Jezus -- dar miłości

 
 

XIII. JEZUS ZSTĘPUJE W BÓL I MAŁOŚĆ

 

 

Kiedy nadeszła jego godzina, Jezus przyobleka się w jeszcze większą słabość,
i zstępuje do samej głębi bólu i samoumniejszenia.
W swoim liście do Filipian
św. Paweł przytacza prawdopodobnie jeden z wcześniejszych,
śpiewanych przez chrześcijan hymnów.
Dzisiaj nazywa się on "kenosis",
co oznacza "ogołocenie".
"On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobny do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłuszny aż do śmierci --
i to śmierci krzyżowej." (Flp 2, 6-8)

Świadom niebezpieczeństwa w Jeruzalem,
Jezus nie ukrywa się,
nie ucieka z Galilei.
Jezus niewinny, Jezus pełen łagodności,
pozwala, by siły zła
otoczyły go i pojmały.
Zostaje związany linami
i odprowadzony,
mocno trzymany przez dwóch brutalnych strażników.

Przyszedł do swoich,
ale swoi go nie przyjęli; (J 1)
nie chcieli go takim jakim był.
Jego miłość pełna czułości i miłosierdzia,
jego ciche wezwanie, by stawać się jak małe dziecko,
jego pokora, wyrzeczenie się przemocy,
jego upodobanie, by zajmować zawsze ostatnie miejsce,
zostają brutalnie odrzucone przez potężny system,
niedostępny dla czułości,
jak wielkie betonowe bunkry.
Takie jest ostateczne przeciwieństwo:
małe, niewinne
dziecko,
spragnione miłości, czułości i prawdy
odkrywające tym ludziom, więźniom systemu --
sparaliżowanym udręką, strachem, kłamstwem i dumą,
swoimi uprzedzeniami, nienawiścią i wewnętrzną ciemnością,
a także przeświadczeniem o własnej prawości --
ich własne zalęknione, grzeszne serca, serca z kamienia.

Światło Jezusa,
prawda, którą głosi
wydają się w rozbudzać
świat ciemności i kłamstwa,
świat zaprzeczenia, świat negacji i samozabezpieczenia.
istniejące w każdym człowieku.
Jego delikatna miłość ukazuje
ich przemoc,
jego czystość --
ich nieczystość,
jego pokora
drażni ich dumę.
Jezus nie odpowiadał wyobrażeniu, jakie wielu miało o Mesjaszu,
Mesjaszu potężnym,
Mesjaszu, który wyzwoli Izrael i przywróci ziemskie Królestwo,
i dlatego rozczarował ich:
"Oszukał nas".
Wewnętrzna przemoc wzrasta wśród wielu z tłumu,
i widząc Jezusa spluwają pogardliwie.
Ci sami, którzy parę dni wcześniej,
gdy wjeżdżał do Jerozolimy
wołali: "Hosanna! Hosanna!
Synowi Dawida,
Królowi Izraela!",
krzyczą teraz:
"Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj Go!".
Jezus ujawnia grzech,
zło
i ciemności ukryte w ich sercach.
Staje się to dla nich nie do zniesienia.
Oskarżają go
i obsypują wyzwiskami,
ukrywając i zaprzeczając swojemu własnemu grzechowi,
próbując obciążyć nim Jezusa.
Staje się ich kozłem ofiarnym
i ofiarą
ich grzechu.

Jezus jest zepchnięty na samo dno
słabości i upokorzenia,
upadku i porzucenia,
otoczony ciemnościami.

Jego przyjaciele, ci, których wybrał
i wezwał, by ich ukształtować i przemienić,
z którymi chodził po drogach Galilei,
pływał po jeziorze,
czują się teraz zupełnie zagubieni,
zmieszani i przerażeni,
załamani uciekają,
pozostawiając Jezusa swojemu losowi.
Piotr, "opoka", upada,
krzycząc, zaklinając i przysięgając:
"Nie znam tego Człowieka!" (Mt 26)

Piotr znał i szedł za Jezusem potężnym,
Jezusem cudów,
który nakarmił pięć tysięcy ludzi,
który wskrzesił Łazarza,
który przemienił się na górze.
Pokładał nadzieję w Mesjaszu potężnym,
posłanym przez Boga,
by zwyciężyć w walce między dobrem a złem,
(było oczywiste, że Rzymianie byli wcieleniem zła),
uwolnić kraj od dominacji pogan,
przywrócić godność, żarliwość i nadzieję
narodowi wybranemu
i odbudować Królestwo Izraela.

Ale teraz wszystko jest skończone.
Jezus został pokonany,
przegrał walkę
i będzie zlikwidowany,
jak wielu przed nim.
Cały wewnętrzny świat Piotra załamuje się,
budzi się w nim udręka i przemoc,
popada w nieład i wewnętrzny chaos;
Dlatego wykrzykuje przysięgając:
"Nie znam tego Człowieka!"
Jezus nie jest już tym człowiekiem, za którym podążał Piotr,
któremu całkowicie zaufał --
Mesjaszem potęgi,
sługą Wszechmogącego,
tym, który musi wygrać.

Piotr nie może zrozumieć;
to tak jakby Jezus go oszukał.
Dla Piotra słabość jest pokrewna tchórzostwu
i nie ma żadnego sensu.
Ludzie są wezwani do walki i zmagania się,
do współzawodnictwa i wygrywania.
I najlepszy zawsze zwycięża,
pobłogosławiony przez Boga
i napełniony jego mocą.

Piotr nie może zrozumieć
pokornego, ukrytego przesłania proroka,
cierpiącego sługi, którego zapowiada Izajasz: (53)
"Jak baranek na rzeź prowadzony, (...)
tak On nie otworzył ust swoich...
a w Jego ranach jest nasze zdrowie."

Piotr nie mógł znieść upadku i hańby.
Ucieka
wewnętrznie rozbity.
W jaki sposób upadek może przygotowywać zwycięstwo,
a śmierć przynosić życie?

A przecież w przyrodzie
zwiędłe, opadłe liście,
ludzkie i zwierzęce odchody,
wszystko co jest odrzucane i rozkłada się
wzbogaca glebę
i daje życie.
Co jest najbardziej odrzucone
staje się najcenniejsze,
a co najbrudniejsze
staje się najczystsze:
gnijące jabłka i winogrona
przemieniają się w alkohol.
Jezus powiedział:
"Jeśli ziarno pszenicy
wpadłszy w ziemię nie obumrze,
zostanie tylko samo,
ale jeżeli obumrze,
przynosi plon obfity." (J 12)

Jezus zstępuje w najgłębsze ciemności świata
słabości, upokorzenia i porzucenia.
I tam przyniesie owoc obfity.
Słabość Jezusa nie jest tylko fizyczna;
jest on zraniony do samej głębi swojej istoty.
Przed aresztowaniem
w ogrodzie oliwnym, (Mk 14, Łk 22)
blisko murów Jerozolimy
zabrał ze sobą trzech swoich umiłowanych towarzyszy
i poprosił, by czuwali razem z nim i modlili się.
Przepełniony bólem wewnętrznym,
przygnieciony smutkiem,
głęboko wstrząśnięty,
skrajnie wyczerpany,
gdy kropelki potu płynęły z każdej pory w jego skórze
jak krople krwi,
Jezus płakał
głęboko poruszony,
modląc się:
"Abba, Ojcze,
zabierz ode mnie ten kielich,
zabierz ten nieznośny ból wewnętrzny,
ale nie moja,
lecz Twoja wola niech się stanie".
Nie mógł znieść bólu porzucenia, odrzucenia
i całkowitej klęski,
błagał o siłę.
Jezus umniejszony i osamotniony
pragnie miłości,
i tej miłości się oddaje.

"Żołnierze zaprowadzili Go
na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium,
i zwołali całą kohortę.
Ubrali Go w purpurę
uplótłszy wieniec z ciernia
włożyli mu na głowę.
I zaczęli Go pozdrawiać:
«Witaj, Królu żydowski!»
Przy tym bili Go trzciną po głowie,
pluli na Niego i przyklękając oddawali Mu hołd." (Mk 15)

Żołnierze z sadyzmem wyśmiewali się z jego słabości
i bili go,
rozkoszując się jego bólem.

Potem leży rozpięty na krzyżu,
zhańbiony i całkowicie nagi,
a jego piękne i wrażliwe ciało
jest poranione i pokaleczone,
zakrwawione,
ukrzyżowane,
wystawione na spojrzenia wszystkich ciekawskich.
Faryzeusze i uczeni w Piśmie
rozkoszowali się jego słabością i nagością,
cierpieniem i jękami bólu.
Wygrali.
Okazali się silniejsi.
Jezus przegrał,
a oni śmiali się, drwili i wyszydzali go:
"Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi,
szydząc, powtarzali:
«Innych wybawił, siebie nie może wybawić.
Jest Królem Izraela:
niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego.»" (Mt 27)

On jednak nie odpowiadał,
tylko cicho zapłakał:
"Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią." (Łk 23)

Rozdzierający ból,
ciężar ciała zawieszonego na ramionach
przybitych do drzewa,
powietrze chwytane z największym trudem.
Aby oddychać
Jezus musiał podciągać do góry swoje ciało
wspierając się na przygwożdżonych stopach,
inaczej nastąpiłaby śmierć przez uduszenie.
Jego głos był ledwie słyszalnym tchnieniem.
Przybity do krzyża,
nagi, ogołocony ze wszystkiego,
opuszczony przez przyjaciół, którzy stracili już do niego zaufanie,
upokorzony w swojej misji, w swojej męskości,
Jezus mimo to trwa w jedności
z Marią, swoją matką.
Ona pierwsza była z nim związana
szczególną, fundamentalną więzią,
ona pierwsza przyjęła go
w jego maleńkości.
Stoi u stóp krzyża
przy jego nagim, rozbitym, zranionym ciele,
niosąc jego słabość
z ufnością, współczuciem i miłością.
Staje się całkowitym darem,
całkowitą ofiarą dla Ojca,
a jej złamane serce
jednoczy się ze złamanym sercem Jezusa.

W ostatecznym geście miłości
Jezus ukazuje wyraźnie swoją więź z kobietą,
z jego matką.
Mówi jej, by nie patrzyła na niego,
ale na Jana.
"Niewiasto, oto syn Twój",
a do Jana powiedział: "Oto Matka twoja." (J 19)
I kiedy Maryja kieruje swoje spojrzenie w stronę umiłowanego ucznia,
Jezus zostaje sam,
zupełnie sam,
i woła w udręce:
"Pragnę". (J 19)
"Eloi, Eloi, lema sabachtani".
"Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?" (Mk 15)
Wtedy wyzionął ducha
w ostatecznym okrzyku bólu i udręki.
Wszystko się skończyło.
"Wykonało się." (J 19)
Przestaje oddychać.
Jego ciało staje się bezwładne i nieruchome.
Jezus nie żyje.

* * *
Ukrzyżowany za murami Jerozolimy,
miasta Bożego,
wyklęty
przez przedstawicieli Bożego prawa,
skazany za bluźnierstwo,
(wyraźny znak, że nie pochodził od Boga),
człowiek w którym nie ma już żadnego powabu ani urody,
człowiek smutku,
znający cierpienie,
przygnieciony naszymi grzechami,
Baranek Boży oddany w ofierze,
by dać nam życie.
Dał nam swoje życie
odkrywając źródła wody żywej,
gotowej, by ogarnąć całą ziemię.
Z jego serca przebitego włócznią żołnierzy
popłynęła krew i woda. (J 19)
Łagodny Zbawiciel.
Mały Baranek.
Przez swoją śmierć dał życie
światu,
zwyciężył zło, władzę Szatana,
przemieniając przemoc tego świata
w czułość i przebaczenie.

Naprawdę, kochał
całą pełnią miłości,
aż do samego jej kresu,
aż do daru z samego siebie,
pokazując nam jak kocha Bóg.

Człowiek współczujący,
człowiek posiadający władzę duchową,
staje się bezsilny
i sam potrzebuje współczucia.
Ten, który głosił dobrą nowinę ubogim,
swobodę i wolność gnębionym,
jest teraz biednym człowiekiem
pogrążonym w smutku.
Człowiek, który wołał w świątyni:
"Pozwólcie tym, którzy są spragnieni, aby przyszli do mnie i pili",
teraz woła w bólu: "Pragnę".
Człowiek, który przyszedł by uzdrawiać,
sam potrzebuje uzdrowienia.
Człowiek, który przyszedł by dawać miłość,
sam na próżno jej szuka:
nauczyciel współczucia,
sam go teraz potrzebuje.
Człowiek, który przyszedł aby dawać życie,
i dawać je w obfitości,
umarł w okrutnej pustce i bólu.

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XII. CI, KTÓRYCH JEZUS NIEPOKOIŁ XIV. JEZUS ŻYJE
na początek strony
© 1996-1999 Mateusz