Dlaczego seks przed ślubem jest czymś złym? Uważam się za osobę wierzącą, ale jednak jestem przekonana, ze seks może być wyrazem prawdziwej miłości nie tylko w małżeństwie. Czy podpisanie papierka zatwierdzającego małżeństwo i powiedzenie przed Bogiem „tak” jest w stanie coś zmienić w tej kwestii? Czy w dniu ślubu człowiek nagle staje się dojrzalszy i przygotowany do seksu? Nie wydaje mi się. Może sobie teraz ktoś pomyśleć, że ja tylko jak większość ludzi mówię, że jestem wierząca a tak naprawdę nie jestem. Ale ja wiem swoje (i Bóg zresztą też). Po prostu nie zgadzam się z niektórymi naukami Kościoła. Ja wierzę w Jezusa i jego nauki, a nie nauki Kościoła. Czy w Piśmie Św. jest zdanie, które by zakazywało współżycia przed ślubem? Proszę o odpowiedź.

Nieznana

 

Zacznijmy od sprawy współżycia przed ślubem i zacytujmy paragraf 2350 z Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Narzeczeni są powołani do życia w czystości przez zachowanie wstrzemięźliwości. Poddani w ten sposób próbie, odkryją wzajemny szacunek, będą uczyć się wierności i nadziei na otrzymanie siebie nawzajem od Boga. Przejawy czułości właściwe miłości małżeńskiej powinni zachować na czas małżeństwa. Powinni pomagać sobie wzajemnie we wzrastaniu w czystości.”

Oczywiście, że można polemizować ze stwierdzeniem, czy jest się bardziej przygotowanym do życia seksualnego w dniu ślubu, czy też nie. Ale przecież nie o to idzie.

Istotą jest tu nasza wierność w miłości do Boga i do drugiej osoby. Nie jest to łatwe, ale to co wymaga wysiłku ma wartość. Trzeba się uczyć trwania w miłości. Nie ma nic większego od miłości, warto się starać.

Chcę jeszcze poruszyć sprawę miłości do Boga. Każdy grzech, (a współżycie przed ślubem jest grzechem) to odwrócenie się człowieka od Boga z własnej inicjatywy. Trzeba mieć tego świadomość. Warto również zastanowić się czy na pewno chcemy odchodzić od Niego. Nie chodzi w naszym życiu o Kościół, innych ludzi ale o to czy w naszym sercu mieszka Jezus? Czy kochamy Go? Czy naprawdę nam na Nim zależy?

Często tak porwie nas życie, sprawy tego świata obezwładnią, że zapominamy o tym, że Jezus oddał życie po to, żeby dać nam szansę oglądania w niebie Boga. I chociaż teraz jest to może odległe, to nie powinniśmy zapominać o tym.

Jeszcze zapraszam Cię do zastanowienia się nad myślą: tendencja do zalegalizowania próbnego pożycia, aby mieć swoje gwarancje, że się potrafi być razem, jest to owoc dominacji i przemocy człowieka nad drugim.

A czy w miłości o to chodzi? O dominację, przemoc, władzę, posiadanie? Namawiam Cię do spokojnej refleksji.

Ewa Rozkrut

 

Witam serdecznie. Chociaż jest Pani Nieznana, problem jaki Pani porusza jest znany. Odpowiem więc Pani w sposób przejrzysty – nie. Seks nie jest czymś złym. Seks przed ślubem jest niepotrzebny i ma szkodliwy wpływ na to co się dzieje po ślubie. Dlatego seks przedślubny jest złem.

Uważa się Pani za osobę wierzącą i mówi Pani, że seks może być wyrazem prawdziwej miłości. Zadam Pani pytanie: A skąd Pani wie, że to co powoduje iż Pani idzie do łóżka z jakimś mężczyzną to prawdziwa miłość? Bo ja nie ukrywam, że ja za logiczne uważam (tak jak i zresztą Pani), że najpierw trzeba się przekonać, czy to co nazywamy miłością, jest nią w istocie. Zastanawiam, czy pójście do łóżka daje Pani i każdemu innemu dowód, że to co nazywamy miłością jest prawdziwe? Tu się rodzą wątpliwości. Ma Pani rację, sam ślub nie jest magicznym rytuałem, który coś zmienia w człowieku. Z racji zawartego sakramentu człowiek nie dojrzewa w jednej chwili do roli męża, żony, ojca czy matki. Jeśli ludzie przed ślubem nie są przygotowani do tych ról – po ślubie też nie będą w stanie tych ról wypełnić.

