PRZEDMOWA |
To jest książka, jakiej długo szukałem...
Nie jest łatwą rzeczą napisać książkę o czytaniu Pisma św. W polskiej powojennej biografii biblijnej mamy na ten temat bardzo wiele pozycji. Są to zarówno tłumaczenia z obcych języków, jak też i opracowania wielu biblistów polskich. Są to rzeczy niezwykle cenne, rzucające wiele światła na rolę i znaczenie Pisma św. w życiu chrześcijanina Jednakże już choćby z tego względu, że są niedostępne dla wielu czytelników nie spełniają w pełni jego właściwego przeznaczenia. Książka niniejsza, którą w tej chwili oddajemy do rąk czytelników, stanowi pewnego rodzaju syntezę tego wszystkiego, co przeciętny człowiek powinien wiedzieć o Biblii i jak postępować, aby nie tylko zaznajomić się z jej treścią, ale tę treść wprowadzić w swoje codzienne życie. To nie jest tylko książka o czytaniu Pisma św. Gdyby jej autor tylko to miał na względzie, nie zasługiwałaby ona tutaj na wyróżnienie. Już w samym tytule autor zaznacza, o co mu głównie chodzi. Pragnie uwrażliwić czytelników, że Pismo św. to jest przede wszystkim Słowo Boże. To nie jest podręcznik historii, antropologii, czy kosmologii, ale to jest objawione Słowo Boże, to jest mowa Boga do człowieka. To jest, jak się sam wyraża, list Ojca do swojego dzecka. To nie jest zwykła korespondencja którą codziennie dostarcza nam poczta, ale to jest specjalne pismo, o specjalnej treści, skierowane do wszystkich ludzi, po wszystkie czasy. Taka księga musi nie tylko zaciekawić czytelników, ale wywrzeć na nich swoje niezatarte piętno. Co można o tej księdze powiedzieć? Przede wszystkim jest to księga, która mówi do nas i o nas. To nie prawda, że napisana 2 do 3 tysięcy lat temu, była pisana tylko dla tamtych ludzi, językiem tylko przez nich zrozumiałym. To nie prawda, że uwzględniała tylko problematykę interesującą starożytnych semitów lub narody z nimi sąsiadujące. Gdyby tak było, nie różniłaby się ona niczym od innych książek starożytnych autorów. To nie jest tylko zwykłe dzieło literackie, choć napisana jest różnymi rodzajami literackimi, które przy czytaniu tej księgi trzeba zawsze mieć na uwadze. To jest "księga nad księgami", która zarówno przez swoją treść jak i formę odbija od pozostałej literatury starożytnego świata. Posługując się opisami różnych wydarzeń, ma na myśli nie tyle same wydarzenia, ile jest zainteresowana ich znaczeniem, zarówno dla teraźniejszości jak i dla przyszłości. Można nawet powiedzieć, że przede wszystkim interesuje ją przyszłość. Nastawiona jest nie na to, co jest, ale na to co będzie. Cała historia Narodu Wybranego, z którą spotykamy się już od 12 rozdziału księgi Rodzaju i która ciągnie się aż po ostatnią księgę Starego Testamentu, jest nie tyle historią powszechną, ile historią religijną i świętą. Nie można w niej odróżnić, co jest świeckie a co religijne, bo wszystko w niej jest równocześnie świeckie i religijne. Przy takim ustawieniu zagadnienia łatwo jest postawić twierdzenie, że Stary Testament to przede wszystkim historia zbawienia człowieka, zapowiedziana przez patriarchów, proroków i mędrców Starego Zakonu, a zrealizowana w Nowym Testamencie przez samego Jezusa Chrystusa Jeśli tak to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby powiedzieć, że była pisana dla nich i dla nas. Może więcej dla nas niż dla nich. Przecież nastawiona jest na przyszłość. My, którzy żyjemy w tej przyszłości, pytamy się, co ona mówi do nas. Jeśli mówi o Abrahamie, przedstawia jego zalety i wady, to mówi o nas i do nas. Pragnie, by i o nas powiedziano kiedyś to, co powiedziano o nim, że Abraham uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę (Rdz 15, 6). Jeśli wspomina Mojżesza, to także z tego względu, byśmy tak żyjąc jak Mojżesz, mogli zasłużyć sobie na podobną ocenę naszego życia, jaką wypowiedziano o nim: Nie powstał więcej w Izraelu prorok podobny do Mojżesza, który by poznał Pana twarzą w twarz (Pwt 34, 10). Gdy maluje sylwetkę Dawida, Izajasza czy Jeremiasza, to niczego innego nie pragnie, tylko tego byśmy wszystko co dobre z tych postaci przejęli i skopiowali na sobie. Tak czy inaczej cokolwiek Biblia mówi, co opisuje, czym się zachwyca, nad czym boleje, to wszystko czyni z myślą o nas. Słuszność tej tezy potwierdził św. Paweł, gdy w liście do Rzymian