Z argumentacją podaną w odpowiedzi na pytanie o wniebowzięcie Maryi spotkałem się po raz pierwszy. Ale i dotąd nie sprawiało mi trudności uwierzenie w to wydarzenie, gdyż rozumowałem tak: Adam i Ewa w raju nie znali skutków grzechu, więc byli nieśmiertelni. Jeśli Maryja urodziła się bez grzechu pierworodnego, to jak mogła umrzeć? Czy moje rozumowanie jest słuszne?
Nie do końca. Pan Jezus też począł się bez grzechu pierworodnegi i umarł.
To, że Maryja poczęła się bez grzechu pierworodnego nie świadczy jeszcze o tym, że miała ona dokładnie taką samą naturę co i Ewa przed grzechem pierworodnym. Wręcz przeciwnie – Kościół sugeruje nam, że Maryja jako Matka Syma Bożego musiała począć się z naturą znacznie doskonalszą niż natura naszej nieszczęsnej pramatki, ponieważ Ewa nie była przecież przewidziana jako Matka Wcielonego Słowa.
Ponieważ natura Maryi jest jednak inna – wszelkie niespodzianki były tu dozwolone. Okazało się jednak, że Bóg zadecydował dać od razy Matce swgo Syna ciało, które od razu miało właściwości ciała duchowego, choć było również autentycznym ciałem materialnym. Jeśli nazywamy Maryję w Tradycji katolickiej „Królową Aniołów” – to chyba są ku temu także podstawy ontologiczne, a nie tylko poetyckie... Zapowiedź wzięcia do nieba Maryi odnajdujemy także w ST w postaciach Henocha i Eliasza.
Negatywne orzeczenie o braku jakiejś skazy nie świadczy jeszcze o pozytywnej jakości samej osoby. Trudno powiedzieć, jakie życie wiódłby człowiek, gdyby nie grzech pierworodny. Na pewno byłby podobny do Boga, na pewno byłby w jakiś sposób zjednoczony cieleśnie z Synem Bożym, ale to wszystko w sposób znacznie mniej doskonały niż dzięki Wcieleniu Słowa przez Maryję. Dlatego Kościół nie waha się użyć terminu „felix culpa” – szczęśliwa wina...
Piszę o tym sporo w drugiej konferencji wielkopostnej, choć pod nieco innym kątem.
Jacek Święcki