DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ
Piątek, św. Szczepana, 26.XII.2003
„Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga” (Dz 7,56).
Czegóż to już człowiek nie wypowiedział o Jezusie Chrystusie? Jest On chyba najbardziej kontrowersyjną postacią w dziejach ludzkości. Zaczęło się już od Jego rodaków: opętany przez Belzebuba, żarłok, pijak, bluźnierca, przyjaciel grzeszników i celników. Na przestrzeni wieków, z grubsza rzecz biorąc, na różne sposoby próbowano wykazać, że Jezus jest Bogiem, ale za żadne skarby nie może być człowiekiem, np. niektórzy ukuli sobie teorię, że Jezus nie mógł jako Bóg umrzeć na krzyżu, (to przecież rzecz niewyobrażalna), tylko pozornie przyjął ciało ludzkie, wobec czego podczas drogi krzyżowej zamienił się duszą z Szymonem z Cyreny, który został umęczony w ciele Jezusa. Hmm.
Natomiast dzisiaj wielu sprzeciwia się temu, aby Jezusa utożsamić z wcielonym Bogiem, przyznając Mu jedynie status człowieka. Jednym z dowodów na to jest chociażby film „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, oparty na powieści Kazantsakisa, ukazujący Jezusa jako biednego i zbolałego śmiertelnika, który przez całe życie poszukuje rozpaczliwie możliwości ucieczki od nieuchronnej woli Ojca. To też sprytny zabieg. Dzisiaj, jak utrzymuje kaznodzieja papieski Raniero Cantalamessa, „Bóg postrzegany jest jako obraz człowieka, a nie człowiek jako obraz Boga”. Już św. Augustyn pisał, że kiedy poganie nie chcieli zrezygnować ze swoich rażących wad, to co wówczas robili? Ano przypisywali je swoim bogom. Zawsze to lżej na sercu, wiedząc, że skoro bóstwom niezbyt się w życiu układa, to cóż dopiero nam, godnym pożałowania i słabym ludziom. Ale inni są jeszcze bardziej błyskotliwi. Angielski filozof i teolog John Hick twierdzi, że Wcielenie Boga w Jezusie należy uważać jedynie za metaforę o wielkiej doniosłości, która ma podkreślić wyjątkowe otwarcie się Jezusa – człowieka na Boże działanie. A Hindus Raymond Pannikar próbuje dowieść, że Jezus jest tylko jednym z wcieleń kosmicznego Chrystusa identyfikowanego przez niego z hinduską zasadą życia.
No dobrze. Ale gdzie w tej pstrej mozaice umieścić św. Szczepana? Męczennik oddał życie, ponieważ widział wcielonego Syna Bożego, ponieważ ujrzał Go jako pełnego człowieka u boku Ojca. W zupełnej samotności Szczepan zachowuje niezachwianą pewność słuszności swej wizji nawet wtedy, gdy wszyscy wokół twierdzą, że to nonsens i szczerzą kły na niego. Dlaczego nawet śmierć i cierpienie nie są w stanie wydrzeć mu tego skarbu, jaki w sobie nosi? Ponieważ on jest już zakotwiczony nieodwołalnie na tamtym świecie. Wpierw jednak przylgnął do Jezusa w doczesności. Prawda o Synu Bożym jest dla niego tak wielką oczywistością, że poraża każdy fałsz. Zginął, bo nie poszedł na kompromis z kłamstwem, przez co podzielił los swego Mistrza.
Cóż takiego zmieniłoby się, gdyby przyjąć, że Jezus był rzeczywiście albo człowiekiem albo Bogiem? Jeśli Jezus byłby tylko Bogiem, to człowiek nie zostałby zbawiony w całości, lecz częściowo. A skoro tak, to po jakie licho zabierać się za jego zbawianie? Chrystus przyjął ludzką duszę i ciało, aby odnowić naszą duszę, wolę, rozum i wolność. Z kolei, jeśli Jezus byłby tylko przykładem wspaniałego człowieka, cała opowieść o mocy Ducha Świętego, początku życia wiecznego na ziemi byłaby tylko mniej lub bardziej ekscytującym mirażem, a świętość tysięcy osób można by porównać do jakiegoś widma lub uznać za przejaw halucynacji – jak fatamorgana na pustyni. Może rozważanie to wyda się niektórym trudne i skomplikowane. Jednakże niepokoje i intelektualno-duchowe zmagania z rzeczywiście wcielonym Synem Bożym od innej strony dają pewien posmak tego, jak trudno Bogu zamieszkać w ludzkich sercach, wczorajszych i dzisiejszych gospodach betlejemskich.
Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl
© 1996–2003 www.mateusz.pl