznym Pani na pewno nie chciałaby usłyszeć . Ba, kiedyś mój wikary utyskiwał, że „ludzie dają coraz mniej”. Ja się go zapytałem, jakim jeździ samochodem. Powiedział, że fordem eskortem. Wtedy mu właśnie powiedziałem, że od niezmotoryzowanych, oraz od właścicieli maluchów, trabantów, skód – nie może liczyć na wiele.   

Kończąc i podsumowując moją wypowiedź podzielę się z Panią moimi osobistymi spostrzeżeniami. Zauważyłem podczas mojego skromnego życia jako szarego członka Kościoła, że kwestie finansowe rażą w głównej mierze osoby spoza Kościoła albo takie, które posiadają nikłą wiedzę o życiu Kościoła. Najczęściej osoby te utyskują kiedy chcą mieć pogrzeb, ślub w Kościele i wydaje się im, iż nie powinny za to nic płacić. Kiedy zwraca się im uwagę, ile wydały na imprezę ślubną lub stypę, ile dały za oprawę uroczystości lub trumnę a ile „kosztowała” ich ofiara „na kościół” wtedy wychodzi, że suma ta stanowiła promil wydatków. Ja sam należę do osób, które wiedzą jak rozmawiać z księdzem, więc gdy ja przygotowywałem się do sakramentu małżeństwa, to ja zaproponowałem nie czekając aż ksiądz poprosi, iż jestem w stanie dać na ofiarę tylko skromną sumkę, bo na tyle mnie było po prostu stać. Zrezygnowałem z chóru, zrezygnowałem z zastawienia kościoła świecami, ba – powiedziałem wprost, że nie stać mnie na opłacenie organisty. I co się stało? Odmówiono mi sakramentu? Nie. Trzech księży asystowało przy stole Pańskim, w Kościele zapalono świece przy ołtarzu zaś za organami usiadł proboszcz, który fałszował niemiłosiernie. Ale wie Pani co dla mnie było najważniejsze? Ano właśnie to, iż wraz z moją ukochaną, przed Bogiem i świadkami mogłem jej ślubować, iż będę ją kochał aż po wieczności i, że nigdy jej nie opuszczę. Opinia rodziny, gości i widzów nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Oczywiście wspominając dzisiaj mój ślub pamiętam, że chciałem aby była to piękna uroczystość, ale do dzisiaj nie rozumiem, jak ludzie na tę uroczystość biorą kredyty, które później spłacają nawet po swoich rozwodach. 

Bo ta oprawa, nie miała dla nas żadnego znaczenia, za to sakrament i nasza wzajemna miłość, były dla nas najważniejsze. I ten sakrament otrzymałem za darmo. Dla tych, dla których oprawa jest ważniejsza – ważne musi być i to, że za oprawę się niestety płaci, bo oprawa nie jest sakramentem, nie jest łaską a jedynie chęcią pokazania rodzinie i przyjaciołom, że się miało wystawny ślub. To samo jest z pogrzebami, I Komuniami świętymi, i tym podobnymi uroczystościami. Dziękuję Pani Moniko za list, który mi samemu i mam nadzieję, iż Czytelnikom Mateusza również uzmysłowił, iż ważniejsze od spraw zewnętrznych jest to co duchowe. Dziękuję za to, że Pani wielu księżom, którzy będą czytać te słowa przypomną, iż są sługami Boga, a nie właścicielami skarbnicy łaski Bożej. Dziękuję Pani z całego serca i w tym miejscu życzę Pani, aby pokazała nam, katolikom na czym polega prawdziwe przeżywanie wiary i dzielenie się dobrem z innymi. Bo nie ma cenniejszych uwag jak te poparte osobistym przykładem.

Michał Czuma

 

LISTY

Mam zastrzeżenie do wypowiedzi Michała Czumy w odpowiedzi na list „Smutny katolicyzm”: „Wciąż chrześcijaństwo jest religią najbardziej prześladowaną na świecie. Tutaj nic się nie zmieniło od czasów średniowiecza, a w ciągu ostatnich 50 lat zabito z powodu wiary chrześcijańskiej więcej ludzi, niż w czasach największych prześladowań w Starożytnym i Średniowiecznym świecie.”

Chrześcijaństwo nie jest i nie było religią najbardziej prześladowaną na świecie. Wszyscy, którzy znają historię wiedzą, że to judaizm i żydzi byli i są najbardziej prześladowani na świecie: narodziny antysemityzmu, diaspora, Holokaust, w którym zginęły dwie piąte ludu żydowskiego... Zawsze naród żydowski zmuszony był stawić czoło licznym wyzwaniom politycznym i intelektualnym, które miały ogromny wpływ  nie tylko na jego myśl religijną, ale także na sposób, w jaki postrzegał swą tożsamość. Hierarchia chrześcijaństwa była i jest najbardziej zorganizowanym prześladowcą (inkwizycja, metoda ognia i miecza, nawracanie żydów) i nie można tego przedstawiać w taki sposób.

Z poważaniem – Anna