Jezus -- dar miłości

 
 

XIV. JEZUS ŻYJE

 

 

Zdjęto jego martwe ciało z krzyża,
usunięto gwoździe,
i położono je na kolanach jego matki,
Maryi.
Maria, kobieta pełna współczucia
była przy nim w radości poczęcia
ogarniając całą sobą Słowo, które w niej stało się ciałem.
Była z nim
przy narodzeniu,
kiedy opuścił jej ciało,
by przytulić się do niej
i skłonić głowę na jej piersi.
Jest przy nim także, gdy jest martwy,
obejmując jego bezwładne ciało.
Kobieta, która z czułością
przytula mężczyznę.
Podtrzymuje i dotyka jego świętego ciała,
sakramentu Boga,
swojego daru dla Boga
i Bożego daru dla niej.

Maria czeka:
jej umiłowany syn,
jedyny syn,
syn umiłowany,
jedyny syn Boga,
martwy spoczywa na jej ofiarnym sercu.
Wszystko skończone
Nic,
nic nie pozostało,
tłum się rozproszył;
przyjaciele są przestraszeni,
pozostaje jedynie upokorzenie, rozpacz, udręka, szyderstwa
i jej miłość i zaufanie.

Czeka
wierząc,
ufając:
trzykrotnie powiedział swoim uczniom,
że wiele wycierpi,
że zostanie zabity,
i trzeciego dnia zmartwychwstanie.

Co mogło to oznaczać
w momencie tego całkowitego, absolutnego niepowodzenia,
kiedy siły zazdrości i zła,
w imię religii,
w imię Boga,
zmusiły do zamilknięcia żyjące Słowo Boga?
Maryja jednak czeka.

Uczy nas czekać.
My, biedne ludzkie istoty, uwięzione w naszym własnym działaniu,
w sytuacjach nie do zniesienia,
w sprzecznych pożądaniach,
które nas paraliżują
i powodują, że czekamy pogrążeni w depresji i uporczywym milczeniu,
w agresji i buncie,
próbując zapomnieć.

Kiedy zabierają już Maryi ciało Jezusa,
schodzi on
coraz niżej,
zstępując w cichą noc
grobu.
Kamień blokujący wejście.
Wszystko ucichło.
Wszystko się skończyło.

Maria
jest kobietą, którą przepełnia ból,
której serce, jak przepowiedział Symeon,
również zostaje przebite mieczem.
Jan, umiłowany uczeń Jezusa,
delikatnie wspiera Marię i towarzyszy jej,
przyjmując do siebie jak własną matkę.
A ona czeka.
W tym czasie pokonani, zagubieni i zrezygnowani apostołowie
zaczynają się kłócić,
Judasz wiesza się,
a Piotr gniewa się na wszystkich,
a przede wszystkim na samego siebie.
Nie jest już skałą.
Dwoje z uczniów opuszcza kłócącą się grupę,
by podążyć do Emaus. (Łk 24)

W niedzielę rano,
w słabym blasku świtu
Maria z obozu rzymskiego z Magdali (J 20)
przygotowuje się by pobiec do grobu,
gdzie złożono bezwładne, wiotkie ciało
umiłowanego.
Jest zła na Piotra
i na tych wszystkich przerażonych ludzi,
nieudolnych tchórzy,
bardziej zajętych sobą
i niepowodzeniem misji przywrócenia Królestwa,
niż Jezusem
i jego cierpieniem.
Maria zostaje sama ze swoim bólem;
pocieszenie mogłaby znaleźć jedynie
u tego, którego umiłowała.
Maria odważna i piękna,
powodowana miłością,
pragnieniem zobaczenia i dotknięcia
ciała tego, którego ukochała.

Ale grób jest pusty!
"Gdzie jest mój Pan?"
"Kto wziął jego ciało?"
"Gdzie on jest?"
Płacząc wyrzuca z siebie cały ból.

Biegnie jak szalona,
roztrzęsiona
i nieprzytomna z udręki,
"gdzie on jest?"
"gdzie jest jego ciało?"

Nagle obok pustego grobu
widzi mężczyznę, którego bierze za ogrodnika.
Może to on zabrał ciało
mojego Pana?
"Mario", mówi on z miłością.
I popatrzył na nią tak jak zawsze na nią patrzył;
To Jezus
żywy!
"Rabbuni!
O umiłowany!
To Ty!"

