DK. BOGDAN SADOWSKI
Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec, 10/2009 |
Msza Święta jest miejscem szczególnej relacji Boga do człowieka. Każde słowo, każdy gest ma sens, coś oznacza. A jednak tak wielu niechętnie w niej uczestniczy, bo “nudzi się” podczas tego misterium ofiary. Nudzi się, bo nie rozumie istoty dokonującego się na ołtarzu cudu.
Czy warto chodzić na Mszę świętą? Oryginalność tego pytania polega na tym, że jest dość naiwne. Bo jak można na nie odpowiedzieć? Warto, bo…, albo nie warto, bo… Na Mszę świętą ktoś chce chodzić albo ktoś nie chce chodzić – po prostu. Ci, którzy chcą, raczej wiedzą dlaczego chcą, trochę trudniej tym, którzy nie chcą. Ci drudzy niezbyt często potrafią uzasadnić swoją niechęć (nawet przed sobą samym). Takie jałowe rozważania można snuć bez końca. Zdecydowanie chcemy ich tutaj unikać.
Chciałbym naszym Czytelnikom zaproponować wspólną podróż do skarbca Mszy świętej. Przed każdą podróżą należy się przygotować. Nasze przygotowania polegają przede wszystkim na uświadomieniu sobie sposobów (jakości?) naszych obecności na Eucharystii. Warto spróbować odszukać w swojej pamięci, jak je przeżywałem, jak odbierałem jej poszczególne części, czy pamiętałem cokolwiek po wyjściu z kościoła. Nikt nie będzie nas z tego przepytywał – na szczęście. Możemy pozwolić sobie na szczerość aż do bólu.
Czy warto chodzić? O możliwej odpowiedzi na pierwszą część pytania napisałem już powyżej, teraz pora na drugą: “chodzić”. Jak często właśnie tak pojmujemy nasz związek z Eucharystią? Czy chodzimy na Mszę tak, jak chodzimy do kina, do teatru, na wycieczkę? Jeżeli tak, to na pewno czujemy, że “coś jest nie tak”, choć być może trudno nam sprecyzować to odczucie. Przeczuwamy niezwykłość Mszy świętej, ale nie potrafimy z niej skorzystać. Właśnie o nabycie tej umiejętności chodzi; jak się odnaleźć w znakach, słowach, gestach widzianych i używanych podczas Eucharystii.
Nasze przygotowanie zacznijmy od zapoznania się z czytaniami, których będziemy słuchali. Możliwości są, ale pewnie nie zawsze znajdujemy na to czas. A to ważne. W zdecydowanej większości przypadków spotkamy się z dobrymi lektorami, ale zdarza się przecież i tak, że czytający mają problem z dykcją, nie wspominając już o ewentualnych problemach z nagłośnieniem. Unikniemy irytacji, a przede wszystkim wybicia nas z rytmu, jeżeli tekst tych czytań poznamy wcześniej. W dzisiejszych czasach nie ma przecież z tym żadnych problemów. Właściwe teksty znajdziemy nie tylko w licznych wydawnictwach czy katolickich czasopismach, ale prawie każdy ma możliwość zajrzenia do internetu. Stron www poświęconych liturgii Mszy jest sporo także w języku polskim. Zapewniam, że skorzystanie z tych stron w celu zapoznania się z tekstami niedzielnej liturgii to kwestia kilku minut.
Kolejna sprawa dotyczy naszej punktualności. Przychodzimy do kościoła wcześniej. Na ile wcześniej, to już nasza indywidualna decyzja. Można 5 minut, ale można i 30. Zresztą dotyczy to także momentu wyjścia po skończonej liturgii. Trudno nam sobie wyobrazić sytuację, w której na oficjalne przyjęcie naszych dobrych znajomych przychodzimy spóźnieni, albo w połowie wychodzimy. A przecież tu jest coś znacznie ważniejszego. To także będziemy się starali lepiej zrozumieć. Oczywiście sytuacje awaryjne zawsze mogą się przytrafić – drobny wypadek, niespodziewane spotkanie itd. Jednak wchodzenie na Mszę świętą po jej rozpoczęciu, a także wychodzenie przed zakończeniem musi spowodować zapalenie się naszej osobistej czerwonej lampki, naszego własnego systemu ostrzegawczego – “coś jest nie tak”.
Można też przyjrzeć się swojemu ubiorowi. Myślałem kiedyś o plakacie z postacią na pięknej słonecznej plaży ubraną w kożuch, grube buty i wełnianą czapkę. Chyba każdy odczuje niewłaściwość takiego stroju w takim miejscu. Podobnie jest z liturgią. Wymaga ona “jakiegoś” podkreślenia także w naszym stroju. Wszyscy znamy opowieści, jak to kiedyś bywało na wsiach, gdy ludzie szli do kościoła boso i dopiero przed samym wejściem zakładali buty. Nie zamierzam nikogo namawiać na “kościółkowe” buty czy “kościółkowy” garnitur, ale jednak warto się zastanowić nad swoim wyborem. Ciekawą wskazówką jest strój służby liturgicznej. Przecież nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach nie odprawia się Mszy bez jakiegoś podkreślenia wyjątkowości tej celebracji. Wyobraźmy sobie jeszcze parę młodą przychodzącą na swoją uroczystość w starych dresach – przecież to “nie do pomyślenia”. A do pomyślenia jest nasz niedbały czy niewłaściwy strój?
Encyklika Jana Pawła II Ecclesia de Eucharistia mówi na samym początku, że Kościół żyje Eucharystią (Ecclesia de Eucharistia vivit). Ta prawda wyraża nie tylko codzienne doświadczenie wiary, ale zawiera w sobie istotę tajemnicy Kościoła. Na różne sposoby Kościół doświadcza z radością, że nieustannie urzeczywistnia się obietnica: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Dzięki Najświętszej Eucharystii, w której następuje przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pana, raduje się tą obecnością w sposób szczególny. Od dnia Zesłania Ducha Świętego, w którym Kościół, Lud Nowego Przymierza, rozpoczął swoje pielgrzymowanie ku ojczyźnie niebieskiej, Najświętszy Sakrament niejako wyznacza rytm jego dni, wypełniając je ufną nadzieją.
Słusznie Sobór Watykański II określił, że Ofiara eucharystyczna jest “źródłem i zarazem szczytem całego życia chrześcijańskiego’. “W Najświętszej Eucharystii zawiera się bowiem całe dobro duchowe Kościoła, to znaczy sam Chrystus, nasza Pascha i Chleb żywy, który przez swoje ożywione przez Ducha Świętego i ożywiające Ciało daje życie ludziom”. (Ecclesia de Eucharistia, 1). Dlatego też Kościół nieustannie zwraca swe spojrzenie ku swojemu Panu, obecnemu w Sakramencie Ołtarza, w którym objawia On w pełni ogrom swej miłości.
Ten obszerny fragment nauczania papieskiego niech będzie zachętą do sięgnięcia po spokojną lekturę tego i innych dokumentów poświęconych Eucharystii. Powyższy fragment jest natomiast niezwykle ważny w tych naszych poszukiwaniach, ponieważ zawiera w sobie najistotniejsze źródła wielkiej godności, jaką cieszy się w Kościele Eucharystia. Przypomnijmy raz jeszcze: Eucharystia jest źródłem i zarazem szczytem całego życia chrześcijańskiego. Wynika z tego, w kwestii nas interesującej, a sformułowanej w tytule, że pytanie: Czy warto chodzić na Mszę świętą? jest w zasadzie tożsame z pytaniem: Czy warto być chrześcijaninem? Na te pytania każdy musi sobie odpowiedzieć już sam.
Wciąż za mała jest nasza świadomość istnienia różnych rytów i tradycji liturgicznych. Próbowałem kiedyś zliczyć ryty w Kościele katolickim. Doliczyłem się około dwudziestu pięciu. W Polsce najczęstszą jest Msza święta sprawowana w obrządku rzymskim. Najbardziej znanym, innym niż rzymski, choć także katolickim, jest obrządek grecki, ale są także np. ryty ormiański, koptyjski czy sprawowany na południu Francji obrządek galijski. Zainteresowanych odsyłam do źródeł na temat różnych obrządków katolickich. Możemy mieć z nimi do czynienia w czasie naszych wyjazdów zagranicznych. Pamiętajmy, że udział (pełny udział, czyli także przyjęcie Komunii św.) w Eucharystii sprawowanej w innych rytach (mówimy oczywiście wciąż o Kościołach katolickich, a więc utrzymujących więź z papieżem) jest w pełni dla nas dostępny. Winniśmy jednak w miarę możliwości szukać Mszy sprawowanej w rycie rzymskim, ale jedynym uzasadnieniem jest nasze zrozumienie sprawowanej liturgii.
Temat innej liturgii niż ta, do której tak się przyzwyczailiśmy, ostatnio stał się głośny za sprawą zdjęcia ekskomuniki z lefebrystów. Zamieszania nie pomniejsza fakt, że w naszym rzymskokatolickim Kościele istnieje możliwość sprawowania liturgii trydenckiej – w tej chwili już nawet bez potrzeby uzyskiwania specjalnego pozwolenia od swojego ordynariusza. Bractwo św. Piusa X, z którego zdjęto ekskomunikę, wciąż sprawia co najmniej zamieszanie, ale mamy przecież w naszym Kościele Bractwo św. Piotra, skupiające wokół siebie zwolenników łaciny i “starego obrządku”, który jest przecież także naszym. Szczegóły liturgii w ciągu dwóch tysięcy lat ulegały zmianom wielokrotnie. Zajmuje się tym zagadnieniem historia liturgii. Czasami znajomość historii jakiegoś obrzędu bardzo pomaga zrozumieć jego dzisiejszy kształt, a przez to także najgłębszy sens. Pamiętam książkę, którą dostałem jako młody ministrant (było to jeszcze przed ostatnim soborem), pt. Msza po staremu się odprawia, poświęconą nowej (zreformowanej przez Sobór Watykański II) liturgii. Jej autor pokazywał, jak w najgłębszym sensie – w najgłębszej swej istocie – nasza Msza święta jest wciąż tym samym, co opisywane w Dziejach Apostolskich “Łamanie Chleba”.
To tylko kilka refleksji, które mogą nam pomóc w przeżywaniu Mszy świętej. Niestety, nigdy nie przygotujemy się w sposób odpowiedni na każdą okoliczność, zawsze może nas zaskoczyć jakaś niespodzianka. Ale może to i dobrze, podróż bez zaskoczeń jest chyba mniej atrakcyjna.
Bogdan Sadowski – diakon stały, dziennikarz, absolwent Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Pracował wiele lat TVP SA i TV Puls, obecnie w Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie.
Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec, październik 2009
© 1996–2009 www.mateusz.pl