MARCIN PRZECISZEWSKI
Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, LATO 43/2005 |
To” 1 co się stało w Polsce i na świecie w dniach śmierci Jana Pawła II i bezpośrednio po niej, winno być przedmiotem głębokiego rozeznania, prowadzonego w całej wspólnocie Kościoła i we wspólnotach poszczególnych ruchów i środowisk chrześcijańskich. Był to niezwykły czas w dziejach Kościoła, porównywalny do wielkich ruchów ożywienia religijnego, jakie znamy z historii, a na ziemi polskiej porównywalny do ożywienia, które przyniosła pielgrzymka Jana Pawła II z 1979 roku rozpoczęta słowami: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!”. Słusznie zatem „polski kwiecień 2005” nazywany jest ostatnią pielgrzymką Jana Pawła II do ojczyzny, tym razem „pielgrzymką duchową”. Jak nigdy dotąd czuliśmy wówczas jego obecność tak silnie i tak głęboko. To wielkie misterium wymaga teraz głębokiej, spokojnej i poważnej analizy. A przede wszystkim próby wyciągnięcia wniosków dla konkretnych środowisk tworzących Kościół.
„Fenomen kwietnia 2005” pokazał, czym w istocie był pontyfikat Jana Pawła II i jakie znaczenie miał on dla współczesnego świata. Myślę, że zachodzi tu pewna analogia do postaci samego Chrystusa. Za życia Jezusa uczniowie nie do końca rozumieli Jego nauczanie. Dopiero po Jego śmierci wspartej zesłaniem Ducha Świętego stało się ono w pełni zrozumiałe. Fenomen ten powiedział nam też wiele o kondycji duchowej dzisiejszego świata. Globalna wspólnota duchowa, jaką obserwowaliśmy po śmierci Jana Pawła II, ukazała, jak bardzo otaczający nas świat przeniknięty jest „głodem duchowym”. Jak mocno, choć może podskórnie – ten skądinąd zlaicyzowany świat – potrzebuje Ducha i Jego świadków. Jest on pustynią, ale bardzo spragnioną ożywczej wody. Potrzebuje także jasnych, wyrazistych i przejrzystych autorytetów i pragnie, aby wskazywały one drogę w gąszczu codziennych problemów. To, co widzieliśmy w świątyniach, na ulicach i placach, jest dowodem, że współczesne pokolenie młodych potrzebuje wspólnoty wartości, wokół której mogłoby się zintegrować. Pokazał wreszcie, że XXI wiek – jak ongiś zapowiadał André Malreaux – będzie znacznie bardziej „wiekiem ducha” niż wiek XX.
Ośmielę się postawić tezę, że reakcja, jaką obserwowaliśmy nie tylko w łonie Kościoła katolickiego, ale i innych wspólnot wyznaniowych, pokazała, że w istocie Kościół jest jeden, a jego faktyczną głową jest papież. Głową nie w sensie administracyjnym czy jurysdykcyjnym, lecz w sensie duchowym. Fenomen ten pokazał również, że Kościół nie znajduje się bynajmniej w okresie „starczego uwiądu” – jak chcą niektórzy – lecz że jest żywą wspólnotą, zdolną do ożywienia całego świata. Udowodnił niemal w sposób namacalny, że „wiosna Kościoła”, którą w proroczy sposób zapowiadał Jan Paweł II, jest faktem, a nie marzeniem papieża-wizjonera. Zobaczyliśmy też, że dziedzictwo Jana Pawła II jest wielkie, a współczesne pokolenie mieszkańców ziemi pragnie żyć w jego duchu. Dziedzictwo to powinniśmy teraz bardzo głęboko i poważnie studiować, analizować, popularyzować i wprowadzać w życie.
