JÓZEF AUGUSTYN SJ
Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, ZIMA 61/2010 |
Któż z nas nie czuł się w jakiejś formie skrzywdzony? Wielu ludzi dorosłych cierpi z powodu krzywdzącego traktowania ich przez rodziców w okresie dzieciństwa. Wiele kobiet czuje się pokrzywdzonych przez ojców, mężów czy braci nadużywających alkoholu. Jakże wiele sytuacji z okresu dojrzewania nastolatek odbiera jako raniące. A ludzka miłość? To, co dla młodego człowieka winno być najpiękniejszym wspomnieniem, nieraz przemienia się w istny koszmar z powodu doznanego przy tej okazji upokorzenia i wykorzystania.
Krzywda zawsze boli. Stąd też zdarza się, że niektórzy o doznanych w życiu krzywdach niemal codziennie opowiadają najbliższym. A ponieważ słuchanie – kolejny już raz – o czyichś skrzywdzeniach jest przykre, otoczenie odsuwa się od uskarżających się, a ci odbierają to jako potwierdzenie, że są nieustannie krzywdzeni. Opowiadanie o swojej krzywdzie to tylko jedno z przyjmowanych rozwiązań. Osoby, dla których świadomość doznanej krzywdy jest zbyt bolesna, zachowują się zupełnie inaczej. Nie chcą pamiętać o doznanych krzywdach, dlatego spychają je w podświadomość i w jakiś przedziwny sposób usiłują o nich zapomnieć. Tak bronią się przed dotkliwym bólem krzywdy. Owo zapomnienie bywa jednak tylko pozorne. Krzywda „zapomniana” ukrywa się w podświadomości i destrukcyjnie oddziałuje na całego człowieka. Pracuje na głębszych pokładach, co ujawnia się nieraz w uczuciach niechęci do ludzi, ciągłym poczuciu zagrożenia, w lękach, a nade wszystko w depresji. Powszechność stanów depresyjnych wiąże się dziś niewątpliwie z powszechnością krzywdy doznanej w relacjach międzyludzkich.
Głębokie doświadczenie krzywdy można porównać do infekcji grypowej – wyleczona do końca bywa niegroźna. Zlekceważona i zaniedbana – ujawnia się po pewnym czasie w ciężkich powikłaniach. Różne krzywdy, których doświadczamy w życiu, na ogół nie są aż tak groźne, jak moglibyśmy sądzić. I choć zwykle boleśnie się je odczuwa, to jednak leczone nie mają destrukcyjnego wpływu na nasze życie. Krzywdy „pielęgnowane” w świadomości czy też przeciwnie – dławione i ukrywane – mogą zatruwać wszystko: relacje z Bogiem, z bliźnimi, stosunek do własnego życia. Próby maskowania krzywdy sprawiają, że człowiek skrzywdzony – w sposób wręcz niezauważalny dla siebie, ale widoczny dla otoczenia – sam przemienia się z ofiary w prześladowcę. Dorośli, którzy krzywdzą swoje dzieci, to często osoby same w przeszłości głęboko skrzywdzone. Krzywdy ludzkiej nie da się bowiem ukryć. Można ją jedynie „odcierpieć” i przyjąć jako ważne wydarzenie własnej historii.
Zasadniczym warunkiem rozwiązania problemu ludzkiej krzywdy pozostaje głębokie pragnienie przekroczenia jej. Jeżeli wielu pogrąża się w poczuciu krzywdy, to tylko dlatego, że zabrakło w ich życiu wewnętrznej determinacji, by szukać stosownej pomocy. Pomoc terapeutyczna czy duszpasterska nie przyniesie żadnego owocu, o ile osoba skrzywdzona sama odważnie nie zaangażuje się w uzdrowienie. Skuteczność wszelkiej pomocy zależy od osobistego udziału w procesie uleczenia: pojednania ze sobą, Bogiem i krzywdzicielem.
