Jezus -- dar miłości

 
 

VI. JEZUS BEZBRONNY WOBEC BÓLU

 

 

Aby zrozumieć jak Jezus żył i działał,
aby zrozumieć jego współczucie i gniew,
musimy zrozumieć,
że jego serce wolne było od wszelkich barier,
które są w nas,
barier, które uniemożliwiają nam być naprawdę współczującymi,
barier, które zatrzymują przepływ miłości,
barier, które oddzielają nas od Boga
i od rzeczywistości,
barier, które chronią nas przed bólem.

Żyjąc wśród ludzi, którzy wiele wycierpieli
z powodu odrzucenia i samotności,
którzy czuli się bezwartościowi i bezużyteczni,
powoli zacząłem rozumieć,
jak my wszyscy bronimy się,
przed wewnętrznym lękiem, samotnością,
poczuciem winy, poczuciem bezwartościowości i bezradności.
Wszyscy uciekamy przed bólem i ukrytym w nas dzieckiem
w działanie,
tworzenie projektów,
poszukiwanie rozrywek,
zapełniając wewnętrzną pustkę.
Próbujemy zapomnieć.
Próbujemy udowodnić, że jesteśmy najlepsi, tymi, którzy wiedzą,
elitą,
albo, że jesteśmy ofiarami innych, którzy są źli.
Zakładamy maski
i udajemy, że jesteśmy kimś innym,
szukając uznania i zaszczytów.
Albo przeciwnie, popadamy w głęboką depresję,
a może nawet podejmujemy próby samobójstwa.

Rzeczywistość i więzi międzyludzkie są często pełne bólu.
Boimy się ludzi,
którzy mogą nas zranić lub odrzucić
albo próbują nami kierować.
Uciekamy przed naszym rozbitym światem,
w którym istnieje tyle cierpienia i niesprawiedliwości,
zakorzeniających w nas poczucie winy.

Jako dzieci, wszyscy zostaliśmy zranieni.
Pierwszy raz doświadczyliśmy bólu w dniu,
w którym rodzice dali nam odczuć, że nie byliśmy upragnieni,
kiedy złościli się na nas,
ponieważ nie odpowiadaliśmy ich planom,
albo nie robiliśmy tego, czego od nas oczekiwali.
Krzyczeliśmy i przeszkadzaliśmy im,
kiedy nie chcieli, żebyśmy im przeszkadzali
lub robiliśmy coś, co ich denerwowało.
Byliśmy tacy mali i tak wrażliwi na zranienia,
i tak bardzo potrzebowaliśmy miłości i zrozumienia.
Mogliśmy nie rozumieć,
że to pęknięcie pochodzi ze zmęczenia, wewnętrznej pustki,
bólu lub zranień naszych rodziców,
którzy nie mogli znieść naszego płaczu
i tego, że nie jest to "nasza" wina.

Musieliśmy wtedy uciekać w marzenia, plany i abstrakcyjne myśli.
Kiedy małe dzieci zostają zranione,
zamykają się w sobie
ukrywając niewyrażoną złość, bunt lub żal,
popadają w depresję
albo chronią się w świecie marzeń.
To rozdarcie jest jak miecz
przenikający wrażliwe serce spragnione miłości.
Powoduje straszną samotność, udrękę, ból wewnętrzny,
poczucie winy i wstydu.
Dzieci czują, że zraniły swoich rodziców
i rozczarowały ich.
Żadne dziecko nie potrafi zrozumieć ani znieść tego wewnętrznego bólu.
Nie są zdolne osądzić albo potępić swoich rodziców,
których tak bardzo potrzebują
aby przeżyć.
Więc powstrzymują i ukrywają swoją złość
i obwiniają same siebie.
Wiedzą, że nie są dobre,
że nie można ich kochać,
że są nieudacznikami, których nikt nie potrzebuje.

