Zgodnie z zasada sakramentu spowiedzi, aby spowiedź była ważna muszę żałować za grzechy. Otóż współżyję z moim chłopakiem i nie żałuję tego. Na skutek tej sprzeczności, nie mogę chodzić do spowiedzi, bo i tak byłaby nie ważna, a w żaden sposób nie potrafię w sobie wzbudzić żalu za to że z nim żyję – co robić?

 

Piszesz, nieznana Siostro: „w żaden sposób nie potrafię w sobie wzbudzić żalu, że z nim żyję [współżyję seksualnie]”. Problem tkwi w miłości. Dla uczniów Chrystusa sięganie po ciało drugiej osoby, po jej intymność poza małżeństwem jest grzechem, jest złem, którego skutki mogą nie być szybko odczuwalne. Miłość jest konstrukcją dwojga serc – mężczyzny i kobiety – która wymaga cierpliwości, samozaparcia, zaufania. To wszystko zaś wymaga czasu...

Żal za grzechy nie tyle jest uczuciem, co świadomością zła i wolą odwrócenia się od niego. Wprawdzie definicja katechizmowa ukazuje żal jako „ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu” (KKK 1451) jednak w dalszych rozważaniach o ż. doskonałym i niedoskonałym wyraźnie sugeruje, że pochodzi on „z miłości” oraz z ”rozważania brzydoty grzechu” (KKK 1452 – 1453). Miłość nie jest uczuciem lecz aktem woli, rozważanie zaś grzechu jest działaniem rozumu. Chodzi o to, byś poznała, że póki zatrzymacie się na sferze doznaniowej, póki ważne dla was będzie to, co seksualnie przeżywacie przecież w sposób niepełny (nie sądzę byście podejmowali pożycie godząc się na poczęcie dziecka), póty wasza miłość będzie na poziomie szukania siebie w drugim. Przyjemność orgazmu wydaje się ważniejsza niż praca nad przyszłą wiernością (opanowanie spojrzeń i dotyku), niż radość poznawania serca, odczuć, zalet i wad drugiej osoby. Przyjemność ta przeżywana w kontekście małżeństwa jest pięknym wzajemnym darem małżonków, a równocześnie prezentem od Stwórcy. Żal za grzechy jest zatem przewartościowaniem, jest odkryciem, że choć ciało mówi co innego, mądrości Boga danej nam w przykazaniach warto bardziej zaufać. Życzę odkrycia tego, że miłość jest pełnią dojrzałego daru, przyjemność seksualna przeżywana w małżeństwie jest jednym z jego wyrazów.

Ks. Mirosław Czapla

 

LISTY

Kilka miesięcy temu miałam taki sam problem, jak Siostra. Dlatego odpowiedź ks. Czapli spowodowała, że nie mogę powstrzymać się od komentarza.

Cytuje Ksiądz KKK w odniesieniu do formuły grzechu, ale skąd zaraz po tym pojawia się stwierdzenie, że Miłość nie jest uczuciem lecz aktem woli? Zgadzam się, że miłość nie jest tylko uczuciem, ale na pewno nie tylko aktem woli. Akt woli może pojawić się przy pewnych elementach, do których są odmienne zdania i albo obydwie strony idą na kompromis, albo jedna z nich bezwarunkowo przyjmuje zdanie drugiej (piszę w bardzo uproszczony sposób, ale staram się nie dopuścić mojej pisemnej gadatliwości, która zrobiłaby tu kilkustronicowy wykład).

...rozważanie zaś grzechu jest działaniem rozumu. Rozum to nie wszystko. Człowiek nie jest całkowicie racjonalistą. Pewna osoba modliła się wielokrotnie o zrozumienie, że jej postępowanie jest grzeszne, o zrozumienie istoty tego, co nazwane zostało grzechem. Nadal nie uważa tego, za grzech i nie wie, czy w takim razie prośba została odrzucona, czy też taka jest właśnie odpowiedź: nie, nie jest to u ciebie grzechem. Poza tym to działanie rozumu ujawniło różne podejmowanie tematów pozornie jednego rodzaju i prowadziło nawet do różnego rodzaju rozłamów. Ponadto mam pytanie, dlaczego przed rozważaniem grzechów zalecana jest modlitwa do Ducha Świętego o natchnienie? Zatem to nie tylko rozum, to także łaska. Łaską jest też miłość.

Chodzi o to, byś poznała, że póki zatrzymacie się na sferze doznaniowej, póki ważne dla was będzie to, co seksualnie przeżywacie przecież w sposób niepełny (nie sądzę byście podejmowali pożycie godząc się na poczęcie dziecka), póty wasza miłość będzie na poziomie szukania siebie w drugim. Tutaj mam jedno pytanie do Siostry, na ile ważna jest dla Was Wasza seksualność? Pytam o to dlatego, że ważne jest w związku, na którym miejscu ona się znajduje. Nie powinna przesłaniać wszystkiego, być motorem dla Waszych spotkań. Drugie pytanie kieruję do Księdza, co złego jest w szukaniu siebie w drugim? Czy ”jedno ciało” oznacza dwa różne, a zespolone ze sobą, czy jedność duchowo-psychiczą?

Przykrym jest dla mnie również fakt, że większość osób wspominając o współżyciu seksualnym, sprowadza je do orgazmu. Moda jakaś czy co? Na ten temat też znam różne wypowiedzi. Do wiadomości Księdza, jeśli chodzi o kobiety, to prawdziwy orgazm w początkach współżycia przeżywa jedynie niewielki procent, a część reszty uczy się podczas całego życia. Od siebie powiem, że w pożyciu nie zawsze chodzi o orgazm. Jest jeszcze coś o wiele wspanialszego – uczucie bliskości z Ukochanym, jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne i tylko między nami (uważamy, że wierność może być nie tylko małżeńska). Natomiast orgazm jest dla nas nie „szczytowaniem”, ale dopiero wstępem do tego, co się z nami dzieje później, do tej jedności serc, duszy i ciał, które się w siebie wtulają, a wtedy jesteśmy trójcą: nas dwoje i Wszechobecny.

Współczuję parom, które znają jedynie powszechny schemat stosunku płciowego: pieszczoty (a czasem nawet brak), zbliżenie, orgazm i sen.

Droga Siostro, nie będę Ci udzielać rad. Sama nie rozwiązałam problemu do końca. Uważam, że tylko Bóg mógłby mi dać ostateczną odpowiedź i niekoniecznie w Piśmie Świętym, bo każdy może nagiąć te słowa dla własnych potrzeb, a nie o to mi chodzi. Mimo to nadal szukam, czytam, co tylko znajdę, słucham wypowiedzi każdego, kto ma na ten temat coś do powiedzenia i dyskutuję ilekroć mam na to okazję. Problem seksu przedmałżeńskiego, a raczej brak umiejętnego podejścia duchownych w czasie naszych rozów spowodował, u mnie kryzys wiary. Przetrwałam go dzięki miłości Ukochanego, który nie pozwalał mi zapomnieć do kogo chodzę do Kościoła i dla kogo jestem tym, kim jestem. Dodał mi sił do dalszego poszukiwania. Prześledziłam historię Kościoła i ściśle z nią związaną historię małżeństwa. Autorytet, jakim był kiedyś dla mnie stan duchowny, upadł już wcześniej z powodu poznanych osobiście księży, dlatego już się tak bardzo nie rozczarowałam. Obecnie największym autorytetem jest dla mnie Bóg, który mi dał wolną wolę i sumienie. Niezwykle ważne są także dla mnie słowa Ojca Świętego i garstki duchownych, którzy swoim życiem nauczają o Bogu surowym, ale i miłosiernym, wszechmądrym i łaskawym, o najwspanialszym Ojcu. Wewnętrznego spokoju dodaje mi także to, że przy Ukochanym czuję się tak samo, jak w momencie, gdy w czasie modlitwy/medytacji o wybór drogi życia (w żaden sposób nie potrafię oddać słowami tamtej chwili) wypełniły mnie słowa ”Bądź spokojna i czekaj. Wszystko przyjdzie w swoim czasie”. Posłuchałam ich i poznałam Ukochanego. Nasze koleżeństwo powoli zmieniało sie w przyjaźń, a to z kolei z w poszczególne fazy miłości. Obecnie Ukochany kończy studia, nie współżyjemy, ja się uczę okresów swej płodności (chociaż nawet, gdyby w tej chwili pojawiło się dziecko, przyjęlibyśmy je z otwartymi ramionami, ślub nie zmieniłby żadnego naszego nastawienia), planujemy słowami przysiąc przed Bogiem i księdzem to, co przysięgamy sobie codziennie bez słów, chcemy stworzyć wspaniałą rodzinę i wierzymy, że naszym szczęściem uszczęśliwiamy nie tylko otoczenie, ale zwłaszcza Kogoś, Kto Jest nad nami, wokół nas i w nas. Życzę Ci, Siostro odpowiedzi, która rozwieje Twoje wątpliwości.

Księdzu Czapli dziękuję natomiast za próbę wytłumaczenia słów cytowanych z KKK i proszę o rozróżnienie współżycia dla orgazmu, a współżycia dla czegoś o wiele ponad to.

Z pozdrowieniami – Teresa 

 

Droga Pani Tereso,

Dziękuję za Pani uwagi. Postaram się rzeczowo odpowiedzieć na Pani spostrzeżenia i zastrzeżenia skierowane do mnie w związku z tekstem do „nieznanej Siostry”.

Miłość jest aktem woli. Miłość dojrzała. A o taką chodzi w relacji między mężczyzną i kobietą, dwojgiem chrześcijan, którzy pragną swą oblubieńczą więź zanurzyć w Sercu Jezusa. Trojaka może być miłość oblubieńcza: sexus czyli m. płciowa wynikająca z popędu seksualnego, charakteryzująca się cechami płciowości przeżywanej na płaszczyźnie zwierzęcej; eros – amor czyli osobowa miłość oparta na emocjonalnym i zmysłowym przeżyciu, choć nie w znaczeniu sexus; nastawiona na doznania erotyczne (nierzadko egoistyczne), z biegiem czasu zmierza do wyrażenia się w cielesnym zjednoczeniu; wreszcie agape – caritas czyli m. duchowa, intelektualna i wolitywna, prowadząca do zjednoczenia duchowego, podporządkowująca duchowi wszystko, co cielesne (por. Ks. A. Kokoszka. Moralność życia małżeńskiego. Tarnów 1998 s. 130).

„...rozważanie zaś grzechu jest działaniem rozumu. Rozum to nie wszystko. Człowiek nie jest całkowicie racjonalistą (...) Ponadto mam pytanie, dlaczego przed rozważaniem grzechów zalecana jest modlitwa do Ducha Świętego o natchnienie? Zatem to nie tylko rozum, to także łaska. Łaską jest też miłość”. Najczęściej rozważamy swoje grzechy czyniąc rachunek sumienia, odnosimy się do X Przykazań Bożych, Ośmiu Błogosławieństw, VII Grzechów Głównych etc. To jest działanie rozumu oświeconego wiarą płynącą z Objawienia. Człowiek nie jest tylko rozumem, tylko emocją, tylko wolą, tylko ciałem, tylko duszą. Jest osobą, która scala w sobie wszystkie te elementy. Źle jest jednak rozważać swój grzech we wzburzeniu na kogoś czy nawet siebie, w pogardzie albo błogostanie. Dlatego staramy się wzywać Ducha Świętego, Pocieszyciela i Ducha pokoju, by pomógł nam uspokoić siebie i w świetle Prawa Bożego rozeznać dobro i zło. I to jest łaska. Mówienie, że miłość jest też łaską jest prawdziwe, tyle że w trochę innym kontekście tj. ona jest darem od Stwórcy, nie zaś jakimś emocjonalnym łagodzeniem poczucia winy.

„Co złego jest w szukaniu siebie w drugim?” Trudno powiedzieć, żeby było w tym coś złego. Wszakże z całą pewnością można powiedzieć, że jest to stan daleki od doskonałości chrześcijańskiej. Św. Tomasz wyraźnie rozróżnił 4 rodzaje miłości: amor complacentiae – miłość upodobania, czyli podstawowy przejaw ludzkiej uczuciowości polegający na zachwycie, odczuciu zadowolenia i wzruszeniu pod wpływem zetknięcia się z dobrem dostrzeżonym w człowieku; amor concupiscentiae – m. pożądania, czyli wszelkie dążenia do dobra nieobecnego, choć upodobanego, ze względu na samego siebie; amor benevolentiae – m. życzliwości, czyli pragnienie dobra dla kogoś innego, jest typowo bezinteresowna i obdarowująca; amor amicitiae – m. przyjaźni, czyli rozszerzeniem m. życzliwości poprzez wzajemność na dwie osoby (Ks. A. Kokoszka. Dz. Cyt. S. 129-130). Przyzna Pani, droga Tereso, że w świetle takiej perspektywy warto podejmować wysiłek wchodzenia na kolejne piętra miłości. W przypadku naruszenia cnoty czystości istnieje realne niebezpieczeństwo zawarcia „wzajemnego układu między dwoma egoistami”(zob. K. Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność. Lublin 1962).

„Czy »jedno ciało« oznacza dwa różne, a zespolone ze sobą, czy jedność duchowo-psychiczną?” Biblijne una caro oznacza scalenie dwojga osób – mężczyzny i kobiety, męża i żony, którzy uzupełniają się i dopełniają swe różnice psychofizyczne w komunii małżeńskiej, czyli konkretnie w byciu małżonkami, w życiu wspólnym. Najbardziej radykalnym znakiem takiej wspólnoty męża i żony jest ich małżeński akt. Jedność psychiczno-duchowa zaś jest jednym z dwu istotnych celów aktu małżeńskiego obok prokreacji (por. K. Knotz OFM Cap. Akt małżeński. Szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem. Kraków 2001 s. 88-96).

Dziękuję za podzielenie się doświadczeniem fizjologii orgazmu kobiety, wszakże nie tylko od Pani, ale z doświadczenia wielu zaprzyjaźnionych małżeństw wiem, że w zbliżeniu intymnym chodzi o coś więcej niż orgazm.

Stanowczo muszę zaprzeczyć Pani stwierdzeniom: „...a wtedy jesteśmy trójcą; nas dwoje i Wszechobecny”. Pani odczucia są Pani odczuciami, może projekcją tęsknot, subiektywnym pragnieniem brzmiącym jak poezja, wszakże Pan Bóg obiektywnie określił Kościołowi, kiedy przebywa w przyjaznej jedności z człowiekiem. Dał temu wyraz w X Przykazaniach Bożych, z których VI mówi krótko a konkretnie: „Nie cudzołóż”. Pani i jej Umiłowany nie jesteście mężem i żoną, popełniacie grzech ciężki, poważną obrazę Boga. Byłoby absurdem mówić, że Jemu jest to miłe. Aby zrozumieć głębiej tę tajemnicy odsyłam do lektur: wspomnianej „Miłości i odpowiedzialności” (tam zwłaszcza proszę rozważyć tzw. status samposiadania osoby ludzkiej) oraz również cytowanej „Akt małżeński. Szansa...”. W tym momencie tylko powiem, że w dojrzałej miłości chrześcijańskich małżonków chodzi o dar – pełny, naturalny, życiodajny, wierny i wyłączny (por. Humanae vitae 9; KKK 1643).

Uszanowawszy Pani wyznanie, że „niezwykle ważne są także dla mnie słowa Ojca Świętego” życzę konsekwencji i sięgnięcia po to, co na ten temat Jan Paweł II napisał. Nie chodzi tylko o wczesną „Miłość i odpowiedzialność” ale także o lubelskie komentarze do katechez Ojca Świętego:

Jan Paweł II. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Chrystus odwołuje się do serca. O Jana Pawła II teologii ciała. Lublin 1998;

Jan Paweł II. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Chrystus odwołuje się do zmartwychwstania. O Jana Pawła II teologii ciała. Lublin 1998.

Jan Paweł II. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Sakrament. O Jana Pawła II teologii ciała. Lublin 1998.

Dziękuję za podziękowanie za moją próbę wytłumaczenia słów z KKK. O tym że znane mi jest rozróżnienie między współżyciem dla orgazmu a dla „czegoś więcej” naucza jasno Kościół, co też wyżej przedłożyłem.

Droga Pani Tereso,

Życzę budowania swej miłości z Chrystusem w oparciu o jasne i twarde zręby Ewangelii. Dwa słowa na koniec; jedno od Jezusa: „Poznacie prawdę a prawda was wyzwoli” (J8, 32), drugie od Jana Pawła II: „Przestańcie się lękać”.

Z wyrazami szacunku

Ks. Mirosław Czapla