„Dołóżmy starań, aby poznać Pana”
KS. DARIUSZ LARUS
Część III
Pochylam się nad SŁOWEM
ja – człowiek duchem stary –
Przymierze ważę nowe
o odnowieniu wiary –I zrzucam płaszcz przeszłości
Nakładam wór pokutny
i żebrzę Twej mądrości
gdyż świat jest bałamutny –A Ty mi patrzysz w oczy
i z ręką na ramieniu
rozświetlasz się obłoczysz
więc słucham w zadziwieniu –I milczę nieprzytomna
I jestem tylko drżeniem…
Miłości przeogromna
przyjdź z Twym ocaleniem –S. Krzysztofa Kopińska CSFB
27 września a.D. 2001
„Dołóżmy starań, aby poznać Pana; Jego przyjście jest pewne jak świt poranka, jak wczesny deszcz przychodzi On do nas, i jak deszcz późny, co nasyca ziemię” (Oz 6, 3). Faktycznie, potrzeba nam nieustannego, codziennego dokładania starań, aby poznawać prawdę o Bogu, który przychodząc, zaprasza nas do wspólnoty życia z Sobą. Obdarowując życiem, pociąga nas ku Sobie na sposób ludzki – więzami miłości – mimo naszej wielorakiej niewierności.
Bardzo wymowne i piękne zarazem, ale niepozbawione bólu są słowa Boga, zawarte w jedenastym rozdziale księgi Ozeasza, w których czytamy: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie, a składali ofiary Baalom i bożkom palili kadzidła. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11, 1-4).
Potrzeba nam poznawania Tego, który objawia Siebie w osobie swego Syna, gdyż to w Nim a nie w nas zawarta jest cała pełnia i w to w Nim a nie dzięki sobie otrzymaliśmy i otrzymujemy przystęp do Ojca (por. Ef 2, 18; 3, 12). „Zechciał bowiem [Bóg], aby w Nim zamieszkała cała Pełnia, i aby przez Niego znów pojednać wszystko z sobą: przez Niego – i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża. I was, którzy byliście niegdyś obcymi[dla Boga]i[Jego] wrogami przez sposób myślenia i wasze złe czyny, teraz znów pojednał w doczesnym Jego ciele przez śmierć, by stawić was wobec siebie jako świętych i nieskalanych i nienagannych, bylebyście tylko trwali w wierze – ugruntowani i stateczni – a nie chwiejący się w nadziei [właściwej dla] Ewangelii” (Kol 1, 19-23).
Jezus dobitnie i usilnie podkreśla swą jedność z Ojcem. W dialogu z Filipem stwierdza: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. (…) Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje swych dzieł” (J 14, 6. 9-10). W innym miejscu dopowie: „Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje” (J 17, 10).
Taka była i jest relacja Syna z Ojcem i Ojca z Synem. Ciekawe, czy podobne słowa ze swojej strony jesteśmy w stanie wypowiedzieć wobec Tego, który nas umiłował i który wydał za nas samego siebie?
W poznawaniu Boga trzeba nam dostrzec, że On w żaden sposób nie wzgardził człowiekiem. Nie brzydzi się człowiekiem, co więcej, znalazł sobie w nim upodobanie. Przez fakt stworzenia a potem wcielenia, udowadnia, że trwanie w człowieku i przy człowieku wyrasta z bezgranicznej i bezinteresownej miłości do niego.
Bóg znalazł w człowieku miejsce swego odpoczynku. Stworzywszy człowieka jako mężczyznę i kobietę Bóg odpoczął. Zaufał im. A oni zamiast trwać w nim, zaczęli trwać w grzechu. Zamiast adorować Boga i wpatrywać się w Niego, odwracają się od Niego i zaczynają wpatrywać się w to, co nie jest Bogiem. Najpierw kobieta, a potem mężczyzna. Najpierw ta, która jest ukoronowaniem całego dzieła stworzenia, a potem ten, z którego ciała została wzięta. Pomimo trojakich darów, jakie otrzymali od Ojca: 1) władzy nad światem (odbicie wszechmocy Boga), 2) inteligencji (odbicie mądrości Słowa), a także 3) miłości (odbicie miłości Ducha Świętego), odwracają się od Niego i zaczynają słuchać tego, który jest uzurpatorem, a nie Bogiem. Dają wiarę słowom nie Tego, który ich Sobą ubogacił, ale temu, który świadomie i podstępnie zabiera im to, w co zostali wyposażeni: odbiera świętość, nieskalaność i nienaganność. Odbiera pierwotne i jedynie prawdziwe zaufanie do Stwórcy.
Zaczynają słuchają nie Tego, który jest Prawdą, ale tego, który jest kłamcą i ojcem kłamstwa. Szatan atakuje nie mężczyznę, który posiada władzę, ale tę, która jest kością z jego kości i ciałem z jego ciała; atakuje kobietę, czyli tę, w której ciele Bóg ukrył przedziwny i delikatny skarb – życie. To ona – kobieta, w odwiecznym zamyśle Ojca została powołana do tego, by być dla mężczyzny nauczycielką miłości. Pośredniczką miłości. To z nią mężczyzna ma się złączyć tak ściśle, by stać się jednym ciałem, a nie z władzą, którą dzierży w swych dłoniach, ani też nie z „pracą”, która związana jest z faktem czynienia sobie ziemi poddaną, ale z kobietą. To ona jest i powinna być dla niego odpowiednią pomocą, by potrafił odejść od swych „obowiązków”. To ona ma go nauczyć kochać. A jeśli tego nie czyni – to zaczyna zwodzić i uwodzić.
