W Jego ranach |
WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH
Wówczas Jezus rzekł do nich: Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei. Odpowiedział Mu Piotr: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię. Jezus mu rzekł: Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Na to Piotr: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie. Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie. (...)
Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik. (...)
Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem. Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: Nie wiem, co mówisz. A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: Ten był z Jezusem Nazarejczykiem. I znowu zaprzeczył pod przysięgą: Nie znam tego Człowieka. Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: Nie znam tego Człowieka. I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał (Mt 26, 31–35. 57–75).
...Ktoś inny począł zawzięcie twierdzić: Na pewno i ten był razem z Nim; jest przecież Galilejczykiem. Piotr zaś rzekł: Człowieku, nie wiem, co mówisz. I w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał (Łk 22, 59–62).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Piotra, który po raz trzeci zaparł się Jezusa. Z oddali słychać jeszcze pianie koguta. Jezus zaś wychodząc z pałacu arcykapłana obraca się i patrzy z miłością na Piotra. Kontemplujmy najpierw wejrzenie Jezusa, a następnie gorzki, ale jednocześnie serdeczny płacz Piotra.
Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o głębokie poznanie siebie samych oraz najważniejszych motywów, którymi się w życiu kierujemy. Pełniejsze poznanie siebie uczyni nas bardziej wrażliwymi i bardziej otwartymi na Słowo Jezusa. Módlmy się także o płacz Piotra, w którym moglibyśmy wyrazić zarówno nasz żal za grzechy jak również nasze przywiązanie i miłość do Jezusa jako naszego Mistrza.
Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei.
Po Ostatniej Wieczerzy i odśpiewaniu hymnu w drodze na Górę Oliwną Jezus zapowiada zgorszenie i ucieczkę uczniów w czasie Jego męki. Tą zapowiedzią pragnie przygotować ich do mężnego stawienia czoła słabości, która niedługo się w nich objawi. I chociaż uczniowie zwątpią w Niego, Jezus zapowiada jednak, że On w nich nie zwątpi. Ich słabość nie przekreśli Jego miłości do nich. Obiecuje czekać na nich w miejscu ich ulubionych wspólnych spotkań: w Galilei.
Słysząc tę zapowiedź Piotr jak zwykle reaguje bardzo szybko, wręcz nerwowo: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię. Swoją pewność wierności Jezusowi Piotr buduje jednak tylko na osobistym subiektywnym przekonaniu. Piotr nie zna bowiem siebie samego. Nie zna najgłębszych motywacji, którymi się kieruje. Ta sama gwałtowność i niecierpliwość, z jaką Piotr zaprzecza słowom Jezusa, będzie miała miejsce także w momencie zaparcia się Mistrza. Jezus jednak ostatni raz pragnie przestrzec Piotra, upomnieć Go: Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Jezus pragnie powiedzieć Piotrowi: Nie bądź taki pewny siebie. Choć raz uwierz moim słowom. Piotr nie dał się jednak przekonać. Nie potraktował słów Jezusa na serio. Z uporem twierdził dalej: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie. Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie.
Słowa Piotra są zarówno wyrazem jego ludzkiej szlachetności, jak też jego poczucia wyższości i dumy. Piotr czuje się mocniejszy i silniejszy od innych: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię. Te słowa wzięte same w sobie mogłyby wzbudzić podziw i zachwyt: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie. Czyż nie do takiej postawy właśnie wzywał Jezus Piotra, kiedy powiedział do niego: Pójdź za Mną! (por. Mt 4, 19)? Analizując same słowa, moglibyśmy powiedzieć, że Piotr wreszcie pojął, o co naprawdę chodziło Jezusowi, kiedy tyle razy pouczał go i napominał. Ale Jezus patrzy nie na słowa i gesty. Jezus patrzy na serce. I właśnie dlatego, iż Mistrz znał dobrze serce ucznia, nie przyjął tych słów i nie ucieszył się nimi. To były tylko słowa, dźwięki. Nie miały pokrycia w rzeczywistości. Były to słowa powiedziane na wyrost. Istniała wielka rozbieżność pomiędzy tym, kim Piotr był naprawdę, a tym, co obiecywał sobie i innym.
Jezus nie mówi uczniom: Wy wszyscy zaprzecie się Mnie, ale wy wszyscy zwątpicie we Mnie; wy wszyscy zgorszycie się ze Mnie. Zgorszyć się w języku biblijnym, to napotkać nieprzewidziany kamień. Zgorszenie jest przeszkodą, która staje się zarazem pułapką. Dla uczniów nastąpi niespodziewane zderzenie między ideą, jaką mieli o Bogu, a tą która się objawi tej nocy. Bóg Izraela, wielki, potężny, zwycięzca wrogów, który nigdy nie opuści Jezusa, oto idea Boga, jaką przyswoili sobie ze Starego Testamentu. Jezus przestrzega uczniów, iż będą musieli skonfrontować to, co myślą, z tym co nastąpi (C. M. Martini). Jezus poprzez mękę i śmierć objawi im inne oblicze Boga; oblicze, którego jeszcze nie znają. To nowe oblicze Boga wywoła ich zgorszenie.