Fenomen „kwietnia 2005” pokazał też wiele istotnych spraw w kontekście lokalnego Kościoła w Polsce. Zobaczyliśmy, że w Polsce mamy bardzo odpowiedzialny laikat i nieco ospałe, zagrożone rutyną duchowieństwo. Ujrzeliśmy, że polska młodzież, choć mieliśmy co do tego obawy, jest w istocie wierna Kościołowi i potrafi w twórczy sposób go przekształcać. Dowiedzieliśmy się też, jakiego Kościoła pragnie pokolenie młodych Polaków – nie Kościoła celebrującego, lecz Kościoła będącego autentyczną i przejrzystą wspólnotą. Ten Kościół nie ma być Kościołem zamkniętym, składającym się tylko z „prawowiernych”, lecz Kościołem otwartym na wszystkich: zagubionych, poszukujących i „życiowo poplątanych”. Zobaczyliśmy też wreszcie, że w ramach Kościoła faktycznie istnieje „pokolenie JP2”. Składa się ono z ludzi, dla których nauczanie Jana Pawła II było centralnym punktem odniesienia w okresie ich wzrastania i dojrzewania. Jak mówią socjologowie, to właśnie dla tego pokolenia „kwiecień 2005” stał się wydarzeniem porównywalnym z tym, co poprzednie pokolenie przeżyło w okresie „Solidarności”. Wcześniej liczne badania wskazywały, że pokolenie współczesnych młodych jest nakierowane na wartości, ale żyje w rozproszeniu i nie ma żadnego wspólnego etosu. Wydarzenie „kwietnia 2005” stało się dla nich pewnego rodzaju „momentem konstytutywnym”, budującym ich pokoleniową tożsamość. Oczywiście, nie wiemy, jak dalej potoczy się historia tego pokolenia oraz czy kiedy opadną emocje, nie zapomni ono o wspólnocie, jaka połączyła je po śmierci Papieża i zmusiła do wyjścia na ulice. Jednak z tego, co się dokonało, wynika bardzo poważne zadanie dla Kościoła i jego pasterzy. Chodzi o to, by ci ludzie mogli się na nowo odnaleźć właśnie w Kościele, aby to właśnie Kościół instytucjonalny nie gasił i nie tłumił inicjatyw, które narodziły się wśród młodych, lecz by je wspierał.
Dopiero po śmierci Jana Pawła II okazało się, jak wielką jego zasługą było zbudowanie światowej, globalnej wspólnoty wokół wartości. Z tą wspólnotą identyfikuje się każdy, niezależnie od wyznania i religii czy nawet bezwyznaniowości. Z takim zjawiskiem mamy do czynienia po raz pierwszy w historii Kościoła i po raz pierwszy w historii świata. W kwietniu 2005 roku poznaliśmy w dosłowny sposób najgłębszą prawdę o uniwersalności Kościoła: Kościół jest powszechny i, niezależnie od podziałów w jego łonie, w istocie jest jeden, a jego misja obejmuje wszystkich. Zobaczyliśmy też, że drogą do budowania wspólnoty Kościoła nie jest triumfalizm i podporządkowywanie sobie innych, lecz pokorna służba wszystkim, wsparta świadectwem cierpienia.
Jakie wnioski możemy stąd wyciągnąć? Po pierwsze winniśmy kontynuować to najgłębsze pragnienie Jana Pawła II wyrażone tytułem encykliki: Ut unum sint! Kościół Jezusa Chrystusa w istocie jest jeden, a podziały, jakie dokonały się podczas jego trudnej historii, są wielkim cierpieniem, nie ma więc innej drogi budowania jedności Kościoła, jak przez odczucie tego głębokiego bólu i cierpienia, które budzą w nas pragnienie jedności. Ten ból z pewnością charakteryzował Jana Pawła II, który wielokrotnie dawał mu świadectwo. Niektórzy mówią, co prawda, że pontyfikat Jana Pawła II nie przyniósł spodziewanych postępów na drodze dialogu ekumenicznego. Istotnie, dialog o charakterze doktrynalno-teologicznym jest bardzo trudny i wymaga bardzo wiele czasu, jednak Ojciec Święty ukazał tę wielką prawdę, że dialog teologiczny powinien być wyprzedzany przez budowanie „ekumenizmu w praktyce”, dlatego w jego posłudze najważniejsze były bezpośrednie kontakty, spotkania z przedstawicielami innych wyznań i pielgrzymki. Ukazał, że w budowaniu jedności najważniejsze są kontakty „na dole”, między ludźmi i środowiskami różnych Kościołów. W tej dziedzinie nieoceniona staje się rola świeckich, a także wspólnot i ruchów, które budowanie jedności odczytują jako swój charyzmat. Ich praca ma kapitalne znaczenie dla przyszłości ekumenizmu, pozwala bowiem przeżywać faktyczną jedność Kościoła, niezależnie od etapu, na którym pozostaje dialog teologiczny. Chciałbym tutaj wymienić trzy szczególnie zasłużone dla jedności środowiska: Wspólnotę z Taizé, ruch Focolari oraz Wspólnotę Chemin Neuf.
