Od momentu zawarcia ślubu nurtuje mnie problem grzechu współżycia małżonków tak – tak grzechu współżycia małżonków. A mianowicie – Kościół zawsze doradza stosować antykoncepcję naturalną (współżyć w okresie niepłodnym) i dobrze a czy to nie grzech? Przecież jeżeli ja i moja małżonka nie mamy ochoty to dlaczego mamy współżyć? Czy my mamy to robić na siłę? Bo w czasie gdy mamy ochotę to niewolo, bo mamy dwoje dzieci i zdajemy sobie sprawę z obecnych ciężkich czasów. Przecież jak nie jestem głodny to nie zajadam się smakołykami. Czy opinia jaką wyraża Kościół o tej sprawie to nie obłuda? Przerywany stosunek – grzech (komu wyrządzam krzywdę jeżeli obie strony to akceptują?). Prezerwatywa – grzech (komu wyrządzam krzywdę?). Stosunek w czasie niepłodnym – nie ma grzechu. Żona niezadowolona, ja też. Bo jak tu umacniać miłość i ciepło pomiędzy małżonkami jak trzeba się kochać wtedy kiedy się nie chce. Oczywiście można całkiem zrezygnować ze współżycia ale czy Pan Bóg naprawdę tego od nas chce?

Janusz

 

Dość trudno jest odpowiedzieć na tak postawione pytanie – trzeba by przedstawić systematyczny wykład nauczania katolickiego w dziedzinie etyki seksualnej. Wiedza Autora pytania na ten temat jest bowiem, delikatnie mówiąc, mocno niekompletna – i to w odniesieniu do spraw elementarnych. Odpowiemy więc na poruszone problemy, doradzamy jednak pogłębić swoją wiedzę, trudno bowiem w krótkiej odpowiedzi poruszyć wszystkie istotne wątki.

Nie jest prawdą, że Kościół „doradza stosować antykoncepcję naturalną”. Jeśli ktoś używa określenia „antykoncepcja naturalna” to znaczy, że w ogóle nie rozumie, na czym polega nauczanie katolickie w dziedzinie odpowiedzialnego rodzicielstwa – dlaczego nie można tutaj mówić o antykoncepcji. Różnica nie sprowadza się do tego, że katolicy stosują inne metody (naturalne zamiast sztucznych), o wiele ważniejsze jest podejście do kwestii płodności, rodzicielstwa – postawa otwartości na życie, rozumienia integralnego związku seksualności z rodzicielstwem, połączona zarazem z odpowiedzialnym decydowaniem o tym, kiedy i ile dzieci dane małżeństwo chce mieć.

Z listu wynika również, iż Autor uważa, że Kościół nakazuje współżycie w fazie niepłodnej. Nie jest to prawdą i doprawdy trudno nam zrozumieć, skąd Autorowi przyszło to do głowy. Jak ktoś nie chce współżyć, to po prostu nie współżyje. I tyle. Kościół nic tu nie nakazuje. Nie ma więc mowy o konieczności „kochania się wtedy kiedy się nie chce” i pozbawione sensu są wszelkie dywagacje na temat „umacniania miłości i ciepła pomiędzy małżonkami” w tym kontekście.

Trzeba wreszcie sprawa to błędne rozumienie grzechu. Grzechem nie jest tylko to, co „komuś wyrządza krzywdę”. Grzech jest w pierwszym rzędzie wykroczeniem przeciwko Bogu. Na pytanie o najważniejsze przykazanie Jezus w na pierwszym miejscu wskazał miłość Boga. Dopiero na drugim miłość bliźniego. Grzech w sferze seksualnej w pierwszym rzędzie narusza Boży porządek stworzenia – w dziedzinę stworzoną przez Boga jako piękną i świętą wprowadza nieład, ingerencję, „poprawki”. I to jest już wystarczające uzasadnienie tego, że taki czyn jest grzechem.

Inna sprawa, że w ogromnej większości grzechy w tej sferze wiążą się z krzywdą drugiej osoby, choć nie zawsze bezpośrednio to widać. Odwołując się do przykładów podanych przez Autora pytania – stosunek przerywany powoduje nerwice, może bardzo skutecznie zniechęcić do współżycia kobietę, pozbawia ją możliwości przeżycia przyjemności ze współżycia (o mizernej skuteczności tego „środka” w ogóle nie warto wspominać). Również prezerwatywa umniejszając komfort współżycia, może powodować zniechęcenie do niego.