Jedną z głównych przeszkód w naszym słuchaniu Jezusa jest brak znajomości siebie samych oraz nasze fałszywe pojęcie o Bogu. Często nie docieramy do istoty słów Jezusa tylko dlatego, iż ślizgamy się po powierzchni naszych pobożnych życzeń, opartych nierzadko na nieakceptacji siebie samych i nieznajomości Boga. Jan Paweł II stwierdza, iż człowiek współczesny żyje często poza sobą, ponieważ zajęty jest zbytnio rzeczami zewnętrznymi. Piotr żył jeszcze poza sobą, zbytnio zajęty tym, co zewnętrzne i dlatego właśnie nie rozumiał najgłębszego sensu słów Jezusa. Zamiast ich słuchać, usiłować rozumieć, przyjmować je i wcielać w życie, Piotr dyskutuje z nimi. Dyskusje Piotra są jedynie jałowymi intelektualnymi konstrukcjami, które mają ukryć jego zalęknione serce.
Podobnie jak Piotr, my również często składamy Bogu różne szlachetne i ofiarne deklaracje, postanowienia. Czujemy nieraz w sobie jakąś pełnię religijnej euforii, czujemy, że my naprawdę kochamy Boga, naprawdę chcemy zmienić siebie. Jeżeli ktoś wątpi w nasze wielkie i szlachetne słowa, wówczas łatwo się obrażamy mówiąc z pretensją: Dlaczego mi nie wierzysz? Ale wystarcza, że spotyka nas jakieś małe zagrożenie, odrzucenie lub po prostu zmiana wewnętrznego nastroju emocjonalnego, a reagujemy i zachowujemy się w taki sposób, że nie poznajemy siebie samych. Prośmy w tej modlitwie o dogłębne poznanie naszego serca oraz najgłębszych motywów, którymi się ono kieruje. Słuchając Jezusa i Jego słowa odkryjemy nasze serce.
Aresztowanie Jezusa było dla wszystkich uczniów szokiem. Wszyscy, a wśród nich także Piotr, opuścili Jezusa i uciekli. W tym momencie Piotr jest całkowicie zdezorientowany w swojej tożsamości. Nie wie już, kim jest, co powinien robić, jakie jest jego zadanie w Królestwie Bożym, nie wie, kim jest Jezus, którego Bóg opuszcza. To wszystko miesza się w umyśle Piotra (C. M. Martini). Mimo całego wewnętrznego chaosu, mimo budzącego się w sercu Piotra lęku, mimo zgorszenia słabością Boga, który opuszcza Jezusa Piotr nadal kocha Jezusa i dlatego idzie za Nim z daleka.
Kroczenie za Jezusem z daleka jest pewnym kompromisem Piotra. I znowu Piotrowi mogło się wydawać przez chwilę, że znalazł dobre wyjście z tej trudnej sytuacji. Błąd Piotra polegał na tym, iż śledził wszystko z daleka, a więc zewnętrznie, powierzchownie. Piotr interesuje się faktami jedynie z zewnątrz. Zadaje sobie pytanie, co stanie się z Jezusem; zostanie skazany na śmierć czy też zwolniony. A może przed Sanhedrynem da się poznać jako Mesjasz i zmusi arcykapłana i całą Wysoką Radę do uznania Jego Boskiego pochodzenia? Może jakimś niezwykłym cudem przekona ich, że jest Mesjaszem, Synem Bożym? To były jednak tylko przypuszczalne rozwiązania. Dopóki się wszystko nie wyjaśni do końca, trzeba trzymać się z daleka. Być z Nim, ale jednocześnie zachować bezpieczną odległość.
Ale, jak to często bywa w życiu, zupełnie przez przypadek Piotr zostaje wciągnięty w środek sprawy Jezusa. Zostaje postawiony w sytuacji przymusowej, w której nie może uniknąć jednoznacznego opowiedzenia się za lub przeciw. Kompromis okazał się nie tylko niewystarczający, ale wręcz niemożliwy.
Początkowo Piotr szedł z daleka. Doszedłszy na dziedziniec, usiadł sobie, a raczej ukrył się, pomiędzy służbą. Zdawało mu się, iż jest bezpieczny. Któż tutaj mógłby go rozpoznać? Ale nagle podeszła do niego pewna służąca i rzekła zupełnie niespodziewanie i jakby od niechcenia: I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem. Kobieta ta nie prowadziła śledztwa, ale kierowała się jedynie kobiecą ciekawością, którą w tej właśnie chwili chciała zaspokoić.
