Jak kwestia powołania ma się do kwestii czasu? Można spotkać się z twierdzeniem, że jak powołanie jest silne i prawdziwe, to wytrzyma próbę czasu, związaną z dokończeniem jakiejś działalności „w świecie” – w moim przypadku są to studia. Kościół podchodzi do tego z ostrożnością (i bardzo dobrze), czas jest tutaj miernikiem prawdziwości powołania czy np. świętości jakiejś osoby. Wiele razy spotykałam się z pytaniem „Jak długo już to trwa?”, kiedy rozmawiałam z duchownymi o moim pragnieniu wstąpienia do klasztoru. Bardzo ten dystans i roztropność pochwalam, bo uważam, że człowiek nie może sam polegać na sobie i nie jest w stanie sam rozeznać prawdziwości tak ważnych rzeczy jak powołanie do zakonu. Za bardzo jesteśmy skazani na kierowanie się emocjami, zachciankami, lękami. Jednak z drugiej strony, także emocje i pragnienia są wpisane w nasze człowieczeństwo i nie możemy ich odrzucać. Moim wielkim pragnieniem jest wstąpienie do zakonu.

Teraz jestem po III roku studiów, przede mną 2 lata do skończenia. Wiem, że mogłabym z tym poczekać na „po studiach”, ale mam takie odczucie, że wtedy Pan Bóg będzie miał już dla mnie inny plan. Że to powołanie do życia zakonnego jest mi dane właśnie teraz. Chcę za nim pójść. Wstrzymują mnie głosy osób mi bliskich, o których wiem, że zależy im na moim szczęściu.

Czy Pan Bóg zmienia swoje plany odnośnie człowieka? Czy upływ czasu ma znaczenie dla tego planu? Na ile w kwestii powołania możemy kierować się własnymi pragnieniami, a na ile powinniśmy zważać na opinie innych, starszych i bardziej doświadczonych?

 

Bóg nie zmienia swoich planów, ale czasem „musi” się dostosowywać do naszych ludzkich scenariuszy. O co chodzi? Bóg ma jeden zamysł co do Twojego życia, jedną ostateczną drogę Tobie wytyczoną. Czasem trzeba przejść wiele zawiłych ścieżek, żeby na tę właściwą drogę dotrzeć. Przypominają mi się osoby, które na jakiś czas pojawiły się w mojej wspólnocie z przekonaniem: „to tu”. Potem okazywało się, że jednak nie tu, że kilka miesięcy, lat spędzonych z siostrami to tylko etap, krok -zresztą bardzo ważny – do odkrycia swojego prawdziwego powołania. Zdarzają się też inne historie, kiedy ktoś z różnych powodów jednak mija się z tym Bożym wezwaniem. Wtedy właśnie Bóg „nagina”

swój plan, bo On nigdy nie opuszcza swoich dzieci, nie przestaje udzielać łaski i błogosławieństwa, chociaż takiemu człowiekowi prawdopodobnie towarzyszy uczucie „bycia nie na miejscu”, jakiś niedosyt, rodzaj niespełnienia. Nie chcę Cię tymi przykładami straszyć, chcę Ci raczej pokazać, że z planem Boga jest jak z. ..układaniem puzzli:). Zamysł Boga względem Ciebie to pewien całościowy obraz, natomiast Ty poprzez swoje życie próbujesz, dopasowując kolejne elementy, ten obraz odtworzyć. Twoje studia to jeden z elementów. Kontynuowanie czy przerwanie ich – to kolejny element, itd... Jeśli szczerze i uczciwie szukasz woli Boga, pytasz Go co i jak masz robić, to już dzisiaj realizujesz Jego plan... W końcu nadejdzie też moment decyzji w kwestii powołania. Na pewno czas może być sprzymierzeńcem, zresztą sama o tym napisałaś. Jestem również przekonana, że Bóg sam naprawdę broni powołania. Pragnienie obecne w Tobie to coś szalenie ważnego, ale ono musi być poddawane osądowi innych (mam na myśli tych, którzy nie tylko Ciebie ale i specyfikę życia duchowego znają od podszewki). Jeśli pod pragnieniem nie podpisuje się spowiednik czy kierownik, miałabym wątpliwości... Rozumiem jednak, jak „męczące” jest noszenie takiego niespełnionego pragnienia w sobie. Zakładając, że jednak skończysz najpierw studia (to założenia, nie sugestia), dobrym, a zarazem kojącym serce mogłoby być utrzymywanie stałego kontaktu z tą wspólnotą, do której kiedyś chciałabyś dołączyć. Pamiętaj:

Miłość-Bóg nigdy nie ustaje.

s. Elżbieta