Jezus -- dar miłości

 
 

XI. CI, KTÓRYCH PRZYCIĄGNĄŁ JEZUS

 

 

Pierwszymi, których przyciągnął do siebie Jezus
byli ubodzy, chromi, ludzie zranieni i odrzuceni,
którzy już całkowicie stracili nadzieję i poczucie godności,
wszyscy ci, którzy zostali odsunięci na bok przez mających władzę,
z powodu swej grzeszności,
i nieprzestrzegania Prawa.
Czuli się opuszczeni, porzuceni przez Boga.

Jezus spojrzał na nich,
dotknął ich,
pokochał i uzdrowił,
i na nowo przywrócił im nadzieję.
Razem z Jezusem
odkryli, że nie są źli
nie są skazani na potępienie,
ale że są kochani przez tego proroka,
i tym samym kochani przez Boga.
Tak więc wielu żebraków,
wiele mężczyzn i kobiet opętanych przez złe duchy,
gdy zostali uzdrowieni,
chciało pozostać z Jezusem.
Ufali mu;
w nim pokładali całą swoją wiarę.

Byli także uczniowie Jana Chrzciciela,
którzy od niego słyszeli o Jezusie
jako o "Baranku Bożym".
Dwóch z nich poczuło, że ten Baranek pociąga ich ku sobie,
opuścili więc Jana Chrzciciela,
by stać się uczniami Jezusa.
Spędzili z nim cały dzień,
i głęboko poruszeni jego obecnością,
jego promieniującym wewnętrznym światłem i miłością,
pozostali z nim,
a później przyprowadzili następnych.

Powoli mężczyźni i kobiety gromadzili się wokół Jezusa.

Ojciec w tajemniczy sposób przyciągał ich
do Jezusa.
Jezus wzywał ich do siebie.
Poruszeni byli widząc jego współczucie dla ubogich,
słabych i załamanych,
poruszeni byli słuchając jak przemawia z mocą,
nie uciekając się do wymijających odpowiedzi lub retoryki.:
mówiąc prostym językiem proroka,
który wzywał ludzi, by zaufali Bogu.
Widzieli w nim człowieka Bożego,
proroka,
a może Chrystusa.

Ludzie byli poruszeni nie tylko jego słowami,
ale jeszcze bardziej sposobem jego życia
i promieniowaniem miłości, która z niego emanowała.
Nie było w nim żadnej obłudy,
żadnej dwulicowości.
Żadnego rozdźwięku między słowami i czynami.
Jego słowa płynęły z jego życia,
a nie jedynie z jego umysłu..
Nie zajmował się wielkimi ideami ani tworzeniem instytucji,
ale ludźmi, każdą osobą.
Ustawicznie poszukiwał tych, którzy cierpieli.
Ludzie przychodzili z daleka, by być uzdrowionymi
z wszystkich dolegliwości.
Ten człowiek miał w sobie głębokie współczucie, dobroć, łagodność,
ale był też bardzo wymagający.
Prawda i światło promieniowały z niego.
Nie znosił kłamstwa i obłudy
i używania imienia Boga
dla zdobycia władzy i bogactwa.

W Kanie Galilejskiej
w czasie uczty weselnej dwóch ubogich rodzin
Jezus przemienia wielkie ilości wody
w nadzwyczaj dobre wino.
Chciał w ten sposób oszczędzić gospodarzom upokorzenia,
ale chciał także ukazać, że Królestwo Boże jest jak uczta weselna,
i że przyszedł przemienić wodę naszego życia
w ciepło weselnego wina;
aby przemienić nasze ludzkie życie
w coś całkiem nowego,
w pełnię jedności z Bogiem.

Ci, których Jezus przyciągał
pochodzili z różnych środowisk
i różne także kierowały nimi powody.

Wielu oczekiwało Mesjasza,
"tego, który ma nadejść"
aby przywrócić Królestwo Izraela,
aby umocnić serca zagubionych i załamanych,
aby przynieść wolność.
Czy Jezus był Mesjaszem?