Budowaniu jedności Kościoła musi towarzyszyć również, w ramach wspólnej odpowiedzialności za duchowe oblicze współczesnego świata, otwartość na inne religie. Oczywiście nie możemy zamazywać istotnych różnic między wyznaniami i religiami, ale trzeba podkreślić, że zakres odpowiedzialności za przyszłość świata jest wspólny. Potwierdzeniem tej tezy jest pisany testament, jaki pozostawił nam Jan Paweł II. Wymienił tam przedstawicieli innych wyznań i nawet bezpośrednio rabina Rzymu. To ważny znak.
Fenomen „kwietnia 2005” pokazał, jak bardzo świat współczesny potrzebuje świadków wiary promieniejących świętością. Jan Paweł II mawiał, że „dzisiejszy świat znacznie bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli”. Jednak co to znaczy być „świadkiem wiary” w dzisiejszym świecie i w dzisiejszej Polsce? „Świadek” to ktoś, kto przekazuje innym to, czym sam głęboko żyje, i kto gotów jest potwierdzić swój przekaz męczeństwem. Takim właśnie świadkiem był Jan Paweł II. Kierując się tą właśnie intencją, obecny papież Benedykt XVI wydał reskrypt pozwalający na otwarcie procesu beatyfikacyjnego swego poprzednika. Szybkie zapewne ogłoszenie świętości Jana Pawła II będzie po pierwsze potwierdzeniem powszechnej opinii o jego świętości, a po drugie – ukazaniem światu i Koś- ciołowi takiego modelu „bycia świadkiem”, jakiego najbardziej potrzebuje dzisiejszy świat. A skoro beatyfikacja ta ukazywać będzie wzór świętości na dziś, spróbujmy przyjrzeć się najbardziej charakterystycznym „rysom” świętości, jakie cechowały Jana Pawła II.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że źródłem niezwykłej osobowości Jana Pawła II było jego zakorzenienie w modlitwie, wręcz intymna relacja z Jezusem. Mimo że Papież był jednym z najbardziej zajętych ludzi na świecie, przeznaczał na medytację codziennie kilka godzin. Wielu obserwowało to chociażby podczas prywatnych, codziennych Mszy św. w jego kaplicy, gdy zapadał w długą, nieraz ponadgodzinną medytację w milczeniu. Duchowa moc i głębia wiary umożliwiały mu przyjęcie cierpienia. W tym zakresie Jan Paweł II spełniał z pewnością starożytne kryterium świadka: martyr, czyli męczennik. Cechowała go niezwykła duchowa przejrzystość i wynikająca stąd nadzwyczajna otwartość na każdego człowieka, zdolność do spotkania z konkretną osobą i mówienia wprost do jej serca, nawet jeśli na placu obecny był milion wiernych.
Wielkim rysem świętości Jana Pawła II był jego stosunek do człowieka. Jego pontyfikat określamy jako najbardziej „antropologiczny” z dotychczasowych, co streszcza się w haśle programowej encykliki Redemptor hominis – „Drogą Kościoła jest człowiek”. Stąd właśnie służbę człowiekowi – każdemu człowiekowi – oraz obronę jego praw i godności Jan Paweł II ukazywał jako podstawową misję Kościoła we współczesnym świecie.
