KS. GRZEGORZ STRZELCZYK
Aż do narodzenia Jana Chrzciciela wszystko w Izraelu toczyło się według utartych schematów. Od wieków nie wydarzyło się nic bardzo istotnego. Izraelici żyli pamięcią Bożego działania przy wyjściach z Egiptu i Babilonu, w czasie wojen machabejskich… Ale ostatnio jakoś nic się nie działo, więc cała uwaga skupiona była na powtarzaniu i utrwalaniu tradycji. To, co dzieje się przy narodzeniu Jana jest tak powszechnym zaskoczeniem, że aż nie biorą na serio słów Elżbiety: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”. A następne wydarzenia wywołują niepokój w sąsiedztwie – ewangelia mówi wręcz o strachu, który „padł na sąsiadów”.
Nagle wydarzyło się coś, co zburzyło tradycyjny porządek rzeczy. Nagle Bóg, o którym snuło się wspomnienia, zadziałał z mocą…
W chrześcijaństwie w zasadzie nic nie dzieje się od wniebowstąpienia Jezusa, od dwóch tysięcy lat. Codzienność naszej wiary utkana jest z drobnych przyzwyczajeń. Małych tradycji, w których przechowywana jest w jakiś sposób nasza wspólna wiara, pamięć i zrozumienie świata. Z symbolicznych gestów, takie jak dar, czy świętowanie, które wyrażać mają to, co najpiękniejsze w naszym człowieczeństwie.
Powtarzalność tych gestów, jest ich podstawową zaletą – ma dopomóc naszej pamięci –, ale i podstawową wadą – możemy tak się skupić na samym odtwarzaniu gestów, że nie starczy czasu, sił, ani uwagi, aby sięgnąć do płaszczyzny ich znaczenia.
A przecież ilekroć tam sięgamy, możemy odkryć, że On jest tym, „który był, który jest i który przychodzi”. Przychodzi nieustannie.
ks. Grzegorz Strzelczyk
© 1996–2004 www.mateusz.pl