WOJCIECH ŻMUDZIŃSKI SJ
Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec, 10/2010 |
Każdy rodzic chciałby, aby jego dziecko wyrosło nie tylko na idealnego absolwenta dobrej szkoły, ale na wspaniałego człowieka, godzącego wykonywaną pracę z pasją poznawczą.
Kiedy wchodziłem do gmachu jednej ze szkół katolickich, na korytarzu zastałem dyrektora podlewającego stojące na parapecie kwiaty. Trochę zaskoczył mnie ten widok, bo przyzwyczaiłem się do obrazu dyrektora, który nigdy nie ma czasu. Ten dyrektor miał czas na podlewanie kwiatów.
– Ufam moim współpracownikom i wiele decyzji podejmują sami – powiedział.
– A uczniowie nie ustawiają się w kolejce ze swoimi problemami? – spytałem.
– Od tego mają wychowawców. Do mnie przychodzą, gdy chcą się czymś pochwalić lub uzyskać zgodę na realizację większego projektu.
To było moje pierwsze spotkanie z dyrektorem szkoły prowadzonej przez jezuitów w Chicago. “Takim chciałbym być dyrektorem” – pomyślałem.
Słowo “szkoła” pochodzi od greckiego scholie, co pierwotnie oznaczało miejsce wspólnego świętowania. Gdy wspominam o tym uczniom, widzę drwiący, choć sympatyczny, uśmiech na ich twarzy. Jak trudno dziś myśleć o szkole, do której chodzenie jest przyjemnością, o szkole jako miejscu wspólnego odkrywania tego, co tajemnicze, niezrozumiale, a jednocześnie fascynujące. Kiedyś na uroczystości rozdania świadectw powiedziałem uczniom, że nie stopnie na świadectwie są najważniejsze, lecz przyjaźnie, jakie zbudują, chodząc do szkoły. Nie szóstka ze sprawdzianu, lecz pasja, jaka pozwala im przezwyciężać samego siebie. Na drugi dzień przyszła do mojego gabinetu zapłakana uczennica, którą matka zrugała za jedną czwórkę na świadectwie z samymi szóstkami.
Do jakiej szkoły chcieliby katoliccy rodzice posłać swoje dzieci? Jakie są ich oczekiwania względem dyrekcji i nauczycieli? Pominąwszy przypadki patologiczne, większość chce szkoły dobrze zorganizowanej, troszczącej się o dziecko, szkoły, która przygotuje do przyszłych studiów oraz do sensownego, dającego satysfakcję życia. Nie mamy większych oczekiwań ponad to, by nasze dzieci były zdrowe i szczęśliwe – zwierzył mi się kiedyś przewodniczący Europejskiego Stowarzyszenia Rodziców. Czy szkoła katolicka w Polsce jest w stanie sprostać tym oczekiwaniom?
W roku szkolnym 2009/2010 działało w Polsce 518 szkół katolickich, w tym 124 szkoły podstawowe, 178 gimnazjów, 139 liceów ogólnokształcących, 20 ponadgimnazjalnych szkół zawodowych i 3 szkoły policealne. Ponadto dla dzieci chorych lub przeżywających trudności wychowawcze prowadzono 16 placówek katolickich, a dla dzieci niepełnosprawnych umysłowo – 20. To o 18 szkół więcej niż w roku poprzednim. Najwięcej nowych szkół to podstawówki i gimnazja. We wszystkich szkołach katolickich naucza blisko 10 tysięcy nauczycieli, którzy w ubiegłym roku szkolnym kształcili 55 323 uczniów. Czy ta liczba przekłada się na jakość?
Nie przywykłem mierzyć jakości szkoły sukcesami na olimpiadach przedmiotowych, choć są to efekty pracy ucznia i nauczyciela, których nie da się nie docenić. Wysoki poziom uzyskiwanych przez uczniów wyników na świadectwach i w zewnętrznych egzaminach mówi nieco więcej o poziomie szkoły, ale czy mówi coś o jej katolickim charakterze?
Statystyka ma często niewiele wspólnego z osobistymi sukcesami wychowanków szkół katolickich. Bo jak zmierzyć i wykazać odkrycie własnej pasji, przezwyciężenie własnych słabości, doświadczenie własnej – i innych – bezinteresowności?
Wszystkie szkoły katolickie, prowadzone przez kościelne osoby prawne, stowarzyszenia, fundacje, spółki, a nawet przez osoby fizyczne, chcą wychować świadomego swojej roli chrześcijanina, wrażliwego na potrzeby innych, kompetentnego i otwartego na dalszy rozwój we wszystkich sferach życia.
Jeśli chcielibyśmy się dowiedzieć, jakie cele przyświecają katolickim szkołom, powinniśmy zapoznać się z ich misją i z wizerunkiem idealnego absolwenta, jaki nakreślili nauczyciele we współpracy z rodzicami i z organem prowadzącym szkołę.
W katolickich gimnazjach i liceach proponuje się uczniom wspólne rekolekcje i pielgrzymki. Dzieci modlą się przed rozpoczęciem lekcji, a po zajęciach mogą angażować się w chrześcijańską posługę ludziom ubogim. Nie to jednak, co dodaje się do oficjalnego programu nauczania, czyni szkołę katolicką, lecz to, jak nauczyciel uczy i jak odnosi się do ucznia i jego rodziny. Dużą rolę w kształtowaniu klimatu szkoły katolickiej odgrywa atmosfera w gronie pedagogicznym i świadectwo życia samych nauczycieli, którzy potrafią zarazić swoją pasją i zafascynować życiem, stając się dla swoich uczniów mistrzami.
