Od wielu lat nie byłem u spowiedzi, Nie potrafiłem się na to zdobyć. Dodatkowo zniechęcało mnie podejście innych osób które widzę w kościele – spowiedź trwa dwie minuty – bardziej mi to przypomina wyklepanie kilku „grzechów” i z głowy. Staram się żyć w zgodzie ze swoim sumieniem. Oczekuję czegoś więcej – oczekuję rozmowy, zrozumienia, rady jak żyć, pomocy w problemach. Ostatnio zrobiłem rzecz najgorszą. Coś co obiecałem sobie i Bogu że już nigdy się nie zdarzy. I nie wytrzymałem po 2 latach znowu.... Nie potrafiłem się oprzeć pokusie. Poszedłem do spowiedzi – w kościele wielka kolejka do konfesjonału , ludzie stoją metr od spowiadającego się, denerwują się – zero jakiejkolwiek intymności. Nie potrafiłem w takiej atmosferze mówić o swoich problemach, sprawach które mnie bolą. Wróciłem do domu. I nie wiem co dalej. Czy to wszystko ma jakikolwiek sens? Może nie warto się starać? Są ludzie którzy żyją bezproblemowo – może to jest rozwiązanie ? Nie wiem.
Widzę, że mamy ten sam problem. Ja również nie potrafię się skupić na spowiedzi widząc tłum czający się przy konfesjonale. Generalnie przyjęta powinna być zasada, iż w czasie Mszy św. nie powinno się spowiadać, ale rozumiem też naszych duchownych, którzy wiedzą iż ludzie lubią wygodę i często chcą spełnić dwa obowiązki w jednym – czyli uczestniczyć we Mszy św. i zarazem wyspowiadać się.
Jest kilka rozwiązań Pana problemu. Pierwszym z nich jest sprawdzenie, czy w ciągu tygodnia nie ma w Pana kościele tzw. dyżurów spowiedników. Wystarczy więc odwiedzić w tygodniu kancelarię parafialną i tam powinien Pan uzyskać informację. Drugim rozwiązaniem jest po prostu udanie się na plebanię (lub zadzwonienie) i poproszenie któregoś z księży o spowiedź. Można do tego wykorzystać również kolędę i w jej trakcie po prostu z księdzem się umówić. Ksiądz nie ma prawa odmówić Panu sakramentu spowiedzi – o tym trzeba pamiętać, jeśli ksiądz w trakcie rozmowy będzie chciał Pana po prostu zbyć. Na pewno najlepszym rozwiązaniem jest mieć stałego spowiednika. A o takiego księdza naprawdę nie trudno. Trzeba go poszukać. Jeśli nie ma takiego księdza w Pana parafii, polecam odwiedzenie najbliższego kościoła prowadzonego przez zakonników. Wystarczy wejść na furtę i po prostu poprosić. Są zakonnicy, którzy również lubią spowiadać w sposób, który można nazwać „rozmową w cztery oczy”. Myślę, że musi Pan trochę wykazać się pomysłowością. Znam człowieka, który po prostu zaczepił księdza na ulicy i w ten sposób się z nim umówił na spowiedź.
Po drugie – mnie osobiście nie interesuje, co ludzie mówią i robią w konfesjonale. Spowiedź jest ważna zawsze, kiedy człowiek dokona rachunku sumienia, żałuje za swoje grzechy, postanowi poprawę i wyzna to wszystko na spowiedzi. Może to z zewnątrz wygląda jak taśma fabryczna: człowiek klęka, mija 5 minut, wstaje i wraca do swej ławki w kościele. Ale tak naprawdę, tylko człowiek, Bóg i pośrednik jakim jest kapłan wiedzą najwięcej, co tam w ciągu tych 5 minut się stało. Dla Pana mogło to trwać 5 minut, dla tego penitenta mogło to trwać całą wieczność. Trzeba też pamiętać, że istnieje wbrew pozorom spora liczba wierzących, którzy są świadomi tego sakramentu i są bardzo dobrze do niego przygotowani. Księdzu wtedy pozostaje faktycznie tylko powiedzieć kilka zdań i rozgrzeszyć.
Nie ma co się bać spowiedzi. Ksiądz do którego Pan idzie już nasłuchał się ludzkich grzechów i tak naprawdę niczym go Pan nie zaskoczy. My ludzie jesteśmy naprawdę w tych sprawach monotematyczni. Większość grzechów jakie popełniamy są prawie takie same. Nasi księża naprawdę często cierpią katusze słysząc po raz setny, że ktoś zrezygnował z pójścia do kościoła w niedzielę, pokłócił się z żoną czy miał problemy z 6 przykazaniem. I jeśli nie chce Pan być potraktowany sztampowo, musi Pan po prostu trochę poszukać i znaleźć księdza, który dla Pana specjalnie znajdzie czas na bardziej głęboką rozmowę. I sukcesu w szukaniu takiego kapłana Panu życzę. I jeszcze jedno. Spowiedź na zawsze pozostaje tajemnicą – szczególnie dla osób postronnych. Mam nadzieję, że moja odpowiedź Pana zadowoli.
Michał Czuma