Jezus był znaną postacią w Jerozolimie. Nauczał często w miejscach publicznych. Towarzyszyli Mu także uczniowie, stąd też łatwo było rozpoznać ich twarze. Słowa służącej z pewnością bardzo zaskoczyły Piotra. Takich słów najmniej się spodziewał. Nie miał czasu na przemyślenie, jakiej powinien udzielić odpowiedzi. Już samo wahanie się zdradziłoby Piotra. Zresztą nie należało do jego natury długie zastanawianie się, jak należałoby postąpić. Jak czynił to w innych przypadkach, tak i tym razem udziela odruchowej odpowiedzi: Nie wiem, co mówisz.
W tym momencie Piotr uświadomił sobie, iż zaparł się Mistrza po raz pierwszy. Ale Jezus zapowiedział trzykrotne zaparcie się. Stąd też jakby chcąc uniknąć dalszego zapierania się Jezusa, natychmiast skierował się ku bramie. Chciał uciec. A kiedy już opuszczał to nieszczęsne dla siebie podwórze, zauważyła go inna (służąca) i rzekła do tych, co tam byli: Ten był z Jezusem Nazarejczykiem. Druga sytuacja była tak samo przypadkowa, jak pierwsza. Inna służąca chcąc jakby poprzeć swoją koleżankę, potwierdza, iż naprawdę rozpoznaje Piotra. Sytuacja robi się coraz trudniejsza, ponieważ w całą sprawę zostają włączone inne osoby, które przypadkowo znalazły się na dziedzińcu. Nacisk na Piotra był teraz znacznie większy. Piotr znowu zaprzeczył. Lęk o siebie okazał się silniejszy. Tym razem zaprzeczył pod przysięgą: Nie znam tego Człowieka.
Na dziedzińcu arcykapłana zrobił się ruch. Wszyscy dowiedzieli się, że jest tutaj jeden z uczniów Jezusa, który właśnie w tej chwili był przesłuchiwany przez arcykapłana. Sytuacja stała się trudna. Nie była to już bowiem kłótnia z jakąś kobietą. Piotr musiał stawić czoła także strażnikom, którzy pilnowali porządku. Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza.
Tym razem osoba, która rozpoznała Piotra, przytacza pewien dowód na to, iż Piotr był uczniem Jezusa. Dowodem tym był jego galilejski akcent. Dowód był zbyt oczywisty, stąd też należało się bardziej przekonywująco bronić. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: Nie znam tego Człowieka. I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.
Nie znam tego Człowieka. W tych słowach kryje się bolesna prawda o Piotrze. Bo choć wyparł się nimi Mistrza, to jednak w jakiś paradoksalny sposób tymi słowami wypowiedział to, czego w głębi swojego serca naprawdę doświadczał: Piotr rzeczywiście nie znał tego Człowieka. Ten Człowiek był dla niego w tej chwili wielką niewiadomą. Nie wiedział, co mógłby zrobić dla Niego. Obiecał Mu pójście z Nim na śmierć, a On nie chciał. Chciał bronić Go mieczem w Ogrodzie Oliwnym, skarcił go.
Jak pocałunek Judasza w Ogrójcu był tylko symbolem deprawacji wewnętrznej upadłego ucznia, tak zaparcie się Piotra było jedynie znakiem jego zagubienia, dezorientacji i zamętu wewnętrznego. Bycie z daleka, brak wewnętrznego zaangażowania, szukanie kompromisów — oto postawy, które w każdym z nas wydają z czasem gorzkie owoce wewnętrznego zagubienia, dezorientacji, braku duchowej tożsamości. Może nieraz czujemy się wewnętrznie wzywani do większego radykalizmu ewangelicznego, może nawet nosimy w sobie takie pragnienia przez dłuższy czas, ale blokuje nas lęk o siebie, lęk o własną opinię, lęk przed reakcjami ludzi. Stąd też wolimy się nie wychylać, dostosować się do innych, nie narażać się, wolimy iść z daleka. Obawiamy się nieraz zerwać z pewnymi niedobrymi zwyczajami panującymi w środowisku. To są nasze kompromisy, które każą nam grać na dwie bramki.
A kiedy, podobnie jak w życiu Piotra, zostajemy zmuszeni do jednoznacznego opowiedzenia się po którejś stronie, wówczas objawia się cała nasza dwuznaczność wewnętrzna, nieokreśloność, rozmycie, zagubienie. Sytuacje krytyczne, miast stawać się dla nas wezwaniem do wzrostu wiary i zaufania, stają się przyczyną reakcji obronnych: uciekamy w smutek, w depresję, w agresję wobec innych, w zmysłową konsumpcję, bezsenność czy niekiedy nawet w nałogowe stosowanie środków uśmierzających. Dopiero sytuacje krytyczne objawiają słabość naszej więzi z Jezusem.