Formacja duchowa w szkołach katolickich ma swoje szczególne momenty. Należą do nich rekolekcje. Pamiętam szkolną kaplicę wypełnioną po brzegi licealistami. Dyrektor kilkakrotnie uciszał zebranych uczniów i dopiero odśpiewana przez zespół muzyczny pieśń wprowadziła porządek. Potem zaproszony rekolekcjonista poprowadził wspólną modlitwę i wszyscy usiedli, by wysłuchać rekolekcyjnej nauki. Wielu przysypiało. Inni wiercili się niespokojnie na swoich miejscach. Niektórzy stali w kolejce do konfesjonału. Po dwudziestu minutach katechezy kapłan uniósł do góry prawą rękę i zawołał podniesionym głosem: Pieprz grzech. Ospali podnieśli głowy. Wiercący się spojrzeli na siebie, nie wierząc własnym uszom. “Co powiedział?” – szeptali ci, którzy niedosłyszeli. Pieprz grzech, młody człowieku – powtórzył kapłan. Młodzież się ożywiła.
W jezuickich szkołach proponujemy każdego roku wyjazdowe rekolekcje. Nie boimy się stawiania trudnych pytań i pozostawiania uczniów sam na sam z Bogiem. Czekałem na nich w kaplicy, gdy po raz pierwszy powracali z tych rekolekcji. Nie mogłem powstrzymać łez, gdy opowiadali o swoim spotkaniu z Bogiem. Oni zresztą też płakali. Jak to się stało? Daliśmy im po prostu czas; czas, który nazwaliśmy po grecku kairos. O tych szczególnych rekolekcjach mówi się, że ich przebieg objęty jest tajemnicą. Uczniowie, którzy się na nie zgłosili i ich doświadczyli, nie opowiadają o swoich przeżyciach nie dlatego, że ktoś im zakazał. Nie rozmawiają z rówieśnikami o rekolekcjach, bo nie da się zrelacjonować ciszy ani głębokich poruszeń wewnętrznych. Widząc odmienionych uczniów zdałem sobie sprawę, że nie od nas zależy, czy Bóg przemówi do serca ucznia. Bóg potrzebuje czasu. Szkoły katolickie ten czas uczniom zapewniają.
W dokumentach Katolickiego Gimnazjum i Liceum im. Jana Pawła II w Piotrkowie Trybunalskim czytamy, że szkoła jest wspólnotą, drugim domem, gdzie wszyscy starają się wzrastać w atmosferze ożywionej ewangelicznym duchem miłości i wolności. Drogę wskazuje im szkolny patron, przypomina o wartościach i korzeniach, z jakich wyrośli, motywuje do pracy nad sobą i zachęca do spoglądania w przyszłość.
Sylwetka patrona, jego życiorys i wartości, jakim służył, kształtują tożsamość szkoły i wpływają na poczucie przynależności nie tylko uczniów i absolwentów, ale także nauczycieli i innych pracowników szkoły. Patron, jak dobry Anioł Stróż, wskazuje drogę i przypomina, że szkoła powinna być zakorzenionym w tradycji miejscem wzajemnego wspierania się na drodze realizacji wspólnych marzeń.
Uczniowie Gimnazjum Jezuitów im. św. Stanisława Kostki w Gdyni nie tylko poznają życiorys swojego patrona na godzinach wychowawczych, ale wyjeżdżają także do Rostkowa, gdzie urodził się św. Stanisław, aby poznać miejsce, w którym wzrastał i gdzie rodziły się jego młodzieńcze marzenia. Podczas święta szkoły zapoznają się z symboliką szkolnego sztandaru, na którym widnieje jego podobizna.
Misja szkoły, życie patrona, szkolny sztandar i motto wyeksponowane na jednej z głównych ścian budynku stanowią wspólne przesłanie i pomagają w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania: Kim jesteśmy? Jakie wartości są dla nas najważniejsze?
Podczas szkoleń, jakie prowadziłem w 14 szkołach, tylko w jednej z nich, w szkole katolickiej, nauczyciele znali dobrze dokument opisujący szkolną misję oraz charakterystykę ucznia kończącego szkołę. Współtworzyli te teksty i identyfikują się z nimi. Potrafią też opowiadać historie z życia ich patrona – historie poruszające serce. Każdej katolickiej szkole życzę takich nauczycieli. Są świadomi stojącego przed nimi zadania i są dumni, że mogą realizować swoje chrześcijańskie powołanie w instytucji, której misją jest nie tyle nauczanie, ile czynienie uczniami młodych, poznających świat ludzi, którzy w przyszłości będą umieli z pasją wykonywać swoją pracę, poświęcać innym swoje życie – i znaleźć także czas na podlewanie kwiatów.
Ks. Wojciech Żmudziński – jezuita, były dyrektor Gimnazjum i Liceum Jezuitów w Gdyni, dyrektor Centrum Aruppe i redaktor naczelny kwartalnika “Być dla innych”; członek kilku organizacji pozarządowych zaangażowanych w edukację i działalność społeczną.
Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec, październik 2010
© 1996–2010 www.mateusz.pl