Ślub to nie magia, to samo życie. To uwieńczenie okresu przedślubnego, gdzie dwoje ludzi powinno już wiedzieć, iż prawdziwie się kochają i są gotowi na realizację swojego powołania jako męża, ojca, żony, matki. To oni później składają sobie przysięgę małżeństwa, oni sobie ślubują miłość, wierność i że się nie rozstaną na wieki. I jeśli ktoś traktuje ślub jako uzyskanie papierka, to niech sobie ten ślub darują, bo to oznacza jedno, że ani się nie kochają a tym bardziej nie dojrzeli do roli małżonków i rodziców. Powiedzenie „tak” przed Bogiem i ludźmi, gdy się dwoje ludzi prawdziwie kocha, pokazuje iż na „dobre i złe” chcą zawsze się kochać i proszą w ten sposób Boga i ludzi o to by im w tym pomagali.

Skąd Pani i inni mają wiedzieć, że kochają się prawdziwie? Bo to Pani zauważyła, iż „iść do łóżka” można tylko wtedy, kiedy się ludzie „naprawdę kochają” – a nie odwrotnie, czyli pokochać kogoś naprawdę gdy się najpierw idzie z nim do łóżka. Powiem Pani szczerze jak na spowiedzi. W łóżku Pani nie dowie się tego, czy Pani partner będzie dobrym mężem. Pani partner nie dowie się w tym samym łóżku, czy Pani będzie dobrą żoną. W łóżku dowie się Pani jednego – czy Pani partner jest dobry w seksie czy nie – i nic ponadto. Dowie się Pani jak wygląda na golasa, co go podnieca, jaką pozycje seksualną preferuje, czy bywa delikatny czy nie. Czy ładnie pachnie, czy czule pieści, czy potrafi Panią rozpalić i zapewnić orgazm. Nic poza tym.

Seks przed ślubem utrudni Pani podjęcie wolnej decyzji, czy z tym „gościem” będzie Pani dobrze poza łóżkiem. Ba, nie daj Boże jeśli w wyniku tych „igraszek” powijecie swojego potomka – wtedy bowiem decyzję o wspólnym życiu będziecie podejmować nie w sposób wolny ale będziecie częściowo ubezwłasnowolnieni: będziecie się kierować opinią rodzin, przyjaciół, środowiska, własnymi lękami, zobowiązaniami wobec tego małego człowieczka, ale nie będziecie powodowani miłością. Jeśli Pani odkryje, że Pani „chłopak” jest w ”wspaniały w łóżku”, to Pani zacznie przymykać oko na te kwestie, które na początku wydawać się Pani będą mało istotne. Nie będzie Pani zwracać uwagi na takie drobnostki jak pozostawione brudne majtki, pretensje na niedobrą zupę czy np. unikanie pewnych tematów w rozmowach. Nie dostrzeże Pani milionów drobnostek, które później jak przejdzie fascynacja seksem staną się przyczyną milionów problemów, które staną się w konsekwencji zarzewiem nielichych kłótni i sporów. Istnieje wiele małżeństw, którym jedyna rzecz jaka się w ich związku udaje – to seks. Reszta zaś to nieustanne piekło.

Jak sama Pani to zauważa – aby pójść z kimś do łóżka, najpierw trzeba się przekonać, czy ten ktoś jest przez nas naprawdę kochany i czy ten ktoś nas naprawdę kocha – to jest zadanie narzeczonych przed ślubem. Nie seks, ale przekonanie się o prawdziwości miłości.

