Fascynujące zaproszenie. Msza święta krok po kroku

WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP

II. TAJEMNICA GRZECHU

Skrucha bez znieczulenia

 

 



Wersję książkową Fascynującego zaproszenia można zamówić na stronie wydawnictwa „Więź”

„Człowiek, który tego dokonał, winien jest śmierci”. Oto odpowiedź króla Dawida na przypowieść proroka Natana, której odrażający bohater, bogacz zabierający ubogiemu sąsiadowi jedyną owieczkę, to tak naprawdę sam król, póki co nieświadom tego faktu. Z chwilą, gdy odkrył, kim w rzeczywistości jest ów „człowiek bez miłosierdzia”, wyznał: „Zgrzeszyłem wobec Pana” (por. 2 Sm 12, 1-14).

W tym jednym zdaniu ujawnia się wielkość Dawida. Ani słowa więcej. Potem tylko pokutna pieśń, którą do dziś modli się Kościół:

Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości,
w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość! [...]
Uznaję bowiem moją nieprawość,
a grzech mój jest zawsze przede mną.
(Ps 51, 3. 5)

Istota skruchy zdolnej mocą Bożego miłosierdzia przywrócić grzesznika do życia leży w ascezie wyznania: „Zgrzeszyłem”. Nic więcej. Ile trzeba mocy ducha, aby nie sięgnąć po samousprawiedliwienie, znieczulenie w postaci przeciwbólowego środka z etykietką: „ALE”. Postawić tamę kolejnym słowom, których potok może rozmyć bolesną prawdę i zgasić trawiący ogień wstydu, doświadczenia klęski, poczucia zdrady. Zabronić sobie takiego kroku – na tym polega wielkość upadłego człowieka.

Paląca świadomość grzechu, żar Bożego gniewu i ból własnego upadku to ognisty piec, z którego mamy ochotę wymknąć się przez awaryjne drzwi z napisem „ALE”. Błogosławiony czyściec, skrucha bez znieczulenia, nie może wówczas stać się naszym udziałem. Tracimy szansę na rzeczywiste nawrócenie. Uzdrawiająca moc Bożego miłosierdzia nie ma do nas dostępu, gdy tchórzliwie uciekamy od odpowiedzialności za swój grzech, usiłując ją choć trochę rozmyć. Nauczycielem pokuty nie jest elokwentny faryzeusz, lecz bijący się w piersi celnik (por. Łk 18, 9-14). Na niego spływa usprawiedliwienie, odchodzi uświęcony, przywrócony życiodajnej łasce. Spogląda we własne serce i w nim dostrzega brak łaski. Nie patrzy na innych, nie szuka usprawiedliwienia dla swej nędzy, ale czeka na miłosierdzie.

Dobry jest Pan dla ufnych,
dla duszy, która Go szuka.
Dobrze jest czekać w milczeniu
ratunku od Pana.
(Lm 3, 25-26)

Im większa prostota trwania w nadziei, że Bóg zlituje się nad grzesznikiem, tym „obficiej może rozlać się łaska”. Nie trzeba szamotać się w coraz gwałtowniejszym, masochistycznym samooskarżeniu. To również stanowi utrudnienie dla Pana, który jest uzdrowieniem pokornych. Trudno jest, po prostu, wyznać swoją nieprawość, pozwolić, by wybrzmiała w ciszy skruszonego przed Bogiem serca. Czasami czujemy się odrobinę pewniej, gdy możemy zagłuszyć wyznanie dramatycznym i potępieńczym biciem się w piersi.

Nie ma na tym świecie usprawiedliwienia dla człowieka, który podeptał wybraną raz odwieczną Miłość, poza miłosierdziem płynącym z krzyża, miejsca, gdzie Bóg zaakceptował upokorzenie bycia odrzuconym przez „swoich”; Słowo, Chrystus, „przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 11). Każdy krok grzesznika, w poszukiwaniu ulgi dla serca, które oskarża samo siebie za niewierność, nie zwracający się w kierunku krzyża, oddala od Boga, jedynego Zbawiciela. Tylko zgoda, aby „patrzeć na Tego, którego przebodli”, na Tego, który umiera zraniony moim grzechem, pozwala wraz z Nim ujrzeć nowe, odrodzone w Zmartwychwstaniu życie. W obliczu ukrzyżowanej przeze mnie Miłości, uznaję „swoją nieprawość”, bez wybiegów i krętactw, wierząc w obiecaną łaskę.

Chcąc pokochać ów czyściec, pomóc sobie żyć nim już dzisiaj, trzeba zlokalizować kuszące drzwi awaryjne. Trzeba zdać sobie sprawę z bogatego asortymentu uśmierzających ból środków, które „litościwy” diabeł daje nam byśmy się lepiej poczuli. Zobaczmy je w oparciu o dwa zdania wypowiedziane przez pierwszych rodziców tuż po grzechu, jakiego się dopuścili.

Wojciech Jędrzejewski OP

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl