Jezus przychodzi objawić,
Bóg miłości jest Bogiem pokornym,
który proponuje każdemu więź miłości i jedności.
Nie narzuca się,
nie zmusza,
ale zaprasza: "przyjdź",
Czeka
byśmy otworzyli nasze wnętrze,
byśmy porzucili naszą dumę
i potrzebę ciągłego udowadniania sobie,
byśmy odpowiedzieli Bogu --
"przyjdź".
"Przyjdź" Boga
i "przyjdź" człowieka
łączą się w uścisku Boga i ludzkości.
Bóg zaprasza nas
do chwały i radości swojego życia.
Jezus wzywa nas
do zaufania,
do zawierzenia.
do jedności z Nim.
Wskazuje swoim uczniom:
"Tak jak Ojciec mnie umiłował,
tak i ja was umiłowałem." (J 6)
i dalej modli się tymi słowami do Ojca:
"aby świat poznał, żeś Ty ich umiłował,
tak jak Mnie umiłowałeś." (J 17)
Takie jest ostateczne objawienie:
Jezus kocha ludzi, kocha każdego,
kocha swoich uczniów,
wzywa ich, aby byli jego przyjaciółmi,
a nie sługami.
Zaprasza każdego do przyjmowania i dawania miłości,
miłości, która jest przyjaźnią i jednością.
Jezus nie jest odległym przywódcą,
łaskawym i sprawiedliwym królem,
wielkim Panem,
który przerobi świat,
stworzy społeczeństwo sprawiedliwości, harmonii i pokoju.
Kiedy nakarmił na pustyni pięć tysięcy ludzi,
wielu chciało obwołać Go królem, (J 6)
uważając Go nawet za większego od Heroda.
Nie po to jednak Jezus przyszedł na ziemię.
Ukrywając się przed ich wzrokiem,
Jezus przechodzi na drugą stronę jeziora,
i zaczyna odkrywać tajemnicę swojego serca:
"Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
jeżeli nie będziecie spożywać ciała Syna Człowieczego
i nie będziecie pili krwi Jego,
nie będziecie mieli życia w sobie.
Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew
ma życie wieczne,
a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.
Ciało moje jest prawdziwym pokarmem,
a Krew moja jest prawdziwym napojem.
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a ja w Nim." (J 6)
Jezus nie przyszedł, aby być wielkim przywódcą politycznym,
ale by kochać ludzi,
by uczynić ich zdolnymi do kochania tak jak On kocha.
Przyszedł objawić intymną więź jakiej doświadcza z Ojcem,
i zaprosić nas do niej,
poprzez więź z Nim.
Ta więź jest nam ukazana, jest nam dana,
kiedy spożywamy Jego ciało i pijemy Jego krew.
Ludzie domagali się wielkiego i silnego przywódcy,
ale Jezus daje im co innego:
miłość i komunię swojego ciała,
mistyczną jedność z Nim.
Przyszedł, by być delikatnym oblubieńcem
uzdrawiającym serca,
pobudzającym w ludziach
najgłębsze pokłady miłości,
przejawiające się nie tylko w szczodrobliwości,
ale we wspólnocie,
w komunii miłości.
Wielu ludzi słysząc te słowa
opuszczało Jezusa:
"te słowa są zbyt trudne,
któż może ich słuchać?".
Woleli władzę polityczną i społeczną
niż niepozorną, pokorną miłość.
Woleli być bohaterami
niż ludźmi, którzy kochają z czułością i pokorą.
Dzisiaj, tak jak za czasów Jezusa,
trudno jest ludziom zrozumieć Jezusa,
oblubieńca,
przyobleczonego w słabość,
dającego nową miłość,
wzywającego ludzi do szczęścia i zachwytu,
do intymnej więzi,
zapraszającego na wieczną (niebieską) ucztę weselną,
która jest (samym) życiem Boga.