Inni przychodzili po prostu aby ich uzdrowił:
ich ciała były umęczone bólem,
serca przepełnione wstydem.
Nie rozumieli, nie oczekiwali,
że uzdrowienie ich ciała będzie wezwaniem
do przemiany serca i życia.

Inni ciekawi byli spotkania z prorokiem,
zobaczenia cudu.
Niektórzy przychodzili sami nie wiedząc
dlaczego Jezus ich do siebie przyciąga..
Byli tacy, którzy przychodzili z sercem małego dziecka
wypełnionym Bożą bojaźnią,
inni byli cyniczni,
inni zapłakani i potrzebujący pomocy.,
a Jezus wiedział, co kryje się w sercu każdego z nich.
Niektórzy przychodzili do Niego,
ponieważ odnalazł i dostrzegł ich
w świecie prostytucji
i kolaboracji z rzymskim okupantem.
Spojrzał na nich z miłością
i wezwał każdego z nich.
Przez długi czas zniewoleni byli poczuciem winy,
a ich życie przepełnione było chaosem,
ciągłym poszukiwaniem i trwonieniem pieniędzy jak w przypadku Mateusza.
Byli wykluczeni ze Świątyni, więc sądzili,
że są odcięci od Boga i odrzuceni przez Niego.
Jezus przyszedł do nich pełen miłości,
jego miłość przemieniła ich,
obalając znajdujące się w nich bariery
i wyzwalając ukryte w nich nowe pokłady energii życia i miłości.
Przez to spotkanie z Jezusem
zostali wyzwoleni.
Zaczęli iść za nim.

Więzi Jezusa z kobietami były szczególne.
W intymnej rozmowie
u źródeł studni Jakuba
z kobietą z Samarii, (J 4)
jedną z najbardziej odrzuconych, najuboższych kobiet Ewangelii,
kobietą o złej reputacji,
kobietą, która żyła z pięcioma mężczyznami,
Jezus ujawnia swoją wielką tajemnicę:
jeżeli pić będzie wodę, którą jej da,
ta woda stanie się w niej
"źródłem wody wytryskującym ku życiu wiecznemu." (J 4)
Żywa woda popłynie z niej!
Stanie się źródłem życia dla innych.
Jedynie tej kobiecie objawił on, że jest Mesjaszem,
tym, który miał nadejść,
tym, który jest.
Tylko jej o tym powiedział,
i tym samym w szczególny sposób upoważnił ją do przyjęcia tego przesłania.
Kiedy skończyła się ich rozmowa
Samarytanka pobiegła do miasta, by powiedzieć wszystkim:
"Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko,
co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?"
Przyszli do niego
i uwierzyli, że Jezus był Zbawicielem świata.

W szczególny sposób miłował Jezus Marię Magdalenę,
Marię z obozu rzymskiego,
która najprawdopodobniej była ofiarą prostytucji.
Jezus przywołał ją do siebie
i stała się jego umiłowanym uczniem.
To ona (1) rozbiła flakon z drogocennym olejkiem,
by namaścić nim stopy i głowę Jezusa,
tego, który przywrócił do życia jej brata Łazarza
od cztery dni leżącego w grobie (J 12)

jako przypis; (1) W przeciwieństwie do niektórych badaczy Biblii, ale w zgodzie z długoletnią tradycją w Kościele i nowymi badaniami, wierzę, że Maria z Betanii jest tą samą kobietą co Maria Magdalena, to znaczy Marią z obozu rzymskiego. Nie tutaj jest jednak miejsce na uzasadnienie.

Judasz i inni uczniowie byli oburzeni takim marnotrawstwem (Mt 26)
(olejek ten można było sprzedać za równowartość rocznej pensji robotnika)
Czy to troska o ubogich
sprawiała, że szemrali między sobą złośliwie?
Czy może raczej zazdrość o tę szczególną relację i zażyłość,
jaką miała Maria z Jezusem, relację z której czuli się wykluczeni?
Jezus broni jej z mocą i miłością:
"Czemu sprawiacie przykrość tej kobiecie?
Dobry uczynek spełniła względem Mnie. (...)
Zaprawdę, powiadam wam:
Gdziekolwiek po całym świecie
głosić będą tę Ewangelię,
będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła." (Mt 26)

Pierwszą osobą, której się ukazuje Jezus
zaraz po zmartwychwstaniu
jest ta sama Maria.
Mówi jej, aby poszła i obwieściła dobrą nowinę swoim braciom.
Później wyrzuca im,
że nie uwierzyli temu co im powiedziała. (Mk 16)

Ewangelia mówi nam, że
"Jezus kochał Marię, Martę i Łazarza".
Wydaje się, że czasami chciał uciec od ludzi, których wybrał, ale którzy często go nie rozumieli,
by spędzić czas z trojgiem przyjaciół.

Ewangelia opowiada nam także o kobietach z Galilei,
które dyskretnie i z miłością
służyły Jezusowi,
i były zawsze przy nim
aż do samego końca.

W ewangelicznej wizji
kobiety mają szczególne miejsce:
wydaje się, że lepiej rozumieją Jezusa.
Czy dlatego, że mężczyźni wydają się być bardziej zaabsorbowani
samą wizją Mesjasza
niż osobą Jezusa?
Czy dlatego, że często mieli tendencję żeby działać,
organizować, udowadniać sobie
i trochę bali się jedności?
Czy dlatego, że kobiety są bliżej
istoty miłości,
że Jezus wezwał je
i posłał
jako pośredniczki między nim a mężczyznami?
Zarówno kobieta z Samarii jak i Maria Magdalena
zostały posłane,
by dodać mężczyznom odwagi i pobudzić ich wiarę.
Słowo przyszło najpierw od Marii:
stało się ciałem w jej łonie
i w Nazarecie doświadczyło z nią szczególnej więzi,
zanim podążyło ku innym.
Maria także była pośredniczką
między Bogiem a ludzkością.

Wśród swoich uczniów
Jezus wybrał dwunastu,
by z nim byli,
by zostali przez niego ukształtowani i przemienieni,
by stali się w szczególny sposób jego przyjaciółmi i towarzyszami.
Nazwał ich "apostołami",
co po grecku oznacza: "ci, którzy są posłani".
Tak jak Ojciec jego posłał,
tak on posyła tych dwunastu ludzi,
by głosili dobrą nowinę ubogim,
by wyzwolili ciemiężonych i więźniów.
Tych dwunastu ludzi zostawiło wszystko co posiadało
by pójść za Jezusem:
porzucili pracę, dobra, majątek,
rodziny, a nawet swoje dobre imię.
Niektórzy musieli stać się obiektem drwin, pogardy i upomnień
ze strony tak zwanych przyjaciół i rodziny,
która nie wierzyła w tego Jezusa z Nazaretu,
nazywając go " jeszcze jeden z tych fałszywych proroków";
"zobaczysz: to wszystko się źle skończy".
Niektórzy z dwunastu byli rybakami:
Piotr i Andrzej, Jakub i Jan;
Mateusz był celnikiem, poborcą podatkowym;
Natanael (albo Bartłomiej) wydaje się być bardziej intelektualistą,
ale żaden z nich nie otrzymał wykształcenia biblijnego.
Każdy miał swój charakter, swoją odrębność, swoje słabości,
swoje słabe i mocne strony.
Na początku spokojnie szli za Jezusem
(nawet jeśli decyzja, by wszystko zostawić mogła być trudna).
Stopniowo zaczęli zdawać sobie sprawę z wpływu jaki Jezus
miał na ludzi.
Zaczynał być dobrze znany,
z wszystkich okolic zaczęli przychodzić do niego ludzie,
żeby go słuchać,
żeby zostać przez niego uzdrowionym.
Uderzało im to do głowy, dawało do myślenia,
zaczęli się zastanawiać, planować
że będą częścią jego rządu
w odbudowanym Królestwie Izraela.
Zaczęli kłócić się między sobą,
"który jest najważniejszy?"
Każdy chciał zająć najlepsze miejsce.
Matka dwóch z nich, Jakuba i Jana,
wstawiła się za nimi i poprosiła, żeby jej synowie
zasiedli w Królestwie Jezusa,
jeden po prawej, a drugi po jego lewej stronie. (Mt 20)
Pozostali uczniowie oburzyli się
i szemrali przeciwko niej.
Tak bardzo byli ludzcy,
tak bardzo przypominali każdego z nas.
Jak wszyscy w tym czasie w Izraelu,
mieli swoją wizję,
tego kim i jaki powinien być Mesjasz,
i co powinien robić.
Podniecała ich ta duchowa władza,
i drżeli z radości i dumy, że są wybrani,
by być częścią jego królestwa.
W pewnym sensie podążanie za Jezusem było nobilitacją.
Doświadczyli już tej władzy duchowej
kiedy Jezus posyłał ich nie mających niczego ze sobą (Łk 9)
"nie bierzcie nic na drogę",
czyńcie rzeczy niemożliwe:
uzdrawiajcie chorych, (...) wypędzajcie złe duchy." (Mt 10)
I rzeczywiście tak się działo!
Uzdrawiali chorych
w imię Jezusa!
Zdumieni byli władzą jaką otrzymali,
władzą, która płynęła z ich ubóstwa i słabości
powierzonych Bogu.
Drżeli widząc wszystkie cuda jakie czynił;
nawet morze i wiatr go słuchały!
Podziwiali tego wszechmocnego Jezusa
byli szczęśliwi, gdy z nim przebywali,
chcieli być z nim utożsamiani, ,
być częścią tego ukazującego się, niezwykłego planu Boga.

Jezus wybrał tych dwunastu
ponieważ wiedział, (a oni nie wiedzieli)
że nie będzie z nimi długo.
Chciał ich ukształtować i przemienić,
przygotowując ich do roli
jaką będą pełnić, kiedy on odejdzie.
Chciał dać im siłę
zsyłając na każdego z nich Swego Ducha,
by byli mogli być dobrymi pasterzami
dla jego nowej trzody,
by mogli kontynuować jego dzieło:
głosić dobrą nowinę ubogim
na całym świecie.
Pozostaną w jedności ze sobą,
jak części tego samego ciała,
przynależąc do tego samego ludu Bożego,
zjednoczonego wokół opoki,
Piotra,
umocnionego przez Jezusa,
by on także umacniał swoich braci
i karmił jego stado.

Jezus ukształtował tych ludzi, podobnie jak wielu innych uczniów,
nie w sposób teoretyczny --
przekazując im wiedzę i umiejętności, wykładając Pisma,
ale uformował i przemienił ich,
żyjąc z nimi,
przebywając z nimi, będąc dla nich wzorem.
Kochał ich i oni go kochali,
więc w sposób naturalny uczyli się od niego
robić wszystko tak jak on to robił.
Uczył ich jak żyć dobra nowiną,
jak ufać Bogu,
jak odczytywać Jego znaki
we wszystkich najmniejszych wydarzeniach codzienności.
Pokazał im, że wiara jest zaufaniem Bogu,
a nie wyobrażeniami o Bogu,
i że ta wiara i to zaufanie wzrastają każdego dnia
poprzez wszystko co jest piękne,
a także przez wszystko co jest bolesne
i wszystko co odkrywa naszą słabość i ubóstwo.
Pokazał im, że zaufanie jest jak dialog,
jak jedność dwóch serc,
która nieustannie się pogłębia.

