MICHEL RONDET SJ
Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, LATO 47/2006 |
Bo wy wszyscy 1, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3, 27-28). Oto nowość Ewangelii dla św. Pawła! Czy więc należy rozumieć, że Jezus przyszedł znieść wszystkie różnice, które mogą uwydatniać historyczną inność naszych egzystencji? Jaśniej pozwala nam to widzieć św. Paweł, kiedy w innym kontekście mówi, że podzieloną ludzkość jedna Chrystus, w sobie zadawszy śmierć wrogości (Ef 2, 16). Przyszedł On obalić bariery stawiane nieustannie między ludźmi, między mężczyznami i kobietami, przez pożądliwość, zawiść i rozpamiętywane urazy. Nie unicestwił jednak samego dzieła Stwórcy, który stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1, 27c). Jezus odwołuje się do tego faktu w swoim nauczaniu i choć nie ma względu na osoby, potrafi wyraziście uwzględniać inność mężczyzny i kobiety. Gdy zwraca się do faryzeusza Szymona z pytaniem: „Widzisz tę kobietę?”, umie z delikatnością dostrzec całą jej miłość wyrażoną jakże kobiecymi gestami 2. Ewangelie wyraźnie podkreślają zróżnicowanie reakcji mężczyzn i kobiet wobec Jezusa. Piotr na zapowiedź męki jest gotowy do walki w obronie Jezusa (por. Łk 22, 33). Maria z Betanii wylewa na Jego nogi drogocenny olejek (por. J 12, 3). Oboje chcą w tym momencie wyrazić swoje przywiązanie do Jezusa: Piotr uczynił to przez oddanie się swojemu Mistrzowi na dobre i złe, Maria zaś ofiarowała pachnący olejek, osobisty wyraz miłości.
Czyżby zatem istniał męski i kobiecy sposób przychodzenia do Jezusa? Życie duchowe nie urzeczywistnia się w próżni, gdy idzie o jego odniesienia do wrażliwości i uczuciowości każdego człowieka. Jest więc czymś normalnym, że cechy różniące mężczyznę i kobietę znajdują swoje odbicie w duchowości poszczególnych osób. Czy są one zależne od kultury, czy może od ról wyznaczanych mężczyźnie i kobiecie przez społeczeństwo? A może od urozmaicenia natury ludzkiej? Pytania tego typu można by mnożyć. W tym miejscu ograniczymy się jedynie do podkreślenia odmienności spojrzeń na Boga, będziemy też chcieli ubogacić się perspektywami, jakie to zróżnicowanie przed nami otwiera.
Adwent to czas, który został dany, by ożywić nadzieję w sercu Kościoła, wśród oczekiwania na przyjście Chrystusa. Żeby pomóc należycie przeżywać to oczekiwanie, liturgia stawia przed naszymi oczyma dwie postacie: kobiecą i męską. Maryja i Jan Chrzciciel to powolne dojrzewanie pragnienia stającego się ciałem w ożywiającej medytacji słowa Bożego. Jan Chrzciciel jest naglącym nawoływaniem do nawrócenia, eksplodującym w historii jego narodu, by przygotować drogi dla Pana. Oczekiwanie jest to samo, równie gorące tak u Maryi, jak i u Jana, ale różnie się objawia. Serce Maryi, podobnie jak serce Jana, drga na najmniejsze oznaki królestwa. Obydwoje uważni na słowo, które stanie się ciałem, drżą z radości na Jego bliskość. Każde z nich jednak na swój sposób będzie wyrażać owo dogłębne poruszenie całego swojego jestestwa. Dla Maryi będzie to kontemplatywne milczenie, przerwane tylko hymnem Magnificat.
Podczas „epifanii” Jezusa w świątyni, gdy Józef i Maryja przyszli ofiarować Go Ojcu, byli tam mężczyzna i kobieta, osoby symbolizujące obecność całego rodzaju ludzkiego z jego różnorodnością. Symeon, na którym spoczywał Duch Święty, wygłosił prorocką wyrocznię, wskazującą na to Dziecię jako na „światło na oświecenie pogan i chwałę Jego ludu, Izraela”. Anna, „służąc Bogu w postach i modlitwach”, dzieliła swoje dziękczynienie z tymi, którzy oczekiwali pociechy Izraela (por. Łk 2, 22-38).
W innym fragmencie Ewangelii, u stóp Chrystusowego krzyża ponownie spotykamy mężczyznę i kobietę: Maryja i uczeń, którego Jezus miłował, przyjmują ofiarowane im tam powołanie, które potwierdza ich inność: syna i matki. Tam, pod krzyżem, są nie tylko – ani nie przede wszystkim –uczniowie, lecz synowie i matka – w tej nowej więzi, którą Chrystus stworzył między nimi i która ich umacnia w ich kobiecości i męskości. Przed pustym grobem spotykamy dwoje uprzywilejowanych świadków, mężczyznę i kobietę: Marię z Magdali i umiłowanego ucznia Pana. Tam również każde z nich przyjmie i przekaże na swój sposób prawdę o objawieniu się Zmartwychwstałego. Maria przyszła pierwsza: „Miłość zrobiła pierwszy krok”. Przed odsuniętym kamieniem Marię nurtuje tylko jedna myśl: Tego, którego przyszła po raz ostatni owinąć całunem w geście czułości, nie ma tutaj! Wraz z Jego fizyczną obecnością, która była wszystkim, w czym mogła się wyrazić jej miłość, odebrano jej wszystko: Zabrano Pana mego! Ta strata jest tak radykalna, że nie rozpoznaje Jezusa pytającego ją: Czemu płaczesz? Upadła do Jego nóg dopiero wówczas, gdy zwrócił się do niej po imieniu (por. J 20, 11-18). Uczeń natomiast nie spieszył się z przybyciem do grobu. Dopiero okrzyk Marii sprawił, że także i on pobiegł do grobu. Po wejściu do niego ujrzał i uwierzył (J 20, 8). Czy powie ktoś, że wyprzedził Marię w wierze? Bez Marii przecież wciąż jeszcze by spał! Maria miała bardziej gorejące serce, uczeń zaś lepiej rozumiał Pisma. Czy trzeba tu mówić o duchowości męskiej i duchowości kobiecej? O różnych jej akcentach na pewno, natomiast dla nas w każdym wypadku ważny jest fakt, że mogliśmy otrzymać od nich podwójne świadectwo o wielkich momentach Objawienia.
Czasem być może marzymy o Ewangelii, która zostałaby napisana przez kobiety. Wydaje się nam, że lepiej poznalibyśmy Jezusa, gdybyśmy mogli zobaczyć Go we wspomnieniach Marii z Magdali czy Marii z Betanii lub przeczytać opowiadanie o spotkaniu z Nim przy studni Jakuba, napisane przez Samarytankę, bądź gdybyśmy usłyszeli zwierzenia Marty, która Go gościła przy swoim stole. Jakież byłoby to nowe spojrzenie na Jezusa! Być może jednak Ewangelie nie zostały napisane dla zaspokojenia ciekawości czy przekazania barwnego portretu Jezusa. Ich najważniejszym celem jest zaznajomienie nas ze zbawczym posłaniem, przyniesionym na świat przez życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, i każda z napisanych Ewangelii robi to na swój sposób dobrze. Jeśli jednak mimo wszystko chcemy dostrzec coś kobiecego w Ewangelii, trzeba odwołać się do historii duchowości. Tam odnajdziemy Ewangelię czytaną i przeżywaną przez mężczyzn i kobiety z tą samą troską o wierność, ale w różnych tonacjach: jest to piąta Ewangelia, której powieściopisarze poszukiwali w zakamarkach bibliotek i której nadal nie przestaje pisać świętość wiernych.
Brat Enzo Bianchi, założyciel ekumenicznej wspólnoty monastycznej w Bose, we Włoszech, która skupia mężczyzn i kobiety, daje świadectwo o duchowym bogactwie tej wspólnoty, oddychającej dwoma płucami: męskim i kobiecym: Mieszanka męsko-kobieca to bardzo sprzyjająca okoliczność, ponieważ podejście do spraw duchowych mężczyzn i kobiet nie jest takie samo. Stwierdzam, że jeśli chodzi na przykład o wygłaszanie homilii czy komentarza do Pisma Świętego, słowa męskie i kobiece są radykalnie różne. Obecność w Kościele, sposób modlenia się też są odmienne. Jest to twórcza konfrontacja, z pewnością nie zawsze łatwa do wcielenia w życie, ponieważ trzeba się pogodzić z wielością różnych twarzy we wspólnocie, ale stanowi ona niezaprzeczalne bogactwo.
Tę różnorodność odnajdujemy na przestrzeni historii duchowości. Nie znamy na przykład mistyka mężczyzny o takiej żywiołowości uczuciowej i obfitującego w wizje jak Hildegarda z Bingen. Sam sposób zwracania się do Chrystusa, nadawane Mu tytuły w doświadczeniach mistycznych też są różne. Dla mężczyzny będzie to „Pan”, dla kobiety „Ukochany” lub „Oblubieniec”. A jeśli u mężczyzny spotkamy się z nazwą „Ukochany”, to przeważnie w połączeniu z tytułem Pan lub Zbawiciel. Co się zaś tyczy słowa „Oblubieniec”, mężczyzna rzadko je kieruje bezpośrednio do Boga. Wyjątkiem jest tu Angelus Silesius, który w Cherubinowym pielgrzymie pisze: „Słowo «oblubieniec» jest dla mnie najsłodsze. Ty, jeśli chcesz, możesz uznawać Boga za twojego Pana; ja nie mogę Go nazywać inaczej jak «mój Oblubieniec»„ 3. Natomiast Ignacy Loyola i Teresa z Avili mówią o swoim „Panu” i o „Jego Boskim Majestacie” bądź używają równoznacznych terminów. Brat Karol i mała siostra Magdalena od Jezusa znaleźli w Ewangeliach dzieciństwa jedno z takich miejsc, gdzie wspólnie zakotwiczyli swoją duchowość. Brat Karol był jednak bardziej uwrażliwiony na robotnika z Nazaretu, podczas gdy mała siostra Magdalena na „maleńkiego Jezusa, ofiarowanego światu przez Maryję”.
Można odnotować jeszcze więcej różnic. Na przykład nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny było opiewane i propagowane w zasadzie przez mężczyzn, począwszy od św. Bernarda Grignon de Montfort, na Janie Pawle II skończywszy. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa u św. Gertrudy miało raczej kobiece akcenty, ale mężczyźni, od św. Bonawentury po Teilharda de Chardin, również byli na to nabożeństwo uwrażliwieni.
Piąta Ewangelia jest zatem dość różnorodna, nie bardzo więc wiadomo, czy te różnice należy zawsze kłaść na karb epoki i odmiennych dróg męskości i kobiecości. Spójrzmy na paralelne teksty Anieli z Foligno i Jana od Krzyża: kobieta i mężczyzna, których dzielą trzy wieki. Nie wiemy, czy Aniela umiała nawet pisać, za to Jan od Krzyża był wyróżniającym się studentem w Salamance, a mimo to głęboka inspiracja ich doświadczeń duchowych jest łatwo rozpoznawalna; mężczyźni i kobiety mogą się tu czuć jednakowo usatysfakcjonowani. Łączy ich ta sama miłość, przeżywana w sercu zjednoczonym z Bogiem, który uobecnia się w najgłębszych pokładach duszy i przemienia ją. Aniela świadczy o niej ze spontanicznością, ale ta spontaniczność nie zapomina jednak nigdy o wielkości Tego, którego przyjmuje całym żarem swojej miłości. Jan od Krzyża, ponieważ otrzymał łaskę przeżywania swego życia i swoich doświadczeń pod znakiem Pieśni nad pieśniami, kazał mówić zarówno oblubieńcowi, jak i oblubienicy, tak że ich głosy odnajdujemy w każdym jego dziele.