Papieski wzorzec świętości stanowi prawdziwe wyzwanie dla kościelnych ruchów i stowarzyszeń. Rodzi się z niego wielkie pytanie o wzór świętości, jaka proponowana jest ich członkom na drodze formacji, gdyż to właśnie świętość – bez żadnej obawy – winna oznaczać zasadniczy horyzont troski formacyjnej. Po Janie Pawle II i świadectwie, jakie pozostawił, nie można świętości traktować jako drogi dla wybranych, obdarzonych szczególną łaską, lecz jako zupełnie „normalny” cel stojący przed wszystkimi, którzy swoją wiarę traktują poważnie. Jasne jest, że nie chodzi tu o model świętości oderwanej od świata, lecz o „świętość wcieloną”, zakorzenioną w tym świecie i zdolną do przekształcania go od wewnątrz. A jej tajemnicą – jak pokazywał Jan Paweł II – jest harmonia trzech elementów: intymnego, osobistego związku z Chrystusem, wrażliwości na każdego człowieka i otwartości na świat. A więc chodzi o świętość realizowaną w przyjaźni z każdym człowiekiem i w postawie dialogu ze światem – szczególnie tam, gdzie ten świat doświadcza najgłębszych problemów i bolączek.
W zakresie formacji powinniśmy rozważyć inny fenomen pontyfikatu Jana Pawła II, wyrażający się w niespotykanej dotąd otwartości na świeckich i tworzone przez nich ruchy i inicjatywy. „Wiosny Kościoła” Jan Paweł II oczekiwał właśnie od tych środowisk. A więc chodzi tu o przygotowywanie świeckich do odpowiedzialności za Kościół i jego misję. Na czym polega misja świeckich? Z jednej strony na zaangażowaniu i współodpowiedzialności za Kościół, ale jeszcze bardziej na zaangażowaniu się we współczesny świat. Mówiąc obrazowo, nie chodzi o ty, by świeccy zajmowali miejsce przy ołtarzu, lecz aby przekształcali ku dobru „struktury grzechu”, jakimi nacechowany jest świat. Potwierdzają to dokumenty Soboru Watykańskiego II, którego realizację, zarówno jego dziedzictwa, jak i ducha, Papież pozostawił w testamencie jako najważniejsze zadanie. Tymczasem w Polsce nie jest dobrze, jeśli chodzi o aktywność świeckich w misji przekształcania świata. To podstawowy mankament naszej polskiej religijności. Owszem, nawet chętnie angażujemy się bezpośrednio w Kościół, jednak o wiele gorzej jest z zaangażowaniem w przemianę otaczającego świata w duchu chrześcijańskim. Koronny dowód na to twierdzenie stanowi piętnaście lat polskiej demokracji, która w dużej mierze jest budowana przez katolików. Kiedy obserwujemy zachowanie się katolików w życiu społecznym, zauważamy, że tylko nieliczna mniejszość potrafi deklarowane zasady wprowadzać w życie publiczne. To prawdziwy dramat! A przecież na wprowadzaniu tych zasad polega budowanie demokracji opartej na fundamencie etyki, o co tak silnie apelował Jan Paweł II, szczególnie przemawiając w polskim parlamencie.
Jan Paweł II swoim przykładem i świadectwem ukazywał uniwersalność misji Kościoła, która jest adresowana do wszystkich i przebiega ponad wszelkimi podziałami. To z pozoru banalne stwierdzenie jest niezwykle istotne w chorej polskiej rzeczywistości, gdzie partykularyzm góruje nad uniwersalizmem, a służba własnemu środowisku zdaje się o wiele ważniejsza od „dobra wspólnego”. Biorąc za wzór Jana Pawła II, łatwo wywnioskować, że misja realizowana przez każdego człowieka, przez każdy ruch i środowisko musi dokonywać się ponad wszelkimi podziałami, a jej cel ma stanowić służba człowiekowi, każdemu człowiekowi, niezależnie od tego, skąd pochodzi, jakie ma poglądy, czy nawet niezależnie od przynależności religijnej. W tej misji chodzi o solidarność z człowiekiem w jego biedzie i w jego problemach. Celem więc każdej misji publicznej realizowanej przez chrześcijan nie może być budowanie takiego czy innego „obozu” przeciw innym „obozom”, lecz służba drugiemu i szukanie współpracowników w tym dziele. Tylko w ten sposób możemy odpowiedzieć na testament Jana Pawła II w życiu społecznym.
Mówiąc o misji chrześcijanina w świecie współczesnym, nie możemy zapominać o fundamentalnej nauce Jana Pawła II, która zakłada, że podstawowym środowiskiem kształtowania człowieka i podstawowym podmiotem życia społecznego jest rodzina. Dziś na skutek różnorodnych prądów kulturowych i ekonomicznych rodzina przestała być podstawową instytucją życia społecznego. Jej stabilności, jak i miejsca w społeczeństwie nie odbudujemy inaczej, jak pomagając rodzinie w odnalezieniu tej podstawy jej tożsamości, jaką jest duchowość wynikająca z sakramentu małżeństwa. Trzeba budować rodzinę jako wspólnotę kobiety i mężczyzny razem z Chrystusem. Mówił o tym Jan Paweł II w swoim słynnym cyklu katechez Mężczyzną i niewiastą ich stworzył.
Ważnym wątkiem pontyfikatu Jana Pawła II było zaangażowanie na rzecz budowania jedności Europy. Żaden papież w historii Kościoła nie zaangażował się w to bardziej od Jana Pawła II. Tego wątku papieskiego nauczania nie sposób pominąć dziś, kiedy integracja Europy stała się jednym z ważnych „znaków czasu”. Fascynujące jest, że Jan Paweł II od samego początku zdawał sobie sprawę, jaką rolę Opatrzność składa w jego ręce w tym zakresie. Już w 1979 roku prezentował sens swojej posługi wobec Europy w słowach: „Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież-Polak, papież-Słowianin właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu?”. Był to Papież-wizjoner, ale zarazem Papież-realista, zdający sobie sprawę, że motorem procesu historycznego – obok czynników polityczno-ekonomicznych – jest siła ducha kształtująca umysły i serca mieszkańców ziemi. Kiedy „żelazna kurtyna” została obalona, włączył się bezpośrednio w dialog dotyczący kształtu przyszłej europejskiej jedności. Apelował, by nowa konstrukcja Europy nie ograniczała się wyłącznie do przestrzeni polityki i ekonomii i nie zapominała o swym duchowym fundamencie w istocie najważniejszym dla jej kulturowej tożsamości. „Nie będzie jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha” – powiedział do prezydentów siedmiu krajów europejskich, przybyłych na spotkanie z nim u grobu św. Wojciecha w Gnieźnie 3 czerwca 1997 roku.
Jan Paweł II nieustannie dawał też świadectwo, jak bardzo zależy mu na twórczej obecności jego ojczyzny w rodzinie narodów europejskich. Nie tylko Polskę przywracał Europie, ale oczekiwał, że głos jego ojczyzny będzie istotny w debacie o kształcie Europy, a świadectwo Kościoła znad Wisły wzbogaci jej duchową przestrzeń. Jak testament brzmią jego słowa skierowane do Konferencji Episkopatu Polski z 1997 roku: „Pragniemy ofiarować Europie nasze przywiązanie do wiary, nasz natchniony religijnością obyczaj, duszpasterski wysiłek biskupów i kapłanów, i zapewne wiele jeszcze innych wartości, dzięki którym Europa mogłaby stanowić organizm pulsujący nie tylko wysokim poziomem ekonomicznym, ale także głębią życia duchowego” (8 czerwca 1997). Tak więc dziś, kiedy jesteśmy pełni niepokoju o przyszłość Kościoła w Polsce, pozbawionego tej busoli, jaką stanowił autorytet Jana Pawła II, trzeba nieustannie powracać do papieskiego nauczania o Europie. Tym bardziej warto, że ten element spuścizny pontyfikatu wyznacza nie tylko nasze miejsce we wspólnocie europejskich narodów, ale wiąże się z apelem o taki model formacji chrześcijańskiej, który – zachowując to, co najlepsze z naszej przeszłości – jednocześnie prezentowałby otwartość na to, co nowe, i gotowość do dialogu w przestrzeni europejskiej. W świadomości polskich katolików musi nastąpić swego rodzaju „przełom kopernikański”, w którym ugruntowaną troskę o zachowanie kulturowej i religijnej tożsamości narodu musimy rozumieć szerzej: jako odpowiedzialność za duchowy kształt Europy. Jan Paweł II wskazuje przecież jasno, że „być w pełni Polakiem” to także „być w pełni Europejczykiem”.
Zatem istotnym zadaniem w kształtowaniu duchowej i intelektualnej formacji polskiego laikatu jest głębokie przeżycie tej wizji Kościoła, jaką pozostawia Jan Paweł II. Chodzi tu o chrześcijaństwo zakorzenione w tra- dycji, a zarazem otwarte i dialogiczne; chrześcijaństwo wolne od kompleksów, przeżywane w duchu Zmartwychwstania – niosące nadzieję otaczającemu światu. Nacechowane mistyczną wiarą – w duchu Jana Pawła II – wzbogaconą głębokim świadectwem wartości, a nie przybierające formę ideologii generującej podziały.
Można odnieść wrażenie, że wybierając kardynała Ratzingera, uczestnicy konklawe kierowali się przede wszystkim pragnieniem znalezienia człowieka, który sprostałby zadaniu kontynuacji wielkiego pontyfikatu swego Poprzednika. Zresztą w swym przemówieniu programowym w dzień po wyborze Benedykt XVI wyraźnie w ten sposób zakreślił ramy swej posługi. Oświadczył, że pragnie kontynuować to, co najważniejsze było dla Jana Pawła II, a w tym wielką otwartość Kościoła na dialog w każdej płaszczyźnie, w pierwszym rzędzie wyrażający się w trosce o jedność chrześcijaństwa i kwestie ekumeniczne. Co natomiast nowego może wnieść Benedykt XVI? Coś bardzo istotnego i potrzebnego dzisiejszemu światu, a mianowicie bardzo jasny i wyrazisty wykład wiary i sięganie bezpośrednio i wprost do korzeni chrześcijaństwa. Wydaje się, że zarówno świat, jak i współczesny Kościół takiego języka bardzo potrzebuje. Można więc oczekiwać, że programem nowego Papieża będzie głoszenie prostoty, czystości i piękna wiary w Jezusa Chrystusa i świadczenie o niej. Już od pierwszych godzin nowego pontyfikatu stało się bowiem oczywiste, że nowy Ojciec Święty będzie się starał usuwać w cień swoją postać i ukazywać Tego, którego jest wikariuszem, czyli Jezusa Chrystusa.
W tym kontekście można przypomnieć słowa z homilii wygłoszonej przez Benedykta XVI podczas Mszy inaugurującej pontyfikat, kiedy powiedział: „Nie jestem sam”. Nie będzie on wymagał posłuszeństwa dla siebie, lecz – podkreślając, że jest „sługą sług Chrystusa” – będzie przypominać, że podobnie jak każdy chrześcijanin, winien jest posłuszeństwo Chrystusowi. Po nowym pontyfikacie oczekiwać można zatem zarówno poprawy stosunków z tradycjonalistami, także tymi spod znaku Lefebvre’a, pozostającymi w stanie schizmy z Kościołem powszechnym, jak i nowego rozdziału w dialogu ekumenicznym, szczególnie na tym najtrudniejszym polu, jakim jest dialog z prawosławiem rosyjskim. Pontyfikatowi Benedykta XVI towarzyszyć będzie z pewnością wyraźna promocja świętości – świadczy o tym chęć szybkiej beatyfikacji Jana Pawła II. Benedykt XVI – można mniemać – będzie także papieżem bardzo wymagającym wobec Kościoła oraz wobec osób duchownych. Myślę, że patrząc z punktu widzenia członka polskiego Kościoła, jest to najlepszy wybór, jaki mógł nastąpić. Papież ten doskonale zna nasz Kościół lokalny, a oprócz tego jest bardzo wymagający (a jasnych wymagań nam najbardziej potrzeba). Prywatnie Benedykt XVI jest człowiekiem nadzwyczajnej skromności, oddanym do końca swej posłudze, pracy i modlitwie, zgodnie z hasłem „Ora et labora” – prawdziwie w duchu benedyktyńskim.
Marcin Przeciszewski (ur. 1958), absolwent Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, dziennikarz, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej, wiceprzewodniczący Rady Forum św. Wojciecha, przez wiele lat zaangażowany w działalność ruchu „Wiara i Światło”.
1 Konferencja wygłoszona podczas skupienia Wspólnoty Chemin Neuf 14 maja 2005 roku.
Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, LATO 43/2005 – Duchowość ciała
© 1996–2005 www.mateusz.pl