Wiadomo, że w dziejach Kościoła Katolickiego można znaleźć karty – delikatnie mówiąc – mało chwalebne (inkwizycja, płatne odpusty itp.), za które obecnie przeprasza. Akt sam w sobie piękny, natomiast jaką mam mieć w tym świetle pewność, że Kościół obecnie ma słuszność w różnych spornych sprawach, np. aborcji, eutanazji, homoseksualizmu, nierozerwalności małżeństwa? Może za jakiś czas także będą „przeprosiny”? Poza tym jak mam wierzyć Kościołowi w sprawach ostatecznych, jeśli trudno mu zaufać w doczesnych? Jak rozmawiać z krytykami Kościoła o tego typu sprawach? Uprzejmie proszę o rozwianie moich wątpliwości.

Grzegorz

 

Witam Panie Grzegorzu. Na Pana pytanie jest w sumie prosta odpowiedź. Właśnie w świetle faktów historycznych, poprzez analizę błędów popełnionych przez ludzi Kościoła (a nie Kościół – bo to są wbrew pozorom dwie różne sprawy), rozpoznanie tego co jest błędem w działalności Kościoła i jego wiernych (w tym duchownych) pozwala posiadana wiara i rozum. Widzi Pan, pomimo tych błędów a właśnie dzięki wierze i rozumowi Kościół trwa i dzisiaj z perspektywy czasu widać wyraźnie, że dosyć łatwo ominąć te rafy, które leżą u podstaw błędów Kościoła. Aby to zrozumieć, weźmy na przykład problem Kościoła wtedy, kiedy zaistniały błędy, o których Pan pisze i porównajmy to z dzisiejszymi czasami.

O tym jaka była świadomość ludzi kościoła niech świadczy fakt, że w tym czasie Papieże, którzy jako kardynałowie często nie starali się o przyjęcie święceń kapłańskich, tolerowali Biskupów, administrujących diecezjami bez posiadania sakry i bez zmiany sposobu życia. Był to owoc nie tylko epikurejskiego nurtu w humanizmie, ale także papieskich przywilejów dla władców, którzy uzyskawszy prawo nominacji widzieli w biskupach i opatach przez siebie wyznaczanych przede wszystkim książąt, jak to było w cesarstwie. Duchowni, nawet posiadający beneficja parafialne, stronili nieraz od przyjęcia święceń kapłańskich i wysługiwali się słabo opłacanymi wikariuszami. Ogólne zubożenie szlachty, kilkanaście fal powszechnego głodu i jedyna nieomal droga dla synów mieszczańskich i chłopskich do awansu społecznego przez stan duchowny, zwiększyły liczbę kleru, lecz nie poprawiły jego jakości. Kościół nie ustalił wystarczających sposobów, by zabezpieczyć jego odpowiedni poziom moralny i intelektualny (wielu księży i biskupów to były po prostu totalne głąby – bo takimi łatwiej było świeckim władcom kierować). Głównym powodem przejścia wielu duchownych i zakonników na stronę heretyków czy reformatów było nie tyle ich życie w konkubinacie i łamanie ślubów zakonnych, ile ich ignorancja w sprawach religijnych i brak formacji duchowej. Z takich braków zdawały sobie sprawę jednostki ale nie ogół chrześcijan (najlepszym dowodem jest, ze wielu świętych kanonizowanych w późniejszym okresie kontrreformacji było właśnie ofiarami np. Inkwizycji).

W Anglii, dziekan londyńskiej kapituły katedralnej John Colet (zm.1519) wskazywał na konieczność powrotu do Biblii w nauczaniu i życiu chrześcijan. W Niemczech, humanista Jan Reuchlin (zm.1522), pragnął pogłębić u duchownych znajomość Biblii przez studium języka greckiego i hebrajskiego. We Francji, biskup Gulliaume Briconnet z Maux (zm.1534), typ prawdziwego kapłana, troszczył się o zreformowanie diecezji, choć później uległ częściowo wpływom reformacji. Erazm z Rotterdamu, choć głównie oceniany za swój stosunek do Kościoła, głosił przed wybuchem reformacji program chrześcijańskiego humanizmu jako fundamentu duchowej odnowy Europy. W Wenecji kamedula Paolo Giustianini (zm.1528) zorganizował świeckich do uprawiania studium Pisma św. i czytania dziel Ojców Kościoła.