Prośmy w tej kontemplacji, abyśmy umieli odkrywać nasze kompromisy, nasze dwuznaczności wobec Jezusa. Prośmy, aby Jezus wzbudził w nas pragnienie bardziej jednoznacznego, bardziej radykalnego opowiedzenia się po Jego stronie. Nasze dawanie świadectwa nie może wypływać z naszych woluntarystycznych postanowień (choćby i na śmierć pójdę z Tobą), ale z wewnętrznego doświadczenia miłości Boga. Błąd Piotra polegał na tym, że ważniejsza była dla niego jego miłość do Jezusa, niż miłość Jezusa do niego.
Zaledwie Piotr zdołał się uwolnić od natrętów swymi kłamliwymi zaklęciami i przysięgami, dało się słyszeć pianie koguta. W sztuce wczesnochrześcijańskiej artyści niemal zawsze umieszczali u stóp Piotra koguta. O ile nam osoba Piotra Apostoła kojarzy się z kluczami, o tyle pierwszym chrześcijanom kojarzyła się najpierw z kogutem. Pianie koguta jest przełomową chwilą w jego życiu. To pianie o poranku obudziło Piotra po długim śnie. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.
Dopiero zaparcie się Jezusa, przysięgi i zaklinanie się, iż Go nie zna, uświadomiły Piotrowi, jak bardzo był do tej pory zaślepiony. Przypomniał sobie nie tylko te słowa Jezusa, które zapowiadały jego zaparcie się, ale wszystkie inne słowa Jezusa, nierzadko bardzo ostre i gorzkie, którymi chciał dotrzeć do jego serca. Piotr nareszcie zaczął rozumieć, że Jezus wydając się w ręce wrogów, idąc dobrowolnie na mękę i śmierć, nie przestał być Mesjaszem, Synem Bożym, co wcześniej wyznał Piotr wobec Mistrza i wszystkich uczniów.
On naprawdę chciał tego wszystkiego — musiał pomyśleć Piotr. Przecież wiele razy mówił o tym otwarcie, a ja usiłowałem zmienić Jego myślenie i Jego zamiary. I choć spośród wszystkich uczniów byłem najbliżej Niego, to jednak zupełnie Go nie rozumiałem. Byłem zaślepiony moją zbytnią pewnością siebie. To, co wydawało się być jedynie nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, było od początku przez Niego przewidziane i zamierzone.
W Piotrze zrodził się jakiś głęboki wewnętrzny ból: Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał. W płaczu Piotra wybucha i pęka coś, co gromadziło się przez wiele ostatnich tygodni i miesięcy, coś co gromadziło się przez całe trzy lata. Wreszcie odkrył, jak bardzo był twardy, ślepy, zadufany, jak bardzo usiłował dominować nad innymi, jak daleki był od rozumienia Mistrza, jak bardzo usiłował Nim manipulować. W płaczu Piotra nie ma jednak cienia rozpaczy. Jest jedynie ból i żal, żal doskonały. Ten właśnie ból i żal spowodował, iż Piotr doświadczył siebie nie tylko jako człowieka twardego, który musi mieć zawsze rację, ale odkrył, że jest także małym, niekochanym chłopcem, który nieustannie szuka akceptacji, uznania i miłości.
Ewangelista Łukasz dodaje, że Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Tym razem niepotrzebne były już słowa. Wystarczyło jedno spojrzenie. W tym jednym spojrzeniu Jezusa Piotr wyczytał wszystko. W tym jednym spojrzeniu otrzymał to, czego z takim wielkim wysiłkiem szukał: miłość, akceptację, uznanie. Teraz Piotr mógłby powiedzieć Jezusowi: Ja chciałem za Ciebie umierać, gdyż wydawało mi się, że Cię kocham. Ale to nie była prawda. Teraz rozumiem, że Ty mnie kochasz, ponieważ cierpisz i umierasz za mnie. Rodzi się w Piotrze nowe poznanie Jezusa. Z jego oczu spadają nie tylko łzy, ale wraz ze łzami łuski zaślepienia.
W tej medytacji kontemplujmy szczery i głęboki płacz Piotra. Jest on bowiem nie tylko gorzki, ale także serdeczny, dający wolność, oczyszczający. Prośmy, aby ten płacz był dla nas wezwaniem, byśmy dzięki niemu mogli lepiej przypatrzeć się naszemu poznaniu siebie, naszemu poznaniu Jezusa. Prośmy, abyśmy i my nie bali się i nie wstydzili się płakać gorzko i serdecznie.
P O P R Z E D N I | N A S T Ę P N Y |
VIII. JEZUS PRZED WYSOKĄ RADĄ | X. JEZUS PRZED PIŁATEM |
na początek strony © 1996–2000 Mateusz |