KS. GRZEGORZ STRZELCZYK
Św. Mateusz nie opisuje szczegółowo tego, co działo się w Józefie, gdy dowiedział się o tym, że Maryja poczęła. Możemy się jedynie domyślać jakie myśli przewalały mu się przez głowę, jakie burze emocji przetaczały się przez serce. Jedyną konkretną wskazówkę o stanie jego ducha znajdujemy w słowach anioła: „nie bój się wziąć do siebie Maryi”.
„Nie bój się”. Decyzja, by oddalić Maryję, mimo, że „sprawiedliwa”, czy wręcz wielkoduszna, bo przecież była równoznaczna z wzięciem winy na siebie, była jednak powodowana lękiem.
Czego Józef się lękał? Niewierności Maryi? Tego, że nie będzie potrafił pokochać nie swojego dziecka? A może konfrontacji z tajemnicą, która się przed nim rozciągała. Może bał się zaufać Maryi, uwierzyć jej wersji o dziewiczym poczęciu.
Jedno jest pewne: ludzki lęk staje w tym momencie na drodze Bożego planu. W przypadku Józefa trzeba aż interwencji anioła, by lęk ten przełamać. I tak będzie jeszcze wiele razy – nie przypadkowo Jezusowe „nie lękajcie się” skierowane do uczniów powraca w ewangelii jak refren…
Lęk rodzi się w człowieku wtedy, gdy staje przed decyzją, której konsekwencji nie potrafi do końca przewidzieć, albo przewiduje, że może nad tymi konsekwencjami nie zapanować, że mogą go przerosnąć. I może dlatego Jego przejście przez nasze życie tak często lęk wywołuje: bo wydaje się nam, że możemy stracić kontrolę nad naszym losem. A do tej kontroli strasznie jesteśmy przywiązani… Wciąż nam się wydaje, że kontrolując nasze życie ocalimy je. Uratujemy. Zbawimy.
Tak się nie rodzi zbawienie. Co najwyżej samotność. A z nią lęk jeszcze potężniejszy.
„Józefie, nie bój się wziąć do siebie Maryi… Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów.”
On zbawi swój lud.
On wyrwie z samotności.
On usunie lęk.
ks. Grzegorz Strzelczyk
© 1996–2004 www.mateusz.pl