powiedział: Cokolwiek zostało kiedyś napisane, napisane zostało d1a naszego pouczenia, abyśmy dzięki cierpliwości i pociesze, jaką niosą Pisma, podtrzymywali naszą nadzieję (Rz 15, 4). Tak więc Biblia jest księgą o nas i dla nas. Za wyakcentowanie tej myśli jesteśmy Autorowi omawianej pozycji szczerze wdzięczni. Wdzięczność naszą winniśmy mu także za ukazanie nam w sposób niezwykle prosty a zarazem bardzo głęboki roli i znaczenia samego czytania Pisma św. Uwagi jego na ten temat są tym cenniejsze, że nie są one zestawem różnych przepisów i reguł, jak i w jaki sposób trzeba podchodzić do lektury Pisma św., ale są wynikiem jego osobistych refleksji i przemyśleń, wypływających już z przeczytanej wiele razy Biblii. Sam mówi na ten temat, że książka jego jest owocem 10-letniego czytania Pisma św. |
Zalecając 15-sto minutowe, codzienne czytanie Biblii, stoi na
stanowisku, że musi to być przede wszystkim czytanie modlitewne. Biblia i jej czytanie
nie może służyć zaspokojeniu naszej ciekawości; ani rozwiązywaniu trudności
naukowych, ale musi to być rozmowa z Bogiem, który pośrednio lub bezpośrednio
przemawia do nas z każdej stronicy czytanego tekstu. Tak czytał Pismo św. Kościół w
pierwszych wiekach, tak je czytali Ojcowie Kościoła i pierwsi chrześcijanie, tak też
podchodzili do Biblii święci, dla których ona była "apteką lekarstw wszelkich
pełną" (św. Antoni Pustelnik). Tam czytający szukali rad i wskazówek, co robić,
aby udoskonalić i uświęcić siebie. Akcentując rolę czytania Pisma św. jako modlitwę, Autor posługuje się często różnymi przykładami, szczególnie zwraca uwagę na postawę Matki Najśw., która czytając Pismo św. i snując refleksje nad różnymi scenami z życia Jezusa, zachowywała wszystkie te rzeczy i rozważała je w swoim sercu (Łk 2, 19). Dla Niej lektura Biblii była nie tyle przebywaniem sam na sam z Bogiem, ile ścisłym z Nim zjednoczeniem. Takie podejście do Biblii ukaże ją nam jako jedyną księgę, poprzez którą Pan Bóg informuje nas, jak przebiega i jak się urzeczywistnia realizowany przez Niego Boży plan zbawienia. Modlitewne podejście do Biblii a przede wszystkim rozważanie czytanych perykop sprawia, że nie tyle czytamy Pismo św., ile słuchamy słowa Bożego i konsekwentnie przechowywujemy je w sercu swoim. Wtedy możemy powiedzieć, że myślimy, czujemy i żyjemy na co dzień Biblią. Autor mówiąc o takim sposobie czytania, akcentuje mocno potrzebę "zachowywania przeczytanego słowa w sercach naszych". Dzięki takiej postawie czytający słowo Boże jest stale zjednoczony z Bogiem, z którym żyje na co dzień i w którego obecności przebywa. Słusznie twierdzi Autor, że takie czytanie jest także jakimś rozmyślaniem, a więc pewną rozmową z Chrystusem. Nieważne są w tym wypadku trudności i niejasności rodzące się przy czytaniu Biblii, nie rozwiążemy ich nigdy, zostawmy to bardziej od nas kompetentnym ludziom, a my realizujmy jedno: Módlmy się z Biblią i módlmy się Biblią. Autor omawianej pozycji nie zaleca jednak bezkrytycznego czytania Biblii. Słusznie podkreśla, że jakiekolwiek czytanie wymaga pewnego choćby ogólnego przygotowania. Biblia jako księga, która w swoich najstarszych częściach powstała prawie 3 tysiące lat temu, dziś może być dla wielu niezrozumiałą księgą. Z tego też względu jej lektura musi być poprzedzona choćby ogólnymi wiadomościami na temat powstawania Pisma św., na temat kanonu Biblii, jej interpretacji, czy też historii tego narodu z którego wyrosła. Zasługą G. Martin`a jest to, że nie odsyła czytelników do żadnych podręczników, traktujących o tych zagadnieniach, ale sam prezentuje je i to w sposób niezwykle przystępny i komunikatywny. Czyni to, chciałoby się powiedzieć "między wierszami", ilustrując swoje tezy wieloma przykładami zaczerpniętymi wprost z czytanego tekstu. Taki sposób "przemawiania" nie tylko nie odstręcza od czytania jego książki, ale wręcz przeciwnie przykuwa czytelnika do niej. Książka dzięki temu staje się bardziej interesująca i ciekawa. W oparciu o powyższe uwagi, Autor zachęca także czytelników do pewnego choćby minimalnego studium Pisma św. Wydaje się, że racje podawane przez niego są bardzo słuszne i przekonywujące. Jeśli bowiem czytanie nasze Biblii ma być skuteczne, to musi je poprzedzić; jakieś choćby skromne na miarę naszych