Człowiek uczy się odcinać
od wewnętrznego bólu,
i tym samym od rzeczywistości,
a szczególnie od rzeczywistości tych ludzi,
którzy powodują lub rozbudzają wewnętrzne cierpienia.
Jesteśmy wszyscy tak bardzo rozbici w miłości i w naszej zdolności nawiązywania więzi.
Trudno nam rozumieć innych
i czekać na ich wzrost i osiągnięcie wewnętrznego pokoju.
Szybko osądzamy i potępiamy innych.
Odpychamy ich,
ponieważ się ich boimy.
Ranimy się wzajemnie.
Próbujemy kontrolować innych lub podporządkować ich naszym celom,
kiedy indziej uciekamy przed nimi lub chowamy się.

Od dzieciństwa ukrywamy ten ból
głęboko w nas,
w zapomnianym świecie
otoczonym potężnymi murami.
To właśnie w tym zapomnianym świecie
bólu naszego dzieciństwa, odtrącenia i chaosu
zranione jest
pragnienie miłości i jedności,
i wtedy więź międzyludzka staje się trudna,
a nawet niebezpieczna.

Pojawia się zatem tendencja do życia nie rzeczywistością,
ale marzeniami, ideologiami, iluzjami,
teoriami, różnymi projektami,
które przyniosą nam sukces i uznanie.
Mur bezpieczeństwa wokół naszych serc jest głęboki i mocny,
chroniąc nas przed bólem,
odgradzając od rzeczywistości.
Żyjemy przeszłością,
albo przyszłością
lub snem.
Nasze serca i umysły mogą stopniowo odciąć się
od naszego własnego ciała, naszych uczuć i od "teraz" rzeczywistości.
Stawiamy siebie w centrum wszystkiego,
nie pozwalając innym, by się z nami dzielili,
zamykamy się na śpiew ptaków,
a także na wołanie o miłość płynące z serca dzieci,
myśląc tylko o sobie,
chciwie poszukując dowartościowania i wyróżnienia się,
albo popadając w pułapkę załamania i buntu,
ześlizgując się w "jutro" lub "wczoraj",
kurczowo trzymając się ran przeszłości.

Nie oznacza to wcale, że nie postępujemy etycznie,
nie wybieramy moralnie dobrych lub złych czynów
Możemy czynić dobro i działać na rzecz życia.
Ale nasze rozbicie wewnętrzne
naznacza naszą motywację
poszukiwaniem chwały i poklasku,
gdy próbujemy udowodnić naszą dobroć i wartość.
Wszyscy potrzebujemy głębokiego, wewnętrznego uzdrowienia.

Jak Jezus, Słowo, które stało się ciałem,
komunikował się z własnym ciałem,
z ludźmi,
z rzeczywistością?

Jest bardzo ważne, byśmy zrozumieli wewnętrzne życie Jezusa,
Słowa, które stało się ciałem.

