Moje pytanie będzie bardzo krótkie. Nurtuje mnie bowiem problem wiecznego zbawienia małżeństw niesakramentalnych. Wiem, że warunkiem korzystania z niektórych sakramentów jest życie w związku „braterskim”. Czy to jedyna droga, by odwrócić niegdyś podjętą decyzję?

Karol

 

Prawdą jest, iż pojednanie w sakramencie pokuty – które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej – może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Oznacza to konkretnie, że gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów – jak na przykład dla wychowania dzieci – nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się „postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom„ 1.

Jednakże Kościół nie pozostawia człowieka samemu sobie, nawet, gdy ten trwa w nieprawidłowej sytuacji – związku. Każde małżeństwo niesakramentalne przedstawia odrębną sytuację duszpasterską. Są wśród rozwiedzionych małżonków tacy, którzy ponoszą prawie całkowitą odpowiedzialność za rozbicie małżeństwa, ale są i ci, którzy nie ponoszą żadnej winy, gdyż zostali w sposób brutalny porzuceni. Stąd też stosunek Kościoła do osób, które zawarły nowy związek małżeński, jest bardzo zróżnicowany. Rozwód może być pewnego rodzaju wyzwoleniem, niesie on jednak ze sobą trudne do zniesienia konsekwencje: samotność, walka o swoje prawa, przyszłość dzieci, zabezpieczenie mieszkaniowe i finansowe itd. W konsekwencji pada decyzja o zawarciu ponownego związku. Jednakże wiele osób, jako wierzących i katolików, pragnie pozostać w Kościele i uczestniczyć w życiu wspólnoty.

Jan Paweł II, w Adhortacji Apostolskiej Familiaris Consortio apeluje: Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazywania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego Życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei 2.

Małżeństwa te nie mogą być izolowane od wspólnoty parafialnej i kościelnej. Zarówno duszpasterze, jak też członkowie wspólnoty winni nawiązywać z nimi szeroki kontakt, zachęcając ich do udziału w życiu Kościoła – różnego rodzaju spotkań z okazji wizyt duszpasterskich, rekolekcji dla tych środowisk, czy dni skupienia.

Należy jednak zbadać, czy możliwe jest uratowanie pierwszego związku. Jeśli jest to niemożliwe, a przyczyną jest zła wola jednej ze stron, choroba psychiczna, bądź nałóg, wtedy należy sprawdzić czy pierwsze małżeństwo było ważne. Jeśli istnieje podejrzenie, iż związek ten nigdy nie mógł być ważny, trzeba pomóc małżonkom odwołać się do sądu kościelnego.

Jeśli małżeństwo niesakramentalne nie chce, bądź nie widzi możliwości rozwiązania swego związku, wtedy należy zachęcić tych małżonków do uczestnictwa w życiu religijnym Kościoła.

Adhortacja Apostolska Familiaris Consortio podaje możliwości uczestniczenia małżeństw niesakramentalnych w życiu religijnym Kościoła. Zachęca do żywego kontaktu ze Słowem Bożym, uczęszczania na Mszę świętą, wytrwania w modlitwie. Wzywa do pomnażania dzieł miłości, kładzie nacisk na troskę o wychowanie dzieci w wierze chrześcijańskiej.

Rozwiedzeni, pozostający w powtórnym związku małżeńskim, powinni zawierzyć Bożemu miłosierdziu, a otuchą dla nich niech pozostaną słowa Jana Pawła II, iż Kościół z ufnością wierzy, że ci nawet, którzy oddalili się od Przykazania Pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeśli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości 3.

Izabela Wiśniewska

 

LISTY

Od 11 lat żyję w małżeństwie niesakramentalnym. Wcześniej, przez x lat, byłam w oazie, chodziłam na pielgrzymki, jeździłam na rekolekcje, jednym słowem byłam mocno związana z Kościołem. Bycie w Kościele było moim sposobem na życie, było wszystkim. W momencie gdy poznałam mojego męża, który był wówczas człowiekiem rozwiedzionym, okazało się, że muszę dokonać wyboru. Nie bez wahania wybrałam jego. Kilka pierwszych lat to była niesamowita euforia i myśl, że co mi tam... Potem jednak zawędrowałam do Kościoła, zawsze się wraca do korzeni, do tego co podstawowe, najważniejsze. I zaczęło się. Głód Eucharystii. Nikt, kto tego nie doświadczył nie wie, co to znaczy. Niemożność przystąpienia do Sakramentu Pokuty, dzięki któremu zawsze przedtem mogłam rozliczać się ze sobą, planować zmiany – plus to cudowne uczucie oczyszczenia i bycia tak blisko Boga...

Nieprawdą jest, że Kościół nie traktuje ludzi żyjących na „kontraktach cywilnych” jak czarne owce. Traktuje – pomimo tego, co napisano w „Familiaris consortio”. A już na pewno tak jest w małych wiejskich parafiach, zapewniam.

Nie potrafię i nie chcę na dzień dzisiejszy zmienić tego co jest. Mój mąż jest jedynym i najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Jeżeli jest część prawdy we wschodnim podaniu, które mówi o tym, że ludzie rodzą się połówkami pomarańczy – to ja odnalazłam swoją połówkę. Kochamy się i szanujemy, mamy wspaniałą córkę. Razem pracujemy, działamy społecznie, pomagamy innym. Godzinami rozmawiamy, cieszymy się sobą. Codziennie dziękuję Bogu, że postawił tego człowieka na mojej drodze.

Wiem, że można temu wszystkiemu zaradzić, że można „żyć jak brat z siostrą” i wówczas wszystko dałoby się pogodzić. Tylko co zrobić jeżeli tylko jedna strona byłaby ewentualnie skłonna zastosować takie rozwiązanie? Ewentualnie – bo chcielibyśmy jeszcze mieć co najmniej jedno dziecko.

Ks. Tischner powiedział, że trzeba przekonać Pana Boga – „Powiedzieć Mu: (...) zrozum, to jest ponad nasze siły, żebyśmy się rozstali (...) to jest nasza miłość i ona jest dobra. Dochodzi w ten sposób do sporu pomiędzy miłością, a Miłością. I to jest właściwy spór człowieka z Bogiem!” Te słowa dają mi wielką nadzieję. Że Bóg nam już dawno przebaczył... Więc dlaczego piszę? Nie wiem. Nie oczekuję pomocy, bo nikt mi nie może przecież pomóc. Tylko jutro jest niedziela i znowu na Mszy w czasie Komunii Św. będę stała pod filarem ze łzami w oczach...

 Wspaniała jest Wasza strona, pozdrawiam Was bardzo serdecznie. Aneta.

 

3 Tamże.