możliwości, zdobycie wiadomości o samej Biblii. Oczywiście, że studium Biblii ma nam pomóc do jej zrozumienia. Wszystko jedno, czy to studium będzie oparte na lekturze jakiejś ogólnej pozycji, czy będziemy czerpać nasze wiadomości o Piśmie św. od drugiego człowieka, jak to było np. w przypadku Etiopa, urzędnika królowej Kandaki, któremu proroctwo Izajasza, niezrozumiałe dla niego wytłumaczył apostoł Filip (por. Dz 8, 27-31). Opowiadając się za potrzebą studium Pisma św., interesujący nas Autor twierdzi: "Nasze studia nad Pismem św. i studia o Piśmie św. są zarówno konieczne jak i rozsądne Bóg nie powołuje nas wszystkich, abyśmy się stali uczonymi w Piśmie, ale oczekuje, że będziemy używać istniejących środków dla lepszego zrozumienia jego słowa. Zrozumienie Jego słowa wymaga więcej niż otwartego serca; zrozumienie Jego słowa wymaga także chętnego i gotowego umysłu". Wyakcentowanie tutaj roli umysłu jest bardzo znamienne. Człowiek, który pragnie pokochać prawdę, musi ją najpierw poznać umysłem. Poznawanie Biblii, warunków w jakich ona powstała, kraju w którym była pisana, a nawet autorów od których ona pochodzi stanowi conditio sine qua non, warunek bez którego nie można sobie wyobrazić należytego uchwycenia znaczenia i treści słowa Bożego. Słusznie zauważa G. Martin, że nasze studium Pisma św. ma nas doprowadzić do tego, byśmy odkryli w czytanym aktualnie tekście zasadniczą myśl biblijnego autora. Jest to rada, którą już w IV w. św. Augustyn dawał czytelnikom Biblii. W swoim dziele De doctrina. christiana tak pisze na ten temat: "Jest błędem nadawanie Pismu św. znaczenia odmiennego od tego, które było zamierzone przez pisarzy... sens zamierzony przez autora (sc. natchnionego) był sensem inspirowanym przez Ducha Świętego i dlatego ma być odczytany jako słowo Boże" (cyt. za G. Martin, dz. s. 33). |
Jest trudno samemu dotrzeć do właściwego sensu Biblii. Dlatego
interesujący nas Autor bardzo słusznie zaleca eklezjalne czytanie Pisma św. Jego
zdaniem należy się liczyć zawsze z wykładnią Biblii taką, jaką nam przekazuje
Kościół, który przecież jest autentycznym interpretatorem Pisma św. Mówi o tym
bardzo dużo, powołując się na najdawniejszą praktykę Kościoła, sięgającą nawet
czasów apostolskich, kiedy to św. Piotr i inni uczniowie Chrystusa wyjaśniali
nawróconym przez siebie Pismo św. (por. Dz 2; 41-49). Kościół, jego zdaniem, ma
przecież Ducha Świętego, który jest gwarantem autentycznego wyjaśniania Biblii.
Wychodząc z takiego założenia, twierdzi, że "Duch Święty jest tak samo w
Kościele dziś, jak był w pierwotnym Kościele. Nie na to kierował Radą Jerozolimy w
rozwiązywaniu problemów nawróconych pogan, by zostawić Kościół i nie kierować jego
soborami dzisiaj... Dalej jest obecny w Kościele inspirując przekazywanie nowiny o
zbawieniu... Potrzebujemy przewodnictwa Kościoła, aby właściwie rozumieć Pismo". Jesteśmy G. Martin`owi bardzo wdzięczni za takie ustawienie sprawy. Usuwa ono jednoznacznie wszelkie wątpliwości i ukazuje drogę, którą trzeba iść, jeśli czasem w lekturze Biblii coś nam nie wyjdzie, albo gdy zboczymy z właściwej ścieżki. Przypisując Kościołowi wielką rolę w interpretacji Pisma św., G. Martin twierdzi, że Kościół rzadko wypowiada się w sprawie tłumaczenia i wyjaśniania Pisma św. "Więcej dowiadujemy się o Piśmie św. ze sposobu, w jaki Kościół posługuje się nim, np. na modlitwie, niż z oficjalnych wypowiedzi czynionych uroczyście". Kościół w tych wypadkach jest bardzo ostrożny. Dla niego Pismo św. to przede wszystkim historia zbawienia, a jeśli tak to również i historia naszego życia. Szukajmy więc w nim tego, co nam to życie uczyni lżejszym, a nie tego co je skomplikuje i utrudni. Oceniając ogólnie oddawaną w tej chwili do rąk czytelników książkę G. Martin`a o "Czytaniu Pisma św. jako słowa Bożego", pragnę wyrazić wielką wdzięczność jej Autorowi za tak głębokie i oryginalne podejście do ciągle aktualnego problemu codziennej lektury Biblii. Słowa szczególne uznania należą się także tłumaczowi tej pozycji p. Annie Horodyskiej, która z wielkim wyczuciem oddaje myśl Autora, a czyni to tak swobodnie, że czytelnik nie odnosi wrażenia, że ma do czynienia z tłumaczeniem, ale że czyta dzieło napisane w swoim ojczystym języku. Ks. Stanisław Grzybek |
|
początek strony |