Jego Matka przepełniona była łaską,
przepełniona Duchem Świętym.
Kochała swoje dziecko, jak żadna inna matka nie kochała,
nie po to, by wypełnić nim swoją pustkę,
nie po to, by się go kurczowo trzymać,
kontrolować go i zagarnąć jego wolność,
by uspokoić swój wewnętrzny ból i lęk.
Maryja kochała z wewnętrzną pełnią i wolnością,
dając życie,
dając swoje życie
w miłości.
W Jezusie Bóg był w pełni obecny,
od momentu poczęcia,
ponieważ przepełniony był łaską,
jego ciało przepełnione było boskością.
Nie było więc w Jezusie żadnych barier,
żadnych systemów obronnych,
zabezpieczających go przed bólem,
żadnego ukrytego, zapomnianego, wewnętrznego świata,
niedostępnych lub mrocznych miejsc,
nic, co by uniemożliwiało mu życie,
przemawianie lub działanie.
Wszystko co robił, czym był,
miało swój początek w samym źródle jego życia,
płynęło z jego wnętrza,
miejsca głębokiej jedności.
Jezus nie miał potrzeby uciekania od rzeczywistości i ludzi
w złość, marzenia lub ideologie
poszukując sukcesu lub akceptacji.
Nie było w Nim strachu przed ludźmi,
ani ucieczki w jutro lub wczoraj,
ale całkowita obecność
wobec "teraz" dnia dzisiejszego
"teraz" rzeczywistości,
"teraz" ludzi,
"teraz" miłości,
przeżywanej w każdej sytuacji, z każdą spotkaną przez niego osobą.
Rozumiał jak nikt inny
lęki, ciemności i motywacje,
które rządzą ludźmi i społecznościami,
ponieważ on sam nie był zablokowany przez strach lub grzech.
Wiedział kiedy i jak należy działać, by osiągnąć pożądany rezultat --
miłość, jedność i wzrost u ludzi.
Jednakże jak żaden inny mistyk w historii ludzkości,
oddaje się on całkowicie, jak małe dziecko, jak oblubieniec,
w ręce Ojca,
nie po to, by szukać siebie, by wypełnić swój z góry założony plan.
Nie kierują nim też abstrakcyjne prawa lub teorie.
Przez całe życie Jezus słucha cichych napomnień swojego Ojca.
Przez osobę Jezusa Bóg nie jest oddalony od naszego życia,
ale jest w nim obecny,
jest obecny we wszystkich problemach i wydarzeniach społecznych,
istnieje w nich i przez nie.
Jezus słucha Ojca tak jak słucha swojego własnego serca,
jak słucha wydarzeń i ludzi,
czasem ze zdumieniem, czasem ze smutkiem.
Podziw i zaufanie, dziękczynienie i ciągłe odkrywanie
przenikały każdą chwilę Jego życia.
Jezus był jak małe dziecko,
nie było w Nim wewnętrznych podziałów,
nie było też rozbicia ani potrzeby dowartościowania.

Jezus kocha swojego Ojca
będąc jednocześnie głęboko związany z rzeczywistością,
przez całe życie ufa Mu
i głosi Jego chwałę.
W tej wspólnocie miłości
to co wieczne łączyło się w Nim z tym co ludzkie --
nieśmiertelne słowo miłości płynące z jego ludzkiego ciała.

Wyzwolony z wewnętrznych barier,
narażony na ból,
całkowicie otwarty na ludzi,
Jezus był jak oblubieniec, kochający każdego,
trwający przy każdym.
Cała jego osoba,
jego oczy, ręce, ciało
wyrażały tę obecność
i przekonanie o wyjątkowości każdego --
przekonanie, że w oczach Boga każdy jest wybrany, ukochany i jedyny.
Obecny całkowicie w każdej osobie,
przejmował jej cierpienie,
dotykając najgłębszych potrzeb każdego człowieka:
wołania o miłość i uznanie, pragnienia zażyłości,
pragnienia wspólnoty,
wołania by być.
Jezus dotyka także strachu,
straszliwego strachu człowieka przed miłością,
jego dumy, potrzeby niezależności,
barier, które chronią przed podatnością na zranienia,
wołania "nie!"
"Nie chcę Ciebie!".
Gdy Jezus mówi: "Nie chcecie przyjść do Mnie
aby mieć życie" (J 5)
czujemy jego złamane serce.

Ponieważ serce Jezusa było tak bardzo podatne na zranienia,
bardziej cierpiał, gdy był przez ludzi odpychany.
Pragnął dzielić się miłością, która w nim wzrastała,
by przenikała ona ludzkie serca, by dawała życie,
by stawała się więzią wspólnoty.
Ale miłość Jezusa zostaje przez ludzi odrzucona
i jak delikatny Oblubieniec, którego serce zostało złamane,
cierpi w pokorze i ciszy,
doświadczając bólu bardziej niż ktokolwiek z nas.

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
V. JEZUS WALCZY PRZECIWKO KŁAMSTWU, OBŁUDZIE I ZŁU VII. JEZUS PRZYCHODZI OBJAWIĆ MIŁUJĄCĄ, ŁAGODNĄ TWARZ OJCA
na początek strony
© 1996-1999 Mateusz