Bóg, do którego zwracamy się bezpośrednio z naszym poczuciem krzywdy, odsyła nas do wspólnoty Kościoła. Owa troskliwa, matczyna miłość Kościoła przychodzi do nas w przepowiadaniu słowa Bożego, sakramencie pokuty, kierownictwie duchowym, Eucharystii. Ogromną pomocą może stać się także udział w życiu wspólnoty kościelnej, w której doświadczamy wzajemnej życzliwości, troski i miłości. Tu pojawia się jednak pewna trudność. Polega ona na tym, iż Kościół pociesza skrzywdzonych i pomaga im przez konkretnych ludzi, szczególnie zaś przez duszpasterzy. Dlatego też każdy, kto w ramach pracy duszpasterskiej chce pomagać ludziom skrzywdzonym, powinien najpierw sam wejść w proces uleczenia własnych zranień. Wydaje się więc rzeczą najwyższej wagi, by duszpasterze, liderzy parafialni, osoby pracujące w poradnictwie czy katecheci szukali uzdrowienia swojego poczucia krzywdy, tak by w ramach posługi nie przerzucali go na ludzi, którym mają służyć. Osoba żyjąca z poczuciem krzywdy nie zrozumie człowieka skrzywdzonego i nie będzie w stanie mu pomóc. Jej rady i uwagi pozostaną powierzchowne i zewnętrzne, a niekiedy mogą również wprowadzać w błąd.
Leczenie z poczucia krzywdy zaczyna się już wówczas, gdy osoba skrzywdzona uwierzy, że jej wewnętrzne uzdrowienie jest możliwe. Jeśli Jezus wzywa nas do przebaczenia naszym winowajcom, to jednocześnie daje nam łaskę, byśmy mogli to wprowadzić w życie. Krzywda, przyjęta w jedności z Jezusem i potraktowana jako zobowiązanie, przestaje być zatruwającym życie przekleństwem, co więcej – może stać się darem większego otwarcia na Boga i głębszego rozumienia ludzi. To sam skrzywdzony, kierowany łaską Boga, ma moc przemienić przekleństwo krzywdy w błogosławieństwo i dar. Ból krzywdy – mocą ludzkiej pracy i siłą łaski Bożej – zostaje z czasem przemieniony w radość przebaczenia.
Praca nad poczuciem skrzywdzenia wymaga wysiłku duchowego i religijnego, ale też emocjonalnego i psychicznego. Choć w procesie uzdrowienia wewnętrznego można wyróżnić płaszczyznę duchową i psychologiczną, to jednak obie są ze sobą tak ściśle złączone, iż nie da się ich w sposób sztuczny rozdzielać. Emocjonalność i duchowość pozostają integralnymi elementami osoby ludzkiej i obie te płaszczyzny potrzebują siebie nawzajem. Powinny jednak zostać podporządkowane ludzkiemu duchowi. Podobnie jak nie da się pokonać głębokiego poczucia skrzywdzenia, odwołując się jedynie do psychologii, tak też nie można przekroczyć go, powołując się tylko na rozumiane w sposób zawężony doświadczenia religijne. Autentyczna religijność i duchowość łączy świat ludzkich uczuć z otwieraniem się na działanie Bożej łaski.
Parafrazując słowa św. Pawła (por. Rz 5, 20), możemy powiedzieć, że tam, gdzie wzmogła się ludzka krzywda, tam jeszcze obficiej rozlewa się łaska przebaczenia i pojednania. Doznane krzywdy – dzięki łasce Boga i ludzkiej pomocy – mogą stać się szczególnym miejscem wrażliwości na drugiego człowieka i jego cierpienie. Radość przebaczenia w życiu osoby skrzywdzonej nie ogranicza się tylko do przebaczenia krzywdzicielowi. Wyraża się ona także w większej wrażliwości na bliźnich, szczególnie zaś na ludzi cierpiących i będących w potrzebie. Radość przebaczenia to radość przyjmowania ludzi takimi, jakimi są, radość słuchania ich, rozumienia i udzielania im pomocy. Sam Jezus powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu (Dz 20, 35).
Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, ZIMA 61/2009
© 1996–2009 www.mateusz.pl