Jezus -- dar miłości

 
 

XII. CI, KTÓRYCH JEZUS NIEPOKOIŁ

 

 

Wielu ludzi przychodzących do Jezusa
było przez niego wewnętrznie uzdrawianych
i napełnianych nową nadzieją.
Inni byli źli na niego:
przeszkadzał im,
przeszkadzał bogatym.
Historia Łazarza i bogatego człowieka (Łk 16)
musiała wielu niepokoić.
Łazarz był żebrakiem, którego nogi były pokryte wrzodami,
jak trędowaty;
bezwładnie leżał na ulicy, samotny i głodny.
Człowiek bogaty tuż obok
wydawał właśnie wystawną ucztę,
nie zwracając uwagi na spojrzenie wygłodzonego Łazarza.
Łazarz umarł i wszedł do krainy pokoju
na łono Abrahama;
kiedy umarł człowiek bogaty,
znalazł się w miejscu tortur i męczarni.
Czy może być wyraźniejsze przesłanie?

Jezus wołał:
"Biada wam, bogaczom,
którzy teraz jesteście syci, (...)
którzy się teraz śmiejecie, (...)
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą." (Łk 6)
Niektórzy ostentacyjnie ukazywali swoją złość na niego,
sądząc, że chce wzbudzić w nich poczucie winy.
Nie znaczyło to, że Jezus ich nie kocha, że są mu obojętni.
Był daleki od tego.
Jezus chciał jedynie otworzyć ich serca i umysły,
wyzwolić ich od nałogu posiadania,
potrzeby bogactwa i zabezpieczenia,
pokazać im drogę do wewnętrznej wolności,
do dzielenia się i współczucia.
Zamykanie się za barierami bogactwa i swojej własnej klasy,
zamykanie się wśród tak zwanej elity
jest formą śmierci;
podobnie jak
odrzucanie naszego wspólnego człowieczeństwa
i solidarności z tymi, którzy potrzebują pomocy i głośno wołają o swoim cierpieniu,
a także odmawianie dzielenia się swoim życiem i bogactwem
z tymi, którzy mają mniej.

Jezus nie mówił bogatym takim jak Zacheusz z Jerycha, (Łk 15)
aby sprzedali wszystko co mają.
Chciał tylko, aby otworzyli swoje domy i swoje rodziny,
by stali się gościnni i współodczuwający,
i żeby nie bali się.
Wezwał ich, by otworzyli swoje serca,
i nie ukrywali się przed słabymi, bezsilnymi i potrzebującymi pomocy,
ale dzielili się z nimi,
swoim życiem, pożywieniem, majątkiem.
Wtedy odkryją nowe życie,
odkryją Boga,
odkryją szczęście
i będą błogosławieni.

Dlatego Jezus mówi do Faryzeusza:
"Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę,
nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci,
ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów. (...)
Lecz kiedy urządzasz przyjęcie,
zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych,
a będziesz szczęśliwy."
Bóg będzie z tobą. (Łk 14)

Wielu jednak bogatych i mających władzę nie było w stanie się zmienić:
nie chcieli się zmienić,
nie chcieli zaprosić
ubogich, ułomnych i chromych do swojego stołu:
bali się, że stracą kontrolę.
Skoncentrowani na sobie,
zamknięci w swoich religijnych uprzedzeniach,
nie mogli znieść zapachu pospólstwa,
smrodu trędowatych i chorych,
krzyku żebraków.
Nie chcieli słuchać mądrości kobiet,
mądrości słabych.
Czuli się dobrze w ustanowionym porządku,
z wysokimi rangą kapłanami i odpowiedzialnymi religijnymi,
którzy im nie przeszkadzali,
lecz przeciwnie, pochlebiali im.
Przypochlebiali się sobie wzajemnie
w tym elitarnym klubie silnych i wpływowych.
Krytykowali brudny, pstrokaty, nieokrzesany tłum,
i tego radykała, tak zwanego proroka,
który przyjaźnił się ze słabymi, zapomnianymi i brudnymi,
który dotykał trędowatych,
przyjaźnie rozmawiał z Samarytanami,
słuchał kobiet;
i nawet pozwalał kobiecie o złej reputacji,
by myła mu nogi i wycierała je swoimi długimi włosami! (Łk 7)

Jezus niepokoił także
ludzi gniewnych, zazdrosnych, biednych i bezsilnych,
zamkniętych w swojej rozpaczy,
zamkniętych w swoim buncie,
rozgniewanych na Boga i religię,
rozgniewanych na swój los,
rozgniewanych na proroków.
Gniewał ich Jezus,
który mówił o zaufaniu
zamiast o buncie.
Unikali go
albo byli na niego wściekli, kiedy nie dawał im jałmużny,
kiedy ich nie uzdrawiał, gdy tego chcieli.
Obecność Jezusa przeszkadzała też tym mężczyznom i tym kobietom,
którzy byli niewolnikami swoich przyzwyczajeń,
pijaństwa i rozwiązłości,
którzy odcięli się od przykazań Boga,
i nie chcieli nic wiedzieć o miłości
i przebaczeniu.

Jezus niepokoił także tych,
na których popatrzył z miłością (Mk 10)
i wezwał,
by poszli za nim,
by mu zaufali,
by sprzedali wszystko co posiadają,
wszystko zostawili,
i bardziej wolni
pokornie poszli razem z nim,
jak przyjaciele.
Czuli się niezdolni by dokonać wyboru,
nie byli w stanie zaakceptować utraty
majątku, rodziny, pozycji, ich wyobrażenia o samych sobie,
nadającego sens ich życiu i dającym poczucie bezpieczeństwa.
Nie odważyli się uczynić kroku w niepewność
nowej miłości, niepewność głębszego zawierzenia.
Jezus przeszkadzał im,
niepokoił ich
i zasmucał.

Jezus przeszkadzał także tym, którzy uważali go
za zbyt radykalnego,
utopijnego,
pozbawionego poczucia rzeczywistości.
Jak można porzucić bogactwo i dzielić się z ubogimi?
Jak można wyrzec się użycia siły?
Jak można kochać wrogów?
Jak można bez ustanku przebaczać?
Jak można żyć bez zabezpieczenia i konta w banku?
Jak można stać się jak dziecko?
Jak można spożywać jego ciało i pić jego krew?
Ci, którzy ciągle pytali,
i chcieli wszystko zrozumieć
nie czekając,
nie mogąc dopasować jego sposobu działania i nauczania
do swoich własnych poglądów,
odrzucali możliwość zaufania mu,
i odwracali się od niego.
Uważali, że przejęcie tego nowego przesłania
jest niemożliwe, nierozsądne i niebezpieczne.
Czuli potrzebę dostosowania się do systemu,
i do ustalonych tradycji,
do ślepego posłuszeństwa wobec władzy duchownej.

Jezus niepokoił także tych wszystkich, którzy odmawiali przyznania się do swojego własnego ubóstwa,
swoich zranień i grzechu, do tego, że potrzebują pomocy.
Tych, którzy koncentrowali się na swojej wiedzy, swoich bogactwach,
na swojej władzy duchowej,
którzy usprawiedliwiali siebie
sądząc i oskarżając innych.

Być może Jezus przeszkadzał wszystkim!
Niweczył oczekiwania
i wzbudzał gniew.
Czy nie jest jednak rzeczą normalną, że prorok niepokoi?

Niektórzy, których niepokoił, czekali:
przeżywali swoje wewnętrzne zranienia,
uczucia udręki albo winy,
ale nie zamykali drzwi
i nie odwracali się,
Inni przeciwnie, zamykali się w swoim cierpieniu
i w swojej dumie;
nie chcieli słuchać
i odwracali się źli na Jezusa,
i na siebie.
Niektórzy posunęli się jeszcze dalej
i próbowali zniszczyć Jezusa,
zranić go,
a także tych, którzy za nim szli.

Przede wszystkim jednak, Jezus zagrażał ustanowionemu porządkowi:
saduceuszom, faryzeuszom, uczonym w Piśmie,
wysokim rangą kapłanom i przywódcom religijnym.
A jednak nie wszystkim.
Niektórzy poruszeni byli jego życiem i przesłaniem,
a także tak wyraźnymi znakami Boga.
Nocą przychodzili się z nim zobaczyć,
tak jak Nikodem,
albo zapraszali go do siebie.
Nikodem bronił go nawet publicznie,
ale natychmiast został za to zaatakowany. (J 7)
Byli to ludzie otwarci na Jezusa i na jego przesłanie,
ale bali się, że zostaną z nim publicznie utożsamieni.
Nie mogli oskarżyć instytucji, której część stanowili,
i która miała swoje własne sposoby sądzenia i podejmowania decyzji.
Działo się tak w przypadku wielu grup religijnych w historii,
które bały się być inne,
bały się niedostosowania do ludzi
mających władzę.
Bojąc się krytyki i zhańbienia,
bojąc się zawierzenia Bogu
i posłuchania głosu swojego sumienia,
stracili swoją wewnętrzną wolność.

Większość z nich była otwarcie zbuntowana przeciwko Jezusowi
i nie chciała go słuchać.
Zamknięci byli we własnych zwyczajach, doktrynach i ideologii.
Jezus nie mógł być Mesjaszem!
Nie mógł być Bogiem!
Nie mógł czynić znaków,
jeśli to robił, były to z pewnością znaki szatana,
dla ogłupienia tłumów
i sprowadzenia łatwowiernego pospólstwa na manowce.

Nie byli nawet w stanie słuchać Jezusa
ani uznać, że drzewo poznaje się po owocach jakie wydaje.
Potępili Jezusa,
nim spojrzeli na owoce jego życia, jego pracy
i jego przesłania.
Tkwili we własnych uprzedzeniach i dumie
lub nieświadomie bali się własnej udręki i poczucia winy,
zamaskowanymi władzą duchową,
i wartościami zewnętrznymi chronionymi przez władzę.

Skąd takie uprzedzenia?

Trzeba przyznać, że żadna grupa,
nawet religijna,
nie lubi kiedy spośród niej
wyłania się prorok.
Prorok objawia coś nowego,
nową,
nieznaną drogę;
prorok w milczeniu ukazuje
jej ubóstwo, nieudolność i wewnętrzne ciemności.
Czasami nawet prorocy wyraźnie mówią,
że grupa odeszła od swojego pierwotnego celu i wizji;
zamknęła się w sobie,
w komforcie, samozadowoleniu i ludzkim poczuciu bezpieczeństwa,
że straciła miłość i entuzjazm swojej młodości,
że straciła zaufanie do Boga
i boi się ubóstwa i niepewności,
które są jak sakrament
wzywający na nowo Bożej obecności i Bożej pomocy.

Grupa szybko staje się podejrzliwa i boi się nowego,
boi się proroka,
który ma moc podważania jej autorytetu.
Grupa sprzeciwia się zmianie;
przywódcy boją się, że stracą kontrolę.

W czasach Jezusa
niektórzy przywódcy religijni
odczuwali właśnie ten strach.
Może nieświadomie bali się odsłonięcia siebie,
swojej obłudy i wewnętrznej pustki.
Posiadali wszystkie zewnętrzne znaki religijności,
posiadali wiedzę o Bogu,
ale ich wnętrze było puste;
według surowych słów Jezusa
byli jak "pobielane groby
pełne kości trupich i wszelkiego plugastwa".

Publicznie i otwarcie,
Jezus ukazywał tkwiące w nich zło.
Otwarcie mówił to o czym wielu wiedziało i myślało,
ale zdobywało się jedynie, aby szeptać między sobą.
Nazwał ich wężami, plemieniem żmijowym, obłudnikami,
ślepymi przewodnikami, (Mt 23)
którzy zamykają drzwi Królestwa przed ludźmi;
którzy płacą dziesięcinę i przestrzegają najdrobniejszych rytuałów,
ale zapominają o najważniejszym --
o sprawiedliwości, miłosierdziu i wierze.
Pouczał ich, krzyczał na nich,
i w swoich przypowieściach dokonywał porównań wprawiających ich w zmieszanie
i wściekłość.
Mówił o kapłanie i lewicie, (Łk 10)
którzy idąc do Jerycha nie zatrzymali się,
by pomóc cierpiącemu człowiekowi leżącemu na drodze..
Bali się, że staną się nieczyści
dotykając jego ran.
Samarytanin, cudzoziemiec, heretyk,
tak zwany przeklęty,
zatrzymał się.
Ta nauka była bardzo wyraźna.
Nie wystarczy być kapłanem
i wypełniać obrzędy prawa,
by być bliżej Boga.
Bliskość Boga rodzi się z miłości, otwartości i troszczenia się o bliźnich.
Pierwsze przykazanie to kochać Pana
całym swoim sercem, duszą, umysłem i mocą
i kochać bliźniego jak siebie samego.
Taka jest istota i najgłębszy sens Tory.

Podobnie w przypowieści o faryzeuszu i celniku, (Łk 18)
gdy faryzeusz stanął z przodu świątyni
przedstawiając Bogu wszystkie swoje dobre uczynki,
jak wypełniał prawo,
a nawet jeszcze więcej,
dziękuje on, że nie jest taki jak inni ludzie,
a zwłaszcza jak ten celnik.
Celnik stał daleko w tyle
i nie śmiał nawet wznieść oczu ku niebu,
bił się w piersi i mówił:
"Boże miej litość dla mnie grzesznika!".
I Jezus mówi, że to celnik, a nie faryzeusz,
wraca do domu
oczyszczony, otoczony Bożą miłością.
Nic więc dziwnego, że chcieli się pozbyć Jezusa.
Był dla nich zagrożeniem,
zagrożeniem dla ich wpływów i władzy.
Ujawniał ich wewnętrzne ciemności i rozbicie.

W innym momencie
faryzeusze i uczeni w Piśmie powiedzieli, że nie mogą uwierzyć,
że Jezus jest Mesjaszem
ponieważ pochodzi z Galilei. (J 7)
Ludzie z Judei i Jerozolimy
pogardzali Galilejczykami,
którzy przestrzegali Prawa mniej rygorystycznie.
Jezus nie wyrastał w tym systemie,
był obcym, kimś z zewnątrz, kimś nieuczonym według ich kryteriów.
Poza tym nie mógł być Mesjaszem,
ponieważ łamał prawa szabatu
(te prawa, które nie pochodziły od Boga).
Nie mógł być Mesjaszem ponieważ,
ponieważ...
ponieważ...
Próbowali przyłapać go przy każdej możliwej okazji
aby udowodnić sobie -- i innym ludziom --
że nie jest on wiernym uczniem Mojżesza,
więc nie może być Mesjaszem.
Nie chcieli, aby był Mesjaszem,
zbyt poważnie im zagrażał,
zagrażał ich władzy
i systemowi.
Wyraźnie uważał się za równego Bogu;
twierdził, że JEST Bogiem.
Coś takiego, krzyczeli, to największe bluźnierstwo
karane śmiercią.

My ludzie, mamy zadziwiającą zdolność
zaprzeczania rzeczywistości,
odrzucania rzeczywistości
i zamykania się w naszych własnych ideach, teoriach
i w naszych przekonaniach co do tego
jak chcielibyśmy, by wyglądała rzeczywistość.
Mamy trudności, by otworzyć się
na rzeczywistość,
by szukać poznania i prawdy, które z niej pochodzą.
Chcemy, aby rzeczywistość odpowiadała naszym wyobrażeniom;
chcemy stwarzać rzeczywistość
a nie podporządkować się jej.
Tak też było z wieloma faryzeuszami i uczonymi w Piśmie.

Ludzie żyjący w tym systemie,
chronieni przez ten system,
uprzywilejowani przez niego,
wspólnie związani lojalnością wobec władzy,
jej przepisów i zasad funkcjonowania,
szybko potrafią zaprzeczyć rzeczywistości
i odmówić osądzenia drzewa po owocach jakie przynosi.
W Jezusie widzą zagrożenie.
Grupa stojących u władzy miała wyraźną hierarchię:
na szczycie: Sanhedryn, najwyższy kapłan,
potem uczeni w Piśmie i starsi --
wszyscy oni posiadali jakąś władzę,
a na dole: nieuczeni w prawie, nieokrzesani,
łatwowierni, naiwni, kobiety,
maluczcy, trędowaci, chorzy, opętani,
ci, którzy byli upośledzeni.
Na szczycie bogaci i silni,
na dole biedni i bezsilni.

Jezus przyciągał całkiem różnych od siebie ludzi:
a zwłaszcza maluczkich i wyłączonych spod prawa,
"nawet prostytutki i grzesznicy"
gromadzili się wokół niego,
uznając w nim proroka.
Jak on mógł być prorokiem?

Jezus zaczął kołysać łodzią i wzniecać fale,
zagrażając istniejącemu systemowi i jego wartościom.
Jeżeli ludzie, którzy nie mieli prawa głosu, którzy nie posiadali żadnej władzy
zaczną odczuwać, że mają prawa religijne
i powinni mieć coś do powiedzenia,
rozpocznie się wielka przemiana.
Biedacy, pospólstwo powinni pozostać na swoim miejscu,
a kobiety siedzieć cicho,
w przeciwnym razie zaczną się kłopoty.
Przywódcy nie kontrolowaliby już sytuacji,
a przynajmniej nie w ten sam sposób.
Oczywiście sądzili również, że Rzymianie także zareagowaliby na to.
(i może mieli rację!).
Poncjusz Piłat ze swoimi oddziałami mógłby wtedy zniszczyć naród,
odebrać przywódcom ich prawa i przywileje,
którymi się dotąd cieszyli.
Przywódcy mieli wiele do stracenia
i nie byli w stanie zaakceptować takiego ryzyka.
Jezus stawał się niebezpieczny
i trzeba było go wyeliminować, zabić.
"Wy nic nie rozumiecie", powiedział najwyższy kapłan,
"że lepiej jest dla was gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród." (J 11)
Nie zdawał sobie sprawy do jakiego stopnia miał rację.