Jej serce bije jak szalone,
podbiega aby go uściskać,
dotknąć jego stóp,
tych, które z miłością namaściła
w Betanii.
Ale on mówi do niej:
"Nie zatrzymuj mnie
jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca.
Natomiast udaj się do moich braci
i powiedz im:
«Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego
oraz do Boga mego i Boga waszego.»"

Nie wolno jej go dotknąć,
nie wolno go zatrzymać.
Tak, to Jezus,
ale jakby inny,
nie wskrzeszony jak jej brat Łazarz;
Jego ciało jest takie samo,
a jednak inne.
Zmartwychwstały Jezus nie spotka się już z nią w ten sam sposób,
fizycznie,
zewnętrznie.
Spotka się z nią w jej wnętrzu.
Maria musi odkryć tę nową formę obecności
ukrytą w jej cielesnym sercu.

Jezus zstępuje w męczarnie(cierpienia) śmierci,
w noc grobu,
by zmartwychwstać do życia
w całkiem nowej postaci,
jego pełne chwały, zmartwychwstałe ciało
nie jest już ograniczone miejscem i czasem.
Hymn pierwszych chrześcijan,
kenosis -- uniżenie,
staje się pieśnią pokornego tryumfu.
"Dlatego Bóg Go nad wszystko wywyższył
i darował mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich, ziemskich i podziemnych.
I aby wszelki język wyznał,
że Jezus jest PANEM --
ku chwale Boga Ojca." (Flp 2, 9-11)

Zmartwychwstanie Jezusa ogarnia cały kosmos i jest najbardziej niezwykłą,
a jednocześnie najbardziej niepozorną rzeczywistością
w całej historii naszego wszechświata.
Jezus nie ukazuje się tryumfalnie
nad świątynią Jeruzalem,
poniżając tych, którzy jego poniżyli.
Cichy i pokorny staje przed swoimi przyjaciółmi,
przed tymi, których wybrał.
Ale oni są przerażeni,
biorą go za ducha!
"To ja jestem.
Dotknijcie Mnie
i przekonajcie się.(...)
Macie coś do zjedzenia?" (Łk 24)
Nie mogą zrozumieć.
Trudno jest im zrozumieć.
Są tacy jak my:
ich serca są tak powolne,
tak długo zwlekają zanim uwierzą.

Zmartwychwstały Jezus
nie potępia ich za tchórzostwo,
nie wyrzuca im, że go porzucili,
ale gani ich za to,
że nie uwierzyli kobiecie,
Marii z obozu rzymskiego,
która powiedziała im,
"że widziała go żywego." (Mk 6)

Ale to JEST prawda.
To JEST Jezus
żywy,
w tym samym ciele,
a jednak inny!
"Pan mój i Bóg mój!",
woła Tomasz
przemieniony nadzieją i radością,
kiedy wkłada swoje palce
w rany Jezusa na rękach i stopach,
a rękę w jego bok,
rozcięty kopią. (J 20)

Z zupełnego upadku, z totalnej klęski
rodzi się coś całkowicie nowego,
nieoczekiwanego:
Jezus zmartwychwstały i pełen pokory,
Jezus żywy,
dodający odwagi tym rozdartym ludziom,
przywracający nadzieję,
dający życie,
umacniający ich.

Jezus jest łagodny
i nie ma w nim żadnej szorstkości.
Idzie drogą do Emaus (Łk 24)
z tymi dwoma zrozpaczonymi i zbuntowanymi mężczyznami,
uciekającymi od podzielonej i rozbitej wspólnoty uczniów.
Ukrywając swoje rany pyta ich
o czym rozmawiają.
"Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie,
który nie wie co się tam w tych dniach stało.
«Cóż takiego», zapytał ich."

Opowiedzieli mu o Jezusie i jego śmierci,
a on objawiał im tajemnice Pisma.
Ich serca rozpaliły się uniesieniem,
ale rozpoznali go dopiero
gdy błogosławił i łamał chleb
w czasie wieczerzy.
Potem zniknął im z oczu.

Później w Galilei, (J 21)
znad brzegu jeziora,
Jezus woła do swoich uczniów
łowiących ryby:
"«Dzieci, czy macie co na posiłek?»
«Nie», odpowiedzieli Mu"
"Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi."
Kiedy tak zrobili
ich sieci napełniły się rybami.
Wtedy rzucają się na brzeg rozpoznając Jezusa,
a on zaprasza ich na śniadanie.
Zmartwychwstały Jezus jest pełen delikatności
i troski o samopoczucie głodnych apostołów. (J 21)

Po śniadaniu Jezus trzykrotnie pyta Piotra:
"Czy miłujesz mnie?"
Piotr jest zakłopotany,
pamięta jak trzy razy wyparł się Jezusa.
Teraz jest bardziej pokorny:
"Ty wiesz, że Cię kocham", odpowiada mu.
Jezus utwierdza go jako opokę:
"Paś owce moje!"
"Paś baranki moje!"
Tak oto pomimo całej swojej słabości Piotr
zostaje pasterzem
wezwanym do umacniania swoich braci.

Przez ponad czterdzieści dni Jezus wielokrotnie objawia się
swoim uczniom,
którzy poprzez doświadczenie własnej ułomności, własnej słabości
stali się bardziej pokorni
i jeszcze bardziej zakorzenieni w rzeczywistości.
Mówił im o Królestwie Bożym,
przygotowując w ten sposób narodziny Kościoła,
Swojego Ciała,
przygotowując ich do kontynuowania dzieła, które sam rozpoczął:
aby schodzili z drabiny ludzkiego awansu
i głosili całej ziemi
przesłanie przebaczenia i powszechnej miłości,
by głosili dobrą nowinę ubogim.
By chrzcili
w imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego,
przynosząc nowe życie,
odrodzenie,
wszystkim, którzy ufają i chcą narodzić się na nowo
w prawdzie.

Jezus obiecuje im, że otrzymają
nową siłę (Łk 24, J 14 i 15)
Ducha Świętego,
Ducha Jezusa,
Ducha Pocieszyciela
posłanego przez jego Ojca.
On ich przemieni
i pożywi,
i nauczy wszystkich rzeczy,
by stali się jak Jezus
prawdziwymi pasterzami ich stada.

"A podczas wspólnego posiłku
kazał im nie odchodzić z Jerozolimy,
ale oczekiwać obietnicy Ojca.
«Słyszeliście o niej ode Mnie -- mówił --
Jan chrzcił wodą,
ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni
Duchem Świętym.»" (Dz 1, 4-5)

"Gdy Duch Święty zstąpi na was,
otrzymacie jego moc
i będziecie moimi świadkami
w Jerozolimie i całej Judei,
i w Samarii. i aż po krańce ziemi.
Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę
i obłok zabrał Go im sprzed oczu.
Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego,
jak wstępował do Nieba,
przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach.
I rzekli:
Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się
w niebo?
Ten Jezus wzięty od was do nieba,
przyjdzie tak samo, jak widzicie Go
wstępującego do Nieba." (Dz 1, 8-11)

Dziesięć dni później,
w dzień dzisiaj zwany wigilią zesłania Ducha Świętego,
Duch Święty zstąpił na nich
gdy modlili się wspólnie
z Maryją, Matką Jezusa
i kilkoma innymi kobietami.
Duch Święty spoczął na nich
pod postacią języków ognia.
Każdy z nich narodził się wtedy ponownie,
z nową siła,
a ich serca rozpaliły się ogniem miłości.
Ten ogień napełnił serca niektórych tęsknotą
do głębokiej ciszy
i modlitwy,
innych pragnieniem by głosić Jezusa i jego wizję
z nową odwagą
i w wielu językach.
Wszyscy, którzy byli świadkami tego wydarzenia
i słyszeli ich mówiących językami,
zdumieli się. (Dz 2)

Piotr, napełniony Duchem Świętym,
stanął i z mocą oznajmił nową erę miłości,
cytując słowa proroka Joela:
"W ostatnich dniach, mówi Bóg --
wyleję ducha mojego na wszelkie ciało,
i będą prorokowali synowie wasi i córki wasze,
młodzieńcy wasi widzenia mieć będą,
a starcy -- sny.
Nawet na niewolników i niewolnice moje
wyleję w owych dniach Ducha mego,
i będą prorokowali.
I sprawię dziwy na górze -- na niebie,
i znaki na dole -- na ziemi.
Krew i ogień, i kłęby dymu,
słońce zamieni się w ciemność,
a księżyc w krew,
zanim nadejdzie dzień Pański,
wielki i wspaniały.
Każdy, kto wzywać będzie imienia Pańskiego,
będzie zbawiony." (Dz 2, 17-21)

Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa
obaliły bariery
uniemożliwiające zesłanie Ducha Świętego.
Teraz tamy są otwarte.
Duch Boga,
Duch Jezusa,
jest dany ludzkim sercom
i stają się one mieszkaniem Boga.
Napełnieni łaską Ducha Świętego,
wyzwoleni z grzechu i strachu,
wszyscy ludzie mogą teraz podać sobie ręce ponad granicami i kulturami.
Jedność ze zmartwychwstałym Jezusem
staje się mocą i siłą jednoczącą
ludzi wszystkich narodów i ras.

Zmartwychwstały Jezus, który wstępuje do nieba,
do Ojca,
będący jedno z Ojcem,
posyła wszystkim ludziom
dar swojego Świętego Ducha,
dar zaproponowany, nie narzucony,
dar dany tym, którzy pokornie poszukują,
i głoszą swoje zaufanie do niego.
Przemienieni darem Ducha Świętego
wszyscy mogą teraz współuczestniczyć w komunii
z Jezusem i z Ojcem
i prawdziwie stać się dziećmi Boga.
Miłość płynąca z Trójcy Świętej
włącza nas do jej życia.
Stajemy się podobni do Jezusa,
przemieniamy się w niego.
Otrzymujemy jego Ducha,
jego serce spoczywa w naszym sercu,
kochamy każdą osobę tak jak Jezus kocha,
taką jaka jest,
słaba lub silna,
podobna do nas albo całkiem inna.
Odkrywamy, że obecność Jezusa
ukryta w każdym człowieku,
uzdrawia nas.
Odkrywamy cierpienie
jako sakrament,
jako miejsce gdzie przebywa Jezus.

Jezus wyraźnie pokazał jak będzie żył w swoich uczniach,
którzy razem staną się Kościołem,
jego Ciałem, jego Świątynią;
aż do skończenia świata
będzie z tymi, którzy ufają mu
i wierzą w niego:
"Ja jestem prawdziwym krzewem winnym,
a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. (...)
wy jesteście latoroślami.
Kto trwa we Mnie, a ja w nim,
ten przynosi owoc obfity,
ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. (...)
Ojciec mój przez to dozna chwały,
że owoc obfity przyniesiecie
i staniecie się moimi uczniami." (J 15)

Przemiana taka nie jest nigdy natychmiastowa.
Winna latorośl musi być podcinana
by przynosiła obfitszy owoc.
Taki jest proces wzrostu,
proces, który oczyszcza i wyzwala.
Wzrastamy w Duchu Świętym,
w mądrości, wolności i miłości,
poprzez momenty załamania, ból i walkę,
wierność i radość,
przez cały czas naszego życia.
I tak rodzi się zgromadzenie tych, którzy są wezwani by uwierzyć --
ludu Bożego,
Kościoła Jezusa, jego ciała,
narodzonego i zjednoczonego w Duchu.

Rola dwunastu uczniów wybranych przez Jezusa
będzie inna
niż rola kapłanów w prawie żydowskim.
Zostaną wezwani do tego, by świadczyć
o życiu i słowach Jezusa,
by dawać Jego ciało
ubogim, maluczkim i ciemiężonym,
ułomnym i niewidomym,
wszystkim tym, którzy ufają Jezusowi.
Jezus powiedział im, aby na jego pamiątkę (Mt 26, Mk 14, Łk 22)
czynili to, co on uczynił w wigilię swojej śmierci,
kiedy wziął chleb,
pobłogosławił
i połamał go,
i podał każdemu z nich:
"Bierzcie i jedzcie,
to jest Ciało moje",
a potem wziął kielich z winem
i pobłogosławiwszy go powiedział:
"Pijcie z niego wszyscy,
bo to jest moja Krew Przymierza,
która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów."
Słowa, które kiedyś w Galilei
spowodowały odwrócenie się tylu ludzi od Jezusa,
stają się teraz (jego) obecnością i tajemnicą,
ciszą i komunią.
Ludzie ci wypowiadają je
nad chlebem i winem,
i ukazują święte tajemnice,
zapraszając do ich kontemplacji.

Słowa te nabierają nowego znaczenia:
Jezus pozostaje obecny wśród tych, którzy w niego wierzą,
obecny w swoim ciele i swojej krwi,
w dziękczynieniu,
w Eucharystii,
kiedy wszystko na nowo zostaje złożone w ofierze,
kiedy wyrzeczenie staje się komunią i darem,
doskonałą wymianą między ludzkim i boskim,
gdy całe nasze ciało,
zostaje ogarnięte Słowem, które stało się ciałem.

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XIII. JEZUS ZSTĘPUJE W BÓL I MAŁOŚĆ PODSUMOWANIE
na początek strony
© 1996-1999 Mateusz