Ten, który wprowadza zamęt, który jest ojcem nieakceptacji i buntu, który sam nie znajdując spokoju, jeszcze innych rozprasza i w chaos wprowadza, atakuje to, co jest najsłabsze. Atakuje najmłodszą w dziele stworzenia. Atakuje nauczycielkę i pośredniczkę miłości.
Często, o ile nie zawsze, zły duch uderza w te miejsca, które są w nas samych najsłabsze. Dotyka naszych zranień i pod płaszczykiem zatroskania, rani i rozbija nas jeszcze bardziej.
Między innymi po to potrzebne jest poznawanie siebie, abyśmy odkryli w sobie Tego, który był, który jest i który nieustannie przychodzi. Aby spotkać Boga wcale nie trzeba daleko szukać. Potrzeba mało, albo tylko jednego. Kiedy Jezus „przyszedł do pewnej wsi, tam pewna niewiasta imieniem Marta przyjęła Go do swojego domu. Miała ona siostrę imieniem Maria, która siadła nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: <Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła>. A Pan jej odpowiedział: <Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona>„ (Łk 10, 38-42).
Aby odnaleźć i poznać Boga niewątpliwie konieczne jest oprócz krzątania się wokół rozmaitych posług także albo przede wszystkim – słuchanie Bożego Słowa. Słuchanie i wypełnianie Go. „Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta. Czemu to wzywacie Mnie: <Panie, Panie>, a nie czynicie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo podobny jest każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów Moich i wypełnia je. Podobny jest do człowieka, który buduje dom: wkopał się głęboko i fundament założył na skale. Gdy przyszła powódź, potok wezbrany uderzył w ten dom, ale nie zdołał go naruszyć, ponieważ był dobrze zbudowany. Lecz ten, kto słucha a nie wypełnia, podobny jest do człowieka, który zbudował dom na ziemi bez fundamentu. Gdy potok uderzył w niego, od razu runął, a upadek jego był wielki” (Łk 6, 45-49).
Potrzebne jest to, aby się zatrzymać a nie tylko ciągle gdzieś pędzić. Ważne jest, aby poczekać w świątyni własnego ciała na Tego, który zstępuje z wysokości. Zaangażować się w czuwanie i w modlitwę, bo w chwilach, w których się nie spodziewamy Syn Człowieczy przychodzi.
Bóg wchodzi w Jezusie w czasoprzestrzeń historii, przeżywa ją i doświadcza jej. Wchodzi, przyjmuje i wypełnia nasze człowieczeństwo Swoją świętą obecnością. Uciekając od siebie, mogę się z Nim rozminąć. Nieustannie szukając Go wszędzie tylko nie we wcieleniu, mogę się z Nim nie spotkać – gdyż Bóg właśnie w człowieku odpoczął.
Przebywa i mieszka w nas. Jesteśmy Jego świątynią, Jego ludem, owcami Jego pastwiska. Jesteśmy tymi, w których złożył swoje dary i przechowując je w nas, pragnie, abyśmy je rozwijali.
Chodząc w obecności Pana nigdy nie jesteśmy bezwartościowi. Nie jesteśmy ani beznadziejni, ani głupi, ani do niczego. Nawet, jeśli „ci mądrzy” tak uważają i do tego nas przekonują. Jesteśmy stworzeni na Jego obraz i na Jego podobieństwo. Nosimy w sobie Jego piękno, Jego dobro i Jego miłość. Chyba, że od Niego odchodzimy… A to już inna bajka.
„Kto nie słucha ojca, matki, ten słucha psiej skóry”. Przekładając to ludowe przysłowie na język wiary można powiedzieć, iż nie posłuszeństwo Ojcu niebieskiemu jest posłuszeństwem okazywanym ojcu kłamstwa i odwrotnie. Ale zawsze, tak czy inaczej, komuś jesteśmy podlegli: albo Ojcu niebieskiemu, albo ojcu piekielnemu. Mimo, iż pragnienie doświadczania niezależności jest w nas faktyczne i rzeczywiste, to jednak jego realizacja jest ułudą. Gdyż zawsze od kogoś lub czegoś jesteśmy zależni. Podczas, gdy zależność od Boga i posłuszeństwo względem Niego rozwija i pociąga nas ku pełni człowieczeństwa, gdyż Jemu zależy na nas, tak zależność i posłuszeństwo złemu duchowi rozbija i pociąga w dół, ku upadkowi, gdyż jemu zależy tylko na sobie samym. I tak jak fałszywe jest jego bóstwo, tak też fałszywe i nieprawdziwe są jego obietnice.
A zatem czuwajmy i módlmy się…
Ks. Dariusz Larus
© 1996–2003 www.mateusz.pl