To wyjaśnia, dlaczego kobiety, mimo innej wrażliwości i ekspresji uczuć, mogą się swobodnie odnajdywać w duchowościach powszechnie uważanych za męskie – i odwrotnie. Ignacy Loyola miał mnóstwo uczennic 4, a Teresa z Avili wciąż nie przestaje inspirować mężczyzn. W tej mierze, w jakiej duchowość reprezentuje spójny i płodny sposób życia Ewangelią, wykracza ona poza partykularyzmy męskie i kobiece, a ponieważ Jezus jest drogą, prawdą i życiem (J 14, 6) dla wszystkich, Ewangelia może wspierać zarówno mężczyzn, jak i kobiety, z poszanowaniem właściwych im cech osobowości. Wiedzą o tym pary małżeńskie, mające doświadczenie wspólnej modlitwy: czasem jest im trudno trwać dłużej w takiej modlitwie bez wzajemnego skrępowania. Odmienność języka powoduje, że nawet pragnienie uczestnictwa w duchowym zbliżeniu kończy się odczuciem przymusu do modlitwy. Natomiast bardzo pożyteczne bywa dzielenie się owocami zakończonej modlitwy. Różnica osobowości okaże się wtedy korzystna. Będzie ona równocześnie stymulująca i ubogacająca w duchowej wędrówce ich obojga.
Wszelka mistyka chrześcijańska, niezależnie od rodzaju życia i kontekstu, w jakim się wyraża, jest ostatecznie mistyką zaślubin. To jest źródłem jej oryginalności w porównaniu z innymi prądami duchowymi. Jest to mistyka Przymierza, w której wierzący ze swoją ludzką męskością i kobiecością wchodzi w dialog trzech Osób Boskich. W oczekującej na niego miłości odnajduje on bogactwo i różnorodność miłości, której odzwierciedlamy tylko jeden aspekt: męski lub kobiecy. Do Boga możemy iść całym naszym człowieczeństwem i nie ma w nas niczego, czego by On nie przyjął.
Kiedy Słowo stało się ciałem, połączyło się oczywiście z naturą ludzką jako mężczyzna, ale wzięło na siebie całą ludzką kondycję. Dlatego możemy przychodzić do Niego ze wszystkimi naszymi osobliwościami i różnicami: On potrafi je rozpoznać i napełnić. Jeśli jest jakaś rzecz, o której mogą zaświadczyć mistycy, to ta, że Bóg jest większy od naszego serca: „Gdy ludzka wola poczuje dotyk samego Boga, nic już nie może jej zadowolić, co byłoby mniejsze niż Bóg, którego kocha; ale to porywające Piękno, uchwytne jedynie przez wiarę, znajduje się we wszystkim, co serce rozpala miłością” 5. W sercu tej miłości przezwyciężane są różnice między ludźmi, bez ich unicestwiania. Napięcia, jakie mogą budzić, usuwa pokój przychodzący od Boga. Przestrzenie miłości zostają poszerzone w komunii Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Tłumaczył Bolesław Dyduła SJ
Michel Rondet SJ (ur. 1923), francuski jezuita, doktor teologii, kierownik duchowy i rekolekcjonista działający w Ośrodku La Baume-les-Aix. Opublikował m.in.: La vie religieuse; Viens et suis-moi!; Petit guide de la prière. Po polsku ukazał się Mały przewodnik modlitwy.
1 Por. M. Rondet SJ, Quand la mystique réconcilie le masculin et le féminin, „Christus”, 4/2001, s. 143-149.
2 Por. J. Guillet, Jésu-Christ dans notre monde, Paris 1974, s. 45-46.
3 Angelus Silesius, Le Pèlerin chérubinique, Paris 1946, II, 38.
4 Por. H. Rahner, Ignace de Loyola et les femmes de son temps, t. 2, Paris 1964.
5 Jean de la Croix, Oeuvres complètes, Paris 1997, s. 211.
Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, LATO 47/2006
© 1996–2006 www.mateusz.pl