DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ
Wtorek, 2.XII.2003
„Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co wy słyszycie, a nie usłyszeli” (Łk 10,24).
Aż trudno uwierzyć, że można czegoś pożądać, pragnąć, oczekiwać, zabiegać o to z gorliwością i odejść z tego świata, nigdy nie doświadczając radości spotkania z przedmiotem swojej tęsknoty. W taki sposób upłynął żywot wielu pokoleń narodów walczących o niepodległość. Niejeden naukowiec poświęcił całe swoje życie na rozwikłanie jakiejś zagadki, dochodząc przy końcu swoich dni do wniosku, że tak naprawdę niczego nie osiągnął. A w mniejszym wymiarze czasowym wielu z nas doświadczyło pewnie chwil, kiedy cały włożony trud w realizację jakiejś idei, czy dążenia, zakończył się fiaskiem. Czy jednak ofiary uciemiężonych ludów i zakończona brakiem zadowalających rezultatów długoletnia praca naukowca idzie na marne? Czy zainwestowana przez nas energia w jakieś ostatecznie nieudane przedsięwzięcie, okazuje się jedynie stratą czasu i gorzką pomyłką? Rzeczywiście, w pierwszym odruchu to właśnie rozczarowanie i uczucia zawodu uderzają w nas w takich momentach. Nic dziwnego, gdyż zaangażowaliśmy się, oddaliśmy część siebie i chcielibyśmy widzieć owoce naszego wysiłku.
Jednakże brak bezpośrednich i widzialnych efektów naszych zabiegów nie zawsze oznacza, że ich w ogóle nie ma lub nie będzie. Bo zastanówmy się, czy odzyskanie wolności przez jakiś naród byłoby możliwe, gdyby nie determinacja poprzednich generacji oraz ich wytrwałość w tęsknocie i walce o niepodległość, chociaż same już nie zdążyły zakosztować jej pełnego smaku? Podobnie, czyż nie zdarza się, że wspomniany naukowiec swoim pozornie daremnym trudem może przygotować drogę i metody dla odkrycia przez innych jakiegoś ważnego prawa, czy wymyślenia nowego wynalazku? Także nasz osobisty i szczery wysiłek, nieraz przypominający wyciskanie siódmych potów, bez względu na to, czy osiągniemy zamierzony przez nas cel, czy nie, nigdy nie jest próżny. Nie od razu i nie zawsze potrafimy dostrzec to, do czego rzeczywiście doszliśmy. Często w najmniej spodziewanym momencie dowiadujemy się, jak zaowocował nakład naszej pracy i ku czemu wiodła nas ukrywająca się za nią tęsknota. Jakże często dostrzeżone w nas zmiany rozmijają się z tym, czego pierwotnie oczekiwaliśmy. Nigdy zatem nie wolno koncentrować się na ulotnej chwili i z jej perspektywy poddawać ocenie nasze dokonania.
Václav Havel powiedział kiedyś, że „nadzieja nie jest przekonaniem, że coś się dobrze zakończy, lecz pewnością, że coś ma sens, bez względu na to, jaki będzie tego ostateczny rezultat”. Doprawdy, nie przychodzi nam łatwo rozpoznać sens tam, gdzie dosięgło nas ostrze porażki. Pewność sensu, czyli wartości nawet tego, co z początku wydaje się nam czymś złym, rozwija się na drodze cierpliwości, która często wiele kosztuje. Istnieją różne „przedmioty” ludzkich tęsknot. Może musimy w naszym życiu przejść przez ogień niejednego zawodu, aby odkryć tę jedną jedyną tęsknotę, aby obudzić w sobie tę najgłębszą nadzieję i odczuć wagę jej wartości?
Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl
© 1996–2003 www.mateusz.pl