To co Pani pisze jest samo w sobie niespójne i nielogiczne. Powiem Pani szczerze, że ja Pani problemu nie rozumiem. Jeśli chce się sprawdzić, czy kandydat na policjanta będzie dobrym policjantem, czy kandydat na pilota będzie dobrym pilotem, kandydat na lekarza będzie dobrym lekarzem – najpierw się go sprawdza pod kątem predyspozycji do zawodu. Jeśli przebrnie przez pierwsze sito badań, kieruje się go do kształcenia, aby zyskał potrzebną do wykonywania tego powołania wiedzę. Nie wysyła się takiego kandydata na ulicę do walki z przestępcami, nie wsadza się go za stery samolotu, nie daje się mu skalpela aby robił operację na otwartym sercu. To samo dzieje się w sprawie małżeństwa: najpierw się sprawdza siebie i kandydata na małżonka a dopiero później podejmuje się decyzję o tym czy on/ona będą tymi, na których stawiamy. Jeśli coś zaczyna się od końca – nigdy z tego nie będzie pożytku, za to tragedia jest gwarantowana.

Jeśli chce Pani wiedzieć, czy „ten jedyny” będzie Pani wierny – wystarczy sprawdzić, czy dotrzymuje danego Pani słowa. Czy będzie Pani wierny gdy będziecie musieli się czasowo rozstać (chociażby zawodowo). Pani sama musi się przekonać, czy Pani dotrzymuje swojego własnego słowa jeśli Pani lubego nie ma w pobliżu. Jak długo jest Pani w stanie wytrzymać bez niego i co z Panią się dzieje, kiedy Pani widzi innego atrakcyjnego mężczyznę. Musi Pani sprawdzić to wszystko przed ślubem, bo po ślubie, czy po pójściu do łóżka będzie już za późno na testowanie Waszej miłości.

Jak Pani widzi unikam jak ognia teologicznych wyjaśnień – bo z tego co Pani napisała wynika jasno, iż Pani „wie swoje”. Szczerze życzę, by to co Pani wie, pomogło Pani uczciwie i szczęśliwie przejść przez życie. Ale z tego co Pani napisała wynika, to stanowczo za mało, aby to szczęście w życiu osiągnąć. Powiem więcej – jeśli się Pani naprawdę uważa za osobę wierzącą to Pani wie dobrze, że przyjemności tego życia nie dają żadnej gwarancji na przyjemności po opuszczeniu tego „łez padołu”.

Jeśli ktoś dzisiaj wprowadza pewną selekcję w prawdach przez Boga objawionych, stosując przy tym kryterium „ja wiem lepiej co jest dla mnie dobre” to popełnia błąd, o którym się przekona w chwili, gdy na zmianę własnych wyborów może być już za późno.

Podam Pani przykład z podwórka, na który Pani sama wkroczyła: jeśli ktoś stara się związać z człowiekiem, który łamie zasady wiary, który odrzuca nawet jedno Boże przykazanie, łamiąc w ten sposób przysięgę daną Bogu – to tym łatwiej mu będzie złamać przysięgę daną człowiekowi. Bo człowiek jest ułomny i słaby – jeśli łamie związek z Bogiem, to może złamać każde przyrzeczenie, każdą przysięgę.

Jeśli dzisiaj Pani uważa, że Bóg dając nam przykazanie „Nie cudzołóż” mylił się, a Pani „wie lepiej”. to proszę mi wierzyć, że kiedy się Pani sama na sobie przekona, iz to Bóg miał rację a nie Pani – to Pani albo nie będzie winić siebie ale Boga, że doprowadził do schrzanienia Pani życie albo będzie Pani rwać włosy z głowy, że Pani zamiast Boga posłuchała siebie.

Kościół nie mówi niczego ponad to, co mówi Bóg. Jeśli Kościół mówi, iż grzechem (złem) jest współżycie pozaślubne, to nie mówi tego dla własnej upierdliwości i chęci dzierżenia władzy nad człowiekiem, ale głosi to dlatego aby ludzie mieli udane życie i dostąpili zbawienia. Nie wymyślił tego sam, ale to ludziom przekazuje. „Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19,12)

„Powiedział im: Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo.” (Mr 10,11–12)

„A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości. Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.” (Rz 1,28–32)

W sprawie małżeństwa jeszcze jeden cytacik: „On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela.” (Mt 19,4–6)

To nie Kościół coś sobie ubzdurał, to nie Kościół chce ludzi uszczęśliwić na siłę na swoją modłę – to Bóg znając nas lepiej niż my samych siebie chce zrobić wszystko, byśmy nie popełniali głupot wystawiających nas na podłe konsekwencje.

Tak – Pan Bóg Panią zna doskonale. Pan Bóg wie więcej o Pani, niż Pani sama o sobie. Ba – Pani nie jest w stanie Pana Boga okłamać – więc może Pani uważać się za wierzącą w Boga ale Bóg wie lepiej od Kościoła, ode mnie od Pani – czy Pani wierzy w Boga i Bogu czy nie i w co tak naprawdę wierzy. Nikomu nic do tego co się dzieje pomiędzy Panią a Bogiem. Więc jeśli Pani deklaruje, że Pani wierzy naukom Jezusa – to niech Pani wierzy im wszystkim a nie tym, które Pani uważa za słuszne odrzucając te, które Pan i nie pasują. Od Pani zależy to, czy warto poświecić wieczność i prawdziwe szczęście czy udane życie dla paru, trwających zwykle kilkanaście sekund orgazmów.

Co do cytatu podałem wystarczająco dużo aby Pani wyrobiła sobie własną opinię. Podam jeszcze parę:

„Nie będziesz cudzołożył.” (Wj 20,14)

„Lecz kto cudzołoży, ten jest niemądry: na własną zgubę to czyni.” (Prz 6,32)

„Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. A takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez Ducha Boga naszego. Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę. Pokarm dla żołądka, a żołądek dla pokarmu. Bóg zaś unicestwi jedno i drugie. Ale ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana, a Pan dla ciała.” (1 Kor 6,9–13)

„Jeśli dziewica została zaślubiona mężowi, a spotkał ją inny jakiś mężczyzna w mieście i spał z nią, oboje wyprowadzicie do bramy miasta i kamienować ich będziecie, aż umrą: młodą kobietę za to, że nie krzyczała będąc w mieście, a tego mężczyznę za to, że zadał gwałt żonie bliźniego. Usuniesz zło spośród siebie.” (Pwt 22,23–24, prawo Starego Testamentu)

„We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg.” (Hbr 13,4)

Mam nadzieję, że powyższe cytaty pomogą Pani zrozumieć, dlaczego w Kościele katolickim z tak wielką troską głosi się pogląd o złu wynikającym z problemu, który dla Pani problemem nie jest.

Kończąc chciałbym jeszcze coś Pani szczerze powiedzieć: poświęciłem większość swojego życia by chociaż trochę poznać przekazane nam przez Boga prawdy objawione. Obecnie pracuję i zajmuję się prozaicznymi sprawami zupełnie z religią nie związanymi. I jeśli Pani przeczytała to wszystko co na stronach Mateusza napisałem domyśli się Pani, że moja praca nie poszła na marne. Ale byłbym ostatnim idiotą, gdybym po tym wszystkim uważał, że ja wiem coś lepiej niż Pan Bóg lub Kościół a co dotyczy Bożego objawienia. Mi to by nawet przez gardło nie przeszło z jednego powodu – bo pomimo tego co wiem, wiem jedno – wciąż Pan Bóg mnie zaskakuje tym, iż tak naprawdę wiem praktycznie niewiele. Dlatego przyjąłem pewną zasadę – jeśli czegoś nie jestem pewien, to postępuję ostrożnie nieustannie weryfikując, czy decyzję którą podejmuję, podejmuję słusznie.

Tej ostrożności w traktowaniu własnego życia serdecznie Pani życzę.

Michał Czuma

 

LISTY

Często współżycie przed ślubem traktuje się jak oczywistość, normalność, wręcz „nowoczesność”. Można wyczytać o konieczności „sprawdzenia się” w każdej (prawie) gazecie młodzieżowej, telewizji, książkach „o seksie”. Zło zawsze było głośniejsze niż dobro. Zewsząd słyszy się: „ Wszyscy to robią, dlaczego nie ty?”. Dlatego piszę. By dać świadectwo.