Agata i Krzysztof Jankowiakowie

 

LISTY

Pozwolę sobie na krótką, osobistą refleksję na zadany temat. Rzeczywiście, wiedza Autora pytania na temat naturalnych metod planowania rodziny, błędnie przez niego nazywana „antykoncepcją naturalną” jest znikoma. Niestety, Autor w swej niewiedzy nie jest osamotniony. Skala zjawiska jest znaczna. Czasami wystarczy, gdy ten temat „wypłynie” podczas dyskusji wśród znajomych. Zresztą sama jeszcze nie tak dawno miałam z tym problemy.

Drogi Januszu, po pierwsze musisz zrozumieć różnicę między pojęciami: „antykoncepcja” a „naturalne metody planowania rodziny”. Konsekwencją niezrozumienia tej różnicy jest Twoje pytanie, dlaczego współżycie w okresie niepłodnym nie jest grzechem. Otóż grzechem jest świadome uczynienie aktu małżeńskiego niepłodnym, czyli stosowanie prezerwatywy, stosunku przerywanego, tabletek hormonalnych. Natomiast akt małżeński podejmowany w okresie niepłodnym już ze swej natury jest niepłodny i naprawdę nic nie możesz zrobić ze swej strony, aby to zmienić.

Kolejna sprawa, o której piszesz to problem „ochoty” na współżycie. Naturalną rzeczą jest, że wiele kobiet odczuwa większe pragnienie współżycia w okresie płodnym i nie jest to złośliwość natury. Tylko po prostu, jeżeli nie planujemy kolejnego dziecka – nie podejmujemy współżycia w tym czasie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe. Wymaga to od obojga małżonków dyscypliny, opanowania i pracy nad sobą, ale wierz mi, nie jest to niemożliwe do osiągnięcia. Trud wstrzemięźliwości jest zawsze hojnie wynagradzany przez Boga. Niechęć do współżycia w okresie niepłodnym jest też często spowodowany stosowaniem pewnych środków „zastępczych”, bądź moralnie wątpliwych praktyk zaspakajania pragnień seksualnych przez małżonków w skutek czego, gdy nadejdzie czas niepłodny są już oni „wyeksploatowani” i rzeczywiście niechętni współżyciu. Zapewniam Cię, że uporządkowanie tej dziedziny życia ma zbawienny wpływ na całe małżeństwo. Oczywiście „sami nic nie możemy”, ale nie jesteśmy sami. Trzeba tylko zaprosić Chrystusa do naszego życia (również do sypialni), powierzyć Mu nasze problemy i wspólnie modlić się o pomoc i umocnienie.

Życzę wytrwałości. Pozdrawiam – Katarzyna

 

Może odnoszę mylne wrażenie, ale ważne i bardzo życiowe pytanie zadane przez p. Janusza nią znalazło odpowiedzi. „Bo jak tu umacniać miłość i ciepło pomiędzy małżonkami jak trzeba się kochać wtedy kiedy się nie chce – może należałoby zapytać: jak umacniać miłość i ciepło pomiędzy małżonkami, gdy wolno kochać się tylko wtedy, gdy nie ma się na to ochoty?” Okazuje się, że problem ścisłej zależności popędu płciowego od fazy cyklu kobiety nie jest sytuacją rzadką. W okresie niepłodnym wiele kobiet nie ma po prostu ochoty na seks, niezależnie od swej „dobrej woli” i chęci zaspokojenia potrzeb małżonka; i co wtedy? Oczywiście, przede wszystkim zasady, z których naczelną jest – „antykoncepcji NIE”, lecz czy pozwala to rozwiązać problemy osób takich jak p. Janusz i jego żona, jak również wiele innych małżeństw? Czy warto ryzykować narastanie konfliktów, niezadowolenia, napiętej sytuacji? W końcu sfera seksualności człowieka jest jak najbardziej naturalna i harmonijne, zgodne z potrzebami i przekonaniami obu stron rozładowywanie napięcia seksualnego jest jedną z funkcji małżeństwa. I zdecydowanie umacnia to wzajemną miłość, daje poczucie bliskości i radości. Czy kobieta w opisanej wyżej sytuacji ma odmawiać mężowi współżycia, czy też wciąż do niego się przymuszać?? „Inna sprawa, że w ogromnej większości grzechy w tej sferze wiążą się z krzywdą drugiej osoby, choć nie zawsze bezpośrednio to widać” – jak najbardziej!

Potwierdzono naukowo, że stosunek przerywany może powodować (zwłaszcza u kobiety) zaburzenia nerwicowe. Trudno się jednak zgodzić z tym, jakoby „również prezerwatywa umniejszając komfort współżycia, mogła powodować zniechęcenie do niego”. Zaryzykowałabym zupełnie odmienną tezę: prezerwatywa, odwlekając nieco w czasie wytrysk, pozwala kobiecie osiągnąć większą satysfakcję ze zbliżenia. Być może państwu Janowiakom chodziło o fakt, iż założenie prezerwatywy wymaga przerwania na chwilę gry wstępnej; cóż, przerwy (nawet dłuższej) teoretycznie wymaga również ściągnięcie ubrania, lecz przecież obie te sytuacje stają się po prostu elementem tejże gry wstępnej i trudno twierdzić, że pomniejszają komfort współżycia.

Czy uważają Państwo, iż stosowanie „sztucznej” antykoncepcji wyklucza postawę otwartą na życie oraz rozumienie integralnego związku seksualności z rodzicielstwem a zwłaszcza odpowiedzialne decydowanie o przekazaniu życia? Trudno mi to pojąć. Żadna metoda odsunięcia w czasie zajścia w ciążę nie daje całkowitej pewności, odpowiedzialni ludzie wiedzą o tym i podejmując współżycie biorą to pod uwagę. Ale nie jest to kwestia rodzaju stosowanej metody, a raczej wewnętrznej dojrzałości i posiadanych zasad. Jeżeli zajdę teraz w ciążę, będzie to dla nas niespodzianka, ale taka możliwość, choć minimalna, istnieje i jesteśmy tego świadomi. Oczywiście, wolałabym najpierw skończyć studia, i tak też planujemy. Poczułabym się urażona stwierdzeniem, że odrzucam życie, bronię się przed nim, to absurd. Mało jest rzeczy, których tak pragniemy, jak dzieci.

Czasem wydaje mi się, że bardziej szczerą i prawdziwą odpowiedzią Kościoła na pytanie o „sztuczną” antykoncepcję byłoby: „nie, bo nie”, gdyż przytaczane argumenty i uzasadnienia zazwyczaj tak rażąco odbiegają od rzeczywistości, że wręcz zachęcają do jej stosowania.

Joanna

 

Drogi Januszu oraz Agato i Krzysztofie!

W 100% zgadzam się z tezami zawartymi w odpowiedzi jednak dla mnie pytanie Janusza dotyczy innego problemu. Problemu na który nikt nie próbował dać mi odpowiedzi a omijał ten problem, list Janusza jest dla mnie kolejnym potwierdzeniem, że ten problem istnieje, tak jak zainspirował mnie list Pawła w „Sprawie Kamila” wcześniej poruszonej w POW. Pozwolę sobie jeszcze raz przedstawić problem.

Jesteśmy od 28 lat małżeństwem i sytuacja nasza była zawsze (teraz w wieku pięćdziesięciu paru lat to sam nie wiem jaka jest) taka jak opisał w swoim liście Paweł i poruszył Janusz.

Moja Żona miała 100% niechęć do współżycia w okresie niepłodnym i 100% odwrotność w okresie płodnym. Współżycie w okresie zbliżonym do płodnego to 100% pewność poczęcia, dwa razy = dwie córki, jedno dziecko, jak u Pawła poczęło się 28 dnia cyklu po wyraźnym zakończeniu okresu płodnego. Była chęć do współżycia był okres płodny. Jest czy nie ma drugiej owulacji? Przez dłuższy czas radziłem się spowiedników, ojców i księży rekolekcjonistów po kolejnych rekolekcjach akademickich, Pisałem do nich listy i na moje pytania i problem Pawła nie znalazłem odpowiedzi.

Upłynęło wiele lat małżeństwa, zanim doszedłem do wniosku jak wyżej, co jest przyczyną naszego nieudanego, a właściwie braku współżycia. Nie chcieliśmy stosować środków antykoncepcyjnych a próby stosowania metod naturalnych spełzły na niczym. Przez ponad 10 lat byliśmy w oazie rodzin, Ojciec Proboszcz chciał żebyśmy prowadzili poradnictwo rodzinne ale jako wyjątek czym mielibyśmy się podzielić.

Teraz myślę, jakim byliśmy wyjątkiem, mój przypadek, Pawła i Janusza, 1% może 5% może więcej?

Może powinniśmy próbować rozwiązania idealnego, zamiast próbować metody naturalnej spróbować żyć jak brat i siostra Św. Paweł 1 Kor 7,5. Proponowałem to mojej żonie kilka razy, ale razem nie podjęliśmy takiej próby. Może w naszej sytuacji powinien zachęcić do niej kapłan? Żona oprócz więzi duchowej, psychicznej, chciała, pragnęła bliskości fizycznej i ja również pragnąłem bliskości fizycznej a przez kolejne cykle nie było spełnienia tych pragnień. Doprowadziło to do stopniowego oddalania się od siebie. Teraz żona ma objawy rozpoczynania się menopauzy. Jesteśmy daleko od siebie, co można teraz zmienić?

Napisałem te kilka słów, aby takim przypadkom jak my kapłan mógł doradzić coś na początku drogi. Może tylko jedyne jest rozwiązanie idealne Św. Pawła?

Pozdrawiam serdecznie w Panu – Jurek

 

Piszę częściowo zainspirowany dyskusją w tzw. „sprawie Kamila”, a także pytaniem Pana Janusza i odpowiedzią na nie.

Jesteśmy z żoną 5 lat po ślubie. Mamy dwójkę wspaniałych maluchów. Dzieci były „zaplanowane” także dlatego, że od początku pragnęliśmy żyć całkowicie zgodnie z nauczaniem Kościoła w sferze seksualności i stosowaliśmy metodę objawowo – termiczną.

To prawda! Zastosowane tej metody niesie wiele pozytywnych skutków. Uczy odpowiedzialności za własne czyny, pozwala mężczyźnie szanować kobietę, uwalnia od pokusy traktowania przedmiotowego. Są jednak jej wady! Pojawiają się w momencie kiedy małżeństwo nie planuje mieć więcej dzieci. Taki plan w naszym przypadku ma dwie przyczyny zdrowotną – zajście w ciążę dla żony byłoby dużym ryzykiem nawet dla życia oraz wiekową -w pewnym wieku mówienie o otwartości na życie ociera się o brak odpowiedzialności zarówno w stosunku do kobiety, jak i do dziecka, które może urodzić się z poważnymi wadami. Współżycie w okresach niepłodnych – jako odpowiedź na tę sytuację tylko z pozoru jest takie proste. Otóż jak Państwo wiecie, kobiety w tym okresie zazwyczaj nie mają ochoty na współżycie. W przypadku mojej żony jest to 100% wręcz obojętność! Jak mówić o głębokim zjednoczeniu, jeśli ja szanując żonę, mam odczucie, że właśnie wtedy traktuję ją przedmiotowo! Że nie ma mowy o wzajemnym głębokim darze, jeśli żona zgadza się na współżycie wyjątkowo niechętnie. Ona tez wtedy czuje się niczym więcej niż przedmiotem zaspokajania napiętej seksualności swojego męża!

Innym zagadnieniem jest okres ciąży oraz okres karmienia piersią! Byłoby chyba śmieszne mówienie, że współżycie w czasie ciąży jest otwarte na życie! Tak po prostu nie jest bo z przyczyn biologicznych nie może być i oboje małżonkowie są tego świadomi! Cóż począć z tym faktem? Okres ciąży z pierwszym dzieckiem był chyba okresem najharmonijniejszego współżycia w naszym małżeństwie! Inaczej było w ciąży z drugim maleństwem, kiedy współżycie było niemożliwe. Teraz nasze drugie dziecko ma 4 miesiące, tak więc nie współżyjemy niemal od roku! I nie wiadomo kiedy to nastąpi, bo żona karmi piersią! Mimo dobrej woli i przeczytania wielu książek nie znaleźliśmy tam nic przekonującego o metodzie naturalnej w okresie laktacji! Tak więc nie współżyjemy! Pewnie gdybyśmy posłuchali lekarzy, prezerwatywa rozwiązałaby sprawę Nie robimy tego już chyba tylko z posłuszeństwa i z coraz mniejszym przekonaniem! Zwłaszcza kiedy na stronie Mateusza wyczytaliśmy że pieszczoty małżeńskie, po których nie następuje współżycie też są grzechem jako forma wzajemnej masturbacji! Powstrzymujemy się więc także od nich bo o współżyciu na razie mowy nie ma! Nie mam zamiaru ryzykować życiem własnej żony! Czasami wydaje mi się, że te ciężary stają się powoli nie do uniesienia!

Pozdrawiam – Marcin, Wrocław