Jezus pokazał im
jak żyć,
jak kochać,
jak przyjmować ubogich,
jak stawać się przyjacielem słabych,
jak patrzeć na kobiety, jak z nimi obcować,
jak odnosić się do cudzoziemców, nawet do rzymskich żołnierzy,
jakim być wobec grzeszników, wobec poborców podatkowych
i ofiar prostytucji.
Widzieli jak prosto i ubogo
żył Jezus,
w każdym momencie i w każdej sytuacji gotowy do przyjęcia,
otwarty na wolę Ojca,
jak był poruszony, jak popchnięty do działania
nie przez skostniałe nakazy prawa pisanego,
ale przez prawo miłości,
miłości do każdej osoby potrzebującej pomocy.

Nauczał ich,
gdy chodzili wśród pól,
a jego serce trwało w jedności z sercem Boga,
ukrytym w pięknie, harmonii i jedności natury
i wszystkie stworzenia sławią jedność i miłość.
Nie miał programu swojej nauki:
nauczał ich, gdy patrzał z radością i miłością
na ptaki na niebie, lilie polne,
owce i pasterzy,
ziarna pszeniczne,
siewcę wychodzącego na pole.
Kiedy byli z Jezusem, wszystko co widzieli, czego dotykali, co słyszeli
w przyrodzie, we wszechświecie, w Piśmie,
w słowach proroków,
wszystko, czego doświadczyli w sobie, między sobą,
i z innymi ludźmi,
odradzało się i jednoczyło.
Jego nauczanie nie było zamknięte w ideach i prawach,
głuche na śpiew ptaków
albo krzyk ubogich.
Przez jego słowa i obecność,
ich ciała i umysły,
ich serca,
ich wiara,
ich poznawanie Boga,
ich miłość do przyrody i do ludzi --
wszystko stawało się jednością.
Wszystko stawało się jasne i proste
gdy szli z Jezusem.
Przede wszystkim dlatego, że ich kochał,

każdego z osobna,
w sposób szczególny,
Każdy czuł, że był kimś jedynym dla Jezusa.
Wydawało się, że zna on wszystkie dary i słabości każdego z nich.
Kiedy byli zmęczeni albo chorzy
był dla nich delikatny i pełen miłości,
Pod koniec życia wyznał im:
"Tak jak Ojciec mnie umiłował,
tak Ja was umiłowałem".
Każdy z nich wiedział o tym.
Byli otoczeni jego miłością
i całe światło i miłość, które były w ich sercach,
ujawniały się
przez prawdziwą i kochającą obecność Chrystusa.

Nie znaczy to, że życie z Jezusem
zawsze było łatwe.
Były takie momenty,
kiedy nie rozumieli co się dzieje.
Wydawało się, że Jezus był na nich obrażony,
kiedy próbowali odpędzić matki z dziećmi,
by nie przeszkadzały mu,
podczas gdy wielu innych, ważniejszych ludzi
czekało by z nim mówić.
Kiedy Piotr zaczął robić mu wyrzuty,
po tym, jak oznajmił mu, że wiele wycierpi
i będzie zabity,
Jezus wpadł w straszny gniew.
Uczniowie nie mogli zrozumieć
gwałtownej reakcji Jezusa:
"Zejdź mi z oczu, szatanie", powiedział do Piotra.
Powiedział to do Piotra!
Do tego, którego nazwał opoką,
na której zbuduje zgromadzenie wiernych!
Jezus karcił ich,
gdy zaczynali spierać się między sobą,
kto jest najważniejszy.
Uczniowie kochali Jezusa,
ale było wiele rzeczy, których nie rozumieli:
jego ciało pożywieniem?
jego krew do picia?
Było to dla wszystkich bulwersujące!
Wielu zaczęło go opuszczać
słysząc te, wydawało się absurdalne słowa.
Jezus wydawał się bardzo smutny, bardzo zraniony ich odejściem,
tak jakby dzielił z nimi głęboką tajemnicę,
płynącą z jego serca,
ale nikt nie chciał jej słuchać ani rozumieć.
"Czyż i wy chcecie odejść?" zapytał Jezus swoich uczniów (J 6);
i można prawie wyczuć łzy w jego głosie.
Tego uczniowie nie mogli zrozumieć.

Wiele razy
Jezus wydawał się tak smutny, tak zraniony,
i miał łzy w oczach
jak żarliwie zakochany oblubieniec,
którego miłość zostaje odrzucona przez tą, którą kocha.

W innych momentach stawał się jak dziecko,
jego twarz i uśmiech,
oczy i całe ciało,
wyrażały ubóstwo, otwartość i niewinność
maleńkiego dziecka.

We wszystkim co mówił i co czynił
wydawał się tak wolny i tak prawdziwy,
i uczniowie za to go kochali
Nigdy nie szukał popularności i uznania.
Czasami jego słowa były ostre,
jak wtedy gdy mówił,
że trzeba znienawidzić rodziców
by pójść za nim,
albo wziąć swój krzyż,
kochać nieprzyjaciół,
wszystko porzucić.
Podziwiali go
i bali się go.
Kochali go,
ale nie byli pewni co będzie robił dalej!
Zawsze robił rzeczy zaskakujące!

Czasami byli trochę źli na Jezusa,
szczególnie wtedy gdy obiecywał im odpoczynek,
a potem pozwalał, by ogarnęły ich tłumy. (Mk 6)
Czy nie widział, że są u kresu wytrzymałości?
Także między nimi
nie zawsze działo się najlepiej..
Istniały wyraźne napięcia,
zwłaszcza wokół Judasza,
który był najbardziej ze wszystkich zorganizowany,
(czy nie dlatego odpowiedzialny był za finanse?),
ale na pewno niełatwy we współżyciu.
Dlaczego Jezus nie wybrał ludzi
o podobnym poziomie intelektualnym i kulturalnym?
Byłoby to o tyle łatwiejsze!

Jezus jednak powołał ich razem
do tworzenia wspólnoty
z nim i wokół niego,
i z wieloma innymi uczniami, mężczyznami i kobietami,
by przeżyć więź mocniejszą niż więzy krwi.
Powołał ich do wspólnoty, gdzie uczyli się dbać o siebie wzajemnie,
gdzie każdy miał swoje własne miejsce
i swój dar do przekazania,
gdzie każdy odkrywał również swoje rozbicie, swoją zazdrość
i pragnienie władzy,
i jednocześnie swoją głęboką potrzebę przebaczenia i uzdrowienia,
a także pragnienie przebaczania innym,
gdzie ustawicznie uczyli otwierania się na innych,
na ubogich, chromych, niewidomych i załamanych.
Nie wspólnota zamknięta w sobie z obawy przed innymi,
ale wspólnota, która uzdrawia
i pomaga każdemu wzrastać w wolności i miłości:
wspólnota wzajemnego wspierania,
która głosi dobrą nowinę przez samo swoje istnienie,
i z której niektórzy mogli pójść dalej,
by głosić dobrą nowinę miłości Bożej

Jezus kochał tych mężczyzn i kobiety,
którzy zostawili wszystko aby być z nim.
Piotr chciał wiedzieć jaką nagrodę
otrzymają ci, którzy wszystko porzucili, by pójść za nim.

"Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr,
matek, dzieci i pól
z powodu Mnie i z powodu Ewangelii,
żeby nie otrzymać stokroć więcej teraz,
w tym czasie,
domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól,
wśród prześladowań,
a życia wiecznego w czasie przyszłym.
Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi,
a ostatnich pierwszymi." (Mk 10)

Ci, którzy idą za Jezusem
i wszystko, jemu oddają,
otrzymają wszystko od niego.

"To wam powiedziałem",
nauczał Jezus swoich uczniów,
"aby radość moja w was była
i aby radość wasza była pełna." (J 15)

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
X. ZA KOGO PODAJE SIĘ JEZUS? XII. CI, KTÓRYCH JEZUS NIEPOKOIŁ
na początek strony
© 1996-1999 Mateusz