 Wołanie jednostek o reformę życia religijnego i kościelnego, nieskuteczna działalność soboru laterańskiego piątego, czy kilku synodów reformistycznych, nie usunęły braków religijnych, społecznych, politycznych i ekonomicznych, które w Niemczech wywołały reformacje. To była sytuacja ówczesnego chrześcijaństwa. Przy takim poziomie wiedzy i wiary o nadużycia, błędy naprawdę nie było trudno. Odejście od nauki Jezusa wielu osób duchownych sprawiło, że teraz przepraszamy za ich błędy. I proszę pamiętać, iż ofiarami wojen, prześladowań, inkwizycji byli również członkowie Kościoła Powszechnego.

Dzisiaj sytuacja ma się zupełnie inaczej. Dzisiaj stan naszej wiedzy, osób duchownych i świeckich odpowiedzialnych za nauczanie Kościoła, znajomości doktryny Kościoła i postęp nauk teologicznych oraz niespotykana dotychczas skala dyskusji w samym Kościele skutecznie eliminuje możliwość zaistnienia błędów poszczególnych członków Kościoła. Dzisiaj nieomylny jest tylko Papież i Sobór w kwestiach dotyczących wiary i moralności katolickiej. W każdej innej kwestii można nie tylko rozpocząć dyskusję, ale za to naprawdę nikomu nic nie grozi tak jak było kiedyś.

Mało tego, jeśli dzisiaj coś jest kwestionowane – mamy cały aparat poznawczy aby zweryfikować poprawność takiego czy innego postulatu. I co najważniejsze – każdy z członków Kościoła ma wystarczające możliwości by sam, własną pracą mógł dojść do źródeł prawdy – bo o prawdę tutaj chodzi.

Proszę mi wierzyć, że dzisiaj niemożliwe jest, aby ktoś kto nie przeczytał w swoim życiu ani razu Biblii, kto nie odbył gruntownych studiów teologicznych mógł wpłynąć na wprowadzenie błędu w nauczaniu Kościoła, który by miał wpływ na jakieś złe czyny w Kościele. Jest to dzisiaj po prostu niemożliwe. A kiedyś, jeszcze parę wieków temu było to nagminną praktyką. Dzisiaj niemożliwe jest, aby papieżem został człowiek bez święceń kapłańskich i nie posiadający przynajmniej doktoratu z którejś z dziedzin teologicznych. A kiedyś było to możliwe. Dzisiaj decyzje o charakterze obowiązującym wszystkich wierzących nie podejmuje się jednoosobowo czy w w wąskim gronie zaufanych, ale po często wieloletniej i otwartej dla wszystkich zainteresowanych dyskusji. A kiedyś było to po prostu nagminne.

Dlatego dzisiaj, jeśli Kościół bądź członkowie jego hierarchii głoszą jakąś opinię wiążąca, dokonują jakiejś decyzji – to Pan i ja usłyszymy nie tylko jej uzasadnienie, ale każdy człowiek będzie mógł sam zbadać, czy w niej nie ma błędu. Wymaga to oczywiście od nas wciąż zdobywania wiedzy i poznawania Bożego Objawienia na trochę wyższym poziomie niż lekcje katechezy – ale jest to możliwe.

Jeśli Kościół ekskomunikuje np. biskupa Lefebvre’a – to nie jest to wynikiem jakichś animozji pomiędzy biskupem a papieżem, ale jest to konsekwencją odejścia tego biskupa od nauczania Jezusa wyrażanego w nauce Kościoła. Jeśli dzisiaj Kościół mówi „nie” kapłaństwu kobiet, aborcji, eutanazji, sankcjonowaniu związków homoseksualnych, czy rozwodom – to robi nie z powodu jakiegoś „widzimisię” ale dlatego, że nauczanie Jezusa, Objawienie i nauka Kościoła daje jasne i precyzyjne podstawy to powiedzenia tego „NIE”. I każdy, kto kieruje się wiarą i rozumem, które są darem od Boga danym nam, abyśmy mogli kroczyć jego ścieżkami aby dojść do Prawdy Ostatecznej – pozna, iż Kościół w w/w sprawach ma rację dzisiaj i będzie miał rację nawet za parę tysięcy lat.