Z żoną jesteśmy małżeństwem od trzech lat. Dwa lata byliśmy narzeczonymi. Przez ten czas zachowaliśmy czystość, mimo, że nie było to zadanie proste, wymagało od nas dwojga dużo wysiłku. Nie mogę jednak powiedzieć, że było to męczeństwo. Był to błogosławiony czas. Czas wzajemnego poznawania, wzrostu, kształtowania naszej miłości i wierności. Czas rozeznania naszego powołania. „Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru.” [Rz 8;28]. Wierzyliśmy, że jesteśmy powołani by razem stworzyć rodzinę. Nasze życie narzeczeńskie umacniała wspólnie podjęta (choć z inicjatywy Ani, obecnie mojej żony) decyzja o trwaniu w czystości. Czystość była darem, który chcieliśmy złożyć tej osobie, z którą spędzimy resztę życia tu, na ziemi. Darem, który można dać tylko raz. Miłość, czułość można okazywać drugiej, ukochanej osobie na wiele sposobów. Pasjonujące jest ich odkrywanie, poznawanie życia, zwyczajów, radości, zachowań, niespodzianek swojej przeszłej żony. To tak, jak z pysznym tortem: można zjeść cały od razu - wtedy starczy na krótko i cię zemdli, albo delektować się kawałek po kawałku - wtedy starczy na dłużej, a i przyjemność jest trwalsza.

Faktycznie dla osób, które korzystają z przywilejów życia małżeńskiego przed ślubem, a jeszcze jak mieszkają razem, zawarcie małżeństwa to tylko niczego nie zmieniające podpisanie papierka. Dla nas był to jedyny, wyjątkowy dzień w naszym życiu. „To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.” [2 Kor 5;17]. Mocą sakramentu staliśmy się jednym ciałem. Jednym Ciałem w Chrystusie. Mogę powiedzieć: „żyję nie ja, ale żyje we mnie Ania”, tak samo moja żona: „żyję nie ja, ale żyje we mnie Mikołaj”. Dopiero teraz mogłem być pewien, że „jestem z Anią na dobre i na złe i nie opuszczę jej aż do śmierci”. Do miłości - uczucia dołączyła miłość - akt woli i rozumu - przysięga, decyzja trwania razem, będąca wypełnieniem, udoskonaleniem, tego, co przedtem było tylko częściowe. Wspaniałym darem, który w tym dniu mogliśmy sobie złożyć była czystość naszych ciał i serc.

Nie jesteśmy jakimś wyjątkiem, jedynym takim małżeństwem, jest nas wielu! Znam kilkanaście małżeństw, które nie współżyły przed ślubem tylko wśród samych moich przyjaciół i wszyscy oni bez wyjątku tego nie żałują. I odwrotnie. Znam wiele osób, które nie zachowały czystości przed ślubem. Niektórzy ulegli pokusie, inni argumentowali, że to w sumie żadna różnica, przed ślubem, czy po, bo oni i tak się kochają „na zawsze”. I nie przetrwali próby. Prędzej, czy później, czasami po roku, czasami nawet trwało to krócej, większość z nich się rozstała. Zostały tylko wzajemne żale, pretensje, rany. Utracili to, co mieli jedynego i niepowtarzalnego - swoją dziewiczość. Cytuję jedną taką dziewczynę, dwudziestoparoletnią, która po bodajże pół roku takiego życia mówiła: „Jesteśmy sobą tak znudzeni. Czuję się jakbym była w małżeństwie z pięćdziesięcioletnim stażem...” Gdzie tu radość, gdzie miłość, gdzie szczęście?

Kłamią książki - poradniki do seksu. Mówią, że koniecznie „trzeba się sprawdzić”. Popatrzcie na ich autorów. Na tak podawane jako ideał życie wielu znanych ludzi. Czy są szczęśliwi? Popatrzcie na pana Lwa-Starowicza (dla niezorientowanych - ogólnie uznany za najlepszego polskiego specjalistę od spraw seksu). Miota się, szamoce, ożeniony któryś tam raz - puste słowa! Niewątpliwie żyje wg swojej nauki. I co z tego ma? Ja mogę stanąć przed każdym i mu powiedzieć: „Ja jestem szczęśliwy!”, a właściwie: „My jesteśmy szczęśliwi!”.

Z Panem Bogiem,
Mikołaj Gawron