Ale jak pozbyć się Jezusa?
Jak go zabić?
Jedynie przedstawiciele Cesarza mieli władzę
skazywania na śmierć.
Jak pochwycić Jezusa
i jak go zaaresztować?
Gdyby kapłani wysłali strażników świątyni
aby go zaaresztowali
w biały dzień,
ludzie mogliby się zbuntować;
kochali Jezusa i widzieli w nim
proroka wysłanego przez Boga.
Kapłanom potrzebny był zdrajca,
który pokazałby im, gdzie Jezus spędza noc.
Wtedy mogliby wysłać żołnierzy
aby go potajemnie
zaaresztowali.

Judasz Iskariota,
jeden z dwunastu wybranych przez Jezusa
był tym zdrajcą.
Wcześniej Judasz szedł razem z Jezusem
i słuchał go.
Jemu także Jezus umył nogi.
Jego także kochał.
Judasz jednak ukrywał przed innymi swoje zakłopotanie
i dwojakie uczucia
wobec Jezusa.
Nigdy więc nie podejrzewali, że to on może go zdradzić.

Judasz udał się do kapłanów Świątyni
i zaproponował, że pokaże im miejsce,
gdzie Jezus będzie tej nocy.
Kapłani byli zachwyceni
i dali mu trzydzieści srebrników (Mt 26, Łk 22)
za ten odrażający czyn.

Podczas ostatniej wieczerzy,
Judasz opuścił w pośpiechu Jezusa i pozostałych uczniów.
Wtedy szatan przeniknął jego serce. (J 13)
Grupa żołnierzy już czekała.
Pod osłoną nocy Judasz cicho przyprowadził ich
do miejsca, gdzie Jezus modlił się
w agonii --
do ogrodu Gethsemani.
Zbliżył się do Jezusa, by go pocałować.
Był to wcześniej umówiony znak, aby żołnierze wiedzieli,
który jest Jezusem z Nazaretu,
i którego pojmać.

W taki sposób, pocałunkiem
Judasz zdradził Jezusa
i skazał go na śmierć.

Dlaczego zdobył się na takie okrucieństwo,
na tak straszny, nikczemny gest?
Jedynie zazdrość mogła popchnąć go do tego czynu.
Judasza pożerała zazdrość!

Musiał jednocześnie kochać i nienawidzieć Jezusa.
Chciał go mieć wyłącznie dla siebie.
I chciał być dla niego jedynym,
jak zagubione dziecko, które rozpaczliwie szuka ojca,
ale ma wobec niego sprzeczne uczucia.

Judasz był z pewnością zazdrosny o Marię, siostrę Marty;
pokazuje to jego postawa w Betanii. (J 11)
Zazdrosny był również o Jana, "tego, którego Jezus umiłował",
tego, którego głowa spoczywała na piersi Jezusa w czasie ostatniej wieczerzy. (J 13)
Judasz miał potrzebę udowodnienia, że jest kimś;
chciał władzy;
chciał być niezastąpionym poplecznikiem Jezusa,
pomagającym mu w osiągnięciu
politycznego i religijnego sukcesu.
Z pewnością nie chciał widzieć słabego Jezusa,
Jezusa współczującego,
Jezusa komunii.
Judasz był człowiekiem wewnętrznie złamanym,
przepełnionym lękiem i bólem,
niezdolnym do zaufania i oddania się Jezusowi.
Udręka jest ulubionym miejscem
Szatana.
Z udręki może narodzić się wielka zazdrość,
nienawiść
i straszne czyny, inspirowane przez Szatana.

Kiedy zdrada już się dokonała,
Judasz zostaje sam,
pogardzany przez wszystkich,
pogardzany przez samego siebie,
udręczony bólem i poczuciem winy.
Popełnia samobójstwo
wieszając się na drzewie. (Mt 27)
Ale kiedy lina zacisnęła mu się na szyi
a nogi zawisły w powietrzu,
przypomniał sobie być może twarz Jezusa,
twarz współczucia, twarz przebaczenia,
i zapłakał.

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XI. CI, KTÓRYCH PRZYCIĄGNĄŁ JEZUS XIII. JEZUS ZSTĘPUJE W BÓL I MAŁOŚĆ
na początek strony
© 1996-1999 Mateusz