Bo jesli np. Kościół mówi „nie” eutanazji, to wie co mówi bo ma przykazanie „nie zabijaj” i wie, że Panem życia i śmierci jest wyłącznie Bóg. A gdy człowiek sięga po tę władzę, to czyni nie tylko świętokradztwo, ale czyni ogromne zło, które w perspektywie doprowadzi do wyważenia drzwi, które na zawsze powinny być na głucho zamknięte. Jeśli Kościół dzisiaj mówi wyraźnie „nie” aborcji, to Kościół nie tylko stoi na straży przykazania „nie zabijaj” ale po prostu wie opierając się nie tylko na wiedzy teologiczno–moralnej ale również wiedzy medycznej i biologii – bo ma stać na straży przyrodzonych praw

człowieka. Jeśli Kościół wie, iż jak napisano w Biblii: „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą,” (1 Kor 6,9) to właśnie dla zbawienia i ich szczęścia w Niebie, Kościół musi strzec homoseksualistów przed ich własnymi błędami dla ich własnego dobra nie doczesnego ale wiecznego! Bo Kościół wie, że człowiek czasami jest omylny nawet kiedy jest papieżem, ale Bóg się nie myli i jeśli Bóg coś mówi, to człowiek nie ma prawa tego zmienić.

Widać to wyraźnie w słowach Jezusa: „Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.” (Mt 5,18–20)

Dlatego dzisiaj Kościół głosi niepopularne tezy wiedząc, iż wielu słuchających opuści Kościół. Gdyby Kościołowi zależało na popularności, mógłby pójść drogą wspólnot anglikańskich, które zezwalają na rozwody, kapłaństwo kobiet, gdzie zniesiono celibat a ostatnio ogłoszono, ze piekła nie ma. Tylko, że za cenę popularności Kościół utraciłby nie tylko asystencję Ducha św. ale byłby odpowiedzialny za skutki takich błędnych w stosunku do Prawdy Objawionej decyzji.

Tak więc proszę mi wierzyć – że jeśli w przeszłości jacyś ludzie Kościoła wzywali do zabijania, torturowania, znęcania się, prześladowania, etc. To skutki dla nas niewidzialne, bo odczuwalne dopiero po ich śmierci dla nich samych są straszne. Ofiary ich działań dzisiaj są kanonizowane dla podkreślenia, iż Bóg przyjął ich jako męczenników za wiarę, jako proroków, którzy słusznie często przestrzegali ludzi Kościoła, iż kroczą drogą błędu.

Ale dzisiaj, jeśli ktoś odrzuca naukę Kościoła w w/w sprawach bo uważa, że Kościół się myli – to proszę mi wierzyć, iż po śmierci sam się przekona jak daleko się pomylił. Kościół w sprawach, o które Pan pyta jest mocno ograniczony nie własną wolą, ale wolą Bożą Objawioną nam w osobie i nauczani Jezusa Chrystusa i Jego uczniów.

Kościół dzisiaj ma świadomość, że nie wolno mu głosić niczego, co jest sprzeczne z tym co nam Objawia Duch św. A jeśli ktoś dzisiaj uważa, iż to on ma racje a nie Kościół, to ma możliwość przedstawienia swoich racji i ich uzasadnienia. Problemem dla niego musi być jednak to, że jego racje muszą mieć pokrycie w tych samych źródłach Objawienia, z których korzysta Kościół. Jeśli ich nie ma, to wielkie sorry… choćby był pobożny jak siostra Teresa z Kalkuty, choćby miał za sobą wielu przyjaciół i zwolenników, choćby miał największą siłę przekonywania – racji i tak mieć nie będzie. Zaś jeśli zignoruje naukę Jezusa – rozliczać go z tego nie będzie Kościół, ale sam Bóg.

Dlatego kończąc powiem Panie Grzegorzu jedno – jeśli Pan chce być pewnym, czy Kościół dzisiaj nie błądzi, zachęcam Pana do tego co ja sam zrobiłem aby nie mieć Pańskich wątpliwości – do gruntownych studiów filozoficznych lub teologicznych, do częstej lektury Biblii i opracowań biblioznawczych. Do analizy dogmatu, do częstych rozmów i poszukiwań. Jak Pan dojdzie do pewnego etapu – sam Pan się przekona na sobie, jak trudno dzisiaj wprowadzić kogoś w Kościele w błąd.

Pozdrawiam serdecznie

Michał Czuma