Fascynujące zaproszenie. Msza święta krok po kroku

WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP

II. TAJEMNICA GRZECHU

„Wąż mnie zwiódł i zjadłam”

 

 



Wersję książkową Fascynującego zaproszenia można zamówić na stronie wydawnictwa „Więź”

Można tę „unikową” postawę ująć w sformułowaniu: „Zgrzeszyłem, ale nie ze złej woli”.

Owa usprawiedliwiająca formuła pojawia się w ustach ludzi zaskoczonych ogromnymi konsekwencjami niewinnego na pozór wyboru, o którym wszakże od początku było wiadomo, że spoczywa na nim cień grzechu. Zgoda na jednorazowe zło w przekonaniu, że na tym się skończy: kłamstwo, zdrada, narkotyk, pomówienie. Potem koszmarny, zaskakujący i nieprzewidziany rozwój wypadków, który jest konsekwencją tego pierwszego źle postawionego kroku.

„Dałem się zwieść” – mówią ludzie, którzy ku własnej zgubie „igrali z ogniem” w przekonaniu o własnej sile i umiejętności oparcia się złu. Jest to mechanizm flirtu z grzechem w naiwnym przeświadczeniu, że potrafię się wycofać w odpowiednim momencie. „Niewinna rozrywka”, przy pełnej kontroli sytuacji. Niespodziewanie jednak sprawa przybiera całkiem inny obrót. Z opanowanych szulerów ryzykownej gry stajemy się bankrutami, nędzarzami, zmiażdżonymi przez to, nad czym, jak nam się wydawało, sprawowaliśmy kontrolę. I w takiej sytuacji, o ile tylko chcemy z niej się uwolnić, należy bezwzględnie uznać własną odpowiedzialność za zastaną sytuację. Wycofać się z rozważań na temat: „Jak mogło dojść do katastrofalnych następstw, skoro się ich nie zamierzało”. Przestać kreować się na ofiarę złych mocy, które sprzysięgły się, aby bezwzględnie wykorzystać fałszywe posunięcie dla rozpętania piekła. Nie czynić sobie wyrzutów z powodu „głupiego błędu” („co mnie skusiło?!”), który spowodował lawinę nieszczęść. Uznać po prostu, że z własnej winy wpędziłem siebie i innych w tarapaty. „Zgrzeszyłem”, reszta wzięła się z tego faktu.

Do takiej postawy wprost zmuszają swoich członków wszelkie grupy terapeutyczne przeznaczone dla alkoholików i narkomanów. Czynią to bezwzględnie, wręcz brutalnie, w świadomości, że tu znajduje się punkt krytyczny całej terapii: „Przestań się usprawiedliwiać! Wziąłeś i to był twój błąd. Chciałeś to zrobić, nikt na siłę nie wstrzyknął ci towaru”. Dopóki delikwent nie zgodzi się przyjąć na siebie odpowiedzialności za obecną sytuację, leczenie nie ma szans powodzenia. Taki jest początek uzdrowienia.

Podobnie dzieje się w każdej innej sytuacji narosłego – w wyniku pierwszego wyboru – zła. Człowiek, który w dobrej wierze „dał się namówić” i skłamał, lub oczernił bliźniego, grzęźnie potem po uszy w całym bagienku łgarstw, usiłując oczyścić się ze stawianych zarzutów. Jeśli uzna za współwinnego eskalacji swej nieprawości tego, kto manifestacyjnie wyciągnął na światło dzienne popełnione przez niego pierwsze zło, to daleki jest od nawrócenia. Ucieka bowiem od bolesnej prawdy: „Zgrzeszyłem”, poprzez wskazywanie na swoją nie aż tak złą wolę, jakby to sugerowała skala następstw.

Wojciech Jędrzejewski OP

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl